7 list. 1954.
Kochany Mietku, dziś wróciłem po 10-dniowej nieobecności do domu i zastałem taką górę listów, że odpisuję Ci ręcznie, to pójdzie szybciej. Nie wiem, co się dzieje z
Szypr[owskim]. Słyszałem, że chorował, miał
breakdownAng.: załamanie., ale było to już dawno, chyba rok temu. Wczoraj widziałem go na
„Balu Literatury”, wyglądał dobrze. Pytasz mnie, co „o tym” myślę? Myślę, że byłoby lepiej mieć innego reprezentanta.
Opaliński (
Polish Book Imp. Co.) przysłał mi kilka tygodni temu okazowy egz[emplarz]
„Wiad[omości]”, może zwróciliście się do niego, to byłby niezły pomysł, choć
ten uczciwy, starszy pan jest nieruchawy i mało energiczny. Napisz, jak się rzeczy mają. Dziękuję Ci za
Chałkę i
Leszczę. Kiedyś wspominałeś mi, że
Leszcza „zepsuł Ci humor” na całe przedpołudnie – co to było, dlaczego? Fotografia pochodzi z
Lake Placid, sprzed wieków. Pies – cudo! – już nie żyje, zabił go samochód. Należał do
Rodzińskich. – Czy mógłbym pójść z Tobą kiedyś do
Rhody o 10-ej na herbatę? List jej podobał się bardzo
Falenckiemu i innym, ale mnie najbardziej. Powieść przeczytałbym, tylko nie teraz, bo nie mam czasu. 19-go jadę do
N.Y. i do
Newarku, 28-go mam wieczór w
DetroitW Detroit 26 listopada 1954 r. odbyła się uroczystość z okazji 35-lecia pracy literackiej Wierzyńskiego. Odczyt o jego twórczości zatytułowany "Siedem podków pod jasnym progiem" wygłosił Zbigniew Chałko (druk: „Dziennik Polski”, Detroit, 1954 nr 281), poeta zaś opowiedział o pisaniu biografii Chopina i odczytał wiersz "Co ja mogę wam dać…" (druk: „I cóż mogę wam dać”. Z przemówienia jubilata Wierzyńskiego na uroczystej akademii, „Dziennik Polski”, Detroit, 1954 nr 281). Zob. "Kronika: Obchód jubileuszowy Wierzyńskiego w Detroit", „Wiadomości” 1955, nr 5 (461) z 30 stycznia. i, zdaje się, w
Windsor, w Kanadzie, 3-go gr[udnia] mam coś powiedzieć na wieczorze
WittlinaWieczór z okazji wznowienia "Soli ziemi" odbył się Museum of Modern Art w Nowym Jorku 3 grudnia 1954 r. Tekst zagajenia Kazimierza Wierzyńskiego wydrukowano w „Wiadomościach” 1955, nr 9 (465) z 27 lutego (w artykule "Wieczór poezji i prozy Józefa Wittlina"); przedr. pt. "Józef Wittlin" w: tenże, "Szkice i portrety literackie", oprac. P. Kądziela, Warszawa 1990, s. 179–182). Oprócz Wierzyńskiego w wieczorze brali udział: Maria Modzelewska, Karin Tiche i Mieczysław Horoszowski. Zob. też: B. Dorosz, "Nowojorski pasjans", Warszawa 2013, s. 485. w
N.Y. Jestem komiwojażerem, a nie pisarzem. Teraz wróciłem z
Bostonu, gdzie wszystko poszło mniej więcej dobrze. Zarabiam we
Fr[ee] Eur[ope] $160 miesięcznie, a muszę mieć $400. Co robić? Głowimy się z
Haliną i nic nie możemy wymyślić. Byliśmy u
Grzesia w
Andover, cóż to za szkoła! Warto by urodzić się drugi raz i tam się znaleźć. – Pisał do mnie (w stylu ekstatycznym)
Andrzej BobkowskiAndrzej Bobkowski pisał do Kazimierza Wierzyńskiego w liście z 10 października 1954 r.: „Nie pisałem do Pana, ale naprawdę bez przesady nie było prawie dnia, żebyśmy o Panu nie mówili. Przede wszystkim wszystkie tomy leżą ciągle na wierzchu i przeszło to już niemal w obrządek pokolacyjny, że ja otwieram jakiś i czytam na głos […] kilka z tych małych olbrzymów. Ja Panu coś powiem – niech Pan nie myśli, że chcę być słodki albo po prostu pochlebić Panu – doszliśmy do tego w długich rozmowach i czytaniach: Jest Pan na pewno jednym z największych liryków w tej chwili na świecie. Ja wiem, że Pan ma doskonale zrównoważone poczucie własnej wartości (mówiliśmy o tym) i że świetnie Pan wie, czym Pan jest, więc jeżeli o tym mówię, to właściwie dlatego, że mnie krew zalewa, że inni tego nie mówią i nie zrozumieli. Z jednej strony język polski i tego czaru cudzoziemcom nie użyczysz, więc nie docenią, ale że nasi o tym nie pomyśleli, to rzeczywiście przykro. Mówi się, że literatura na emigracji, to w sumie nici – i ja tak trochę myślałem, bo dotąd nie