Strona tytułowa [a] (0)
Karta tytułowa (0)
Akt I (84)
1.
(wszedł, przystanął na środku refektarza, przeżegnał się i złożył ręce do modlitwy)
2.
Benedicite…
3.
Oculi omnium…
4.
Gloria Patri, et Filio, et Spiritui Sancto...
5.
Kyrie eleison…
6.
Amen.
7.
Ja jestem przeorem.
8.
Dajcie mu jeść.
9.
Niech pan usiądzie. Proszę się posilić.
10.
(czyni gest ręką w stronę brata, by dolał Blattowi zupy i podał chleb)
11.
P(milczy)
12.
(milczy)
13.
(milczy)
14.
(milczy)
15.
I nie oddali cesarzowi tego,Co jest Boskie.
16.
Dajcie mu habit. Niech będzie jednym z nas.
17.
(cofnął rękę)Nie… nie…
18.
P(ukląkł przed krzyżem i modli się)
19.
(podniósł się z kolan)
20.
Dzień dobry.
21.
Dziękuję.
22.
(milczy)
23.
Nie mamy.
24.
Dziękuję. Nie przysyłaj. Węgla nie przyjmiemy.
25.
Nam węgiel nie jest potrzebny.
26.
Tak.
27.
Modlitwy łatwiej dochodzą do nieba,Gdy się je zmawia w nieogrzanych ścianach.
28.
Jestem tego pewien.
29.
Nie jestem twoim wrogiem.
30.
Jestem wrogiem zła…
31.
Ale mimo to byłem w owych czasachMniej wnikliwy od ciebie. Nie umiałemPrzewidzieć, że pod czerwoną sutannąMego przyjaciela, pokornego klerykaZ Collegium Germanicum, bije sercePrzyszłego komendanta…
32.
Nie umiałeś wierzyć.
33.
Nad kim?
34.
Czy warto było tracić wiarę w Boga,Aby odnieść zwycięstwo nad takim robakiemJak ja?
35.
Uwierzyłeś w kraczące szubienice…
36.
Do czego zmierzasz?
37.
Pamięci nie zabijesz.
38.
(niecierpliwie)Po co przyszedłeś?
39.
Zajęty.
40.
Klasztorem i modlitwami.
41.
Za ciebie.
42.
Tak. I za tych, którzy giną tam, na dole.
43.
Tego prawa nie możesz mi odebrać.
44.
Przed czym?
45.
Czy przemawia przez ciebie troska o klasztor?
46.
(wyszedł za Bornem)
47.
(wraca i spostrzega Julię)Kto to? Co pani tu robi? Tu jest klauzura.Tu nie wolno wchodzić kobietom.
48.
Jak pani tutaj weszła? Kto panią tu wpuścił?
49.
(stoi, milczy)
50.
(milczy)
51.
To dobrze, że pani czuje potrzebę modlitwy.
52.
Matka Boska już wielu nawróciła.
53.
(przerywając)Słusznie…
54.
Dlaczego?
55.
(spojrzał na Julię)
56.
To są wota dziękczynne, to znak wyrzeczeniaBogu ofiarowany…
57.
To jest bluźnierstwo…
58.
Skończmy z tymi perłami. Po co pani przyszła?
59.
Co?
60.
Ja? Przeciw pani?
61.
(szuka w myśli)Nie, nie pamiętam…
62.
Ja? Panią?
63.
Dziś widzę panią po raz pierwszy w życiu.Nie wiem, kim pani jest. Nie znam pani nazwiska…
64.
(ostro)To nieprawda!
65.
(zasłonił twarz dłońmi)
66.
Pani jest chyba szalona.
67.
Nie wiem, co mam bardziej podziwiać,Pani tupet czy cynizm?
68.
Przed czym?
69.
Droga, którą pani obrała, jest fałszywą drogą.
70.
Proszę. Niech pani zapali.
71.
Born mnie odwiedził…
72.
Cóż to za śledztwo?
73.
Dziwne.
74.
Czy nie zbyt zuchwałe?
75.
Żyd? W naszym klasztorze? Pani chyba bredzi!
76.
Kogo mam szukać? Żyda? Gdzie mam szukać Żyda?Żaden Żyd tu nie przyszedł. Nic nie wiem o Żydzie.
77.
