1. Chór (Dzień gniewu)
Ojczyzna nasza była urodzajną winnicąDo czasu,Gdy napadły na niąPlemiona Mosocha i plemiona Cedru,I szarańcza Rahab.Nasza ziemia jest gorzka od krwi.Wprawdzie nie wiemy, dlaczego BógUpodobał sobie te wzgórza i nizinyNa miejsce goryczy i na miejsce krwi,Ale wierzymy,Że skoro Jego wybórPadł na naszą ziemię,Spełni onaW niezbadanych zamysłach BożychMądre i głębokie przeznaczenie.Niech będzie błogosławionaCierpiąca ziemiaW swoim czasie.Jest czas rozpaczy, szubienic i krwi. szubienic i s DzieńI słońca czarnego jak włosienica:Życie ludzkie znaczy mniej od złamanej gałęzi,Życie ludzkie znaczy mniej od łaOd złamanej gałęzi,Życie ludzkie znaczy mniej,I Od kamyka potrąconego nogą,I Od garnka wyrzucanego na śmietnik.Jest czas, w którym dziwi nas życie,Jest czas, w którym nie dziwi nas śmierć.Jest czas rozpaczy, szubienicI słońca czarnego jak włosienica. czół pokrytych bluźnierczymi imionami. Życie ludzkie znaczy mniejOd złamanej gałęziI od kamyka potrąconego nogą,I od garnka wyrzuconego na śmietnik.Jest czas w którym dziwi nas życie,Jest czas w którym nie dziwi nas śmierć. Jest czas rozpaczy, szubienicI czół pokrytych bluźnierczymi napisami.Życie ludzkie znaczy mniejOd złamanej gałęziI od kamyka potrąconego nogą,I od garnka wyrzuconego na śmietnik.Wprawdzie nie wiemy, dlaczego BógUpodobał sobie nasz czasDla swojej zapalczywości,Ale wierzymy, że skoro Jego wybórPadł na naszą epokę,Spełni onaW niezbadanych zamysłach BożychMądre i głębokie przeznaczenie.Niech będzie błogosławionyCzas zapalczywości Pana. Ten gotycki refektarz w klasztorzeJest metaforą czasu.W tej metaforze człowiekOkreślany jest za pomocą Boga,A Bóg za pomocą człowieka.Posypaliśmy głowy pokutnymi psalmamiJak popiołami spalonych ludzi.Nie wiemy, dlaczego BógUpodobał sobie naszą drogęDla swojego gniewu,Ale wierzymy, że skoro Jego wybórPadł na naszą drogę,Spełni onaW niezbadanych zamysłach BożychMądre i głębokie przeznaczenie.Niech będą błogosławioneWszystkie zamysły Pana. Nasz klasztor wznosi się na wzgórzu.Z okien klasztoru widać drogęProwadzącą do miasta.I pochmurny dzień prowadzącyW głąb sierocego horyzontu.I ludzi prowadzącychW głąb piekieł.
2. Chór Prawy
Od wielu, wielu dniTrwa w mieście akcja przeciw Żydom.
3. Chór Lewy
Gestapowcy i esesmaniGonią po mieście,Tropią i wyszukują ofiary.
4. Chór Prawy
Rozbijają bramy i drzwi,Wywalają okiennice,A do piwnic i mieszkańWrzucają ręczne granaty.Ziemia nie może udźwignąć nadmiaru krwi,Ziemia nie może udźwignąć nadmiaru ognia.
5. Chór Prawy
Chór prawy lewyNa ulicach i placachW kałużach krwi leżą trupydzieci, starców, kobiet i mężczyzn.I tylko psy obwąchują ich zwłokiI liżą ciepłą krew. Nie można wybić okna w czasie [?]Jak w […?] […?] i uciec [?]. Nie można. Chór LewyNa ulicach i placach leżą trupyDzieci, starców, kobiet i mężczyzn,I tylko psy obwąchują ich zwłoki,I liżą ciepłą krew. Chór LewyNa ulicach i placach leżą walają się trupyDzieci, starców, kobiet i mężczyzn,I tylko psy obwąchują ich zwłoki, A obok leżą zabite psy i kozy I liżą ciepłą krew. Na dowód, że los ludzki przypadł również zwierzętom.Przypadł również zwierzętom.Na ulicach i placach walają się trupyDzieci, starców, kobiet i mężczyzn,A obok leżą zabite psy i kozyNa dowód, że los ludzkiPrzypadł również zwierzętom!
6. Chór Lewy
Na ulicach i placachW kałużach krwi leżą trupydzieci, starców, kobiet i mężczyzn.I tylko psy obwąchują ich zwłokiI liżą ciepłą krew. Nie można wybić okna w czasie [?]Jak w […?] […?] i uciec [?]. Nie można.
7. Chór Lewy
Na ulicach i placach leżą trupyDzieci, starców, kobiet i mężczyzn,I tylko psy obwąchują ich zwłoki,I liżą ciepłą krew.
8. Chór Lewy
Na ulicach i placach leżą walają się trupyDzieci, starców, kobiet i mężczyzn,I tylko psy obwąchują ich zwłoki, A obok leżą zabite psy i kozy I liżą ciepłą krew. Na dowód, że los ludzki przypadł również zwierzętom.Przypadł również zwierzętom.
9. Chór (Dzień gniewu)
Dogasają ostatnie pożary w getcie.Nikt nie odróżnić spalonej belkiOd spalonego człowieka.
10. Chór Prawy
Mówią, że Born kieruje akcją.
11. Chór Lewy
Mówią, że Born własnoręcznie zabija ludzi.
12. Chór Prawy
Już od kilku dni nie było go w klasztorze.
14. Chór Prawy
Na pewno przyjdzie.
15. Chór Lewy
Żal mi przeora.
16. Chór Prawy
Bardzo się postarzał.
18. Chór Prawy
Przeor jak zwykle w każde rano siadaW konfesjonale i czeka na ludzi,Pragnących Bogu spowiadać swe grzechy.Lecz próżno czeka, bo nikt spośród wiernychKolan nie zgina przed jego obliczem.
19. Chór Lewy
Człowiek zwykł często sądzić po pozorach,Bowiem pozory ułatwiają sądTym, którzy lubią rzecz z wierzchu oceniać,Zwłaszcza że ludzka natura, skażonaTrucizną grzechu, chętnie odnajdujeW winie bliźniego własne oczyszczenie.
20. Chór Prawy
Wierzę w uczciwość przeora i w czystośćJego intencji, ale nie rozumiem,Po co Born składa ojcu przeorowiCzęste wizyty, które – jak wiemy – Sieją niepokój w mieszkańcach miasteczkaI są przyczyną plotek i potwarzy.Wydaje mi się, że nastała pora,Byśmy z przeorem szczerze pomówili.
21. Chór Lewy
Mówić nie będę. Nie widzę powodu.Mam do przeora ślepe zaufanie.
22. Chór Prawy
Niech mnie Bóg broni przed podejrzeniami.Ja także w pełni ufam przeorowi.Ale nie o nas chodzi, lecz o imięKlasztoru. Ludzie zowią nas zdrajcami.
23. Chór Lewy
Cóż robić, ojcze? I to znieść musimy.
24. Chór Prawy
Często się zdarza, że moi znajomi,Gdy ich przypadkiem spotykam na mieście,Krok przyspieszają lub szybko przechodząNa drugą stronę ulicy, i czyniąTo z taką trwogą, jakby usłyszeliKlekot kołatki w trędowatej dłoni.
25. Chór Lewy
Zdejm z nas, o Boże, ten ciężar doświadczeń.
26. Brat (DG)
(wchodzą, stawiają na stole talerze i kładą chleb. Jeden z braci nalewa zupę)
27. Przeor
(wszedł, przystanął na środku refektarza, przeżegnał się i złożył ręce do modlitwy)
28. Chór (Dzień gniewu)
(przeżegnał się i złożył ręce do modlitwy)
29. Przeor
Benedicite – –
30. Chór (Dzień gniewu)
Benedicite.
31. Przeor
Oculi omnium – –
32. Chór (Dzień gniewu)
In te sperant, Domine, et tu das illis escam in tempore opportuno.Aperis tu manum tuam et imples omne animal in benedictione.
33. Przeor
Gloria Patri, et Filio, et Spiritui Sancto – –
34. Chór (Dzień gniewu)
Sicut erat in principio et nunc et semper et in saecula saeulorum. Amen.
35. Przeor
Kyrie eleison – –
36. Chór (Dzień gniewu)
Christe eleison, Kyrie eleison.
38. Chór (Dzień gniewu)
Amen.
39. Ojciec pierwszy
(otworzył „Martyrologium Romanum” i, stojąc nieco z boku, czyta)Natalis sancti Clementis Primi, Papae et Martyris, qui tertius post beatum Petrum Apostolum, pontificatum tenuit, et, in persecutione Traiani, apud Chersonesum relegatus , ibi, alligata ad eius collum anchora, praecipitatus in mare, martyrio coronatur. Ipsius autem corpus, Handriano Secundo Summo Pontifice, a sancto Cyrillo et Methodio fratribus Romam translatum, in Ecclesia quae eius nomine antea fuerat exstructa, honorifice reconditum est. Et alibi aliorum plurimorum sanctorum Martyrum et Confessorum atque sanctorum Virginum.
40. Blatt
(stanął w drzwiach z lewej strony podczas czytania ostatniego zdania z „Martyrologium”. Wygląda jak widmo. Jest obdarty i brudny. Lękliwym wzrokiem obrzucił obecnych. Postąpił kilka kroków naprzód) Dzień dobry. Przepraszam.
41. Chór (Dzień gniewu)
(utkwił niespokojne spojrzenie w postaci stojącej pod ścianą. Kilku ojców zerwało się z krzeseł)
43. Chór (Dzień gniewu)
Żyd! Żyd!
45. Chór (Dzień gniewu)
Skąd się pan tutaj wziął? Jezus Maryja! Co pan tu robi!?
46. Blatt
Przeskoczyłem przez mur w ogrodzie.Wszedłem do klasztoru bocznymi drzwiami.One były otwarte.
47. Jeden z chóru
Skąd pan jest?
48. Blatt
Z miasta. Stamtąd, z dołu.
49. Drugi z chóru
Pan uciekł?
50. Blatt
Tak. Kto tu jest przeorem?
51. Przeor
Ja jestem przeorem.
52. Blatt
Nic od dwóch dni nie jadłem.Jestem bardzo głodny.Bałem się iść między ludzi…
53. Przeor
Dajcie mu jeść.
54. Brat (DG)
(stawia na stole chleb i talerz z zupą)
55. Przeor
Niech pan usiądzie. Proszę się posilić.
56. Blatt
(usiadł. Je łapczywie)
57. Przeor
(czyni gest ręką w stronę brata, by dolał Blattowi zupy i podał chleb)
58. Brat (DG)
(dolał mu zupę i podaje chleb)
59. Blatt
(jedząc)Tam jest piekło. Ale to piekłoNie rozstąpi się jak Morze CzerwoneI Emanuel Blatt nie przejdzieSuchą nogą na drugi brzeg.Emanuel Blatt to ja. Stolarz.Przed wojną pracowałem u mojego ojca.Mieliśmy warsztat stolarski w miasteczku.Tuż obok rynku. W żydowskiej ulicy.Szyld był od frontu. Szło się od podwórza.Nikt z mojej rodziny nie został przy życiu.Nikt. Tylko ja. Uciekłem do lasu. Kilkudziesięciu Żydów także uciekło do lasu.Teraz idzie obława z psami. Wszystkich złapią.(wstał)Dziękuję.
60. Chór (Dzień gniewu)
(milczy)
62. Blatt
Czy – – No, to ja już pójdę.
63. Chór (Dzień gniewu)
(milczy)
65. Blatt
Czy ja mam odejść?
66. Chór (Dzień gniewu)
(milczy)
68. Blatt
Czy ja mam odejść? Gdy jestem ogolony,Nie wyglądam na Żyda. Nie bójcie się.Gdy się ogolę – –
69. Chór (Dzień gniewu)
(milczy)
71. Blatt
Mój nos nie jest garbaty, a moje wargiNie są grube. Moje oczy są niebieskie.Spójrzcie, niebieskie, o, niebieskie(szeroko otwiera oczy)Takie oczy niebieskie to dzisiaj majątek.Gdy byłem mały, moja matka zawsze mówiła,Że Emanuel ma chrześcijańskie oczy.Jak niebo.(po chwili)Nie mam dokąd iść. Nie mam dokąd iść.Czy ojcowie byli w mieście?Czy ojcowie wiedzą, co się tam stało?Wyciągali Żydów z piwnic i kryjówek.Rozstrzeliwali na miejscu i furmankamiWywozili trupy za miasto, gdzie je grzebaliJak padlinę w opuszczonych gliniankach. O, najgorzej jest wtedy, gdy furmankamiWywożą historię za miasto.Innych pędzili na kirkut jak stada baranówI tam zabijali na starych grobach,Jak na ofiarnych kamieniach.Ale nie wszyscy zaraz umierali. Ten i ów podnosił się z ziemi, krzycząc:„Szema Israel, Adonaj Elohenu, Adonaj ehad! ”Ale Born — czy znacie Borna? — już tam stałJak anioł śmierci i własnoręczniedobijał tych, którzy jeszcze dawaliZnaki życia.(po chwili))lb/>A na środku ulicy leżało dziecko.Ręce i nóżki miało opalone.Już nie płakało, może sił mu brakło.A obok stała matka i błagała NiemcaO łaskę śmierci dla dziecka i siebie.Żołnierz wyjął rewolwer i, uważnie mierząc,Wystrzelił. Ciałko drgnęłoI jak zwinięty namiot opadło ku ziemi.Niemiec z wolna się oddalił, a matka,Biegnąc za nim, wyła: „A mnie! A mnie!”.O, jeszcze słyszę w uszach wycie tej kobietyI widzę jej czoło wzniesione ku niebuJak łunę czerwoną od klątw i złorzeczeń.Nie mam dokąd iść. Nie mam dokąd iść.Czy ja naprawdę wyglądam na Żyda?
72. Chór Prawy
Jesteśmy tylko ludźmi.
73. Chór Lewy
Biednymi ludźmi.
74. Chór Prawy
Takimi jak pan.
75. Chór Lewy
Dlaczego człowiek jest zawsze nie przygotowanyNa przyjście swojej ostatniej godziny?
76. Chór Prawy
I Bóg przeżywał trwogęW ogrodach Gethsemani.
77. Chór Lewy
A czoło Jego było pokryte potem.
78. Chór Prawy
Nigdy nie wiadomo, kiedy otwierają sięPrzed człowiekiem ogrody Gethsemani.
79. Chór Lewy
Jesteśmy tylko ludźmi.
80. Chór Prawy
Biednymi ludźmi.
81. Chór Lewy
Takimi jak pan.
82. Chór Prawy
O, pomóż nam, Boże,Stojący w ogrodach Getshemani,Jak wśród płonących snów.
83. Chór Lewy
Jesteśmy tylko ludźmi.
84. Chór Prawy
Biednymi ludźmi.
85. Chór Lewy
Takimi jak pan.
86. Blatt
O, ileż razy patrzyłem w oczy człowiekaI widziałem w jego oczach własny gróbLub w najlepszym razie miłosierdzie.Kupione za ostatni grosz. Zyskowne miłosierdzie.Gdy uciekałem z płonącego getta,Jakaś kobieta wskazała mi ten klasztorI szepnęła, że tutaj mieszkająDobrzy ojcowie, którzy nędznemu Żydowinie odmówią schronienia. Tak powiedziała.A mnie się zdawało, że to był głosWysłannika Pana. Ale PanDzisiaj nie wysyła aniołów.(po chwili)To ja pójdę...(po chwili)Ja rozumiem, że ludzie się boją.Bo któż by się nie bał?Wy się boicie i ja się boję,Jedni się boją i drudzy się boją.Wasza trwoga jest taka samaJak moja trwoga.Tak samo trzęsą się nam nogiI serce tak samo skacze nam do gardła.Więc po co mówić o człowieku i o Bogu?Człowiek jest okrutny, a Bóg obojętniePatrzy na nasze męczarnie.Usiadł w kawiarni, zapalił cygaro,I czytając gazetę, udaje,Że nic nie widzi. To ja odejdę.(idzie do drzwi)
87. Chór Prawy
Niech pan nie odchodzi!
88. Chór Lewy
Niech pan zaczeka!