przeczytałem tego wszystkiego, co Pan stworzył już poza krajem, w późniejszych latach. To jest wielka rzecz, bez żadnej przesady. Wie Pan – dla mnie było to wielkie, naprawdę wielkie przeżycie przeczytać to. Żebym nie bał się tego słowa, to powiedziałbym «olśnienie». To jest wielka poezja. […] Te rzeczy są jak bomby opóźniające. Spada – nic – i nagle wybucha w człowieku jakiś wiersz, jedna linijka zapamiętana podświadomie. Wali w głowę i w serce. Mnie ciągle nasuwały się porównania z Chopinem, aż do wyświechtanych, ale niezastąpionych «armat w kwiatach». Czy Pan zauważył, że u Chopina jest to coś dziwnego, że na przestrzeni całej jego twórczości nie można nigdy powiedzieć, że to jest słabsze, a to jest lepsze. Nie można mówić o jakości, bo wszystko, absolutnie wszystko jest doskonałe. Można tylko mówić o inności. I to jest w Pańskich wierszach. To też było dla mnie odkryciem. No i już nie mówiąc o tym, że mija czas, a Pan nie popuszcza – idzie to w głąb i w przód. Jak dobrze kuty i stemplowany chodnik. Wszystko to bardzo nieliterackie, co powiedziałem, ale nie umiem silić się na literaturę w listach. W sumie to Pana obydwoje bardzo ściskamy i dziękujemy. Człowiek jest sam, tuła się i męczy, nieraz kukiełka z gałganków i potrzeba patyka, żeby to się prosto trzymało. We mnie spotkanie z Panem i potem czytanie, wsadziło ten patyk. Czuję się silniejszy i pomimo wszystko bronię się jeszcze przed poddawaniem się, choć co będzie ze mną, to raczej wolę nie myśleć” (list z archiwum K. Wierzyńskiego w BPwL,; sygn.: Rkps/1360/VI/1a). z
Gwatemali – może go pamiętasz
Bobkowski i Grydzewski znali się osobiście. W liście do Grydzewskiego z 3 sierpnia 1957 r., po dłuższej przerwie w korespondencji, Bobkowski wspominał: „Pan pewnie sobie mnie nie przypomina, ale ja zawsze miło wspominam zjedzony z Panem obiad w małej restauracyjce koło Odeonu, niedługo po wojnie. Bodajże była to pańska pierwsza wizyta w Paryżu po wojnie i obydwaj roniliśmy łzy z powodu skasowania tych przemiłych domów. Swoją drogą to straszne chamstwo. Byłem w Paryżu w zeszłym roku i znowu kląłem. Paryż bez tego, to jak obiad bez wina. I ja, stary Paryżanin, zakochałem się – w Kopenhadze. Czy zna Pan tę mieścinę? Polecam Dunki. Niestety, nie dojechałem już do Londynu, choć miałem wielką ochotę” (A. Bobkowski, Listy do Mieczysława Grydzewskiego z lat 1946–1961, w: tenże, Listy do różnych adresatów, wyb. i oprac. K. Ćwikliński, Kraków 2013, s. 41–42); w przypisie do listu edytor, K. Ćwikliński wyjaśnia, że chodziło o ustawę francuskiego parlamentu znoszącą instytucję domów publicznych; Bobkowski „na znak żałoby” obciął wówczas krawat, podobnie jak dość powszechnie demonstrujący w ten sposób paryżanie.. Kiedyś przysłał Ci b[ardzo] ciekawy artykuł o
Dysku olimp[ijskim] JasiaZob. list K. Wierzyńskiego do M. Grydzewskiego z 12 maja 1947 oraz list A. Bobkowskiego do M. Grydzewskiego z 20 marca 1947 r. na temat tego tekstu (A. Bobkowski, Listy do różnych adresatów, dz. cyt., s. 37–38) – i prosił mnie o
„Wiadomości”. Posyłam mu je, ale z bólem. Jest chwilowo w opresji i pewnie zaprenumerowałby, kiedy się odkuje. Jeśli nie robiłoby Ci to różnicy, może byłbyś łaskaw posyłać mu pismo wprost z
Londynu. Warto by też zachęcić go do pisania, napisz do niego słówko, z pewnością go to podnieci
Zob. A. Bobkowski, "Listy do Mieczysława Grydzewskiego z lat 1946–1961", w: tenże, "Listy do różnych adresatów", dz. cyt., s. 27–74.
. Adres:
A. Bobkowski
8a Av. A. # 7-98, Zona 2.
Guatemala
Guatemala, C.A.
Pilnuj
Terleckiego. Tęsknij za
Żukiem. Kochaj
K. Ufaj mu. To Kryształ. Pisz. Ucałuj
R[hodę], kiedy przyjedziesz?
Twój niezastąpiony
AtatürkZ niewiadomego powodu Wierzyński używa tu tego fikcyjnego podpisu; podobnie podpisał się w liście do Jana Lechonia z 23 października 1954 r.
Przy adresie Andrzeja Bobkowskiego dopisek na marginesie:
Napisz, co postanawiasz