Stockbridge, Mass.
P.O. Box 562
22 października 48
Kochany Mietku,
Dziękujemy Ci za list, a zwłaszcza za fotografię. Wyglądasz jak autoportret Jacka Malczewskiego. Stefcia bardzo ładna także. Zazdroszczę Ci Hamleta i Kupca w Stratfordzie. Smutno mi, że „Wiad[omości]” jeszcze nie są ugruntowane; co więcej, że się spodziewasz zamknięcia. Pocieszam się tylko myślą, że może wtedy naprawdę przyjechałbyś do Stanów, to warto zobaczyć, nie mówiąc o naszej radości i o szczęściu, jakie przygotowalibyśmy dla Ciebie. Z honorariami kwita. Nowe prenumeraty nie nadchodzą i moim zdaniem nie nadejdą. Do Zosi, jeśli chcesz, pisz pod naszym adresem, spodziewam się być w N.Y. w ciągu przyszłego miesiąca, mógłbym jej list zawieźć. Nie wiem, co znaczy powiedzenie Leszka, ale on jest przecież bardzo nieścisły. Zresztą powiem Ci szczerze, nie umiem żartować na jej temat, tak mnie los jej przytłacza. Napisz coś miłego o książce Bychowskiego, mówił mi, że Ci ją posłał. Ma ona bardzo dobre recenzje, a on jest jednym z nielicznych przyjaznych i uczynnych dla nas (pisarzy) ludzi. Odpisz też Wittlinowi, skarży się, że ani Ty, ani Staś nie odpisaliście mu na listJózef Wittlin pisał do Mieczysława Grydzewskiego 12 sierpnia 1948 r.: „Od dziesięciu dni gniję w szpitalu – jak świński gnój – po operacji paskudnej hernii, wytworzonej w skutek moich stałych spazmów kiszkowych. Za parę dni wracam do domu. Ostatnio byłem bardzo kiepski i miałem częste tzw. strangulacje, które mogłyby zakończyć się katastrofalnie” (J. Wittlin, "Listy do redaktorów „Wiadomości”", oprac. i przyp. J. Olejniczak, konsult. edyt. B. Dorosz, Toruń 2014, s. 56–57).. Zrób to ze względów pedagogicznych, to go zwiąże. Miał on jechać do Wrocławia, ale zatrzymała go operacja (?) i teraz błogosławi to sobie. To biedny, słaby, wykończony człowiek. Proszę Cię, Mietku, wciągnij na listę prenumeratorów Zosię Kochańską. Prenumeratę odciągniesz sobie z moich honorariów za nowe wiersze, które myślę, że przyślę Ci w ciągu listopada. Adres: Mrs. Z. Kochanska [!] 141 East 56 Street New York, N.Y. – tylko przepisz dobrze. Byłbym Ci wdzięczny, gdybyś to zrobił zaraz i dołączył dwa numery z moimi wierszami, jeden z Cyganami i drugi z drobnymi wierszami Światło, Michał Anioł, Ptak itd. Dziękuję Ci z góry. Książkę Liszta oczywiście mam, dziękuję za pamięć. Kongres wrocławski nie był u Ciebie najlepiej zrobiony. Ja do dziś nie wiem, kto tam był i co się tam właściwie działo. Leszek mówił mi, że pod rezolucją był podpisany Jaś i pani Maryjka, Ty twierdzisz, żeś ich podpisów nie widział. Weintraub ładnie zrobił przegląd prasy angielskiej na ten temat, ale wydaje mi się to niewystarczające. Po prostu nie wiem, skąd się dowiedzieć o tym zbiegowisku poputczyków z całego świata. Artykuł Nowakowskiego nie podobał mi się. Twierdzi on, że już jest stary, a nic takiego dotychczas nie napisał. Ja jestem niewiele od niego młodszy, a (poza Pieńkowskim) nic takiego dotychczas nie czytałem. Co myślę i myślałem od wielu lat o Jarosławie, wiesz i nie będę Ci powtarzał. Być może, iż powodzenie „raka na bezrybiu” uderzyło mu szczególnie do głowy, do niemądrej, a politycznie zupełnie głupiej głowy. Z pewnością angażuje się niepotrzebnie, działa źle, daje się używać za parawan i wysługuje się za nędzne zaszczyty zbójom – wszystko to, niestety, prawda. Jeśli go tu spotkam, powtórzę mu to, co tu piszę – bo podobno jedzie do AmerykiJarosław Iwaszkiewicz jesienią 1948 r. odbył podróż do Ameryki