91. Chór Prawy
Niech pan zaczeka!
92. Chór Lewy
Niech pan zaczeka!
94. Chór Prawy
Boże, nachyl uchoNa głos naszych modlitw.
95. Chór Lewy
Boże, uczyń, abyśmy nie upadliNa tej trudnej drodze.
96. Przeor
I nie oddali cesarzowi tego,Co jest Boskie.
97. Chór Prawy
Niech nam Chrystus przebaczyTę chwilę słabości.
98. Chór Lewy
Niech nam Chrystus przebaczyTę chwilę trwogi.
99. Chór Prawy
Niech nam Chrystus przebaczyZapatrzenie w siebie.
100. Chór Lewy
Niech nam Chrystus przebaczyOziębienie serca.
101. Przeor
Dajcie mu habit. Niech będzie jednym z nas.
102. Blatt
(chwycił dłoń Przeora i chce ją pocałować)Ja – – ojcze przeorze – – ja – –
103. Przeor
(cofnął rękę)Nie – – nie – –
104. Chór (Dzień gniewu)
Damy mu habit. I będzie jednym z nas.
105. Ojciec pierwszy
Przyjechał!
106. Ojciec drugi
Znów przyjechał!
107. Chór (Dzień gniewu)
(szeptem)Weźmy Żyda do środka.(otoczyli Blatta i szybko wychodzą drzwiami z lewej strony)
108. Przeor
(ukląkł przed krzyżem i modli się)
109. Born
(wszedł drzwiami z prawej strony. Czeka)
110. Przeor
(podniósł się z kolan)
113. Born
Przejeżdżając obok klasztoru,Kazałem szoferowi zatrzymać samochód.Cóż dobrego u ciebie, mój drogi przeorze?
115. Born
Zaraz dalej pojadę. Mam wiele roboty.Ale wieczorem wracając do miasta,Wstąpię do ciebie na tradycyjny sympozjon.
117. Born
Jak tu u was jest zimno. Nie palicie w piecach?A może nie macie opału na zimę?
119. Born
Dlaczego nic mi o tym nie mówiłeś?Jutro każę ci przysłać kilka wozów z węglem.
120. Przeor
Dziękuję. Nie przysyłaj. Węgla nie przyjmiemy.
122. Przeor
Nam węgiel nie jest potrzebny.
123. Born
Wolicie marznąć?
126. Przeor
Modlitwy łatwiej dochodzą do nieba,Gdy się je zmawia w nieogrzanych ścianach.
128. Przeor
Nie sądzę. Jestem tego pewien.
129. Born
Wolę z tobą rozmawiać w ciepłym refektarzu.Jutro całe miasto wylegnie na ulicę,By podziwiać węgiel zwożony do klasztoru.Wszyscy powiedzą, że ojcowie cieszą sięPoparciem Borna, które sobie wyprosiliU Boga żarliwą modlitwą i ascezą.To wielka propaganda dla waszego BogaI po trochę też dla mnie, bo przecieżBardzo przyjemnie być narzędziem w rękach Opatrzności.Często się dziwię, skąd się bierze we mnieTa nieposkromiona słabość do ciebie,Dlaczego tak chętnie tutaj przychodzęNa rozmowy z człowiekiem, któryJest właściwie moim zaciętym wrogiem.
130. Przeor
Nie jestem twym wrogiem.
131. Born
Nie udawaj baranka.
132. Przeor
Nie jestem twym wrogiem. Jestem wrogiem zła – –
133. Born
– – które jest we mnie. To chciałeś powiedzieć.Nadałbym ci chętnie tytuł niebieskiegoDoktora za tę genialną zdolność,Za pomocą której nawet nienawiśćOblekasz w piękny kształt miłości.Zawsze podziwiałem w tobie umiejętnośćSprytnego maga, który umieNagłym ruchem ręki wyjmować królikiI ptaki z kieszeni.(z uśmiechem)Arcymistrzu obłudy! Już w Rzymie okazywałeśW tej dziedzinie nieprzeciętny talent!
134. Przeor
Ale mimo to byłem w owych czasachMniej wnikliwy od ciebie. Nie umiałemPrzewidzieć, że pod czerwoną sutannąMego przyjaciela, pokornego klerykaZ Collegium Germanicum, bije sercePrzyszłego komendanta – –
135. Born
(przerywając)Dzieją się takie rzeczy na ziemi i niebie,Które nie śniły się nawet pobożnym kapłanom.Pamiętam pewne rzymskie popołudnie,Gdyśmy szli razem brzegiem Tybru,Żółtej, melancholijnej rzeki,Która zawsze czyniła na mnie wrażenie,Jakby płynęła do jądra nicości.Łączył nas Bóg, który– Tak mi przynajmniej wtedy się zdawało –Był mostem przerzuconym nad światem.Staliśmy u stóp kamiennego anioła,A pod nami powoli rzeka toczyłaSwoje mętne i zamulone wody,Rzeka moich pierwszych niepokojów,Rzeka moich pierwszych rozczarowań.
136. Przeor
Nie umiałeś wierzyć.
137. Born
Moje zwątpienie było mym zwycięstwem.
140. Przeor
Czy warto było tracić wiarę w Boga,Aby odnieść zwycięstwo nad takim robakiemJak ja?
141. Born
Bóg, który zeszedł do mnie z biblijnych wersetów,Zagrodził mi drogę do mojego narodu.Jego niebo legło w poprzek mojej historii.Spaliłem niebo jak suknię zadżumionych,Zamknąłem me modlitwy jak oczy umarłychPrzed pustynnym Bogiem, który powiewającLiturgicznymi chustami, chciał skruszyćI rzucić na kolana mą godność człowieczą! Bóg obrzezany! Wrzaskliwy psalmista!Zwątpiłem o Nim, by uwierzyć w Niemcy!
142. Przeor
Uwierzyłeś w czarne szubienice,Jak kruki kraczące na horyzoncie,Uwierzyłeś w groby – –
143. Born
(przerywając)Ciebie, mój drogi, nikt tutaj nie krzywdzi.Żyjesz sobie spokojnie pod moją opieką,Mieszkańcy miasta bardzo ci zazdroszczą.
144. Przeor
Na co czekasz?
145. Born
Cóż za dziwne pytanie? Na nic nie czekam.Lubię z tobą rozmawiać, lubię dyskutować,Po prostu lubię przebywać w twoim towarzystwie,Chociaż niechętnie wracam pamięcią do czasówNaszej młodości. Zawsze czułem do ciebieWiele sympatii.
146. Przeor
Pamięci nie zabijesz.
147. Born
Ilekroć stoję nad zbiorowym grobemI strzałami z browninga dobijam Żydów,Każdy z nich ma twarz rzymskiego kleryka,Szeleszczącego czerwoną sutannąWśród ukrzyżowanych mitów.
148. Przeor
(niecierpliwie)Po co przyszedłeś?
149. Born
Jesteś bardzo rzeczowy.
152. Przeor
Klasztorem i modlitwami.
153. Born
Za kogo się modlisz?
156. Przeor
Tak. I za tych, którzy giną tam, na dole.
158. Przeor
Za wszystkich. Tego prawa nie możesz mi odebrać.
159. Born
BornCzujesz swąd spalenizny? Ojciec Przeor Czuję.BornTen swąd jak chmuraZawisł w powietrzu, u swoim mdłym zapachemPrzyprawia mnie o mdłości.Tutaj u was jest cicho. Ten klasztorW pierścieniu starych dębów, położony na wzgórzu,Nad miastem, jest jakby odgległąTak jest zapisane sielanką.Przypomina sztychy z średniowiecznych ksiąg.Pamiętam, gdy byłem będąc dzieckiem wyrwałemZ jakiejś starej i cennej książki stary piękny sztych.Dostałem od mego ojca szpicrutą […?]Po rękach. To bardzo bolało.BornCzujesz swąd spalenizny?PrzeorCzuję.BornRzeczywiście, przyznaję, masz wiele roboty.xxxxxxxAle jednak Ale i ty musisz chyba przyznaćsz, że staram się oto,Abyś miał klientów. zawsze dużo klienteli. Jestem bardzo szczodry. Aby ci nie zabrakło tematu do modlitw. Czujesz swąd spalenizny? Ten swąd jak chmuraZawisł w xxxxxxxxx powietrzu, i swoim mdłym zapachemPrzyprawia mnie o nieustanne mdłości.Tutaj u was jest cicho. Ten klasztorW pierścieniu starych dębów, położony na wzgórzu,Nad miastem, jest jakby odległą sielanką.Przypomina sztychy z średniowiecznych ksiąg.Pamiętam, gdy będąc dzieckiem, wyrwałemPięknych sztych z jakiejś starej i pożółkłej księgi.Dostałem od ojca szpicrutą po palcach.To bardzo bolało(po chwili)Rzeczywiście, przyznaję, masz wiele roboty.Ale i ty chyba przyznasz, że staram się o to,Aby ci nie zabrakło tematów do modlitw.Czujesz swąd spalenizny? Ten swąd jak chmuraZawisł w powietrzu i swoim mdłym zapachemPrzyprawia mnie o nieustanne mdłości.Ukończyliśmy w mieście akcję przeciw Żydom.Miasto jest czyste i białe. Ponad śnieg bielsze.Znasz przecież tę piękną metaforę. Nieprawdaż?Chciałem cię ostrzec.
160. Born
Czujesz swąd spalenizny?
162. Born
Ten swąd jak chmuraZawisł w powietrzu, u swoim mdłym zapachemPrzyprawia mnie o mdłości.Tutaj u was jest cicho. Ten klasztorW pierścieniu starych dębów, położony na wzgórzu,Nad miastem, jest jakby odgległąTak jest zapisane sielanką.Przypomina sztychy z średniowiecznych ksiąg.Pamiętam, gdy byłem będąc dzieckiem wyrwałemZ jakiejś starej i cennej książki stary piękny sztych.Dostałem od mego ojca szpicrutą […?]Po rękach. To bardzo bolało.
163. Born
Czujesz swąd spalenizny?
165. Born
Rzeczywiście, przyznaję, masz wiele roboty.xxxxxxxAle jednak Ale i ty musisz chyba przyznaćsz, że staram się oto,Abyś miał klientów. zawsze dużo klienteli. Jestem bardzo szczodry. Aby ci nie zabrakło tematu do modlitw. Czujesz swąd spalenizny? Ten swąd jak chmuraZawisł w xxxxxxxxx powietrzu, i swoim mdłym zapachemPrzyprawia mnie o nieustanne mdłości.Tutaj u was jest cicho. Ten klasztorW pierścieniu starych dębów, położony na wzgórzu,Nad miastem, jest jakby odległą sielanką.Przypomina sztychy z średniowiecznych ksiąg.Pamiętam, gdy będąc dzieckiem, wyrwałemPięknych sztych z jakiejś starej i pożółkłej księgi.Dostałem od ojca szpicrutą po palcach.To bardzo bolało(po chwili)
167. Born
Kilkudziesięciu Żydów wymknęła się z miastaI zbiegło w okoliczne lasy i pola.Uprzedzam cię, mój drogi, byś się nie dał skusićUczuciu litości i nie udzielił zbiegomSchronienia, gdyż nie miałbym wówczas żadnychMożliwości, aby ratować ciebie i klasztor.Musiałbym postąpić ściśle według rozkazów,Które otrzymałem od mojej komendy.
168. Przeor
Czy przemawia przez ciebie troska o klasztor?
169. Born
Ten problem omówimy wieczorem.Gdy wracając z obławy na Żydów,Zatrzymam się w klasztorze. Wprawdzie wiem,Że każde moje odwiedziny są dla ciebiePrzyczyną wielu utrapień, trosk i niepokojów,Ale tak bardzo sobie cenię nasze spotkania,Że nie mogę i nie chcę z nich zrezygnować.To wielka dla mnie przyjemność,Móc z tobą prowadzić uczone rozmowyI wymieniać poglądy na mądre tematy.Bądź zdrów. Do widzenia wieczorem.(wyszedł)
170. Przeor
(wyszedł za Bornem)
171. Julia Chomin
(wchodzi drzwiami z lewej strony)
172. Przeor
(wraca i spostrzega pannę Chomin)Kto to? Co pani tu robi? Tu jest klauzura.Tu nie wolno wchodzić kobietom.
173. Julia Chomin
Eee, dajmy spokój tym głupim przesądom.Jestem i koniec.
174. Przeor
Jak pani tutaj weszła? Kto panią tu wpuścił?
175. Julia Chomin
ChominównaNikt mnie nie wpuścił. PrzeorProszę stąd wyjść.ChominównaAni mi się śni.Nie chcę. [...?] [...?]. Chcę z Ojcem pomówić.Czy można usiąść?(siada)Przeskoczyłam przez mur, otaczający opactwoA potem Byłam w kościele. Bardzo piękny Lubię ten wasz kościół. Ojciec mi nie wierzy, że ale czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Pomówić z Bogiem. Niech ojciec usiądzie. Panna ChominNikt mnie nie wpuścił. Czy|możnaSeparator wstawiony odręcznie granatowym atramentem usiąść?(siada i rozgląda się po refektarzu)To jest ten klasztor? Jak tu u was zimno. Pewnie węgla nie macie. Dziś trudno o węgiel. opał.Nadpisane nad wierszem granatowym atramentem i skreślone odręcznie.Dobrze wiem, co znaczy mieć zimno w pokoju.O, Boże, ile lat żyłam o głodzie i chłodzie.(po chwili)Byłam w kościele. Lubię ten wasz kościół.Przeor mi nie wierzy? Ja czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Nie lubię prośbami zanudzać Pana Boga.Jeżeli ma dać, to i da i bez modlitw.Odręczne skreślenie wężykiem, pierwszy spójnik "i" skreślony maszynowo znakiem "x"Niech przeor usiądzie. Chominówna Panna ChominDopisane odręcznie. Nikt mnie nie wpuścił. Czy można usiąść?(siada i rozgląda się po refektarzu)To jest ten klasztor? Jak tu u was zimno.(po chwili)Byłam w kościele. Lubię ten wasz kościół.Przeor mi nie wierzy? Ja czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Nie lubię prośbami zanudzać Pana Boga.Niech przeor usiądzie.Nikt mnie nie wpuścił. Czy można usiąść?(siada i rozgląda się po refektarzu)To jest ten klasztor? Jak tu u was zimno.(po chwili)Byłam w kościele. Lubię ten wasz kościół.Przeor mi nie wierzy? Ja czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Nie lubię prośbami zanudzać Pana Boga.Niech przeor usiądzie.
176. Julia Chomin
Nikt mnie nie wpuścił.
177. Przeor
Proszę stąd wyjść.
178. Julia Chomin
Ani mi się śni.Nie chcę. [...?] [...?]. Chcę z Ojcem pomówić.Czy można usiąść?(siada)Przeskoczyłam przez mur, otaczający opactwoA potem Byłam w kościele. Bardzo piękny Lubię ten wasz kościół. Ojciec mi nie wierzy, że ale czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Pomówić z Bogiem. Niech ojciec usiądzie.
179. Julia Chomin
Nikt mnie nie wpuścił. Czy|możnaSeparator wstawiony odręcznie granatowym atramentem usiąść?(siada i rozgląda się po refektarzu)To jest ten klasztor? Jak tu u was zimno. Pewnie węgla nie macie. Dziś trudno o węgiel. opał.Nadpisane nad wierszem granatowym atramentem i skreślone odręcznie.Dobrze wiem, co znaczy mieć zimno w pokoju.O, Boże, ile lat żyłam o głodzie i chłodzie.(po chwili)Byłam w kościele. Lubię ten wasz kościół.Przeor mi nie wierzy? Ja czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Nie lubię prośbami zanudzać Pana Boga.Jeżeli ma dać, to i da i bez modlitw.Odręczne skreślenie wężykiem, pierwszy spójnik "i" skreślony maszynowo znakiem "x"Niech przeor usiądzie.
180. Julia Chomin
Nikt mnie nie wpuścił. Czy można usiąść?(siada i rozgląda się po refektarzu)To jest ten klasztor? Jak tu u was zimno.(po chwili)Byłam w kościele. Lubię ten wasz kościół.Przeor mi nie wierzy? Ja czasem się modlę.Nie zawsze. Czasem. Gdy mi chętka przyjdzie.Nie lubię prośbami zanudzać Pana Boga.Niech przeor usiądzie.
