Chwalcie boga o świcie i o rannej zorzy
że ziemię i że niebo i że słońce stworzył.
Wielbi go każda trawka, każdy ptak i zwierzę.
on nas kocha i żywi i od złego strzeże.
Chwalcie boga o świcie i o rannej zorzy,
że dobre są i piękne dzieła, które stworzył.
Nieśmy modły Zewsowi, bo od wieków wieka
chroni świat jego łaska i jego opieka.
Jak tu cicho. Słońce, trawa, dopisane ołówkiem
Jest woda, a jakże. Zaraz przyniosę, zdaleka pewnie przychodzicie.
Z bardzo daleka.
I pójdziecie znowu,
Dlaczego tak myślisz.
Po twarzy wam widać, panie, żeście z takich, co przychodzą z daleka i odchodzą daleko.
(pije wodę) Woda. Dziwny smak.
Jak to woda
Dawno nie piłem wody.
A cóżeście pijali, panie? Nie wyglądacie na takiego, co po gospodach przez całe życie wisi przy dzbanie piwa.
Czy mnie nie poznajecie?
Słabe moje mam oczy, a słońce dziś oślepia.
Pamiętacie Orfeusza?
Do imion ostatnio mam kiepską pamięć. Imię, panie, nieważne. Powiedz mi lepiej co robisz na tym bożym świecie? Czyś szewc czy pasterz czy garncarz, abym cię uczcił według twojej pożyteczności.
Prawdę mówiąc nie łatwo na to odpowiedzieć. Różnie bywało. Zajmowałem się w życiu nauczaniem młodzieży.
Toś bakałarz.
A także leczeniem. Cuda robiłem.
Toście znachor.
Pieśni również składałem.
No, wiele mieliście, panie, umiejętności. Nie widzą mi się tacy ludzie. Bywają powierzchowni i pyszni.
Masz rację. I ja też byłem pyszny. Powiedźcie mi, człowieku, macie przecież mieliście synów?
Miałem dwóch. Umarli.
A żona?
Też umarła.
Niedobra taka starość.
Każdy Liść kiedyś opada. Spadli jak liść. I ja niedługo spadnę. Śmierć – zwykła rzecz. A co jest zwykłe, jest dobre. Czy chcecie jeszcze wody?
Bóg zapłać, jużem się napił.
Zgadłeś, jestem cudzoziemcem. A myślę o tym, że jak wiele właściwie jest prawd. Prawda ludzi żywych i ludzi umarłych. Prawda buntowników i pokornych.
Bogów też jest wielu, a przecież (właściwie) jeden rządzi,-
Widzę, że jesteś świadomy boskich rzeczy.
Za młodu jeździłem po morzach i trapiły mnie wielkie troski. Ale odkąd siedzę tutaj zdala od ludzi, inne myśli do mnie przychodzą- nie wiem skąd, jak cudza owca, co się czasem przybłąka i przystanie do stada.
Bywa tak?
Gdzie tam, panie. Prędzej co zginie, jak menady porwą albo wilk.
Menady tu zachodzą? zm. (przychodzą)
Góry blisko, to zaglądają. Pastuchy je nazywają kosmate baby, że to skórami zakrywają swoją grzeszną nagość. Miesiąc, dwa cicho. Nagle nocą śpiew. (Jakby kto pacierz mruczał). Oho, już wiem, co się święci. Zamykam się w chacie. I owce zaraz poczują. Beczą. I pies. Każde stworzenie boi się takich.
Był tu podobno jeden, co chciał je wyleczyć, oswoić, rozumiecie, żeby wróciły do domów, każda do rodziny.
Coś przypominam sobie. Tyle, że mnie to nigdy nie ciekawiło.
Nawet mówili o tym dużo- był sławny.
Ale im już nic nie pomoże. Bogowie urządzili, że jedni są dobrzy, drudzy źli, jedni płaczą, drudzy się śmieją. A ten człowiek to musiał być farmazon. Tacy, mijają szybko. Przechodzą drogami z wielkim szumem koło dębów, za chwilę już ich nie ma, a dąb zostaje. No, ja już muszę iść do pracy. Owca mi się wczoraj okociła.
Panie, hej, panie.
Co tam?
Nie idźcie w tę stronę.
W tę stronę płynie strumień.
Więc co?
Widzicie, dobry człowieku, od pewnego czasu mam dziwną chorobę. Jak zobaczę że woda płynie, ciągnie mnie coś, żeby iść za nią. Wiele świata już zwędrowałem…
Nie idźcie tamtędy. Ta Droga prowadzi przez góry. W górach różne rzeczy mogą się wydarzyć. One tam odprawiają swoje nabożeństwa- a wiecie, ze gdy im wtedy kto się nawinie…
Dzięki wam, dobry człowieku. Bóg wam zapłać za przestrogę