Południowej, był gościem honorowym na odbywającym się w Buenos Aires zjeździe Międzynarodowej Konferencji Związków Autorów i Kompozytorów. Zob. J. Iwaszkiewicz, "Listy z podróży do Ameryki Południowej", Kraków 1954; tom zawiera 28 listów, reportaży i felietonów ze wspomnianej tu podróży do Argentyny oraz do Chile w 1953 r., na Kontynentalny Kongres Kultury. Radosław Romaniuk pisał w biografii Iwaszkiewicza: „Listy do żony pisane w czasie tego egzotycznego wyjazdu dostarczyły materiału do wydanej po kilku latach książki "Listy z podróży do Ameryki Południowej". Wielkim ich tematem jest emigracja, postrzegana jako jedna z wojennych tragedii, którą można i należy naprawić. Kilka lat po utrwaleniu się w Polsce pojałtańskiego porządku Iwaszkiewicz wierzył w możliwość powrotu do kraju Grydzewskiego, Wierzyńskiego, Lechonia, ludzi, których spotkał w Argentynie i później w Brazylii. Właściwie uważał ów powrót za egzystencjalną konieczność. «Nigdy w życiu nie chciałbym mieszkać za granicą» – pisał w "Listach". «Nie wyobrażam sobie po prostu istnienia na stałe pośród ludzi niemówiących moim językiem, ludzi, których nie obchodzi właściwie to, co mnie obchodzi tak gorąco. Dlatego żal mi bardzo wszystkich naszych, którzy tutaj w ten czy inny sposób zagnani losem, muszą tkwić i istnieć – z nostalgią w sercu, z pozornym zainteresowaniem sprawami kraju, w którym przebywają – a właściwie ze śmiertleną obojętnością w sercu, z tą straszliwą niewiedzą o tym, co się dzieje u nas, i z tym niezrozumieniem, które może jest gorsze od niewiedzy, a na pewno gorsze od świadomego przeciwstawienia się naszym zdobyczom. Bardzo mi żal tych wszytskich ludzi»” (R. Romaniuk, "Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza", t. 2, Warszawa 2017, s. 235, 238).. Ale na zjeździe powiedział najmniej głupstw, jakie mógł powiedzieć. Albo Nowakowski powinien był zacytować całe przemówienie (którego nie znam) i rozgoryczyć nas wszystkich tak, jak się rozgoryczył sam, albo naprawdę te, kłamliwe zresztą, słowa Jarosława o „ciszy” nie zasługują na obrzucanie go od świń w druku. Kłamstwem ze strony Nowakowskiego jest to, że Tuwim zachowuje się godniej. Tuwim jest świnią, która depeszowała do Moskwy na jubileusz rewolucji, jest świnią, która chwaliła czerwoną armię, jest świnią, która uwielbiła publicznie StalinaJulian Tuwim opublikował artykuł na cześć Armii Czerwonej, w którym złożył hołd Józefowi Stalinowi, zob. J. Tuwim, "Nieruszimyj sojuz", „Litieraturnaja Gazieta”, Moskwa 1948, nr 15. Zob. polemikę Theates [właśc. W. Weintraub], "Wśród czasopism. Marksista z pryncypialnymi zasadami", „Wiadomości” 1948, nr 17 (108) z 25 kwietnia. komplementami godnymi Fadiejewa i towarzyszy. Jarosław wobec tej niewątpliwej świni z przekonania jest tylko szkodliwym osłem. Nie wolno też Now[akowskiemu] pisać, że Skamander jest kanałem. Nie mam wielkiego sentymentu do tej grupy przyjaciół, która istniała póty, póki byliśmy przyjaciółmi. Kto się ześwinił, zasługuje może na kanał. Ale nie zeświniłem się ja ani Leszek i ten transport do kanału wydaje mi się zbyt ryczałtowy. To nietakt zapalczywego wątrobiarza, którego wiele artykułów wzbudziło we mnie szczery podziw. Jeśli uważasz za stosowne, możesz mu to wszystko ode mnie powtórzyć. Nie dla kłótni. Dla porządku. – Bądź zdrów, Mietku drogi, nie daj zginąć pismu, a jeśli wbrew Twoim wysiłkom nie zechce dalej wychodzić, przyjeżdżaj do nas. Ściskam Cię serdecznie i czekam od ośmiu lat.
Kazimierz