182. Julia Chomin
Uklękłam przed figurą Matki Boskiej, któraStoi w bocznej nawie.Ciężki sznur pereł zwisa z Jej szyi.Po co umieszczacie na ołtarzuBezcenne klejnoty, perły i złoto?Przecież one odrywają ludzi od modlitwyI każą im myśleć o doczesnych dobrach.
183. Przeor
Jeżeli ktoś naprawdę pragnie się modlić – –
184. Julia Chomin
ChominównaNie ważne jest kto je ofiarował.One powinno wrócić od Matki Boskiej do ludzi:Bo biednym ludziom są bardziej potrzebne,Niż niebu. Panna ChominTe klejnotyOne powinny wrócić od Matki Boskiejpowrócić do ludzi,Bo biednym ludziomakom są bardziej potrzebne, niż niebu. Niż niebuTe klejnoty powinny powrócić do ludzi,Bo biedakom są bardziej potrzebne niż niebu.
185. Julia Chomin
Nie ważne jest kto je ofiarował.One powinno wrócić od Matki Boskiej do ludzi:Bo biednym ludziom są bardziej potrzebne,Niż niebu.
186. Julia Chomin
Te klejnotyOne powinny wrócić od Matki Boskiejpowrócić do ludzi,Bo biednym ludziomakom są bardziej potrzebne, niż niebu. Niż niebu
187. Przeor
To jest bluźnierstwo.
188. Julia Chomin
Bluźnierstwo – – bluźnierstwo – – Gdy wam coś nie dogadza,Ukrywacie się wstydliwie za bluźnierstwem.Jak za parawanem. Te perły są piękne,chociaż straciły blask i są matowe,Ale jubilerzy mówią, że perłaNa żywym ciele znów wraca do życia.Te perły bardzo mi się podobają.Pragnę je otrzymać z zacnych rąk przeora.Za wszystkie brzydkie słowa,Które przeor wygłaszał przeciw mnie z ambony.
189. Przeor
Ja? Przeciw pani?
190. Julia Chomin
To było przed wojną. Przeor nie pamięta?Przeor niemal mnie wyklął. Przeor wtedy mówiłŻe jestem ladacznicą, zarazą i bagnem.Już nawet nie potrafię powtórzyć tych słów,Których przeor w gniewie przeciw mnie używał.(po chwili) Cóż miałam czynić?Ja nie mogłam się bawić. Byłam lekkomyślna. Ale Żyć musiałam.Zadawałam się ze starszymi panami Bo oni mi najlepiej płacili.A przeor mnie potępił.A dzisiaj? Hm. Dzisiaj czasy się zmieniły.Nie muszę się zadawać ze starszymi panami,Mam lisa i karakuły.A ja nie miałam z czego żyć.Byłam biedną dziewczyną,I zadawałam się ze starszymi panami,Bo mi najwięcej płacili, męczyli się szybkoI dlatego byli mało wymagający,Gdyż męczyli się szybko. Tacy po pięćdziesiątce.A dzisiaj? Hm. Dzisiaj czasy się zmieniły,Nie muszę się zadawać ze starszymi panami,Mam tylko jednego i jestem bardzo [...?].[...?] [...?] mam lisa i karakuły.Ale muszę mieć jeszcze perły. Muszę.I to właśnie z kościoła. W podarunku od przeora.No, czy dostanę te perły? Chodźmy do kościoła.A ja nie miałam z czego żyć.Byłam biedną dziewczyną.Przyjmowałam u siebie tylko starszych panów,I starszych panąw u siebie przyjmowałam,Bo ci najlepiej płacili,I nie mieli wielkich wymagań.Szybko się męczyli. Tacy po pięćdziesiątceA dzisiaj ? Hm. Czasy się zmieniły,Nie muszę się zadawać z starszymi panami,Mam tylko jednego i jestem bardzo szczęśliwa.Mam własne mieszkanie. Mam lisa i karakuły.Mam lisa i karakuły.Ale muszę mieć jeszcze takie piękne perły. Muszę.Muszę. I właśnie te z kościoła., w prezencie od ojca. W podarunku od ojca.W podarunku od ojca.No, czy dostanę te perły?A ja nie miałam, z czego żyć.Byłam biedną dziewczyną. Przyjmowałam u siebiePrzyjmowałam u siebie sStarszych panów, bo ci najlepiej płaciliBo ci najlepiej płacili,I nie mieli wielkich wymagań. Szybko się męczyli.Tacy po pięćdziesiątce z brzuszkiem i złotym zegarkiem.Szybko się męczyli. Tacy po pięćdziesiątce.A dzisiaj? Hm. Dzisiaj czasy się zmieniły,Nie muszę się zadawać z starszymi panami,Mam tylko jednego i jestem bardzo szczęśliwa.Mam własne mieszkanie. Lisa i karakuły. Ale muszę mieć jeszcze takie piękne perły. kolię z pięknych pereł.I właśnie te z kościoła,. wW prezencie od ojca.A ja nie miałam z czego żyć.Byłam biedną dziewczyną. Przyjmowałam u siebieStarszych panów, bo ci najlepiej płaciliI nie mieli żadnych wymagań. Szybko się męczyli.Tacy po pięćdziesiątce, z brzuszkiem i złotym zegarkiem.A dzisiaj? Hm. Dzisiaj czasy się zmieniły,Nie muszę się zadawać z starszymi panami,Mam tylko jednego i jestem bardzo szczęśliwa.Mam własne mieszkanie. Lisa i karakuły.Ale muszę mieć jeszcze kolię pięknych pereł.I właśnie te z kościoła. W prezencie od ojca.
192. Julia Chomin
No, czy dostanę te perły? Chodźmy do kościoła.Niech przeor zdejmie je z szyji Matki Boskiej.I uprzejmym gestem wręczy mi je w darze.Wprawdzie mogłabym je sama zdjąć z ołtarza,Ale nie chcę być świętokradczynią. Ja wierzę w Boga.Mój Bóg jest [dobry?] on nie potępiaPuszczających się dziewcząt, bo wieŻe one muszą także z czegoś żyć. I to jest właśnieOwa różnica, która dzieli przeor przeora od [...?]Pan Bóg rozumie, a przeor potępia. Panna Chomin Czy dostanę te perły ? Chodźmy do kościoła.Przeor własnymi rękami zdejmie perły z ołtarza Madonny I pięknym gestem xxx mnie je ofiaruje wręczy mi je w darze . Wprawdzie,gdybym chciała mogłabym je sama mogłabym je sama Mogłabym je sama zdjąć z figury,Zdjąć z figury, Ale lecz nie chcę być śwetokradczynią.Ja wierzę w Boga. Mój Bóg nie potępiaPuszczających się dziewcząt, bo wie,Że każdy człowiek musi z czegoś żyć.I to jest właśnie owa różnicy,Która dzieli przeora od dobrego Boga.Pan Bóg rozumie, a przeor potępia. ChominównaCzy dostanę te perły? Chodźmy do kościoła.Przeor je zdejmie z ołtarza MadonnyI pięknym gestem [....?????] uprzejmym gestem wręczy mi je w darze.Czy dostanę te perły? Chodźmy do kościoła.Przeor je zdejmie z ołtarza MadonnyI uprzejmym gestem wręczy mi je w darze.
193. Julia Chomin
Czy dostanę te perły ? Chodźmy do kościoła.Przeor własnymi rękami zdejmie perły z ołtarza Madonny I pięknym gestem xxx mnie je ofiaruje wręczy mi je w darze . Wprawdzie,gdybym chciała mogłabym je sama mogłabym je sama Mogłabym je sama zdjąć z figury,Zdjąć z figury, Ale lecz nie chcę być śwetokradczynią.Ja wierzę w Boga. Mój Bóg nie potępiaPuszczających się dziewcząt, bo wie,Że każdy człowiek musi z czegoś żyć.I to jest właśnie owa różnicy,Która dzieli przeora od dobrego Boga.Pan Bóg rozumie, a przeor potępia.
194. Julia Chomin
Czy dostanę te perły? Chodźmy do kościoła.Przeor je zdejmie z ołtarza MadonnyI pięknym gestem [....?????] uprzejmym gestem wręczy mi je w darze.
195. Przeor
Pani jest chyba szalona. Nie wiemCzy mam bardziej podziwiać pani tupet czy cynizm.Rzeczywiście kilkakrotnie wygłaszałemPrzed wojną z ambony kazaniaPrzeciw dziewczętom lekkich obyczajów,Ale nie panią miałem na myśli,Bo nic o pani istnieniu nigdy nie słyszałem.Mówiłem ogólnie, tak jak się mówiO wielu bolączkach społecznych,Które pragniemy uleczyć.Nikogo nie wyklinałem ani na nikogoNie rzucałem kamieniem.Dziś panią widzę po raz pierwszy raz w życiu.Nie wiem, kim pani jest. Nie znam pani nazwiska – –
196. Julia Chomin
(przerywając))lb/>Jestem Julia Chomin.Niech przeor nie robi ze mnie durnia.To przeor nigdy o mnie nie mówił z ambony?Nie zna mego nazwiska? Nie zna?A przecież po nazwisku przeor mnie potępił.
197. Przeor
Czy pani jest przy zdrowych zmysłach?
198. Julia Chomin
Czy mogę zapalić papierosa?
200. Julia Chomin
(zapaliła papierosa)Czy ojca przeora nie interesuje,W jaki sposób weszłam do klasztoru?
201. Przeor
Pytałem panią o to na wstępie rozmowy.Czy ma to coś wspólnego z celem pani wizyty?
204. Julia Chomin
Przeskoczyłam przez mur klasztorny, a potemWeszłam do kościoła, skąd przez zakrystięTylnymi schodami – –
205. Przeor
(przerywając)Nie wiem, o co pan chodzi.
206. Julia Chomin
Czy nikt tą samą drogą nie wszedł do klasztoru?
207. Przeor
Skąd mogę o tym wiedzieć?
208. Julia Chomin
Widziałam Żyda, który przeskoczył przez murI ukrył się w kościele. Przerażonym wzrokiemWodził dokoła, a sądząc, że go nikt nie widzi,Przez zakrystię wbiegł tutaj, na piętro.Czekałam na niego przy bocznym ołtarzu,Ale nie wyszedł. Co przeor o tym sądzi?
209. Przeor
Żyd? W naszym klasztorze? Pani chyba bredzi!
210. Julia Chomin
A może byśmy poszli poszukać go, ojcze?
211. Przeor
Kogo mam szukać? Żyda? Gdzie mam szukać Żyda?Żaden Żyd tu nie przyszedł. Nic nie wiem o Żydzie.
212. Julia Chomin
Czy przeor gestapowcom też prawdy nie powie?
213. Przeor
Proszę wyjść! Proszę natychmiast wyjść!
214. Julia Chomin
Ale przeor jest wojowniczy.
215. Przeor
Proszę natychmiast opuścić klasztor!
216. Julia Chomin
(wstała)Pójdę. A szkoda. Szkoda.Czytałam kiedyś, że poławiacze perełŁowią je w gorących i głębokich morzach.A tutaj na gipsowej szyi Matki BoskiejStraciły swój blask i powoli gasną,I nie ma w nich ani gorąca, ani morza.A szkoda. Szkoda.
217. Przeor
(otworzył drzwi i patrzy za odchodzącą. Zamknął drzwi i podszedł do okna. Przystanął z boku pod ścianą i śledzi Pannę Chomin, jak idzie przez dziedziniec klasztorny. Upewniwszy się, że wyszła, pociągnął za sznur dzwonka, wiszącego nad drzwiami)
218. Chór (Dzień gniewu)
(wchodzi)
219. Przeor
(do jednego z Chóru)Niech ojciec zaraz pójdzie do kościołaI zdejmie sznur pereł z ołtarza Madonny.Proszę je schować w skrytce, za stallami.
220. Jeden z chóru
(wyszedł)
221. Przeor
Już wkrótce zacznie sięRadosne owocowanie krzyża.Będzie to wielka chwila w naszym życiu,Może właśnie owa,Na której przyjścieCzekaliśmy tak długo,Może nawet po to urodziliśmy się,By ją dzisiaj przeżyć,Może właśnie ona jednaJest celemNaszego istnienia na ziemi.Mówię: może,Albowiem nie wiem,Czy tak jest na pewno,Ale ponieważ żyjemy po to,By przyświadczyć istnieniu Boga,Miejmy zawsze w pamięciOwoce krzyża,Abyśmy potem nie mieliWyrzutów sumienia,Że przeoczyliśmyCzas naznaczony. Cierpiąc za Chrystusa,Jesteśmy współtwórcami świata,Dlatego przygotujmy się na cierpienie,Na niesprawiedliwość,Na krzywdę,Na szaleństwo mężów ciemności,I nie pytajmy, dlaczego tak się dzieje,Bo każde pytanie jest trwogą i niepewnością,Ale nie spełnieniem. Jest jesień.Z głębi ogrodów i sadówKrzyczą psalmy DawidaI płaczą usta Sybilli. Już wkrótce z naszych modlitwPoczną opadać pierwsze owoceI rozpocznie się sądNad chodzącymi drzewami.Woda w stawach zmarszczy sięPod powiewem przelatujących aniołów,Którzy będą krążyć nad namiW poszukiwaniu żeru.Jesteśmy nadzy i bezimienni.Dopiero śmierć nada naszemu życiuWłaściwe imię. Wtedy będą nadaneNowe i właściwe imionaWszystkim dobry uczynkom i wszystkim zbrodniom,I wszystkim łzom, i wszystkim uśmiechom,I wszystkim tronom, i wszystkim szubienicom,I wszystkim skarbom, i wszystkim śmietnikom,I wszystkim owcom, i wszystkim kozłom,I wszystkim żebrakom, i wszystkim bogaczom,I wszystkim zwierzętom, i wszystkim rzeczom,I tymi imionami będą wzywane wszystkie popioły W dzień gniewu, W dzień owocobrania.
222. Chór (Dzień gniewu)
Jesteśmy gotowi, ojcze przeorze,Na dzień owocobrania.Pamiętamy, że Chrystus po śmierciObjawił się biednej kobiecieW stroju sadownika,Prawdopodobnie na dowód,Że dzieje człowieka toczą sięPomiędzy dwoma drzewami — Poznania i krzyża.Wyciągamy dłonie do krzyża,Na którym Chrystus zawisł przed wiekami.Bóg jest dojrzałym owocem krzyża.Bóg jest obfitym owocem krzyża.Bóg jest błogosławionym owocem krzyża.Bóg jest szczodrym owocem krzyża.Zrywamy ten owoc w czas owocobraniaW krzyżowym sadzie. O nic nie pytamI nie chcemy poznawać.Wierzymy, i dlatego rozumiemy,Że mądrość człowieka mieści sięNa przecięciu ramion świętego krzyża,Tam gdzie droga niebiosówMądrze przecina się z drogą ziemi. Bóg jest nieskończony i wieczny,Ale Jego granicą i doczesnościąJest człowiek żyjący na ziemi.Dlatego błogosławimyŻywy Owoc żywota MadonnyI okrwawiony Owoc martwego krzyża.Amen.
1. Chór (Dzień gniewu)
Chwała Chrystusowym ranom,Źródłom objawionym,Z których płynie krew Boga.Ta krew jest strumieniem róż i balsamu,Rzeką słodkiego miodu,A bezcenna jest jak indyjski kamień. Chwała Chrystusowym ranom,Które są kluczem życiaI kluczem śmierci,I kluczem naszej wiedzy,I kluczem naszej nadziei, I kluczem przepaści,I kluczem Dawidów. Chwała Chrystusowym ranomI gwoździom wbitym w ręce i nogi Boga,I włóczni wbitej w Jego bok,Albowiem gwoździe i włóczniaOtworzyły bramę niebiosów,Tak jak uderzenie mieczów i taranówOtwiera bramęOblężonego miasta. Chwała Chrystusowym ranom,Które są gniazdem aniołówI ulem serafinów,I gołębnikiem cherubinów,I aleją w rajskich ogrodach,I ścieżką owiecPod laską białorunego Pasterza. Uczyń swoje otwarte rany korytarzem,Przez które wyjdziemy z labiryntuKrzywych, splątanych i głuchych ulicNa pola skrzypcowe,Na wyżyny harfiane,Na góry muzyczne,Gdzie odziani w Twoją krewJak w godową szatę,Śpiewać będziemy w chórzeZłotostrunych ksiąg. Wracajmy do ran ChrystusowychJak jelenie do wiecznych źródeł,Klęknijmy nad ich brzegiemI pochylmy nisko nasze głowyNad ciernistą głębokością krwi. Chwała Chrystusowi,Cierpiącej kiści winogron,Ściśniętej w tłoczni wina,Z której spłynęłaDo naszych ubogich ustNiepokalana krew.
