1.
Wspaniała dzisiaj pogoda. Cały dzień byliśmy w lesie. Wiatr, słońce. Czy słyszycie, panowie, tupanie? To centaury
2.
– Aha.
3.
Z tym ujarzmianiem to zabawna historia. Po raz pierwszy ujarzmiła je właściwie sytuacja. Kiedy mnie otoczyły, zacząłem się śmiać. Taki nałóg jak u innych papieros. A gdy się człowiek śmieje, przynajmniej tak mocno – nie może się już bać. Zwierzęta mają ostry nos. Gdy poczują [/4] strach, jest to dla nich hasło mordu. Ale strachu nie było, więc i mordu nie było. Potem same były zdumione tym, że mnie nie tknęły, przestraszone nawet. Pokładły się na ziemi i tak się urodziła legenda o ujarzmianiu. Później wyciągnąłem z tego wnioski. Powstała teoria.
4.
– Walczę z bogami, walczę z lękiem. Zwyciężyć lęk, a przez to zwyciężyć śmierć jako proces psychiczny w człowieku.
5.
To brzmi bezbożnie, prawda? Bogowie powiedzieli: życie to lęk. Lew będzie zjadać sarnę a kot mysz i to jest prawo dla wszystkiego, co żyje. Ale w piersi człowieka jest waga. Ta waga zważyła prawo bogów i znalazła, że jest złe. I powiedziałem: nie będę mu ulegał. Stworzę inne prawo, ludzkie. Będę wolny od lęku i zbrodni. I zaśmiałem się nad własnym losem i nad własną śmiercią. Zwyciężyłem lęk, a przez to zwyciężyłem śmierć jako proces psychiczny w człowieku. Zwierzęta się nie śmieją. [/5]
6.
Nie, ptaszku.
7.
Chłopcy sami za nimi idą.
8.
Myślałem nad tym, proszę pana, że śmiech to osobliwe zjawisko. Byłbym skłonny wierzyć, że przez śmiech powstał świat.
9.
Śmiech zorganizował chaos, obłaskawił grozę. Skoro po raz pierwszy zabrzmiał nad otchłanią, otchłań została przezwyciężona. I urodził się ład, proporcje, stosunki…
10.
Stosunek. Święta nić, zaszywająca dwa brzegi niewidzialnej materii, której zobaczyć nie dane będzie nigdy naszym ziemskim oczom. Poznajemy tylko stosunki. Sam Zeus jest właściwie stosunkiem, proporcją…
11.
Dobrze, że sobie poszedł. Napijemy się wina – sami, we dwoje. Chłopiec, dwa wina. Wspaniały wieczór. Patrz, księżyc wschodzi. Szczęśliwy jestem, Eurydyko. [/7]
12.
Dlaczego?
13.
/poważnie/Powiedziałaś mądrą rzecz.
14.
Jak zawsze. I za to cię kocham.
15.
Śpij… już późno, Eurydyko.
16.
/śmieje się/Wspaniały pomysł.
17.
Mam poważne wątpliwości.
18.
Uwiodłaś? Proszę, proszę. Czy bardzo się opierałem?
19.
Potem ustąpiłem przez grzeczność.
20.
U kogo?
21.
Nie myśl o tym, będziesz się w nocy budział [sic].
22.
Budzę się i spać ci nie daję.
23.
Znowu gwiazda spadła.
24.
Prawda.
25.
Tego nie wiem.
26.
Wcześnie dziś zasypiasz, Eurydyko.
27.
Śpi. Jak cicho. Ktoś śpiewa z daleka. To one. Menady.
28.
Wołają mnie. To ostatnie, najwyższe zadanie życia! Uspokoić te nieuspokojone. To więcej niż lwy, niż ocean. Dzisiaj się wszystko rozstrzygnie. Pójdę tam, na święte Dionizje. Albo mnie rozszarpią, albo będą uleczone. Och, uśpić tę mękę. Oddałbym za to wszystko. Wszystko na świecie prócz… Eurydyki.Do was mówię, urodzonych pod słońcemktóre przemijaja, który przemijam jak wy –do was chcę mówić, o ujarzmianiuwielkiego przemijania świata.Do was mówię, urodzonych pod słońcemktóre się trwoży.Ja, który się trwożę jak wy –do was chcę mówić o ujarzmianiuwielkiej trwogi świata.Idę do was na święte Dionizje! /odchodzi/ [/10]
29.
