Panie dyrektorze! To nie ja...
Jak to nie pan? Przecież widziałem!
To znaczy ja... Tylko że moje ciało... To znaczy, jestem w procesie... a ciało wzięło na barki...
Jeżeli źle się pan czuł, to należało się wykręcić od kolacji! Wszyscy by zrozumieli!
Ale panie dyrektorze! Proszę mnie zrozumieć: ja rzeczywiście nie czuję się dobrze... ostatnio, ale z drugiej strony pan Van Dyck tak opowiadał o tej... dziewczynce... I w dodatku jadł truskawki.
Owszem, znam pana. Rzeczywiście – był pan dobrym pracownikiem. Ale ludzie się zmieniają! I pan też się zmienił, Senso! Zrobił się pan taki jakiś...
Przykro mi, Senso, ale w tej sytuacji kierowanie działem analiz zmuszony jestem powierzyć komuś innemu – pan nie panuje nad własnym ciałem! Kto wie, co jeszcze gotów pan zrobić!
Dobrze, że pana widzę, señor Senso ! Jestem Gonzalo Pereira, a to moja żona, Conchita.
Ja w sprawie powodzi, słyszał pan o niej, nieprawdaż, Senso ?
To straszna tragedia, señor Senso ! Straszna! Ale ja chyba nie muszę panu o tym mówić, pan sam najlepiej wie!
Tak. Tak podawali w „Informacjach”.
Kłamstwo! Bo naprawdę zginęło tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć osób!
Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć? Może chodziło o rok?
Niech pan nie żartuje, señor Senso ! Conchita, powiedz panu, ile ludzi zginęło u nas, w całym Puebla?
Señor Senso ! Przysięgam, że było ich tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć! Gonzalo mówi prawdę!
Teraz widzi pan sam, jaka straszna pomyłka pojawiła się w informacjach całego świata!
Jeden człowiek mniej czy więcej... To w końcu niewielka różnica.
No tak, tak. Ale, na szczęście, tu było o jednego topielca mniej!
A nie?
To dobrze! To znaczy, że pan żyje, panie...
Pereira.
Właśnie. To wspaniale, że pan żyje, panie Pereira!
Ale jak ja mogę żyć, señor Senso , jeśli w oczach całego świata utonąłem, jestem martwy, nie ma mnie...
To przecież w gruncie rzeczy nieważne, co myślą inni, jeśli...
Nieważne?! Niech pan pomyśli o mojej żonie! Czy dla niej to też nieważne? Przecież ona już nie jest moją żoną, ona jest samotną kobietą bez męża, skoro utonąłem, jak powiedzieli ci gringos z CNN! A czy biedny chłop ze stanu Puebla może w ogóle dyskutować z najpotężniejszym kanałem informacyjnym na świecie? Jak oni mówią: „Gonzalo, już nie żyjesz!” – to ja im wierzę! I już nie żyję! Prawda, Conchita?
Ależ panie Pereira! To wszystko nie ma znaczenia...
Pan nie wie, jak strasznie wygląda teraz moje życie... Ukrywam się jak zbieg przed oczami ludzi z mojej wioski, a kto mnie zobaczy, krzyczy: „Duch! Duch!”. Nawet moje własne dzieci uciekają przede mną! A Conchita? Czy ona może być jeszcze wierna mężowi, o którym wszyscy mówią, że utonął?
Pomyłka? Bez znaczenia? Ale dla tego wściekłego psa Rodolfo Diaza to nie jest żadna pomyłka! On przychodzi do mojej Conchity każdego wieczora i woła: „Conchita! Ajajaj! Conchita! Jesteś moja! Twój Gonzalo utonął!”.
W czasie ostatniej bitwy zginęło nas...
Ile? Dokładnie.
Biali zawsze chcą wiedzieć dokładnie! A nasi ludzie to nie stado kóz na sprzedaż! Ich liczyć nie trzeba! Ważne, że dużo! Dużo!
Więc czego ty ode mnie chcesz?
Ach, już wiem! Ty jesteś Hutsi!
Ja jestem... Skąd wiesz?
Wszyscy wiedzą, że wy i oni... Jesteście nierozłączni.
Chyba... Jeśli tak powiedział wasz czarownik.
Wombatta wie! W nim samym też kiedyś taki duch zamieszkał i Wombatta dzień, noc, dzień, noc i jeszcze jeden dzień z bólu wył, i byłby całkiem umarł od tego, ale, szczęśliwie, postem z krowiego łajna Ducha przepędził.
Wombatta powiedział, że teraz ty nas wszystkich nosisz w sobie! Nas i.. tych szakali z Tutu! Co?
Jeśli ich również dotknęły jakieś nieszczęścia...
Obawiam się, że to nie zależy ode mnie...
Ostrzegamy cię, Senso : wyrzuć ich z siebie! I boleść swoją całą oddaj nam, bo tylko nam się ona słusznie należy! A jeśli tego nie zrobisz...
To co?
To czarownik Wombatta siłą nas wyjmie z twojego ciała! Albo tę część tobie odetnie, w której my przebywamy, choćbyś nas miał w głowie, w nogach albo w... Byle najdalej od tych sępów Tutu!
Numer.
PAN... do mnie?
A do kogo? Do kogo innego mógłbym dzisiaj przyjść?
Co mogę dla pana zrobić, panie... panie...
Mówiłem: numer 1999.
Więc czym mogę panu służyć?
Ja w sprawie „sześciu milionów”.
Nie rozumiemy się, Senso. Ja mam na myśli ludzi. Sześć milionów ludzi. Oni zginęli.
Ach, oczywiście! Teraz sobie przypominam! Pan mówi o TYCH sześciu milionach! Tak, tak. To była straszna tragedia! Ale co JA mogę na to poradzić? Sześć milionów! Mój Boże! Nic dodać, nic ująć!
Właśnie, panie Senso ! Właśnie! Bo ja wciąż zadaję sobie jedno pytanie: co to znaczy, że ich było „sześć milionów”? Akurat sześć? Równo sześć? A może mniej? A może więcej? A jeśli więcej, to ile więcej? Jeden, dwa? A może dwa tysiące? Bo przy sześciu milionach – cóż to jest dwa tysiące? Dwa tysiące ludzkich istnień... jedno małe miasteczko... Cóż to jest jedno małe sztetl. Mój ojciec, który był kupiec materiałowy, powiedział mi kiedyś: „Synu, żebyś ty nigdy nie wierzył w okrągłe liczby! Okrągłe liczby zawsze kłamią!”. Więc niech mi pan poradzi, panie Senso : co ja mam zrobić z tymi...
No... widzę szóstkę i sześć zer.
Niezmiernie mi przykro, ale ta sprawa mnie... nie dotyczy.
Nie dotyczy pana sześć milionów zamordowanych ludzi?
To znaczy, proszę mnie zrozumieć: oczywiście, bardzo mnie to boli, w pewnym sensie.. Ale to było ponad pół wieku temu, a ja... dokładniej moje cierpienie, nie obejmuje tej kwoty... to znaczy chciałem powiedzieć: TYCH sześciu milionów, o których był pan uprzejmy wspomnieć...
Pan nas nie obejmuje... Więc, kto dzisiaj... Kto, jeśli nie pan?
Właśnie.