2. Człowiek z podziemia
(wchodzi)Zaczekam tutaj na ojca przeora.
3. Chór (Dzień gniewu)
Czy przeor wie, że pan przyszedł?
4. Człowiek z podziemia
Tak, wie.
5. Chór (Dzień gniewu)
(wyszedł)
6. Człowiek z podziemia
((usiadł)
8. Człowiek z podziemia
(wstaje)Niech będzie pochwalony Jezus Chrys Chrystus
9. Przeor
Na wieki wieków. Amen. Jak się masz, Jacku?Usiądź.
10. Człowiek z podziemia
(siada)
12. Człowiek z podziemia
[…?]Otrzymałem trudne zadanie do wykonania.Czas nagli. Chcę [?] tylko[?] natychmiast przejść do send sedna sprawy.Czy mogę natychmiast przejść do sedna sprawy? Ojciec prz przeor
13. Przeor
Słucham cię, Jacku.
14. Człowiek z podziemia
WszyscyCzy swobodnie możemy tu mówić […?] swobodnie ?
15. Przeor
Zupełnie swobodnie.
16. Człowiek z podziemia
Nikt was nie podsłuchuje?
18. Człowiek z podziemia
I wys wszyscy ojcowa są godni zaufania?
20. Człowiek z podziemia
Pre Przeor ręczy za nich?
22. Człowiek z podziemia
Przejdźmy do rzeczy.Ojciec cieszył się do czas wojny czasu wojnyWielkim szacunkiem w mieście.Wszyscy[…?] […?] świątobliwe życie życie przeora, pobożność, głęboka wiara i mądrość I głęboka wiara, mądrośćgłębokaI wiara zjednały ojcu zaufanie całego społeczeństwa, wszystkich ludzi, całego społeczeństwaJak Gdy Ilekroć ojciec odprawiał celebrował nabożeństwo, ludzieodczuwali obecność Boga w ołtarzu.Czuli[…/?]Czuli […?] obecność Boga w ołtarzu, które kochało swojego kapłana,I liczne dawało dawało liczne dowody swojego przywiązaniaDo klasztoru. Ilekroć ojciec ojciec celebrowałMszę świętą, ludzie czuli pełną obecność BogaW ołtarzu. To były piękne dni, ojcze przeorze.Pamiętano […?] wzniesione dłonie ojca wzniesione[…?] Do krzyża ku niebu i światło [….?] na tych dłoniach [?]A potem znak krzyża w powietrzu który ojciec czyniłNad głowami modlących się ludzi.[k. 78 r]W dłoniach ojca spoczywało niebo.A dziś? Ojcze przeorze, ja nie wierzę tłumo wieściomCo mówią na […?] krążą po mieście ! Ja nie chcę uwierzyć!
23. Przeor
Wszystko Wiem, co mówią w mieście.
24. Człowiek z podziemia
Przecież to nie jest prawda! Niech ojciec zaprzeczy!
25. Przeor
To nie jest prawda, Jacku.
26. Człowiek z podziemia
(wstaje)Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
27. Przeor
Na wieki wieków. Amen.Cieszę się, że znowu mogę pana u siebie powitać.U siebie powitać Już bardzo długo. Powitać w klasztorze.Już bardzo długo pan nie był w klasztorze.Pan nie był w klasztorze.
28. Człowiek z podziemia
Czy swobodnie możemy tu mówić?
29. Przeor
Na wieki wieków. Amen.Już bardzo długo pan nas mnie nie odwiedzał.Nie wiedziałem, gdzie mam pana szukać.
30. Człowiek z podziemia
Mnie trudno Trudno mnie znaleźć. Byłem w innych stronach.Poco mnie ojciec przeor chciał zobaczyć?
31. Przeor
Chciałem z panem pomówić.
32. Człowiek z podziemia
O czym?
33. Przeor
O Bornie, o sobie, o mojej gehennie.Dlaczego nagle przestał pan przychodzić?Pan także o mnie zwątpił?
34. Człowiek z podziemia
Wielokrotnie chciałem pomówić z panem.Na temat przeora były długie dyskusjeW Podziemiu. Zdania były podzielone.Jedno bronili ojca, drudzy potępiali.Dopiero dzisiaj dostaliśmy zdobyliśmy dowody – –
35. Człowiek z podziemia
(xxxxxx wstaje)
36. Przeor
Już bardzo długo pan mnie nie odwiedzał.Nie wiedziałem, gdzie mam pana szukać.
37. Człowiek z podziemia
Byłem bardzo zajęty.Trudno mnie znaleźć. Byłem w innych stronach.Poco mnie ojciec przeor chciał mnie zobaczyć?
38. Przeor
PRZEORChciałem z panem pomówić.O Bornie, osobie, o mojej gehennie.Dlaczego nagle przestał pan przychodzić?Pan także stracił do mnie zaufanie?Pan także o mnie zwątpił?
39. Człowiek z podziemia
Na temat przeora były długie dyskusje W podziemiu. Nie mogliśmy zrozumieć, Co łączy przeora z niemieckim oprawcą. Chyba Moi towarzysze twierdzili, że częsteOdwiedziny Borna rzucają cień na klasztorI dlatego należy zachować ostrożnośćW stosunkach z przeorem ojcem. Musiałem przyznać im słuszność.[……………….?]Chyba xxx ojca nie zdziwi nasza podejrzliwość?Zaczęliśmy wówczas obserwować klasztor.[k.41 r]Jedni bronili ojca, drudzy potępiali?Chyba ojca nie zdziwi nasza podejrzliwość?Moi towarzysze twierdzili, że częsteW rozmowie z moimi towarzyszamiOdwiedziny Borna rzucają cień na klasztorTwierdziłem, że często odwiedziny BornaI nakazują nam zachować dużą ostrożnośćWprawdzie rzucają cień na klasztorW stosunkach z przeorem. Musiałem przyznać słusznośćI tworzą rzeczywiście dwuznaczne pozory,Moim towarzyszom, ale twierdziłem,Ale nie wolno z tego wyciągać wnioskówŻe wprawdzie wiele faktów przemawiaPrzeciw człowiekowi, który zawszePrzeciw przeorowi, ale nam nie wolno Był wzorem kapłana i obywatela.wyciągać z nich zbyt pochopnych wniosków Nie chcieliśmy rzucać na ojca kamieniem,gdyż mogą one skrzywdzić człowieka,Dopóki […?] nie było niezbitych dowodów.Który był zawsze wzorem kapłana i obywatela.Zaczęliśmy wówczas obserwować klasztor.
40. Człowiek z podziemia
(wstaje)
41. Przeor
Już bardzo długo pan mnie nie odwiedzał.Nie wiedziałem, gdzie mam pana szukać.Dlaczego nagle przestał pan przychodzić?Pan także stracił do mnie zaufanie?Pan także o mnie zwątpił?
42. Człowiek z podziemia
Na temat przeora były długie dyskusjeW podziemiu. Nie mogliśmy zrozumieć,Co łączy przeora z niemieckim oprawcą.Moi towarzysze twierdzili, że częsteOdwiedziny Borna rzucają cień na klasztorI dlatego należy zachować ostrożnośćW stosunkach z ojcem. Musiałem przyznać im słuszność.Chyba ojca nie zdziwi nasza podejrzliwość?Zaczęliśmy wówczas obserwować klasztor.
43. Przeor
Jaki był wynik waszych obserwacji?
44. Człowiek z podziemia
Ten, że dzisiaj przyszedłem do ojca przeora.
45. Przeor
Jakie macie dowody mojej niewinności?
46. Człowiek z podziemia
Żyda.
47. Przeor
(opuścił głowę)
48. Człowiek z podziemia
Gdyby nie ów zbieg żydowski, któremuPrzeor udzielił w klasztorze schronienia,Nie przyszedłbym dzisiaj na rozmowę z ojcem.(zapalił papierosa)Czy mogę spytać, co łączy ojca z Bornem?
49. Przeor
(szeptem)Nie mam zamiaru niczego przed panem ukrywać.To są dawne dzieje. Poznałem go w RzymiePrzed dwudziestu laty. Był wówczas klerykiem.Nagle przed ostatnimi święceniamiPorzucił Collegium i wrócił do Niemiec, Gdzie wówczas ruch hitlerowski przybierał na sile. Pewnego dnia, a było to przed rokiem,Jakiś niemiecki oficer przybył do klasztoruI chciał ze mną mówić. Tu, w tym refektarzuNastąpiło nasze pierwsze spotkanie.Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, poznałemW hitlerowskim majorze dawnegoZnajomego z Rzymu. Born od tej poryPoczął często odwiedzać nasz klasztor.Przychodził o niespodziewanej godzinie,Zazwyczaj bez zapowiedzi,Siadał w fotelu i opowiadałO swoich wojennych przeżyciach,Potem zaczynał ze mną dyskutowaćO boskości Chrystusa, o EwangeliiI o różnych teologicznych problemach.Nie umiem zgłębić apokalipsyLudzkiej otchłani, jaką jest Born.Niekiedy łudziłem się, że cierpiZ powodu utraty wiary, lecz innym razemCzynił wrażenie, jakby świadomieZabijał resztki swojego sumienia.Sumienia? Nie wiem, czy on ma sumienie.Raz przyjechał pijany. Jego oczyNabiegły krwią. Krzyczał, że zburzy klasztor,Że rozstrzela wszystkich zakonników,Że spali wszystkie krzyże i święte figury,A Chrystusa wywiezie na żydowski kirkutI tam Go pogrzebie w zbiorowej mogile.A potem usiadł na ławie i długo milczał,Patrząc z kamiennym uporem na ten krzyż na ścianie. Dzień później rozpoczął akcję przeciw Żydom.
50. Człowiek z podziemia
Co tu robiła dzisiaj Julia Chomin?
51. Przeor
Szantażowała mnie. Widziała Żyda,Jak się przekradał przez klasztorny mur.
52. Człowiek z podziemia
Czego żądała?
53. Przeor
Pereł z ołtarza Matki Boskiej.
54. Człowiek z podziemia
Co jej przeor powiedział?
55. Przeor
Wyrzuciłem ją za drzwi.
56. Człowiek z podziemia
(wstał, przeszedł się po refektarzu. Znów zapalił papierosa. Przystanął)Czy przeor wie, że ChominJest kochanką Borna?
58. Człowiek z podziemia
Jeżeli ta kobieta doniesie Bornowi,Przeor i ojcowie będą rozstrzelani.
59. Przeor
(rozłożył ręce)Wiem o tym.
60. Człowiek z podziemia
Born, wracając z obławy, wstąpi do klasztoru.
61. Przeor
Skąd pan o tym wie?
62. Człowiek z podziemia
Przyszedłem właśnie o to spytać ojca.
63. Przeor
Tak, będzie tutaj.
64. Człowiek z podziemia
Nam potrzebna jest pomoc – –
66. Człowiek z podziemia
Ojca przeora.
67. Przeor
Niech pan mówi.
68. Człowiek z podziemia
(ściszonym głosem)Podziemie wydało na Borna wyrok śmierci.Ten wyrok będzie dziś wieczorem wykonany.Born, wracając z obławy do miasta,Po drodze wstąpi do klasztoru – – (podchodzi do okna i wskazuje palcem)Na kolejowym przejeździe, o tam,W lasku zajmiemy nasze stanowisko.(odwraca się od okna)Chcąc jednak działać pewnie i dokładnie,Musimy wiedzieć, że Born wyjedzieZ klasztoru w stronę miasta, byśmy mogliOpuścić w porę rampę na przejeździeI tym sposobem odciąć mu możliwośćUcieczki. Niemiec znajdzie się w potrzasku.Prosimy zatem, aby ojciec PrzeorZechciał odsłonić okno w refektarzu.To będzie dla nas sygnał, że Born właśnieŻegna się z ojcem i opuszcza klasztor.
69. Przeor
Nie mogę spełnić pańskiego żądania.
70. Człowiek z podziemia
Dlaczego?
71. Przeor
Jestem kapłanem.
72. Człowiek z podziemia
Co z tego wynika?
73. Przeor
Niezbadana jest każda chwilaW życiu człowieka. Przykładając rękęDo śmierci zbrodniarza, odbieram mu możliwośćŻalu, pokuty i pojednania się z Bogiem.
74. Człowiek z podziemia
Czy przeor sądzi, że do takiej skruchyZdolny jest zbrodniarz, który własną rękąSetki niewinnych ludzi zamordował?
75. Przeor
Jestem kapłanem i pragnęNawet w najgorszym zbrodniarzu,Na przekór jego grzechom i przestępstwom,Odnaleźć choćby wątły cień sumienia.
76. Człowiek z podziemia
Śmierć tego zbira z wyroku naroduJest słuszną karą za potworne zbrodnie,A dla przeora może nawet będzieOstatnią szansą ratunku. Niech przeorNie zapomina, że Born już na pewnoMa wiadomości od swojej kochankiO Żydzie, który przebywa w klasztorze.Tę jego dziewkę też zlikwidujemy.Śmierć owej pary uratuje ojców – –
77. Przeor
(przerywając)Siebie i ojców nie będę ratowałKrwią moich wrogów.
78. Człowiek z podziemia
Ojcze, szaleńcy w krainie GerazyWyszli z grobowców, palą i mordująNiewinnych ludzi. Demon ich opętał!Trwa nieustanna wędrówka demonów.Wygnane z ludzi i wcielone w wieprze,Znów powracają do człowieczych dusz,Lecz pomnożone o szaleństwo wieprzów!Przeor chce w Bornie odnaleźć człowieka?
79. Przeor
Mym obowiązkiem jest szukać człowiekaNawet w demonach. Kapłan ChrystusowyNie zabija człowieka, ale go ratuje.Każdego człowieka, niezależnie od tego,Kim jest i co zawinił wobecBoga i ludzi, niebiosów i ziemi,Bo wierzy, że o niewiadomej nikomu godzinieMoże nastąpić jego nawrócenie.
80. Człowiek z podziemia
A jeśli podziemie będzie uważaćOdmowę ojca za wykręt i zdradę?
82. Człowiek z podziemia
(wstał)Już muszę odejść.
83. Przeor
Niech Bóg prowadzi pana i ma w swej opiece.(robi nad nim znak krzyża)
84. Człowiek z podziemia
Przeorze! Czekam — —
85. Przeor
Na co pan czeka?
86. Człowiek z podziemia
Niech przeor wszystko jeszcze raz rozważy,A może wówczas zmieni swoje zdanieI nie zostawi nas na łasce losu,Lecz przezwycięży siebie, i uchyliZasłonę w oknie. Czekamy na sygnał.(wybiegł)
87. Przeor
(usiadł i zamyślił się)
88. Blatt
(wszedł, idzie do Przeora)Przyszedłem, żeby podziękować ojcu przeorowi.To jest dobry klasztor. I ludzie są dobrzy.Ja takich dobrych ludzi długo nie widziałem.Moja twarz już nie jest żydowska.W tym białym habicie czuję się tak,Jakbym był w wiosennym ogrodzie,Z dala od ludzi. Nikogo nie ma dokoła. Jestem sam. Zupełnie sam.Jak strasznie byłoby stąd wyjść. I pomyśleć,Że w tym chwiejącym się świecie może być miejsceTak ciche i tak spokojne jak ten klasztor.Nikt tutaj nie krzyczy. Wszyscy mówią łagodnieI mają w oczach zamyślenie.Wydaje mi się, że ten klasztorJest arką pływającą na falach potopu.
89. Przeor
Jesteśmy tak samo jak wszyscy miotani burzą,Która nie wiadomo, dokąd nas zapędzi.
90. Blatt
Czy to nie jest obojętne,Dokąd burza zapędzi wierzących ludzi?Wiara to jest mądra rzecz.Zawsze wyrzuca rozbitkaNa szczęśliwą ziemię.
91. Przeor
A pan nie wierzy?