Otom przygnieciony przez największy ciężar świata, ja, wczoraj gorejący i lekki jak tancerz. Chwilami wydaje mi się, że dzięki pomyłce bogów jestem Atlasem, co dźwiga sklepienie niebios. A to tylko ta rzecz lekka niewymownie: Cień rzęsy na jedwabnym policzku Eurydyki, gdy oddalała się od życia łatwo jak dźwięk oddala się od fletu. Oto wiosenna noc, noc nadmiaru i pełni. W taką noc najpotężniej krzyczy w człowieku szczęście, w taką noc najwspanialej rozkwita cierpienie. Eurydyko. Zamiast dziecka urodziła się z naszej miłości tęsknota i oto jest we mnie dzień i noc jak lampa bezsenna.
30.
Kto mówi?
31.
Czego chcesz ode mnie?
32.
Wilk?
33.
Kto jesteś?
34.
Menada?
35.
A one… te, co wysuwają się zza skały cicho jak stado dzikich kóz?
36.
Menady. Więc to tak spotykamy się pierwszy raz. Oddawna się do was wybierałem, od wielu lat.
37.
Nie spałem.
38.
Zamilcz. To było dawno, w czas wielkich Dionizji. Wybrałem się do was, ale zawróciłem z drogi.
39.
Zawróciłem, lecz było już za późno.
40.
Odkąd to trudnicie się wróżbami rywalizując z wyrocznią delficką?
41.
Czego chcecie?
42.
I cóż mi dacie?
43.
Otoczyły mnie kołem. Przybliżają się. Wieńce na głowach nigdy nie czesanych, skóra na barkach i te oczy… Kosmate kobiety, czy chcecie mnie rozszarpać? Milczą. Czuć śmierć w powietrzu. Ha, ha! Sytuacja, można powiedzieć nastrojowa, ale ja diablo lubię psuć nastroje. Mam wrodzoną lekkomyślność i humor, ślicznotki, dużo humoru.
44.
Pasjami lubię się śmiać, a szczególnie przepadam za śmiechem niestosowanym jak w tej chwili. Czemu się cofacie?
45.
Padacie na kolana? Jak one drżą, drżą bez ustanku.
46.
Ludzie karzą takiego. I bogowie.
47.
Tak, ja jeden mam litość, ale to mało. Ananke płonie na niebie, Ananke, wielka ogrodniczka, zasiewająca los w sercach śmiertelnych. Litość, widzicie, to luksus szczęśliwych. Co więcej – litość to nietakt wobec bogów, [/17] a olimpijczycy potrafią dotkliwie karać takie nietakty. Widzicie, jak mnie ukarali. Teraz Zeus uśmiecha się na swym tronie czekając pokajania się buntownika. Lecz nie doczeka się. Żegnajcie, miłe panie. Był czas, gdy szedłem do was ze skarbami świata, ale teraz ręce moje są puste. Jestem skąpy jak nędzarz.
48.
Może do Delf, gdzie w kawiarni czekają na mnie uczniowie, a może trochę dalej. Na tamten świat. W odwiedziny do Persefony, pani śmierci. Mówią, że ma troje oczu z żelaza.
49.
Oto czuję już jak rodzi się we mnie ciemny, pochyły niepokój, ciemne pochyłe wzruszenie. I wiem, że ciało moje, ciało człowieka, zacznie drżeć i zjeży się jak pies, gdy będę zstępował ku twym bramom, kraino umarłych. Gdy będę wzywał władczynię piekieł potrójnym zaklęciem. Persefono, królowo za siedmiorgiem zielonych drzwi.Persefono, królowo za siedmiorgiem zielonych świec.Persefono, królowo za siedmiorgiem zielonych pieczęci. [/18]Pani o trzech oczach z żelaza,pani o trzech piersiach z żelaza,pani o dziewięciu żywotach z żelaza – usłysz mnie.Niechaj brama piekieł po raz pierwszy otworzy się przed istotą żywą!
50.
Zabawne. Pani piekieł Persefona, znudziła się słodką ambrozją.
51.
Przychodzę z daleka. Z ziemi. I ty na niej niegdyś żyłaś wśród słońca i kwiatów, zanim porwał cię Pluto do krainy umarłych.
52.
I przywykłaś.
53.
Jesteś piękna.
54.
Chcesz mnie przerazić?
55.
Jesteś podstępna, ale ja nie będę się strzegł. Czy nie widzisz, żem szalony? Upiłem się nieszczęściem i to teraz jedyna moja potęga.
56.
Tak.
57.
Oddaj mi żonę moją Eurydykę.
58.
Nie rozumiem.
59.