Proszę wyjść! Proszę natychmiast wyjść!
78.
Proszę natychmiast opuścić klasztor!
79.
(uczynił kilka kroków naprzód. Przystanął i podniósł dłoń, jakby chciał Julię zatrzymać)
80.
(opanował się. Palcem podniesionej dłoni, wskazując na drzwi)Tędy jest wyjście.
81.
(otworzył drzwi i patrzy za odchodzącą. Zamknął drzwi i podszedł do okna. Przystanął z boku pod ścianą, za portierą, i śledzi Julię, jak idzie przez dziedziniec klasztorny. Upewniwszy się, że wyszła, pociągnął za sznur dzwonka, wiszącego nad drzwiami)
82.
(do jednego z Chóru)Niech ojciec zaraz pójdzie do kościołaI zdejmie perły z ołtarza Madonny.Proszę je schować w skrytce, za stallami.
83.
Już wkrótce zacznie sięRadosne owocowanie krzyża.Będzie to wielka chwila w naszym życiu,Może właśnie owa,Na której przyjścieCzekaliśmy tak długo,Może nawet po to urodziliśmy się,By ją dzisiaj przeżyć,Może właśnie ona jednaJest celemNaszego istnienia na ziemi.Cierpiąc za Chrystusa,Codziennie tworzymy świat od nowa, Dlatego przygotujmy się na cierpienie,Na niesprawiedliwość,Na krzywdę,Na szaleństwo mężów ciemności.Jest jesień.Z głębi ogrodów i sadówKrzyczą psalmy DawidaI płaczą usta Sybilli.Już wkrótce z naszych modlitwPoczną opadać pierwsze owoceI rozpocznie się sądNad chodzącymi drzewami.Woda w stawach zmarszczy sięPod powiewem przelatujących aniołów,Którzy będą krążyć nad namiW poszukiwaniu żeru.Jesteśmy nadzy i bezimienni.Dopiero śmierć nada naszemu życiuWłaściwe imię.Wtedy będą nadaneNowe i właściwe imionaWszystkim pojęciom i wartościom,I tymi imionami będą wzywaneWszystkie popiołyW dzień gniewu,W dzień owocobrania.
84.
Amen.
Akt II (52)
1.
(wchodzi)
2.
Już bardzo długo pan mnie nie odwiedzał.A szkoda… szkoda… Chciałem z panem mówić…Chciałem zasięgnąć porady… niestety…Lecz nie wiedziałem, gdzie mam pana szukać.Dlaczego nagle przestał pan przychodzić?Pan także stracił do mnie zaufanie?Pan także o mnie zwątpił?
3.
(przerywając)Jaki był wynik waszych dochodzeń?
4.
Pragnąłbym wiedzieć, komu zawdzięczam
5.
(milczy)
6.
(szeptem)Tak, pan ma prawo żądać wyjaśnienia…(westchnął)Nie mam zamiaru niczego ukrywać.To dawne dzieje. Poznałem go w RzymieByłem klerykiem. I on był… klerykiem…Mieliśmy wiele wspólnych zamiłowań,Więc zwiedzaliśmy kościoły, muzea,Stare cmentarze, pałace, ruiny…(po chwili)Nie wiem, czy mogę tę naszą znajomośćNazwać przyjaźnią, chociaż w owym czasieBorn często serce otwierał przede mną.Zwierzając swoje różne wątpliwości,Które świadczyły o jakimś fermencieI niepokoju, żrącym jego wnętrze.Mówił niejasno, mgliście i zawile…Lecz ni wnikajmy w zbyteczne szczegóły.Born dnia pewnego, tuż przed otrzymaniemOstatnich święceń, wystąpił z CollegiumZrzucił sutannę i wrócił do Niemiec,Gdzie właśnie wtedy wśród werbli i wrzaskówRuch hitlerowski przybierał na sile.(po chwili)Czas płynął…(po chwili)Nagle przed rokiem dostałem wezwanie,Abym się zjawił w dowództwie gestapo.Przyszedłem. Czekam. Drzwi się otwierają.Wchodzę i widzę przed biurkiem… Zdębiałem…Podniósł się z krzesła ociężałym ruchem….I takie było po dziesięciu latachNasze spotkanie. Dwaj dawni znajomiStali naprzeciw siebie mierząc się oczami:Ja – polski przeor, on – major gestapo.