92. Blatt
BlattW cóż ja mogę wierzyć? Ja już w nic nie wierzę. Za dużo widziałem piekła,Abym mógł uwierzyć w niebo. […?] Żyda zawszelos wyrzuci [?] na [….?] płonące wyspy, a każdaDeska, której się chwyta na na burzliwej wodzie,[k. 100 r]Żydowski losBlattW cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła.Aby mógł uwierzyć w niebo. Żydowski los.Żydowski pech. Żyda nawet na pustyniJeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopadnie dopędzi mróz,Jeżeli Żyd ma umrzeć od upału,To na nawet na biegunie pod dopędzi pustynne słońce.ŻydaPowyżej tego wyrazu gruba czerwona kreska oddzielająca wersy. zawsze los wyrzuca na płonące wyspy,A każda deska, której się chwytaNa burzliwej wodzie zamieni się w kamień.Ten naród ma pecha. I ten pech nasioni nazywali nasi mędrcy nazwali wybraństwem!my nazywaliśmy Blatt W cóż ja mogę wierzyć? W cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła,Abym miał uwierzyć w niebo. Żydowski los.Żydowski los? Żydowski pech.Żydowski pech. Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna,To go nawet na pustyni dopędzi mróz,A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi pustynne słońcePustynne słońce.A W rękach Żyda każda deska, której się chwytaNa burzliwej wodzie, zamienia się w kamień.Ten naród ma pecha. I ten pechNasi mędrcy nazwali wybraństwem i.(poc chwili) [k. 65 r] Czy ojciec wie,Czym pocieszali się umierający Żydzi?Czyx ojciec wie, czym pocieszali sięWciąż powtarzali, że historia się powtarza,Umierający Żydzi? Wciąż powtarzali,Że historja się powtarza, i ta swiadomosc byłaA ta świadomość była dla nich wielką ulgą.Wielką ulgą dla ich serc. Żydowska mądrość.Żydowska mądrość.Czy ojciec wie na czym polega żydowska mądrość?Że Żyd zawsze przewiduje nieszczęścieI zawsze wychodzi naprzeciw.(po chwili)[k. 49 r]BlattW cóż ja mogę wierzyć? W żydowski los? Za dużo widziałem piekła,Abym mógł uwierzyć w niebo.W żydowski los? W żydowski pech?Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopędzi mróz, A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi Pustynne słońce. W rękach Żyda każda deska, W rękach Żyda każda deska, Kktórej się chwytana burzliwej wodzie, Na burzliwej wodzie, Zzamienia się w kamień,który go ciągnie na dno. Żyd zawsze przewiduje nieszczęścieI zawsze wychodzi mu naprzeciw. Ten naród ma pecha. I ten pech Nasi mędrcy nazwali wybraństwem.(po chwili)I może mam wierzyć w Żydowską mądrośćCzy ojciec wie, na czym polega żydowska mądrość?Że Żyd zawsze przewiduje nieszcz(po chwili)[k. 50 r]Że Żyd zawsze przewiduje nieszczęście,I zawsze wychodzi mu naprzeciw.(po chwili)W cóż ja mogę wierzyć? W żydowski los?Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna,To go nawet na pustyni dopędzi mróz,A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału,To go nawet na biegunie dopędziPustynne słońce. W rękach Żyda każda deska,Której się chwyta na burzliwej wodzie,Zamienia się w kamień, który go ciągnie na dno.Żyd zawsze przewiduje nieszczęścieI zawsze wychodzi mu naprzeciw.Ten naród ma pecha. I ten pechNasi mędrcy nazwali wybraństwem.(po chwili)Nie wiem, po co chcę uratować moje życieI po co korzystam z waszej dobroci.I po co narażam na niebezpieczeństwo ten klasztor.Uciekam. Czy można uciekać bez celuW świat, który jest zasadzką i siecią?Czy można uciekać w dnie i noce,Które jak płonące usta JeremiaszaWyrzucają z siebie lament i kamienie?
93. Blatt
W cóż ja mogę wierzyć? Ja już w nic nie wierzę. Za dużo widziałem piekła,Abym mógł uwierzyć w niebo. […?] Żyda zawszelos wyrzuci [?] na [….?] płonące wyspy, a każdaDeska, której się chwyta na na burzliwej wodzie,
94. Blatt
W cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła.Aby mógł uwierzyć w niebo. Żydowski los.Żydowski pech. Żyda nawet na pustyniJeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopadnie dopędzi mróz,Jeżeli Żyd ma umrzeć od upału,To na nawet na biegunie pod dopędzi pustynne słońce.ŻydaPowyżej tego wyrazu gruba czerwona kreska oddzielająca wersy. zawsze los wyrzuca na płonące wyspy,A każda deska, której się chwytaNa burzliwej wodzie zamieni się w kamień.Ten naród ma pecha. I ten pech nasioni nazywali nasi mędrcy nazwali wybraństwem!my nazywaliśmy
95. Blatt
W cóż ja mogę wierzyć? W cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła,Abym miał uwierzyć w niebo. Żydowski los.Żydowski los? Żydowski pech.Żydowski pech. Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna,To go nawet na pustyni dopędzi mróz,A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi pustynne słońcePustynne słońce.A W rękach Żyda każda deska, której się chwytaNa burzliwej wodzie, zamienia się w kamień.Ten naród ma pecha. I ten pechNasi mędrcy nazwali wybraństwem i.(poc chwili) [k. 65 r] Czy ojciec wie,Czym pocieszali się umierający Żydzi?Czyx ojciec wie, czym pocieszali sięWciąż powtarzali, że historia się powtarza,Umierający Żydzi? Wciąż powtarzali,Że historja się powtarza, i ta swiadomosc byłaA ta świadomość była dla nich wielką ulgą.Wielką ulgą dla ich serc. Żydowska mądrość.Żydowska mądrość.Czy ojciec wie na czym polega żydowska mądrość?Że Żyd zawsze przewiduje nieszczęścieI zawsze wychodzi naprzeciw.(po chwili)
96. Blatt
W cóż ja mogę wierzyć? W żydowski los? Za dużo widziałem piekła,Abym mógł uwierzyć w niebo.W żydowski los? W żydowski pech?Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopędzi mróz, A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi Pustynne słońce. W rękach Żyda każda deska, W rękach Żyda każda deska, Kktórej się chwytana burzliwej wodzie, Na burzliwej wodzie, Zzamienia się w kamień,który go ciągnie na dno. Żyd zawsze przewiduje nieszczęścieI zawsze wychodzi mu naprzeciw. Ten naród ma pecha. I ten pech Nasi mędrcy nazwali wybraństwem.(po chwili)I może mam wierzyć w Żydowską mądrośćCzy ojciec wie, na czym polega żydowska mądrość?Że Żyd zawsze przewiduje nieszcz(po chwili)[k. 50 r]Że Żyd zawsze przewiduje nieszczęście,I zawsze wychodzi mu naprzeciw.(po chwili)
97. Przeor
Jest tylko jedna ucieczka.
100. Blatt
On nie jest mym Bogiem. On jest waszym Bogiem.Mój Bóg o mnie zapomniał lub Go w ogóle nie ma.Mój Bóg?Ja widziałem Żydów, którzy wydawali swych braciW ręce siepaczy, i żydowskiego mędrca,Który pisał donosy na własnych rodaków,I żydowskich młodzieńców, którzy za życie,Przedłużone o trzy jałowe dni,Jak psy służyli swym przyszłym mordercom.I widziałem także żydowską matkę,Która własne niemowlę zadusiła w bunkrze,Aby kwileniem nie zwabiło Niemców,Czyhających za ścianą. Wszystko to widziałem.A wasz Bóg?Kto stworzył nienawiść przeciw Żydom,Jeżeli nie wyznawcy Tego, który umarłNa krzyżu, bo Mu się zdawało,Że swoją śmiercią odkupi wszystkie ludzkie grzechy?A kto stworzył obozy, getta, krematoria,Jeżeli nie ci, których w szkole uczonoPięknych słów katechizmu o miłości bliźniego?A kto żywcem zakopywał Żydów w ziemi,A kto palił bożnice i mordował dzieci,Jeśli nie ci, którzy za swymi matkamiPowtarzali w dzieciństwie pobożne słowa pacierza?Nie mówmy więc o moim i o waszym Bogu.
101. Przeor
To jest jeden i ten sam Bóg, mój synu.
102. Blatt
Nie ma o co się sprzeczać.Jest źle, gdy Boga nie ma,Ale jest jeszcze gorzej, gdy jest,Bo wtedy nic już nie rozumiemy.I wszystko jest bez sensu.I świat, i człowiek, i życie.Jest tylko przypadek. Jak ten klasztor,Który dał mi schronienie. To jest dobry klasztor.(po chwili)Już nie mam sił wciąż rozmawiać z umarłymi.Moja pamięć jest za słaba,By mogła wszystkich w sobie pomieścić.Gdy przed snem zmawiam modlitwę za umarłych.Ich cienie tłoczą sięDo mojego niezdarnego bełkotuJak owce Jakuba do studni.Ojciec się spyta, do kogo się modlę,Skoro przestałem wierzyć w dobroć mego Boga?Słuszne pytanie. Ale czy nie możnaModlić się do własnej, kalekiej myśli,Która niezdarnie udaje Boga,Dobrego Boga?(z rezygnacją)Ot, cała filozofia. Tylko to jest najgorsze,Że na przekór temu brzydkiemu życiu,Nikt nie chce dobrowolnie umrzeć.Wolimy bezsensowne życieOd sensownego nieba.
103. Przeor
Tak nie jest, synu. Rozpacz ci dyktujeTe gorzkie słowa o życiu i Bogu.Ty bardzo cierpisz, lecz cierpieć nie umiesz.Chcąc umieć cierpieć, trzeba poznać dziejeBożego krzyża i uwierzyć w krzyż,Który owoce boleści przemieniaW owoc miłości.
104. Blatt
Przeor wybaczy, ale ja już dośćZaznałem cierpień od waszego krzyża.
105. Przeor
Od swego Boga. W księgach twych praojcówBóg przepowiedział swe przyjście na świat.Codziennie rano modlę się żarliwieO spokój duszy mordowanych Żydów.Codziennie rano modlę się żarliwieO świętą zgodę między IzraelemA jego Bogiem, zmarłym na Golgocie.Codziennie rano modlę się żarliwieO spokój wszystkich popalonych bożnic,I wszystkich domów Starego Zakonu,Zwęglonych zwojów Bożych Pięcioksięgów,Zmienionych w popiół liturgicznych chust,Stopionych w ogniu bożniczych świeczników,Srebrnych kielichów i koron zdobiącychCzoła rodałów. Albowiem w tych zwojach,Chustach, koronach, świecznikach, kielichach,We wszystkich przedmiotach liturgicznej służbySą zapowiedzi i święte proroctwoO Chrystusowym przyjściu na ten świat.
106. Blatt
(ze smutnym uśmiechem)O Chrystusowym przyjściu na ten świat?Raczej o przyjściu mojego nieszczęścia — —
107. Przeor
Tragedia Boga jest tragedią Żydów,Cierpienie Żydów jest cierpieniem Boga.Gdy Bóg zapragnął wyjść z Jerozolimy,Aby objawić wszystkim ludom ziemiSwoje istnienie, miał On tylko jednąBramę, przez którą prowadziła drogaW kraje pogańskie. Krzyż był ową bramą.Naród wybrany, zazdrosny o Boga,Podniósł swe pięści przeciw swemu Bogu,Krzycząc, że raczej na krzyż Go przybije, A nie zezwoli, aby On miał zrównaćCzas Izraela z czasem innych ludów.Bóg nie chcąc dłużej być więźniem narodu,Który Go pragnął zachować na własność,Wybrał ciernistą, trudną drogę krzyża.Tam, na Golgocie dokonał się dramat,Podwójny dramat Boga i narodu.Izrael swego ukrzyżował Boga,Nie wiedząc o tym, że z tą samą chwiląPan Bóg na długie wieki ukrzyżowałSwój lud wybrany.
108. Blatt
Nie umiem tego zrozumieć, przeorze.
109. Przeor
Wiem, że to trudno zrozumieć, mój synu,Bo w tym jest wielka tajemnica Boga.
110. Blatt
Wasz Bóg jest dla mnie obcy i daleki.We mnie jest pustka, którą świat wydrążył,Świat chrześcijański.
111. Przeor
Małe judejskie miasteczko BethlehemJest dziwnym miastem. Jest w każdym człowieku,Chociaż go wielu w sobie nie dostrzegaI nawet nie wie, że słyszy w swym sercuGłos Ewangelii.
112. Blatt
Zatem dlaczego wielu spośród wasZamiast Bethlehem dźwiga w sobie piekło,A ci, co nawet są chrześcijanamiI prawdę w sobie noszą, nie umiejąZabić w swym sercu zła i nienawiści?
113. Przeor
Posłuchaj synu. Ci, o których mówisz,Są poganami. Ich bóg jest upiorem,Który truciznę dźwiga w swym odwłokuJak żółty skorpion. Bóg dla nich jest mitem,Zimnym posągiem lub sługą ich pragnień,A jeśli nawet do niego się modlą,Swoją modlitwą – gdyby nawet onaByła płomienną, żarliwą modlitwą – Przeczą istnieniu Jezusa Chrystusa,Bo wszyscy przeczą istnieniu Chrystusa,Którzy źle wierzą. Trzeba umieć wierzyć.
114. Blatt
A czy to wszystko, co teraz się dzieje,Nie jest dowodem, że ludzie przestaliPrawdziwie wierzyć? Zatem, gdzie jest Chrystus?
115. Przeor
W tobie, mój synu, i w wszystkich cierpiących,Jeśli potrafią w swej wielkiej boleściWybaczyć zbrodnię swym nieprzyjaciołom.
116. Blatt
Ja mam wybaczyć? Co? Ja mam wybaczyć?Śmierć moich braci? Rodziców i żony?Przeor chce, żeby ofiara wybaczyłaSwoim prześladowcom? Żeby całowała rękę,Która jej zadała cios w samo serce?Żeby krew przebaczyła mordercom?Żeby spalone włosy przebaczyły krematorium?Żeby zatrute płuca przebaczyły komorom gazowym?Żeby ciało przebaczyło grobom?To przeor chce!?Ja mam wybaczyć? Ja nie chcę wybaczyć!Ani Niemcom, ani Żydom, ani sobie!Ojcze, ja przecież siebie nienawidzę!Jak nienawidzę! Proszę na mnie spojrzeć!Ja nienawidzę siebie za ten nos,I za te wargi, nawet za te oczy,Które są może naprawdę niebieskie,Lecz jest w nich taka jakaś ciemna chmura,A po tej chmurze każdy Niemiec pozna,Że jestem Żydem. Przecież przeor wie,Żem was oszukał. Przecież przeor widzi,Jak bardzo jestem podobny do Żyda!Ja nienawidzę i siebie, i BogaZa to przymierze, które On uczyniłZ żydowskim ludem! Kto to widział, żebyNormalny człowiek nosił w spodniach śmierć,Żeby w swych spodniach nosił przeznaczenieGorsze od śmierci, po którym go poznaKażdy bandyta! Ja już nie chcę cierpieć!Ja nie chcę cierpieć! Ja już chcę wypocząćI żyć jak dawniej. Ja chcę, żeby znowuW piątkowy wieczór moja biedna żonaPaliła świece w srebrnych szabasznikachI, zasłaniając dłońmi swoje czarne oczy,Chwaliła szabas. Gdzie są oczy mojejŻałobnej żony? Zawlekli aniołaNa siny kirkut, gdzie ludzie konającW strachu przedśmiertnym oddawali kał,Ostatni dowód swego człowieczeństwaNa Bożej ziemi! Adonaj! Adonaj!Coś Ty uczynił!? Czemuś nas opuścił!?Ja nienawidzę mój żydowski los,Lecz chcę być Żydem! Żydem! Żydem! Żydem!(po chwili)Przeor pomyśli, że jestem wariatem.A może jestem naprawdę wariatem?Jak można pragnąć być sobą, jeżeliSamego siebie tak się nienawidzi?Przeor na pewno tego nie zrozumie.