Czemuś mi to pokazała? Walczyłem całe życie, by wymazać te słowa ze słów świata. Walczyłem, a teraz stoję tutaj bezsilny i zawstydzony. Bo nie dlatego wdarłem się przez bramę piekieł, aby rozsadzić tę skałę. Bo przyszedłem tu nie po zbawienie wszystkich, ale po jedną kobietę, po jedną [/26] duszę, po jeden cień…
60.
Cóż ci do śmiechu człowieka. Cóż ci do mego buntu, Ty jesteś z rodu bogów.
61.
Osobliwe to słowa, ale ja muszę pamiętać, że jesteś podstępna.
62.
Czekasz?
63.
Na co czekasz?
64.
Zamilcz, Persefono. To było dawno.
65.
Teraz niewiele jest słów, które potrafię wymówić. Oddaj mi żonę moją Erudykę.
66.
Co tam szumi w tej przepaści, Hermesie?
67.
A ta, co śpiewa u naszych stóp?
68.
Ociężała jest. Czy ona śpi?
69.
Gwałtowna jest.
70.
Rzeki chorują jak ludzie. Własną gwałtowność ujarzmić – to się nazywa dwojako. Potęga lub cierpienie.
71.
Zapomniałem się pochwalić, że poskromiłem czterdzieści lwów, a także ocean.
72.
Tak.
73.
Tak.
74.
Słowa w twych ustach olbrzymieją i odbijają się podstępnym echem od skał. Odpowiadam „tak” i brzmi to w ustach człowieka zuchwale i nikle. Ale powiem ci co innego, dystyngowany boże w nienagannie ułożonej chlamidzie. Wśród żyjących pod słońcem krąży stara pieśń o miłości, która zwycięża śmierć. Bardzo nieszczęśliwi próbują niekiedy realizować pieśni.
75.
Patrzysz na mnie osobliwie…
76.
A tamci z boku? Idą zamyśleni, nie dolega im żadna tortura.
77.
Eurydyka!
78.
Eurydyko! Zmiana – wypowiedź rozbita na dwie osobne, w wariancie 2 „Eurydyko (Eurydyka odwraca się) Czy mnie poznajesz?”
79.
Eurydyko, czy mnie poznajesz?
80.
Boisz się mnie?
81.
Czy chcesz podać mi paluszki?
82.
Odpowiada jak ptaszek, co umie śpiewać tylko jedną piosenkę. Czy ona zawsze jest taka senna? Jakże się odmieniła. Oczy ma nieopisane, ruchy podobne do łez płynących.
83.
Eurydyko, czy wiesz, kto jestem?
84.
On jest dobry dla Ciebie?
85.
Smutno w ciemności. Wyprowadzę cię na światło dnia. Pani piekieł wróciła ci ziemskie życie. Jesteś znowu moja. [/33]
86.
/z trwogą/ Eurydyko, Eurydyko!
87.
Lica masz nieuchwytne jak westchnienie. W ustach tych nie słowa, lecz echa słów. Boję się dotknąć twych rąk.
88.
Przypomnij sobie ten głos, już raz go słyszałaś. To zgrzyt olbrzymich zawiasów bramy piekieł, której szczęki rozwierają się zawsze by chwycić, a nigdy by oddać. Dziś stanie się rzecz niezwykła. Zastygły w biegu rzeki Hadesu, zamarło szczekanie potępieńców zagasł szelest szat cieni, poruszających się po bladych łąkach asfodelu. Bo oto wyjdzie z Hadesu istota, która była umarła. Eurydyka, żona Orfeusza. Czy się nie cieszysz?
89.
Patrzysz na mnie jak przez szybę, nie rozumiesz nic. Eurydyko…
90.
Ja cię obudzę. Poskromiłem piekielne straszydła, przebyłem rzeki ognia, aby popatrzeć, jakim ruchem opuszczasz głowę na ramię i jak delikatnie migocą w przymkniętych oczach białka twych oczu, gdy się uśmiechasz. Posłuchaj. Wróćmy tam, gdzie świeci słońce. Pamiętasz słońce?
91.
Niedokładnie pamiętasz. Jest wspaniałe i łagodne. Rodzi życie.
92.
Tak, to wszystko jest dla ciebie za trudne, moja mała żono. Posłuchaj, powiem ci bajkę… Pamiętasz morze, dom nad morzem, gdzieśmy się poznali. Rybacki domek.Nocami woda szumiała…
93.
/ucieszony jej przyjaznym tonem, mówi dalej/ Ogromna, śliczna biała plaża. W sąsiedztwie nikt nie mieszkał, tylko ten stary rybak z kolczykiem w uchu i [/35] z wielką miedzianą patelnią, na której nam smażył.