(po chwili)Born od tej pory często mnie odwiedzał,Przychodził nagle, wielokrotnie nawetBez zapowiedzi, siadał w tym foteluI opowiadał o swoich przeżyciach,W Niemczech, na wojnie, na zachodnim froncie.– Rok był w Paryżu – potem niespodzianieZaczynał mówić o Bogu, religii,Cytował zdania z książek ChamberlainaO pochodzeniu aryjskim Chrystusa,Innym zaś razem w zapale dyskusjiTwierdził, że Chrystus jest mitem, stworzonym…(urwał)Tak… Zrozumiałem… To był ów problemat,Który go drążył, gnębił, męczył, toczył go i trawił,I był obsesją, zmorą, spalającąJego jestestwo. Przyznam się panu, że niekiedy nawetZdawało mi się, że cierpi z powoduUtraty wiary, ale szybko rozwiałMoje złudzenia.(po chwili)Born chciał zabić w sobie resztki sumienia.(po chwili)Sumienia? Nie wiem, czy on ma sumienie.(po chwili)Było to… było… było przed tygodniem….Późnym wieczorem przyjechał pijany.Krzyczał, że spali klasztor, że rozstrzelaMnie, zakonników, że tego Chrystusa(wskazał palcem na krucyfiks)Rozkaże wywieźć na żydowski kirkutI tam pochować w zbiorowej mogile.A potem usiadł na ławie i milczał,Patrząc z uporem na krzyż na ścianie…(po chwili)Dnia następnego rozpoczął rzeź Żydów.
7.
Śledziła Żyda…
8.
Pereł z ołtarza Matki Boskiej.
9.
Wyrzuciłem ją.
10.
(milczy)
11.
(rozłożył ręce)
12.
Skąd pan o tym wie?
13.
Tak, będzie tutaj.
14.
Czyja?
15.
Niech pan mówi.
16.
Nie mogę spełnić pańskiego żądania.
17.
Jestem kapłanem.
18.
(przerywając)Wciąż czyha na nas, zawsze w równej mierze,Możność dobrego i złego działania.Stara to prawda. Ale niezbadanaJest każda chwila człowieczego życia.Jeśli przyłożę mą rękę do śmierciZbrodniarza, wówczas odbieram mu możnośćŻalu, pokuty, powrotu do światłaI pojednania się z Bogiem…
19.
Jestem kapłanem i pragnę odnaleźćNawet w najgorszym zbrodniarzu, na przekórJego przestępstwom i okrutnym zbrodniom,Choć najwątlejszy… nikły cień sumienia…
20.
(przerywając)Siebie i ojców nie będę ratowałKrwią moich wrogów.
21.
Mym obowiązkiem jest szukać człowiekaNawet w demonach. Kapłan ChrystusowyNigdy człowieka nie zabija, alezawsze ratuje… Tak… zawsze ratujeNawet takiego, który zło popełniłPrzed Bogiem, ludźmi, niebiosami i ziemią,Bo zawsze wierzy, że największy zbrodniarzO niewiadomej nikomu godzinieMoże dostąpić łaski nawrócenia.
22.
(przerywając)Trudno.
23.
Niech Bóg prowadzi pana i ma w swej opiece.(robi nad nim znak krzyża)
24.
Nie, mój synu…
25.
(usiadł i zamyślił się)
26.
Tonącą arką, którą burza pędzi.
27.
A pan nie wierzy?
28.
Jest tylko jedna ucieczka.
29.
Do Chrystusa.
30.
To jest jeden i ten sam Bóg, mój synu.
31.
Tak nie jest, synu. Rozpacz ci dyktujeTe gorzkie słowa o życiu i Bogu.Ty bardzo cierpisz, lecz cierpieć nie umiesz.Chcąc umieć cierpieć, trzeba poznać dziejeBożego krzyża i uwierzyć w krzyż,Który owoce boleści przemieniaW owoc miłości.
32.