117. Przeor
Wszystko rozumiem. Ale się zastanów,Czy rzeczywiście jesteś pełnym Żydem,A może tylko marnotrawnym synem,Który porzucił dom swojego Ojca,I poszedł w obcą, daleką krainę,Aby roztrwonić całą swą majętność?Żydem dopiero wówczas będziesz w pełni,Gdy uznasz Boga w cierpiącym Chrystusie.Ale to nie jest odejście od siebie,To tylko powrót do swojego domu,Do domu Ojca, który jest w niebiosach.To tylko powrót do prawdziwych dziejów,Nad święte brzegi Nowego Przymierza,Które wypływa z świętych ksiąg żydowskich,Jak rzeka z źródła. Wśród cyprysów bijeŹródło aniołów i wartkim strumieniemPłynie przez ziemię Ur i przez wersetyModlitw Mojżesza, przez krainę psalmówI ksiąg proroków, które stromą ścianąNagle urwane jak wzniesione czoło –Spiętrzają wodę. Płynie rzeka życiaBłękitnym nurtem. Ten, kto nienawidziRzeki, ten także nienawidzi źródła.Kto pluje w źródło, zanieczyszcza rzekę.Z Bożego źródła Boża płynie rzeka.Ludzie Hitlera? Gazowe komory?I ty w nich widzisz odprysk owej chwili,Gdy Bóg wygłaszał kazanie na Górze?I ty w nich widzisz ślady świętych stóp,Kroczących ufnie po falach jeziora?Posłuchaj synu, gdy człowiek upada,Samego siebie nienawidzi w ludziach.W piecach Daniela, na płonących rusztachLudzie Hitlera na popiół spalająWłasne jestestwo. To, że dalej żyją,To tylko pozór. Żyją tylko bestieApokalipsy, udające ludzi.Do owej bestii nie przykładaj miaryBoskiej i ludzkiej. Są tylko śmietnikiem.
118. Blatt
Ale gdy śmietnik przyjdzie do spowiedziI żal wyjawi, ojciec mu wybaczy?
119. Przeor
U progu skruchy zaczyna się ChrystusWszystko wybaczę. Ale nie zapomnę,Gdyż moja pamięć jest ścianą, pod którąUmierał człowiek.
120. Blatt
Ja w nic nie wierzę, ojcze.
121. Chór (Dzień gniewu)
(wchodzi)
122. Jeden z chóru
Ojcze przeorze, esesmani otoczyli klasztor.
123. Drugi z chóru
Born dowodzi oddziałem.
124. Trzeci z chóru
Born wysiadł z samochodu.
125. Czwarty z chóru
Wydał jakieś rozkazy — —
126. Piąty z chóru
Widzieliśmy go przez okno — —
127. Szósty z chóru
Ukryjmy brata Emanuela.
128. Chór (Dzień gniewu)
(szeptem)Ukryjmy brata Emanuela.(biorą między siebie Blatta i cofają się ku ścianie)
129. Born
(wszedł. Rozejrzał się dookoła. Do Przeora).Dotrzymałem obietnicy. Wracając z obławy,Zatrzymałem się w klasztorze,By dokończyć rozmowę. Przywiozłem ci prezent.
131. Born
Nie jesteś ciekaw, jaki to jest prezent?
133. Born
Przepiękny prezent.
135. Born
Zwoje kolczastego drutu.
136. Przeor
Po co jest mi potrzebny kolczasty drut?
137. Born
Na pewno ci się przyda. Zamówisz robotnika,Który umocuje drut na murze,Aby nieproszeni goście nie mąciliKlasztornego spokoju, tak potrzebnegoTobie i ojcom do kontemplacjiI skupionych modłów. Tym sposobem na pewnoZaoszczędzę ci wiele zmartwień i kłopotów,A przede wszystkim zapewnię bezpieczeństwo Twemu domowi. Nieprawdaż, przyjacielu?(do ojców)Może ojcowie nie wiedzą, Że z przeorem znamy się od wielu lat,Stąd nasza komitywa i serdeczna przyjaźń, Która wprawdzie dzisiaj jest wystawionaNa ciężką próbę, ale miejmy nadzieję,Że ją uratuje rozwaga przeora.A teraz, moi przewielebni ojcowie,Przystąpmy do dzieła.Zaraza wtargnęła do klasztoru.Znamy przecież z historii takie okresy,W których czarna śmierć wędrowałaPrzez lądy i morza, siejąc trwogę i grozę.Ale czy litość dla odpadków świata,W których się lęgną zabójcze bakterie,Nie jest także zarazą, która trawiSerca niektórych ludzi? Czy dobrze się dzieje,Jeśli człowiek czuje litość dla wściekłego psa? Dla szarańczy, która ogryza drzewa?Dla śniedzi, która zżera kłos pszenicy?To, coście uczynili, jest otwarciem bramNa przyjście czarnej śmierci, którejDaliście schronienie w klasztorze!Ja tę bramę zatrzasnę! I ja was oduczęMiłosierdzia dla kału! Mówcie, gdzie jest Żyd!?
138. Przeor
Tu nie ma żadnego Żyda.
139. Born
Pytam, gdzie jest Żyd,Którego ukryliście w klasztorze!
140. Przeor
Nie ukryliśmy!
143. Born
Przekradł się przez mur! Znalazł u was przytułek!Wbrew rozkazom, że Żydów nie wolno ukrywać! Czy mam znowu powtórzyć, co wam za to grozi!?Czy mam was wszystkich pod ścianą postawić?I rozstrzelać jak psy!? Czy mam klasztor obrócićW ruiny i gruzy, i zgasić na ołtarzachKaganki, które wprawdzie jeszcze dzisiaj płoną,Lecz jutro będą martwym odłamkiem szkła! Mówcie, gdzie jest Żyd?!Gdzie jest Żyd, klechy piekielne!?
144. Born
Czy mam wezwać pannę Chomin,Aby powtórzyła w twojej obecności,Co widziała w południe pod klasztornym murem?A może mam rozkazać twoim zakonnikom,By stanęli szeregiem jak na apelu,A panna Chomin, patrząc uważnie w ich twarze, Odnajdzie wśród nich zbiega?A może mam wydać rozkaz moim żołnierzom,By przeszukali cele, strych i piwnicę,Schowki i skrytki, których nigdy nie brakW klasztornej ruderze!?
145. Przeor
Tutaj nie ma Żyda.
146. Born
To źle, że jesteś uparty, przeorze,Sobie i ojcom kopiesz grób, przeorze,Posłuchaj, jeśli do dziesięciu minutWydasz w me ręce dobrowolnie Żyda,Tobie i ojcom wybaczę przestępstwo.Wszystko zapomnę. Nic wam się nie stanie.Lecz jeśli nadal będziecie uparci,Przeszukam klasztor od piwnic do strychu, A ciebie i ojców postawię pod mur! Więc albo – albo. Schodzę na dziedziniec.A gdyby ktoś z was chciał uciec z klasztoru,Niechaj pamięta, że cały budynekJest otoczony oddziałem SS.Ktokolwiek będzie próbował ucieczki,Dostanie kulą w łeb. Pamiętaj, chórze!Za dziesięć minut będę tu z powrotem.Sądzę, że rozum przezwycięży upór.(wyszedł)
147. Przeor
(podszedł do okna. Spojrzał na dziedziniec. Po czym mówi do jednego z ojców szeptem)Wyprowadź brata Emanuela.(jeden z ojców bierze za ramię Blatta i wyprowadza go. Na dworze ściemnia się. W refektarzu panuje półmrok)
148. Przeor
(idzie do okien. Zapuścił zasłony w jednym i drugim oknie. Przekręca kontakt elektryczny. Wrócił na środek refektarza)Słyszeliście.Jeżeli wydamy Żyda,Popełnimy samobójstwo na własnej duszy,Sprzeniewierzymy się Chrystusowi,A życie nasze będzie miałoTaką wartość,Jaką ma Pole Garncarzowe.Jeżeli natomiast nie wydamy Żyda, Bierzemy na siebieKrzyż Męki PańskiejI wychodzimy Bogu naprzeciw.Co wybieracie?Krzyż czy Pole Garncarzowe?
149. Chór (Dzień gniewu)
Krzyż.
150. Przeor
Wielbimy Twoje ciało, Panie — —
151. Chór (Dzień gniewu)
Wielbimy Twoje Ciało, Panie,Wielbimy Chleb ukrzyżowany, Chleb przebity gwoźdźmi,Chleb krwawiący,Chleb psalmiczny,Chleb umarły,Chleb o otwartym boku,Chleb złożony do grobu,Chleb zmartwychwstały,Chleb z Emaus,Chleb apostołów,Chleb Galilei,Chleb wniebowzięty,Chleb nieba i ziemi,Chleb wieczności,Chleb naszego zbawienia.
152. Przeor
Wielbimy Twoją Krew, Panie — —
153. Chór (Dzień gniewu)
Wielbimy Twoją Krew, Panie,Wielbimy Wino Ewangelii,Wino Twojego żywota,Wino Twoich uczynków,Wino Twoich przypowieści, Wino Galilejskich Godów,Wino miłości,Wino przebaczenia,Wino niebiańskiej mądrości, Wino poświęcenia,Wino pojednania,Wino ostatniej Wieczerzy,Wino ofiary,Wino śmierci,Wino Tajemnicy,Wino naszego zbawienia.
155. Chór (Dzień gniewu)
O, Panie, słyszę chwileZstępujące ze wzgórzJak ofiarne owce.Idą powoli ku dolinie,Ku moim dłoniom,A każda z nichJest tak piękna,Jak Twoje Imię!O, Panie, który ściągasz brwiJak cięciwę łukuPrzeciw synom zbrodni!Usta Twoje są zbrojne w obosieczny miecz,A ręka Twoja jest jak płomieńSiedmiu złotych świeczników.Wszystko na mnie czyha.Czyha anioł ciemnościZa murami klasztoru,Czyhają oczy złoczyńcówPod witrażami,Czyhają ręce BestiiPod gotyckim sklepieniem.A w ciemnościach nocnychRżą konie, na których cwałująPrzepaście.Ale ja ci dziękuję, Panie,Że postawiłeś mnieNa ziemi pełnej kości,Na ziemi mgły i jesieni,Na ziemi grobówI kazałeś mi czekaćNa ofiarne owce,I kazałeś mi współczućZ cierpieniem człowiekaI otworzyłeś, i rozgrzałeśMoje serce,I zburzyłeś ścianę mojej celi,Która mnie oddzielałaOd nieszczęścia bliźniego,I dałeś mi uczestnictwoW losie pohańbionych,Tak jak się daje chleb głodnemuA wodę spragnionemu.O, Panie, kazałeś złu działać,Aby umocniona była w ludziach dobroć,Kazałeś działać nienawiści,Aby umocniona była w ludziach miłość,Kazałeś działać brzydocie,Aby umocnione było w ludziach piękno.Panie, pozwól mi cierpliwie znosićWszelką gorycz, albowiem tylko cierpliwośćMoże ją zamienić w słodycz.O, Panie, idący do Themanu,Od gór Paran Sela!Wszystko jest Twoją koniecznością,Której nie chcę dociekać.Koniecznością są aniołowie ciemnościI oczy złoczyńców,I konie o kolorze ognia,I ja,Nędzny kamień,Który pragnie byćNajniższym progiemTego psalmu.O, Panie,Przejdź przez prógTego psalmu.
1. Chór (Dzień gniewu)
O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary,Albowiem wiara jest trudną twórczością,Która wymaga czujności sumienia,Ognia, pokory i woli, bez którejNie ma modlitwy ani nie ma skruchyI świadomości popełnionych grzechów.Bo wiara w ciebie winna być tworzywem,W którym się człowiek cały wypowiadaJak malarz w barwie, jak poeta w słowie,Jak kompozytor w układaniu dźwięków.Każdy z nas musi tę wiarę kształtowaćWedług wymogów swojej twórczej woli,Według potrzeby swej osobowości.I ten wysiłek nawet nie wystarczy,Bo chcąc naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże,Musimy zostać artystami wiaryI nieustannie tę wiarę zdobywać,I wciąż od nowa zdobywać jej głębię,Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu,Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyceI nowe barwy na płótnie obrazu.Każda rutyna i każda manieraSą śmiercią wiary i śmiercią sumienia.O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary!
2. Przeor
Już minął czas naznaczony.
3. Chór Prawy
Mijają minuty.
5. Chór Prawy
Za chwilę usłyszymy kroki na schodach.
6. Chór Lewy
Za chwilę otworzą się drzwi.
7. Przeor
Już minął czas naznaczony.
8. Chór Prawy
Jeszcze chwila.
9. Chór Lewy
Jeszcze drobna chwila.
10. Chór Prawy
I usłyszymy kroki na schodach.
11. Chór Lewy
I otworzą się drzwi.
12. Przeor
Już minął czas naznaczony.
14. Chór Lewy
Kto powiedział, że czekanie jest piekłem?
15. Chór Prawy
Kto powiedział, że czekanie jest cierpieniem?
16. Chór Lewy
Czekanie jest aniołem.
17. Chór Prawy
Czekanie jest radością.
18. Chór Lewy
Czekanie jest gołębią przypowieścią.
19. Przeor
Już minął czas naznaczony.
20. Born
(wszedł, postąpił kilka kroków i zatrzymał się na środku refektarza)Czekam.
21. Born
(do Przeora)Czy nic mi nie masz do powiedzenia?
22. Przeor
Minęła granica czasu,Którą nam wyznaczyłeś,Należymy do ciebie.Możesz z nami uczynić, cokolwiek zechcesz.
23. Born
Marzysz o męczeństwie?
24. Przeor
Nie jestem godzien łaski męczeństwa. GdybymO nim marzył, dopuściłbym się grzechu pychy.Bronię się przed pokusą cierpienia,Która jest równie silna jak pokusa grzechu.Ale jeżeli ktokolwiek zażąda ode mnie,Abym się zaparł ksiąg ewangelicznych,Pójdę naprzeciw każdemu męczeństwuI nałożę na siebie płaszcz krwi.Ale kim jestem, abym miał odwagę z własnej woliWspiąć się na wzgórze Trupiej Czaszki?Kim jestem, abym marzył o psalmicznych schodach,Które prowadzą na szczyty wieczności?Błagam Boga, aby oddalił ode mnieKielich krwi, gdyż jestem człowiekiem,Który w swej słabości może zbłądzić i upaść.Kto zna swoje siły? Kto zna wytrzymałośćSwojego ciała i swojej woli?Kto z nas wie, czy nie stchórzyW ostatniej godzinie,I nie cofnie się spod podnóża Kalwarii,I nie będzie błagał sądu o litość,I nie odwoła u progu świątyniSwoich słów, które głosiłPrzeciw ludzkiej zatwardziałości.Więc jakże mogę marzyć o męczeństwie?
25. Born
Słusznie mówisz. Nie bój się. Nie doznasz męczeństwa.Pamiętaj, że masz we mnie zawsze przyjaciela,Który chętnie ci służy pomocą i radą.O, nie zezwolę na to, abyś miał się ugiąćPod ciężarem próby! Dam ci Szymona z Cyreny,Który nie tylko za ciebie poniesie krzyż,Ale również za ciebie na tym krzyżu zginie.Za chwilę zrobimy rewizję w klasztorze,Otworzymy podziemia, piwnice i lochy,Kufry, szafy, skarbiec i stare grobowce,A gdy znajdziemy Żyda, ów skarb bezcenny,Z twojej głowy nawet włos nie spadnie.Będziesz dalej wiódł życie spokojne klasztorze,Rano wstaniesz, odmówisz modlitwy,Zjesz śniadanie, potem obiad, a potem wieczerzę,A potem położysz się do łóżkaI będziesz medytował nad dobrocią Boga,Który cię wyzwolił od pokusy męczeństwaDzięki mądrości twego przyjaciela, Borna.Nie ty poniesiesz karę za ukrywanie Żyda!Wiesz, kto ją poniesie!?
27. Born
Ojcowie! Chór ją poniesie!Ten milczący chór głupich Szymonów z Cyreny!Na twoich oczach każę ich rozstrzelać!Tam na dziedzińcu! Pod klasztornym murem!I cóż, mój drogi? Łatwo jest być świętymZa cenę życia tych ojców i braci,Za cenę cudzej ofiary i cudzego grobu!?Słodki jest chleb męczeńskiej śmierci,Ale słodszy jest spokojny żywotW klasztornej celi! Co!?A gdy pewnego dnia wstąpisz w swoje niebiosa,One będą dla ciebie wygodnym salonem,Gdzie wśród palm, fikusów i parawanówZdrzemniesz się na pluszowej kanapiePo życiu, jak po sutym obiedzie!Więc teraz powiedz, gdzie ukryłeś Żyda,Aby chór ocalić od śmierci!