94.
No, ty też byłaś ananas. A wyglądałaś zupełnie jak chłopak. Opalona, z krótką czupryną i taka zuchwała. Pływaliśmy razem jak wariaty.
95.
Woda była zielona.
96.
A wieczorem robiłaś się cichutka i poważna jak mały kamyk. Leży, leży i nagle mówi; wiesz, chciałabym być syreną i uwodzić mężczyzn. To było kapitalne.
97.
I okrywałem cię kocem. I zasypiałaś na moim ramieniu.
98.
/radośnie/Eurydyko! Poznałaś mnie, wróciłaś do mnie! Co za szczęście! Podaj mi rękę. Jest jak gwiazda o pięciu promykach. /przestraszona/ Jaka chłodna i lekka. Czemu jest taka lekka?
99.
/z rozpaczą/Nie rozłączymy się już nigdy. Ja jestem twym mężem, a ty jesteś moją żoną. Pojedziemy nad morze.
100.
Będzie znowu gdy zechcesz. Dom jeszcze stoi i woda taka sama zielona. Będziesz się znowu śmiała.
101.
Kto?
102.
Musisz go słuchać?
103.
Eurydyko!
104.
Boję się twoich oczu, Eurydyko.
105.
Mówisz rzeczy okropne. Sama nie rozumiesz, co mówisz. Pierwszy promień słońca zmyje z ciebie tę straszliwą wiedzę. Zapomnisz. Podaj mi rękę. Odźwierny niecierpliwi się pewnie przy bramie.
106.
Ależ na ziemię, Eurydyko. Na światło. Czemu się cofasz?
107.
Co to?
108.
Wróćmy na ziemię.Tam będziesz ze mną. Będziesz szczęśliwa.
109.
/przerażony/Biada nam. Czemuś wyrzekła te słowa? To jest wyrok.
110.
Eurydyko, dokąd idziesz?
111.
Zostań! Zostań jeszcze choć chwilę. Odchodzi. Nie słyszy mnie, nie widzi. Oddala się. Jak cicho, jak szybko. Już zmieszała się z gromadą dusz, co idą do rzeki zapomnienia. Już jej nie widzę… [/39]
112.
Kto mnie woła?
113.
Sam…
114.
To wzgórze ma coś szczególnego. Czy nie jest to właśnie miejsce, którego szukam? Miejsce gorejące i płoche jak gorejące i płoche było życie Orfeusza i będzie śmierć. Tak, to powietrze śmierci. Ma dziwny czar. Jego milczenie podnieca jak zbyt długa pauza między dwoma słowami. Ludzie mówią o mnie fantastyczne historie. Ile plotek! Cóż, nie składa się bezkarnie za życia wizyt w piekle. Matki pokazują dzieciom: patrz, on widział Persefonę. I boją się. A menady z dala śledzą każdy mój krok i czekają chwili…Oto nadeszła. Już czas. Dziś tu przyjdą w góry [/40] na święte Dionizje. Dziś się wszystko zakończy. Co za noc. Na czułym niebie drżą gwiazdy. Chcę umrzeć pogodnie. Czyż nie byłem człowiekiem, który umiał się śmiać jak nikt w Grecji? Kto śpiewał – nie, to złudzenie. To jeszcze nie one. Nim nadejdą, jest nieco czasu. Właściwie trzeba by zrobić rachunek sumienia, a może coś w rodzaju testamentu. O czym to się mówi w obliczu śmierci, kiedy dusza więziona w ciele, jak powiada Plato, wraca do swej niebieskiej ojczyzny, do świata idei. A ciało pozostaje. Żałosna okoliczność. Przyzwoitość nakazywałaby je pożegnać. Powłoka cielesna. Muszę wam wyznać wstydliwą tajemnicę. Diablom się przyzwyczaił do tego, że ją posiadam, Łączy nas sentyment, mnie i moje ciało, noga, brzuch, język – chwyta mnie rozrzewnienie. Czymże byłbym bez tego bogactwa? Nie lubimy myśleć o tym, czujemy się wtedy trochę niepewnie. Człowiek czasami staje się zuchwały i mówi: to moje. Albo zgoła nieostrożnie: to ja. Niebezpieczne słowa, najmilsi. Bo wreszcie nadchodzi chwila gdy rozstaniemy się z tym wszystkim.skrót do wykreślenia adnotacja "skrót" Czeka mnie wielka podróż i być może lękam się wielkiej podróży. [/41]
115.