Od swego Boga. W księgach twych praojcówBóg przepowiedział swe przyjście na świat.Codziennie rano modlę się żarliwieO spokój duszy mordowanych Żydów.Codziennie rano modlę się żarliwieO świętą zgodę między IzraelemA jego Bogiem, zmarłym na Golgocie.Codziennie rano modlę się żarliwieO spokój wszystkich popalonych bożnic,I wszystkich domów Starego Zakonu,Zwęglonych zwojów Bożych Pięcioksięgów,Zmienionych w popiół liturgicznych chust, Stopionych w ogniu bożniczych świeczników,Srebrnych kielichów i koron zdobiącychCzoła rodałów. Albowiem w tych zwojach,Chustach, koronach, świecznikach, kielichach,We wszystkich przedmiotach liturgicznej służbySą zapowiedzi i święte proroctwo O Chrystusowym przyjściu na ten świat.
33.
Tragedia Boga jest tragedią Żydów,Cierpienie Żydów jest cierpieniem Boga.Gdy Bóg zapragnął wyjść z Jerozolimy,Aby objawić wszystkim ludom ziemiSwoje istnienie, miał On tylko jednąBramę, przez którą prowadziła drogaW kraje pogańskie. Krzyż był ową bramą.Naród wybrany, zazdrosny o Boga,Podniósł swe pięści przeciw swemu Bogu,Krzycząc, że raczej na krzyż Go przybije,A nie zezwoli, aby On miał zrównaćCzas Izraela z czasem innych ludów.Bóg nie chcąc dłużej być więźniem narodu,Który Go pragnął zachować na własność,Wybrał ciernistą, trudną drogę krzyża. Tam, na Golgocie dokonał się dramat,Podwójny dramat Boga i narodu.Izrael swego ukrzyżował Boga,Nie wiedząc o tym, że z tą samą chwiląPan Bóg na długie wieki ukrzyżowałSwój lud wybrany.
34.
Wiem, że to trudno zrozumieć, mój synu,Bo w tym jest wielka tajemnica Boga.
35.
Małe judejskie miasteczko BethlehemJest dziwnym miastem. Jest w każdym człowieku,Chociaż go wielu w sobie nie dostrzegaI nawet nie wie, że słyszy w swym sercuGłos Ewangelii.
36.
Posłuchaj, synu! Ci, o których mówisz,Są poganami. Ich bóg jest upiorem,Który truciznę dźwiga w swym odwłokuJak żółty skorpion. Bóg dla nich jest mitem,Zimnym posągiem lub sługą ich pragnień,A jeśli nawet do niego się modlą,Swoją modlitwą, gdyby nawet onaByła płomienną, żarliwą modlitwą – Przeczą istnieniu Jezusa Chrystusa,Bo wszyscy przeczą istnieniu Chrystusa,Którzy źle wierzą. Trzeba umieć wierzyć.
37.
W tobie, mój synu, i w wszystkich cierpiących,Jeśli potrafią w swej wielkiej boleściWybaczyć zbrodnię swym nieprzyjaciołom.
38.
Wszystko rozumiem. Ale się zastanów,Czy rzeczywiście jesteś pełnym Żydem,A może tylko marnotrawnym synem,Który porzucił dom swojego Ojca,I poszedł w obcą, daleką krainę,Aby roztrwonić całą swą majętność?Żydem dopiero wówczas będziesz w pełni,Gdy uznasz Boga w cierpiącym Chrystusie.Ale to nie jest odejście od siebie,To tylko powrót do swojego domu,Do domu Ojca, który jest w niebiosach.To tylko powrót do prawdziwych dziejów,Nad święte brzegi Nowego Przymierza,Które wypływa z świętych ksiąg żydowskich,Jak rzeka z źródła. Wśród cyprysów bijeŹródło aniołów i wartkim strumieniemPłynie przez ziemię Ur i przez wersetyModlitw Mojżesza, przez krainę psalmówI ksiąg proroków, które stromą ścianąNagle urwane jak wzniesione czoło –Spiętrzają wodę. Płynie rzeka życiaBłękitnym nurtem. Ten, kto nienawidziRzeki, ten także nienawidzi źródła.Kto pluje w źródło, zanieczyszcza rzekę.Z Bożego źródła Boża płynie rzeka.Ludzie Hitlera? Gazowe komory?I ty w nich widzisz odprysk owej chwili,Gdy Bóg wygłaszał Kazanie na Górze?I ty w nich widzisz ślady świętych stóp,Kroczących ufnie po falach jeziora?Posłuchaj synu, gdy człowiek upada,Samego siebie nienawidzi w ludziach.W piecach Daniela, na płonących rusztachLudzie Hitlera na popiół spalająWłasne jestestwo. To, że dalej żyją,To tylko pozór. Żyją tylko bestieApokalipsy, udające ludzi.Do owej bestii nie przykładaj miaryBoskiej i ludzkiej. Są tylko śmietnikiem.