28. Przeor
Zapewne nie ma we nieprawdziwej pokoryAni prawdziwej miłości,Ani prawdziwej dobroci.Zapewne nie jestem źródłemNiebieskich ptakówAni białą laską ślepców,Przechodzących przez ulicę,Chociaż zawsze chciałem byćDobrocią i źródłem, i łaską.Zapewne czynię dobroDla pożądliwości ciała,Zapewne chcę pomnożyćMoją majętność przed obliczem ludziI przed obliczem materii.Dlatego Bóg nie umocnił nade mnąSpojrzenia swoich oczuI unosi się nade mnąJak nad zatrutą wodą.Cóż może rzec woda zatruta?Cóż może rzec woda spleśniała?Cóż może rzec woda zmącona?
29. Blatt
(stanął, niewidoczny w drzwiach refektarza)
30. Born
Czy mam zatem spytać ojców?
31. Przeor
Spytaj. Niech ci chór odpowie.
32. Born
(do Chóru)Gdzie jest Żyd, chórze?
33. Chór (Dzień gniewu)
Żyda nie ma w klasztorze.
34. Blatt
Tutaj jestem.Nazywam się Emanuel Blatt.Ukryłem się w klasztorze.Ojcowie nie są winni.Cóż winne może być otwarte oknoAlbo cóż winne mogą być otwarte drzwi,Jeżeli przez nie wpada do pokojuJesienny liść.Okno nie jest winne.Drzwi nie są winne.Wiatr jest winien.Wielki wiatr zerwał się na dworze,Wielki wiatr.Niech pan oficer każe mnie zastrzelić.
35. Born
(podszedł do Blatta, przygląda mu się od stóp do głów i wybucha śmiechem)W habit go odziali, kłamliwe klechy!W biały habit! Cóż za maskarada!(przestaje się śmiać. Pejczem uderzył Blatta przez głowę)
36. Blatt
(bez słowa zatoczył się pod ścianę. Oparł się ręką o krucyfiks wiszący na ścianie)
37. Chór (Dzień gniewu)
Jezus Maryja!(chce podbiec do Blatta))
38. Przeor
(chce podbiec do Blatta)
39. Born
Stać, klechy! Stać, klechy, w miejscu!(wyciągnął browning)Stać, bo będę strzelał!
40. Born
(do Chóru)Niechaj jeden z was pójdzie na dziedziniecI przyniesie mi stamtąd kłębekKolczastego drutu. Żołnierze mu dadzą.(wskazuje na jednego z Chóru)Ty idź.
41. Jeden z chóru
(spojrzał na Przeora)
42. Born
Czy słyszałeś? Ruszaj!
43. Jeden z chóru
(wyszedł)
44. Przeor
Co chcesz uczynić?
46. Przeor
Błagam cię, zostaw w spokoju tego człowieka.
47. Born
Jesteś nudny. Raczej pomyśl o twoich ojcach,Których każę rozstrzelać. Mieszkańców miasteczkaSpędzę na klasztorny dziedziniec,Aby zobaczyli, jak umierają kłamcy i buntownicy.Ciebie też będą oglądać, jak asystujesz przy egzekucji.I znów pomyślą, że Łaska Pańska w postaci BornaCzuwa nad świątobliwym przeorem, któryRoztoczył nad nim swoje opiekuńcze skrzydła.Wszyscy będą cię chwalić i błogosławićZa hart ducha i nieskazitelny charakterI tak się zacznie proces twej beatyfikacji!
48. Jeden z chóru
(wszedł, nieśmiało zbliżył się do Borna i wręczył mu kłębek kolczastego drutu)
49. Born
((bierze kłębek drutu z jego ręki)Zbliż się tutaj, Żydzie.
50. Blatt
(powoli zbliża się do Borna)
51. Born
Tu masz pejcz! Trzymaj! To będzie twe berło!(wetknął mu do ręki pejcz. Zerwał ze stołu szkarłatne płótno i narzucił je na Blatta. Uplótł z drutu kolczastego koronę i gwałtownym ruchem włożył mu ją na głowę. Zaniósł się spazmatycznym śmiechem. Krzyczy)Witaj, królu żydowski!Witaj, królu żydowski!
52. Blatt
(stoi milczący i bezradny, z opuszczoną głową. Krew sączy się z jego czoła, spod kolczastej korony)
53. Born
(krzyczy)To wasz Bóg! To wasz Bóg!Wasz żydowski Bóg!Módlcie się do niego!No, módlcie się!Na kolana! Na kolana!
54. Born
Patrzcie! Ubiczowany, w szkarłatnym płaszczu,W ciernistej koronie! W królewskiej koronie!Na co czekacie! Piejcie psalmy!Na kolana!
55. Born
(wyciągnął browning)Klękajcie, klechy!(kieruje browning w stronę Chóru)Klękajcie, klechy!
57. Chór (Dzień gniewu)
(powoli klęka, pod lufą skierowanego na niego browninga)
60. Przeor
Jesteś, o Panie, moim światłem i zbawieniem — —
61. Chór (Dzień gniewu)
Jesteś, o Panie, moim światłem i zbawieniem,Więc kogo mam się lękać?Jesteś moją obroną,Pasterska wieczności,Więc przed kim mam się trwożyć?Choćby nawet stanęły przeciw mnieWszystkie wojska Baalfagora,Nie zadrży moje serce,Bo umocniłeś swój wzrok nade mną,Święty rozdawco miłości.
63. Przeor
Słuchaj, o Panie, głosu mojego, gdy wołam —
64. Chór (Dzień gniewu)
Słuchaj, o Panie, głosu mojego, gdy wołam.Zmiłuj się nade mną i racz mnie wysłuchać,Powstali bowiem przeciw mnie kłamliwi świadkowieI napinają cięciwę przeciw moim modlitwom.Ale Ty, Panie, przeprowadzisz mniePrzez płonące wiatryI chwiejne góry,I legowiska lampartówKu Twoim wiecznie kwitnącym księgom.
65. Born
(usiadł i ukrył twarz w dłoniach)
66. Przeor
Cokolwiek uczynisz ze mną, o Panie — —
67. Chór (Dzień gniewu)
Cokolwiek uczynisz ze mną, o Panie,Uczyń mnie dnem słowa, gdy przemówisz,Uczyń mnie dnem łaski, gdy mnie zbawisz,Uczyń mnie dnem hańby, gdy mnie potępisz,Uczyń mnie dnem harfy, gdy na niej zagrasz,Uczyń mnie dnem klęski, gdy mnie dotkniesz,Uczyń mnie dnem nędzy, gdy mnie doświadczysz,Uczyń mnie dnem morza, gdy zarzucisz kotwicę,Uczyń mnie dnem głębokości, gdy będę wołał,Uczyń mnie dnem życia, gdy mnie zachowasz,Uczyń mnie dnem śmierci, gdy umrę.
68. Born
(szeptem, patrząc w bok)Wstańcie.
69. Chór (Dzień gniewu)
(podniósł się z kolan)
71. Chór (Dzień gniewu)
(powoli wychodzi)
72. Born
(do Blatta, nie patrząc na niego)I ty też. Niech tylko przeor zostanie.
73. Blatt
(stoi nieporuszony)
74. Born
(gest ręką)Odejdź.
75. Blatt
(podniósł powoli głowę i utkwił wzrok w Bornie)
76. Born
(spojrzenie jego spotkało się ze spojrzeniem Blatta)Co tak na mnie patrzysz?
79. Blatt
(stoi nieporuszony)
80. Born
(krzyczy rozpaczliwie)Odejdź! Odejdź! Odejdź!
81. Blatt
(opuścił wzrok, idzie do drzwi. Z jego ręki wypadł pejcz. Wyszedł)
82. Przeor
Po co to uczyniłeś?
86. Przeor
Dlaczego mnie nienawidzisz?
87. Born
Nienawidzę twojego Boga, którego nie mogłem ci wyrwaćNawet za cenę życia, za marny ochłap życia.
88. Przeor
Jesteś nędznikiem!
89. Born
(jakby nie słyszał)Czy tak wyglądał Bóg?
90. Przeor
Na pewno tak wyglądał! Był przecież człowiekiem!
91. Born
I tak samo stał na lithostrotos,Ubiczowany i oplwany, i milczał?
92. Przeor
Na pewno tak samo!
94. Przeor
(wskazał na krucyfiks, wiszący na ścianie)Bóg zstąpił z krzyża i wszedł w ciałoUmęczonego człowieka!
96. Przeor
Ubiczowałeś Boga, zbrodniarzu!Ukoronowałeś Boga cierniową koroną!
98. Przeor
Biada ci! Biada ci! Biada, bogobójco!(idzie ku drzwiom)
100. Przeor
Rób z nami, co zechcesz!Każ nas rozstrzelać!Ale teraz chcę być sam!(krzyczy)Chcę być sam!
101. Born
(chwycił go za rękaw)
103. Born
Byłem szczęśliwy. O, jakże byłem szczęśliwy.Zdawało mi się, że pogrzebałem na zawszeMoją dawną przeszłość. Jesteś jednak w błędzie,Jeżeli sądzisz, że żałuję mojej rzymskiej decyzji.O, nie! Wierz mi, że gdybym miał znowu powtórzyćMinione życie, obrałbym tę samą drogę,Która mnie tutaj zawiodła. Nawet gdybym wówczasMiał po raz drugi przeżyć to spotkanie z tobą,Które jest dla mnie bolesna przygodą.Przyszedłem do ciebie jako zwycięzca.Podbiłem twój naród, a ciebie uczyniłemMoim niewolnikiem, którego mogę,Jeśli tylko zechcę, zamknąć w więzieniu,Posłać do obozu albo rozstrzelać.Jestem twoim prawem. Taka jest moja władzaNad podbitym narodem i podbitą ziemią,I nad wszystkim, co ta ziemia rodzi,I na sobie dźwiga. Nad każdym owocem.Lecz nagle zrozumiałem, że dzięki twej wierzeW Boga, któremu jesteś bez reszty oddany,Potrafisz nawet w klęsce zachować swą godnośćCzłowieczą i siłę ducha. Zamknąłem oczyI ujrzałem siebie w środku zagłady i upokorzenia,W strzępach munduru wśród śnieżnej pustyni,Na dnie klęski, zgiętego pod ciężarem trupa,Którego z trudem dźwigałem na plecach.Dźwigałem zwęglonego boga, który zginąłW płonącym bunkrze! Pozostałem sam,Odarty z wszelkich wartości. Znak nieokreślony.O jak straszny jest los, który, zmuszając człowiekaDo wygrywania wszystkich bitew i odnoszeniaSamych tryumfów, daje mu poczucie mocyI własnej godności tylko w godzinę zwycięstwa,Obalanych słupów granicznych,Kapitulacji wroga i dyktowanych warunków,Ale nie zostawia mu żadnych wartościNa godzinę smutku, żałoby i klęski.Czy człowiek może budować swe życieZe samych zwycięstwa, defilad i oklasków?Z radosnych marszów i samochwalczych przemówień?Z koszarowych pieśni o pięknej przyszłości?Z władzy, która upaja jak dym kadzidlany?Wiem, kim jestem w godzinę zwycięstwa,Ale nie wiem, kim jestem w godzinę klęski.A tymczasem twój Bóg rozdaje łaskę, któraW porę twojego tryumfu i w porę twojej zagładyPozwala ci zachować z równym spokojemTo samo oblicze i tę samą godność,I ten sam sens istnienia.Jak beznadziejne jest życie człowieka,Któremu nigdy nie wolno ponieść żadnej klęski.
104. Przeor
Czy nie ma w tobie ani cienia żaluPo minionej przeszłości? Czy nie ma w tobieAni jednego śladu po dawnych modlitwach?Przebywałeś kiedyś na wysokich górach.Po co zeszedłeś z tych gór? Po co?Czy po to, by ludziom zadawać cierpienie?
105. Born
Nie porównuj mnie z tym, kim ongi byłem.Jest mi on tak samo obcy jak przechodzień,Którego obojętnie mijam na ulicy,Lub jak postać ze snu, która podszywa sięPod moje pragnienia i niepokoje.Nie znam tamtego. Nie wiem, kim on jest.Nie mów więc do mnie w imię owych cieni,Które nie mają imion.
106. Przeor
Więc może jest w tobie choć jedno westchnienie,Które mógłbym przywołać z twej dawnej pamięciI odnaleźć w nim bicie serca, wzruszenie lub łzę.Przecież płacz i modlitwa nie mogły tak wyschnąćBy nie został po nich choć znikomy ślad.Czy nie ma w tobie ani ziarnka wiary?
109. Born
Nie. Ani ziarnka.
110. Przeor
A może jest w tobie choć echo sumienia?
111. Born
Echo sumienia? Dlaczego? Czy to, co czynię,Jest przeciw mojemu sumieniu?Ach, mój drogi, Erynie,Które gnieżdżą się we mnie,Jak w ruinach starej, pogańskiej świątyni,Już nie są drapieżnymi ptakami,Pijącymi krew z otwartych żył.To są kolorowe papugi, które wrzaskiemPrzytakują wszystkim moim uczynkom i myślom.Czy tobie się zdaje, że sumieniaNie można oswoić i nauczyć go tych słów,Które są nam potrzebne do życia,Gdy rano budzimy się ze snuJak z krwawej kąpieli?
112. Przeor
Oswojone Erynie są tylko halucynacjąTwych pragnień. Tych ptaków nie można oswoić.Można je tylko uśpić. Ale kto uśpiłErynie, każdym swym czynem sam siebie zabija.Taka jest zemsta śpiących ptaków,Które we śnie się duszą,Albowiem celem ich istnieniaJest nocny lot w człowiekuJak w burzliwym żywiole.Biada tym, którzy nie słyszą w sobieKrzyku uskrzydlonej krwi.
113. Chór (Dzień gniewu)
(wchodzi)
114. Jeden z chóru
Ojcze przeorze, jakaś kobietaPragnie wejść do refektarza.
115. Przeor
Niech wejdzie.
116. Julia Chomin
(wchodzi. Do Borna)Jacy śmieszni są ci zakonnicy!Boją się mnie wpuścić do refektarza,Jakby to była sypialnia wyścielana pluszemI miękkimi poduszkami. Są bardzo śmieszni.
117. Born
Po co tu przyszłaś?
118. Julia Chomin
Jak to, po co? Od pół godziny siedzęW twoim samochodzie i nudzę się jak mops.Miałeś mnie zawołać. Czekam i czekam.Więc przyszłam — —
119. Born
Nie jesteś teraz potrzebna.Wróć do samochodu.
120. Julia Chomin
Daj mi perły.
122. Julia Chomin
Perły mi daj!
124. Julia Chomin
Perły od nich dostałeś!
125. Born
Nie dostałem żadnych pereł!
126. Julia Chomin
Nie dostałeś? Więc kto je dostał?Przecież nie ma ich na ołtarzu!
127. Born
Skąd mogę wiedzieć, co się z perłami stało?Spytaj o to przeora! Spytaj o to ojców!
128. Julia Chomin
A kto ma wiedzieć, jeżeli nie ty!?Jeśli pereł nie wziąłeś, to mi pokaż Żyda!Gdzie jest Żyd?
129. Born
Nie twoja sprawa.
130. Julia Chomin
Gdzie jest Żyd?
132. Julia Chomin
Ja chcę wiedzieć, co się stało z Żydem?
134. Julia Chomin
Oszukałeś mnie! Chcesz przede mną zataić,Że zostawiłeś im Żyda, a w zamian dostałeśSznur pereł, który do mnie powinien należeć.
135. Born
Zabieraj się stąd!
136. Julia Chomin
Namówiłeś mnie, łotrze, abym wytropiłaŻydowskiego pudla i pod pozorem miłosierdziaWskazała mu drogę do tego klasztoru,Gdyż chciałeś dla jakichś swych wariackich celówBawić się z przeorem jak kot ze zdechłą myszą!A potem mi kazałeś szantażować klechę!Czy po to wszystkie twe prośby posłusznie spełniłam,Byś mnie teraz wyrzucał bez żadnej nagrody?Pereł nie ma w ołtarzu! Ukradłeś je, łotrze!Zapłacisz mi za to!(biegnie do drzwi)
137. Born
(wyciągnął browning z kabury i strzela)
138. Julia Chomin
z(achwiała się i upadła)
139. Born
(podbiegł do niej i do leżącej oddał kilka strzałów)
140. Chór Prawy
Jezusie Nazaretański!
141. Chór Lewy
O, Matko Przenajświętsza!
