30 maja 54.
Kochany Mietku, proszę Cię, pisuj do mnie takie listy jak dwa ostatnie – miłe, ciepłe – radość bierze je czytać. Wyobraź sobie, że jeden z nich, wysłany 24-go, przyszedł 26! To rekord. Nie przejmuj się jubileuszem, my tu uczciliśmy
„Wiad[omości]”, a przede wszystkim
CiebieNa podstawie "Dziennika" Jana Lechonia wiadomo, że nagranie tej audycji odbyło się 27 maja 1954 r. (zob. J. Lechoń, "Dziennik", t. 3, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1993, s. 378); wcześniej, 18 maja 1954 r., w związku z jubileuszem pisma Lechoń notował: „Dzisiaj 30-lecie «Wiadomości». Dwie strony ostatnie są takie same, a nawet może lepsze niż były w Kraju – co na emigracji jest niebywałym rekordem. Niczego podobnego żaden inny naród nie ma. I to wszystko robi od 30 lat jeden człowiek, sam o wszystkim decydując, nie słuchając się nikogo, rządząc, jak chce, tym, co jest już prawie symbolem, jeżeli nie samą treścią literatury polskiej, trzeba powiedzieć tu to patetyczne słowo «wolnej literatury polskiej». Cokolwiek mnie czy innych drażni w «Wiadomościach», jest niczym wobec tego fenomenu trwania i po prostu opętania miłością do literatury. Grydz – to jest wielki człowiek. Wielki Polak w swoim własnym, grydzewskim rodzaju” (J. Lechoń, "Dziennik", t. 3, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1993, s. 372–373). - Wcześniej na antenie Radia Wolna Europa odbyła się 26 lipca 1953 r. „rozmowa Mieczysława Grydzewskiego z Leopoldem Kielanowskim na temat zbliżającego się trzydziestolecia «Wiadomości Literackich» (R. Habielski, "Audycje historyczne i kulturalne Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w latach 1952-1975", Wrocł", t. IV). audycją, przemawiał
Leszek,
Wittlin,
Olechowski i ja. Odczytałem przy tym ustęp listu
KozarynowejZob. list z 23 maja 1954, który mi zacytowałeś, nie znam lepszej charakterystyki
„Wiad[omości]”.
Komandoria przeleżała kilka tygodni na komorze celnej, dziś mi telefonowano o jej nadejściu,
LipskiJózef Lipski był od 1951 r. w Waszyngtonie przedstawicielem dyplomatycznym polskich władz emigracyjnych. ma mi wręczyć ją 4-go. Niech będzie. Co do najścia oenerowców na redakcję, to zdaje mi się, że znałem tego Jasiukiewicza. Pamiętam, że wszedłem do Twego mieszkania i zastałem tam to towarzystwo drabów, a nie wiedząc, o co chodzi, przywitałem się z Jasiukiewiczem, a potem z resztą bandy, co rozładowało całe napięcie. Kompletne uspokojenie nastąpiło po moim telefonie do
Nowaczyńskiego, z którym byłem na ty, i to rozbroiło ostatecznie zamachowców. (Telefon był wyłączony!). Cieszę się, że podoba Ci się
Chałko. Poznałem go w
Chicago i dałem mu kilka rad, jak pisać, niezmiernie szybko wszystko sobie przyswoił, myślę, że to niewątpliwy talent i dumny jestem z niego (i z siebie). Nie wiem, co Ci odpowiedzieć na pytanie o
Bronclu. Jego recenzja z
Korca makuZob. list z 7 stycznia 1952 nie podobała mi się, okazało się, że niczego nie zrozumiał, mimo że uważasz go za mego entuzjastę. Mianował mnie piewcą klęski, której odczucia oczywiście nie mogę się zaprzeć, ale chyba tylko idiota lub tromtadracki przynadziejnik postąpiłby inaczej. Co innego jednak klęska w życiu i klęska w sztuce. Ja chciałem i chcę się ratować od klęski przez sztukę i myślę, że nowa forma w
K[orcu] m[aku] dość wyraźnie przemawia na moją korzyść. Krytyk, który tych rzeczy nie widzi, niewiele jest wart. Ale jeśli nie masz nikogo innego, może jeszcze raz z nim spróbować. Napisz, co postanowiłeś zrobić. Te uwagi zatrzymaj, proszę Cię, przy sobie. Jeszcze jedna prośba, czy nie byłbyś łaskaw dać przy ogłoszeniu, za które Ci dziękuję, dwa adresy księgarni i umieścić je pod adresem
Roju:
Alma Book Co. 52 Holton House, 20-23 Holborn, London E. C.
Libella 12, rue St. Louis en l’Ile, Paris 4.
Trzymaj się,
mój stary. Wydrukuj czym prędzej
Chałkę i
Wedowa, bardzo jestem ich ciekaw. Zaraz wyjeżdżam na ślub
Krystyny Strzetelskiej, która wychodzi za mąż za
Jana Krasińskiego. 26-go ślub
Żanulki Bagniewskiej, potwornej BABYNa temat tego wydarzenia Jan Lechoń pisał w liście z 25 czerwca 1954 r. do Mieczysława Grydzewskiego: „Jutro ślub Żanulki, dziewuchy jak piec z wielopudowym sex-appealem. Roland Flourens, jej narzeczony, jest hotelarzem z zawodu, a wygląda na amerykańskiego miłego sportowca. Może znajdzie on jakiś sposób, aby tego uniknąć, ale normalne byłoby, aby został un cocu ordinaire [franc.: zwyczajny rogacz]” (M. Grydzewski, J. Lechoń, "Listy 1923–1956", t. 2, oprac. B. Dorosz, Warszawa 2006, s. 250–251. Ściskam Cię, ucałowania od
Halusi, pozdrów czule
Kossowską od
nas obojga
Kazimierz
Odręczny dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:
Odsyłam korektę; pierwsza szpalta czysta, więc jej nie załączam.