Mgły
Twarz
Ciemno, wietrznie i ciemno.
Gdzie błysnęło?
Nade mną…
Przeleciałam przez ciemnie,
Gdzie zabolało…
We mnie…
Więc boleść się natęży,
Bo tam cierpią i drżą…
Czy to piorun?
Świst węży.
Gdzie pożar…
Serca skrzą…
Lecz nic się nie odmienia
I nic w nas nie wybucha,
Zawsze ta moc płomienia,
Zawsze jeden ton ducha…
Upadła nam korona
I duch na świecie zgasł.
Kto ubył…
Duch Heliona.
Co, czy trup?
Nie, lecz głaz......
Duch się mój tu wpromienia,
Przez mgłę piorun rozpruty,
W Chrystusowe cierpienia,
W duch… włóczniami tu skłuty,
W cierpienia mi rówieśne,
Między krwawo boleśne.
Kto ty…
Ja?
Gdzie?
Na pasją…
I spazm wielki serdeczny.
Powiedz twe imię.
Wieczny!
Za tą marą w atłasie
Idź… wyżej… nad otchłanią…
Właśnie tu idę za nią…
W błękitny za nim ślad
I my, duchy, i świat…
〈 Myślący o tem, w jaką sieć zagarnie
Potem te tłuszcze… gdy wodze wyginą,
Ile stronników siedzi w jednej sarnie,
Ile mu kupi głów węgierskie wino.
Czy tu przyszedłem z mocą słowa żywą,
Ażebym czynił rzecz niesprawiedliwą?
Więc mógłbym także na tego kanclerza
Rzucić przekleństwem albo inwektywą,
Co w duchy ludzkie piorunem uderza,
I może jak wiatr, dąb ducha wywrócić.
Więc mógłbym nawet na niego krwią rzucić,
A tam zdjąć mu łeb… i dać na męczeństwo.
Lecz co tu ma z tą sprawą krew, przekleństwo.
AI Tu, gdzie widzicie strasznego obrońcę,
Który tę ziemię, ot, chwyta w ramiona,
A ona mu się rozlatuje w słońce
AII Kanclerz człek wielki, niech weźmie obrońcę,
Niechaj tę ziemię pochwyci w ramiona,
Niech mu się ona tak rozbłyśnie w słońce
Eheu — Bóg — duch — czart — pochodnia czerwona
Chorągiew krwawa…
Szczęk niby łańcuchów
Błysnął i stał się błyskawicą ciemną.
Nie brońcie, to nic, nic, to kilka duchów
Upadło na mnie i spłonęło ze mną.
a) Zgorzały duchy — strach grzmot burza w słowie.
Wy nieśmiertelni! stójcie wy, Bogowie!
b) O smętna! ciemna wron zwichrzonych kupa,
Którą ruszyłem opisaniem trupa,
Które już chcą krwi, a są tylko snami.
Stójcie, bo cisnę na was piorunami!
B Czy z krwi chorągiew — świętojańskie tęcze
Chorągwią… na tej krwi Ja, Panie, klęczę
I wołam sądu, Jezu sprawiedliwy…