39.
U progu skruchy zaczyna się Chrystus.Wszystko wybaczę. Ale nie zapomnę,Gdyż moja pamięć jest ścianą, pod którąUmierał człowiek.
40.
(milczy)
41.
(milczy)
42.
(milczy)
43.
Po co jest mi potrzebny kolczasty drut?
44.
Tu nie ma żadnego Żyda.
45.
Nie ukryliśmy!
46.
Kłamiesz!
47.
Tutaj nie ma Żyda.
48.
(podszedł do okna. Spojrzał na dziedziniec. Po czym mówi do jednego z ojców szeptem)Wyprowadź brata Emanuela.
49.
(idzie do okien. Zapuścił zasłony w jednym i drugim oknie. Przekręca kontakt elektryczny. Wrócił na środek refektarza)Słyszeliście.Jeżeli wydamy Żyda,Popełnimy samobójstwo na własnej duszy,Sprzeniewierzymy się Chrystusowi,A życie nasze będzie miałoTaką wartość,Jaką ma Pole Garncarzowe.Jeżeli natomiast nie wydamy Żyda,Bierzemy na siebieKrzyż Męki PańskiejI wychodzimy Bogu naprzeciw.Co wybieracie?Krzyż czy Pole Garncarzowe?
50.
Wielbimy Twoje ciało, Panie…
51.
Wielbimy Twoją Krew, Panie…
52.
Amen.
Akt III (44)
1.
Już minął czas naznaczony.
2.
Już minął czas naznaczony.
3.
Już minął czas naznaczony.
4.
Już minął czas naznaczony.
5.
Minęła granica czasu,Którą nam wyznaczyłeś.Należymy do ciebie.Możesz z nami uczynić,Cokolwiek zechcesz.
6.
Nie jestem godzien łaski męczeństwa. GdybymO nim marzył, dopuściłbym się grzechu pychy.Bronię się przed pokusą cierpienia,Która jest równie silna jak pokusa grzechu.Ale jeżeli ktokolwiek zażąda ode mnie,Abym się zaparł ksiąg ewangelicznych,Wyjdę naprzeciw każdemu męczeństwuI nałożę na siebie płaszcz krwi.Ale kim jestem, abym miał odwagę z własnej woliWspinać się na wzgórze Trupiej Czaszki?Kim jestem,Abym marzył o psalmicznych schodach,Które prowadzą na szczyty wieczności?Błagam Boga, aby oddalił ode mnieKielich krwi, gdyż jestem człowiekiem,Który w swej słabości może zbłądzić i upaść.Kto zna swoje siły? Kto zna wytrzymałośćSwojego ciała i swojej woli?Kto z nas wie, czy nie stchórzyW ostatniej godzinie,I nie cofnie się spod podnóża Golgoty,I nie będzie błagał sądu o litość,I nie odwoła u progu świątyniSwoich słów, które głosiłPrzeciw ludzkiej zatwardziałości.Więc jakże mogę marzyć o męczeństwie?
7.
(milczy)
8.
Zapewne nie ma we nieprawdziwej pokoryAni prawdziwej miłości,Ani prawdziwej dobroci.Zapewne nie jestem źródłemNiebieskich ptakówAni białą laską ślepców,Przechodzących przez ulicę,Chociaż zawsze chciałem byćDobrocią i źródłem, i łaską.
9.
Zapewne czynię dobroDla pożądliwości ciała,Zapewne chcę pomnożyćMoją majętność przed obliczem ludziI przed obliczem materii.Dlatego Bóg nie umocnił nade mnąSpojrzenia swoich oczuI unosi się nade mnąJak nad zatrutą wodą.Cóż może rzec woda zatruta?
10.
Spytaj. Niech ci odpowiedzą.
11.
(chce podbiec do Blatta)
12.
Co chcesz uczynić?
13.
Błagam cię, zostaw w spokoju tego człowieka.