142. Born
(schował browning do kabury)
143. Przeor
(ukląkł przy zwłokach. Robi nad nimi znak krzyża. Podnosi się z kolan)
144. Born
(stoi przez chwilę niezdecydowany. Podszedł do okna i nagłym ruchem dłoni odsłonił portierę)
146. Born
(otworzył okno i krzyknął na dziedziniec)Niech dwóch żołnierzy zaraz na górę przybiegnie!(zamknął okno i zapuścił zasłonę. Usiadł tyłem odwrócony do zwłok i Przeora)
147. Przeor
(opuścił wzrok ku ziemi)
148. Born
(nie odwracając się)W klasztorze nie ma Żyda. Oni są niewinni,To był fałszywy donos owej szantażystki,Której zwłoki tu leżą. Złóżcie je na furzeI odwieźcie na cmentarz, najlepiej na kirkut.Wszystko jedno, gdzie będzie leżeć takie ścierwo.Ściągnijcie posterunki. Wracamy do miasta.
149. Born
[k. 180 r]BornBORN(podniósł się z krzesła). Podszedł do okna)Noc. Jesienna noc. Chmur falowanie,Wydaje mi się, że zstępuję pod ziemięI szukam po omacku kamieni, z których […?].Jakie to są kamienie? Jaka to jest ziemia?[k. 181 r]Mały pokorny alumn kleryk w czerwonej sutanniePłynę nad n wiecznym[?] miastem, po niebie zmurszałymOd modlitw i płaczu, i widzę s w dole siebieIdącego środkiem ulicy, pełnej tłumu i gawiedzi.I […?] krok poNa kogo [?]Mój wzrok jest śmiercionośny. Pod moim spojrzeniemludzie sięPrzechodnie, […?] […?]na których zatrzymuję mój swój wzrokZamieniają się w białe kościotrupy, i wołają [?]I […?], bez […? jakby się nic się stałoZmierzają do swoich [celów/domów?], do biur i urzędówi klekoczą kośćmiCo świeciJak bociany dziobami, idą ciągną za mną powoliKu wrotom xx Urzędu, do Świątyni Papierów,gdziei [Świętych/Świątyni?] Rejestrów, gdziedługim kluczem, ku wrotom Urzędu,do Świątyni kościoła Papierów i Świętych Rejestrów,gdzie […?] garbaty […?] wręcza im[…?][…?]i urzędnik im wręcza zwolnienie od życia.Piekielny wrzask się podnosi. Wrzeszczą, że chcą żyć!Że nie spełnili do końca swych ziemskich powinności!Że chcą wraca do swoich rozkładających się ciał,Do gnijących pokrowców! Spojrzałem w niebo! [brak jednej strony maszynopisu][…][k. 97 r][…?]Zamieniają się w białe kościotrupyI klekocząc kosami jak bociany dziobami,I Cciągną za mną powoli długim kluczem,gdzie garbaty urzędnik,Ku czarnym wrotom urzędu, do Kościoła Papierów I Swiętych Rejestrów, gdzie urzędnikIm wręcza Wręcza im zwolnienie od życia.Piekielny wrzask się podnosi. Wrzeszczą, że chcą żyć!Że nie spełnili do końca swych ziemskich przeznaczeń!Że chcą wracać do swoich rozkładajn ących się ciał,Do gnijących pokrowców! Spojrzałem w górę niebo.Ujrzałem tamZnowu ujrzałem tam siebie, pokornego klerykafruwającego nad miastemW czerwonejsx sutannie, płynącego przez środekNieba i I wołającego do mniedonośnym głosem:Biada bestiom, studniom zagłady!Niech będą przeklęte bestje, studnie zagłady!Biada demonom, jadowitym wężom!Niech będą przeklęte xx demony, jadowite węże!Biada skorpionom, wy uszykowanym do boju!Niech będą przeklęte skorpiony, uszykowane do boju!Oddaj szkieletom ciało!Oddaj kościom ich mięso i ścięgna!Oddaj czaszkom ich oczy i usta i uszy i xmxmxmOddaj czaszkom ich usta i oczy, i uszy!Tak wowołał mały pokorny kleryk w czerwonej sutannieDo człowieka w czarnym mundurze,Który podniósłszy pięści ku niebuJak dosięgnąć tego kleryka płynącegoxmxmxmMilczał, bo nie wiedział, jak dosięgnąćPłynącego po niebie?Swojego zmarłego sobowtóra,Jak go dosięgnąć przez zwęglony czas?Płynącego nad miastem kości. [k. 93 r](podniósł się z ławy i podszedł ławy)[…?]Pójdę.(idzie ku drzwiom. Zatrzymał się i odwrócił)Posłuchaj. Miałem wczoraj taki sen.Jest noc. Jest noc jesienna.Noc. Jesienna noc. Chmur falowanie.Falowanie chmur. Mały pokorny kleryk w czerwonej sutanniePłynę Fruwam nad miastem, pod niebem zmurszałymOd modlitw i płaczu, i widzę siebie wx w dole,Idącego środkiem ulicy,. pełnej tłumu i gawiedziPełnej tłumu i gawiedzi.Idę środkiem ulicy. Wzrokiem siejąę śmierć. Przechodnie pod moim spojrzeniemZmieniają się w białe[k. 94 r]Zmieniają się w białe kościotrupyI ciągną za mną powoli długim kluczem,Ku czarnym wrotom, gdzie garbaty urzędnik,Wyciągając przed siebie dłonieO palcach z płonących liczb,Wręcza im kluczmxm zwolnienie od życia.Piekielny wrzask się podnosi. Wrzeszczą,Wrzeszczą,Że chcą żyć,Krzyczą, że chcą żyć,Że nie spełnili do końca swych ziemskich przeznaczeń,Że chcą wracać do swoich rozkładających się ciał,Do gnijących pokrowców! Spojrzałem w niebo.Znowu ujrzałem siebie tam siebie, pokornego klerykaW czerwonej sutannie, fruwającego nad miastemI wołającego do mnie donośnym głosem:Niech będą przeklęte bestje upiory, studnie zagłady!Niech będą przeklęte demony, jadowite węże!Niech będą przeklęte skorpiony, uszykowane do boju!Oddaj szkieletom ciało!Oddaj kościom ich mięso i ścięgna!Oddaj czaszkom ich usta i oczy i uszy!Tak wołał mały, pokorny kleryk w czerwonej sutannieDo człowieka w czarnym mundurze,Który podniósłszy pięści ku niebuMilczałm, bo nie wiedział, jak dosięgnąćSwojego zmarłego sobowtóra,Płynącego nad miastem kości.(podniósł się z ławy)Pójdę.(idzie ku drzwiom. Zatrzymał się i odwrócił)Posłuchaj. Miałem wczoraj taki sen.Jest noc. Jest noc jesienna.Mały pokorny kleryk w czerwonej sutannieFruwam nad miastem, pod niebem zmurszałymOd modlitw i płaczu, i widzę siebie w dole,Idącego środkiem ulicy. Wzrokiem sieję śmierć.Przechodnie pod moim spojrzeniemZamieniają się w białe kościotrupyI ciągną za mną powoli długim kluczemKu czarnym wrotom, gdzie urzędnik,Wyciągając przed siebie dłonieO palcach z płonących liczb,Wręcza im zwolnienie od życia.Piekielny wrzask się podnosi.Krzyczą, że chcą żyć,Że nie spełnili do końca swych ziemskich przeznaczeń,Że chcą wracać do swoich rozkładających się ciał,Do gnijących pokrowców! Spojrzałem w niebo.Znowu ujrzałem tam siebie, pokornego klerykaW czerwonej sutannie, fruwającego nad miastemI wołającego do mnie donośnym głosem:Niech będą przeklęte upiory, studnie zagłady!Niech będą przeklęte demony, jadowite węże!Niech będą przeklęte skorpiony, uszykowane do boju!Oddaj szkieletom ciało!Oddaj kościom ich mięso i ścięgna!Oddaj czaszkom ich usta i oczy, i uszy!Tak wołał mały, pokorny kleryk w czerwonej sutannieDo człowieka w czarnym mundurze,Który podniósłszy pięści ku niebuMilczał, bo nie wiedział, jak dosięgnąćSwojego zmarłego sobowtóra,Płynącego nad miastem kości.
150. Born
BORN(podniósł się z krzesła). Podszedł do okna)Noc. Jesienna noc. Chmur falowanie,Wydaje mi się, że zstępuję pod ziemięI szukam po omacku kamieni, z których […?].Jakie to są kamienie? Jaka to jest ziemia?[k. 181 r]Mały pokorny alumn kleryk w czerwonej sutanniePłynę nad n wiecznym[?] miastem, po niebie zmurszałymOd modlitw i płaczu, i widzę s w dole siebieIdącego środkiem ulicy, pełnej tłumu i gawiedzi.I […?] krok poNa kogo [?]Mój wzrok jest śmiercionośny. Pod moim spojrzeniemludzie sięPrzechodnie, […?] […?]na których zatrzymuję mój swój wzrokZamieniają się w białe kościotrupy, i wołają [?]I […?], bez […? jakby się nic się stałoZmierzają do swoich [celów/domów?], do biur i urzędówi klekoczą kośćmiCo świeciJak bociany dziobami, idą ciągną za mną powoliKu wrotom xx Urzędu, do Świątyni Papierów,gdziei [Świętych/Świątyni?] Rejestrów, gdziedługim kluczem, ku wrotom Urzędu,do Świątyni kościoła Papierów i Świętych Rejestrów,gdzie […?] garbaty […?] wręcza im[…?][…?]i urzędnik im wręcza zwolnienie od życia.Piekielny wrzask się podnosi. Wrzeszczą, że chcą żyć!Że nie spełnili do końca swych ziemskich powinności!Że chcą wraca do swoich rozkładających się ciał,Do gnijących pokrowców! Spojrzałem w niebo!
151. Przeor
Już go dosięgnąłeś.
152. Born
Jesteś tego pewien?
154. Born
Nie wiem.(wyszedł)
155. Chór Prawy
(patrząc na podłogę)Krew w klasztorze.
156. Chór Lewy
Krew u stóp krzyża.
157. Chór Prawy
Posadzka we krwi.
158. Chór Lewy
Krew trysnęła na ściany.
159. Chór Prawy
Chrystus na to wszystko patrzał.
160. Chór Lewy
Chrystus to wszystko widział.
161. Chór Prawy
Widział ubiczowanie.
162. Chór Lewy
Widział ukoronowanie.
163. Chór Prawy
Widział śmierć Judasza.
164. Chór Lewy
Widział moje tchórzostwo.
165. Chór Prawy
I widział moją trwogę.
166. Chór Lewy
I widział znowu całą nędzę człowieka.
167. Chór Prawy
Myślałem, że to jest moje Gethsemani.
168. Chór (Dzień gniewu)
Moja wina, moja wina,Moja największa wina.(biją się w piersi)
169. Chór Lewy
A to był tylko dziedziniecW domu arcykapłana, oblężonyPrzez piejące koguty.
170. Chór (Dzień gniewu)
Moja wina, moja wina,Moja największa wina.(biją się w piersi)
171. Chór Prawy
O, krwawiące czoła czterech Ewangelii!
172. Chór Lewy
O, pochylone plecy czterech Ewangelii!
173. Chór Prawy
O, płaczące oczy czterech Ewangelii!
174. Chór (Dzień gniewu)
Słyszę rżenie upadłych aniołówNa pustych polach. Popioły szumiąGłośniej od dziejów.Słyszę monolog krwi,Słyszę pomruk rozsypanych kości,Słyszę czołganie się zbiorowych mogił.Gdzie są usta popiołów?Gdzie są oczy popiołów?Gdzie są bramy popiołów?Niech będą otwarte!Niech będą otwarte!Niech będą otwarte!Wołajcie, synowie ziemi.Wołajcie, pobojowiska.Wołajcie, ogrody krwiI ślepe katakumby!Wołajcie, ruiny i szubienice.Wołajcie, dymiące krematoriaI kości!Wołajcie Pana!Wołajcie Pana!Przyzywajcie Pana!Błagajcie Pana,Harfę siedmiostruną,Kroczącą po liściach palmowych,Króla sprawiedliwegoI Syna Dawidowego,Aby zeszedł ze stoków Góry Oliwnej.Spośród gajów Bethfage,I wstąpił w bramę płaczących popiołówJak do wnętrza wieczornej godziny,I wyprowadził człowiekaZ labiryntu dziejówKu dalekim rzekom oczyszczenia,Ku sakralnym wodom.
175. Blatt
(wszedł. Rozejrzał się trwożliwie dokoła. Do Przeora)Gdzie on jest?
177. Blatt
Kiedy znowu wróci?
178. Przeor
Born już nigdy ciebie nie skrzywdzi,Bracie Emanuelu. Jesteś bezpieczny.
179. Blatt
Gdy włożył mi na głowę ten kolczasty drut,Boleść poczułem w sobie. Ale to nie była boleść,Która każe krzyczeć zmęczonym ustom.To była dobra boleść, która weszła we mnieJak spokój, jak trzej aniołowiePod namiot Abrahama, ocienionyDębami w Mamre.(nagle)Dlaczego mnie Born nie zastrzelił?Dlaczego jeszcze żyję?(do Chóru)Dlaczego nas wszystkich nie zastrzelił?Dlaczego my wszyscy jeszcze żyjemy?
180. Blatt
(niespokojnie patrząc na przeora, to znów na chór)Co się tutaj stało!?(głośniej)Co się tutaj stało!?(krzyczy)Co się tutaj stało!?
181. Przeor
Ty lepiej wiesz niż my, bracie Emanuelu,Albowiem nie w nas, lecz w tobieBóg powtórzył misterium swoich cierni.
182. Blatt
(stoi zapatrzony przed siebie, jakby nie słyszał tego, co się dzieje za murami klasztoru)
183. Przeor
(klęka, zwrócony twarzą w stronę krzyża)Boże, ten, który teraz umiera,Jest zbrodniarzem.Za chwilę zaczniesz sprawować sądNad spróchniałym człowiekiem.Krew jego ofiarWoła do CiebieZ otchłani.Panie, wyznaczysz cenę krwiI wyznaczysz cenę otchłani,I zliczysz ludy siedząceNad brzegami Babilonu,I dzieci, konające w komorach gazowych,I lutnie zawieszone na szubienicznych drzewach.Ale zechciej, o Panie,Z rachunku jego grzechówWymazać zło,Którym mnie doświadczał.Ja mu je przebaczam.
184. Chór (Dzień gniewu)
(klęka, zwrócony twarzą w stronę krzyża)Odpłata Twoja jest z Tobą.Odpłacasz każdemuWedług jego cierpień i radości,Dobrych i złych uczynków,Jego dzieł sprawiedliwychI dzieł zbrodniczych.Jesteś Alfa i Omega,Pierwszy i Ostatni,Początek i Koniec.Twoja jest władza nad drzewem życiaI nad drzewem śmierci.
185. Blatt
(podczas ostatnich słów chóru zatrzymał wzrok na krucyfiksie. Patrzy na rozpiętego na krzyżu Chrystusa, jakby go po raz pierwszy zobaczył. Jak pod działaniem przemożnej siły, której nie może się oprzeć, idzie do krucyfiksu)Dlaczego On tak bardzo podobny jest do człowieka?Dlaczego On tak bardzo podobny jest do człowieka?
186. Przeor
Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba,Boże Izraela,Chrystusie,Jesteś, który jesteś.Jesteś, który jesteśNa drogach karawanowych,Prowadzących z miastaUr Chaldejczyków.Jesteś, który jesteśW namiotach Abrahama,W niewidzących oczach Izaaka,Na szczeblach Jakubowej drabiny,I na szczycie Synaju,I na szczycie Morii,I na szczycie Góry Błogosławieństw,I na szczycie Góry Przemienienia,I na szczycie Golgoty.Jesteś, który jesteśW jaskini Dawida,W jaskini DanielaI w jaskini Bethlehem,I w jaskini Zmartwychwstania.Przyszedłeś i przychodzisz co chwilaW kole służebnych aniołów,Albowiem każda chwilaJest ostatecznościąI jest czasem Twojego gniewu,I jest czasem Twojego miłosierdzia,Chrystusie.
187. Blatt
(podniósł głowę i, patrząc w twarz Chrystusa, ręce wzniósł w górę, rozkrzyżował je, jakby chciał w swoich ramionach zamknąć postać umęczonego Boga. Woła)O, Adonaj! Adonaj!