Mes saluts, mademoiselle. Kto jesteś?
116.
Jakie?
117.
Zwierzątko. Czy można je obłaskawić?
118.
Rozkoszna mała, tylko ślepia ma paskudne.
119.
Jesteś ślepa?
120.
A do czego?
121.
Osobliwa kokieteria, ale nie podchodź za blisko. Mogę zobaczyć, że drżysz.
122.
Ty jesteś menada. [/42]
123.
Aglae, namłodsza [sic] ze stada. Pamiętam ten miękki głos młodego zwierzęcia.
124.
Ty mnie najbardziej nienawidzisz, najdziksza z dzikich. Ty pierwsza mnie znalazłaś. Inne pewnie krążą, tropią…
125.
Ach, widzę w twych oczach coś zachwycającego. Rodzi się coś zachwycającego na odległości między piersią Orfeusza i ramieniem dzikiej niewiasty, cuchnącej kozim tłuszczem i ludzką krwią.
126.
Ależ śmierć, moja śmierć.
127.
Może przyprowadziło mnie tu cierpienie, a może przychodzę jako winowajca.
128.
Gdym tu kiedyś szedł – wtedy to ty zawołałaś w krzakach:
129.
Wtedy niosłem wam moc i ocalenie. Byłem bogacz, ale wystarczyły cztery słowa. Bo moje miłosierdzie nie było doskonałe. Był skarb, który jak skąpiec chowałem dla siebie.
130.
Chciałbym pogładzić twą głowę nieszczęsną i odrażającą. Kudły na niej dawno nieczesane wiją się jak osobliwa roślinność. I ten ruch głowy spłoszonego ptaka, jaki miała Eurydyka.
131.
Trudniej je uleczyć.
132.
To monady. Krążą tu, nie mogą znaleźć. Krzyknij, niech przyjdą. Niebo zacznie niedługo płowieć na wschodzie. Ananke, mówią ludzie, stworzyła was po to, żebyście zabijały.
133.
Nie śpi nigdy.
134.
Świat cały wierzy w nią, ale ona nie może dotąd uwierzyć w siebie. To ją chroni. Myślę, że nie ma wyobraźni, dlatego zdoła władać światem.
135.
Możliwe, że ma tylko gardło i ogromny żołądek, który może wchłonąć wszystko: zwierzęta, ludzi i konstelacje gwiazd.
136.
Pobożni nie powinni o tym myśleć.
137.
Aglae… [/45]
138.
Co robisz?
139.
Menado…
140.
Obmyjesz z palców krew. To będą palce prządniczki.
141.
Ciche życie…
142.
To ich muzyka.
143.
Nie słuchaj.
144.
Teraz nie jesteś już menadą.
145.
Będziesz żyła wśród ludzi. Będziesz miała dom i dziecko.
146.
Nie myśl o tym.
147.
Odejdźmy stąd.
148.
Nie słuchaj.
149.
Co ty mówisz!
150.
Zamilcz.
151.
Posłuchaj, Aglae. Twoje życie się odmieni. Trzeba zapomnieć o przeszłości. Jesteś teraz nowym człowiekiem. Będziesz żyła jak wszystkie kobiety. Nie będziesz więcej rozpaczać.
152.
Coś wyrzekła? Opamiętaj się! Nocami będziesz spała. Napełni się spokój i czystość. Nie będziesz grzeszyć ni mordować.
153.
Zapadasz w otchłań i mówisz mową otchłani.
154.
Kobieto, moja dawna moc została w Hadesie. Umiem jeszcze umrzeć jak człowiek wolny, ale nie mogę już nikomu dać wyzwolenia.
155.
To ta piekielna muzyka. Zły czar okuwa twe członki. Oczy masz znowu ślepe.
156.
Obudź się!
157.
Widzę, że będzie ci potrzebny twój flet. Oto on.
158.
Witajcie, nadobne. Oto ten, którego szukacie. Ujarzmił ocean, czarował centaury i lwy, zwiedzał piekło, flirtował z Persefoną – bardzo pracowicie żył. Ale wszystko na świecie ma koniec.
159.
Z nieba na ziemię spływa szaleństwo Dionizosa. Powietrze płonie od jego zapachu. Jak tkliwie płonie, jak sennie. Ono sprawia, że za chwilę święte się staną palce wasze, którego nie ukoi śmierć Orfeusza, które będzie dotąd, aż zwyciężona zostanie moc Ananke. Aż przyjdą ludzie, którzy ją zwyciężą.
160.
Kto wy?