14.
Uklęknijmy.
15.
(ukląkł)
16.
Jesteś, o Panie, moim światłem i zbawieniem…
17.
Słuchaj, o Panie, głosu mojego, gdy wołam…
18.
Cokolwiek uczynisz ze mną, o Panie…
19.
Po co to uczyniłeś?
20.
Dlaczego mnie nienawidzisz?
21.
Jesteś nędznikiem!
22.
Na pewno tak wyglądał!Był przecież człowiekiem!
23.
Na pewno tak samo!
24.
(wskazał na krucyfiks, wiszący na ścianie)Bóg zstąpił z krzyża i wszedł w ciałoUmęczonego człowieka!
25.
Ubiczowałeś Boga, zbrodniarzu!Ukoronowałeś Boga cierniową koroną!
26.
Biada ci! Biada ci! Biada, bogobójco!(idzie ku drzwiom)
27.
Rób z nami, co zechcesz!Każ nas rozstrzelać!Ale teraz chcę być sam!(krzyczy)Chcę być sam!
28.
(przystanął)
29.
Czy nie ma w tobie ani cienia tęsknotyZa minioną przeszłością? Czy nie ma w tobieAni jednego śladu po dawnych modlitwach?Przebywałeś kiedyś na wysokich górach.Po co zeszedłeś z tych gór? Po co?Czy po to, aby ludziom zadawać cierpienie?
30.
Więc może jest w tobie choć jedno westchnienie,Które mógłbym przywołać z twej dawnej pamięciI odnaleźć w nim bicie serca, wzruszenie lub łzę.Przecież płacz i modlitwa nie mogły tak wyschnąć,By nie został po nich choć znikomy ślad.Czy nie ma w tobie ani ziarnka wiary?
31.
Tak.
32.
A może jest w tobie choć echo sumienia?
33.
Oswojone Erynie są tylko złudzeniemTwych pragnień. Tych ptaków nie można oswoić.Można je tylko uśpić. Ale kto je uśpił,każdym swym czynem sam siebie zabija.Taka jest zemsta śpiących ptaków.Biada tym, którzy nie słyszą w sobieKrzyku uskrzydlonej krwi.
34.
(wybiega do korytarza)
35.
(wrócił, spojrzał na Borna i na ojców)
36.
(szeptem)Chryste…
37.
(utkwił wzrok w ziemi)
38.
Już go dosięgnąłeś.
39.
(milczy)
40.
Poszedł.
41.
Born już nigdy ciebie nie skrzywdzi,Bracie Emanuelu. Jesteś bezpieczny.
42.
Ty lepiej wiesz niż my, bracie Emanuelu,Albowiem nie w nas, lecz w tobieBóg powtórzył misterium swoich cierni.
43.
(klęka, zwrócony twarzą w stronę krzyża)Boże, ten, który teraz umiera,Jest zbrodniarzem.Za chwilę zaczniesz sprawować sądNad spróchniałym człowiekiem.Krew jego ofiarWoła do CiebieZ otchłani.Panie, wyznaczysz cenę krwiI wyznaczysz cenę otchłani,I zliczysz ludy siedząceNad brzegami Babilonu,I dzieci, konające w komorach gazowych,I lutnie zawieszone na szubienicznych drzewach.Ale zechciej, o Panie,Z rachunku jego grzechówWymazać zło,Którym mnie doświadczał.Ja mu je przebaczam.
44.
Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba,Boże Izraela,Chrystusie,Jesteś, który jesteś.Jesteś, który jesteśNa drogach karawanowych,Prowadzących z miastaUr Chaldejczyków.Jesteś, który jesteśW namiotach Abrahama,W niewidzących oczach Izaaka,Na szczeblach Jakubowej drabiny,I na szczycie Synaju,I na szczycie Morii,I na szczycie Góry Błogosławieństw,I na szczycie Góry Przemienienia,I na szczycie Golgoty.Jesteś, który jesteśW jaskini Dawida,W jaskini DanielaI w jaskini Bethlehem,I w jaskini Zmartwychwstania.Przyszedłeś i przychodzisz co chwilaW kole służebnych aniołów,Albowiem każda chwilaJest ostatecznościąI jest czasem Twojego gniewu,I jest czasem Twojego miłosierdzia,Chrystusie.