Modna restauracja w porze kolacji, przy specjalnie przygotowanym stole siedzą: Van Dyck, Werner, Wanda, dyrektor polskiej filii Rembrandt Banku (a niech mu będzie Wyspiański) oraz Senso. Kolacja na koszt firmy („poprosimy fakturkę do rachunku”), kelnerzy dyskretnie uwijają się wokół stołu, bo żaden z gości sobie nie żałuje – każdy zamawia wyszukane dania i napoje. Puszą się pióra bażantów, buchają ognie dań flambirowanych, lśni czarnym blaskiem kawior, pykają korki od szampanów – można by rzec: uczta dla wszystkich zmysłów!
(Uprasza się Reżysera o dokładne pokazanie tego wytwornego bogactwa kształtów, kolorów i dźwięków.)
Toczy się rozmowa, tematy zmieniają się szybko: trochę o interesach, trochę o pogodzie, trochę o polityce. Ten ostatni temat wypłynął przy deserach, kiedy zrobiło się syto i luźno (rozpięte marynarki).
Właśnie przy truskawkach z bitą śmietaną Van Dyckowi zebrało się na wspomnienia wojenne. Wszyscy z ogromnym zainteresowaniem, potakując niemo głowami, chłoną opowieść przełożonego.
Van Dyck
Mój Boże, ja przecież byłem w Sarajewie w czasie największego oblężenia, mamy tam filię naszego Banku. Każdego dnia widziałem leżące na ulicy trupy: dorośli i dzieci. (Van Dyck srebrną łyżeczką starannie nabiera odpowiedniej wielkości truskawkę ze śmieszną czapeczką z bitej śmietany na szczycie) Pamiętam, raz NA MOICH OCZACH mała dziewczynka
(Van Dyck wsuwa truskawkę w śmiesznej czapeczce do ust)
biegła ulicą. A trzeba państwu wiedzieć, że dla dzieci siedzenie w schronie to była prawdziwa udręka: brak słońca, ruchu, no i ten głód
(Van Dyck przełyka truskawkę i nabiera nową)
, więc ona uciekła z tego schronu czy piwnicy i biegła – była taka szczęśliwa, taka radosna! I nagle – jakiś snajper strzelił do niej, tak po prostu.
(Van Dyck, tak po prostu, wkłada sobie łyżeczkę do ust)
Dziewczynka upadła, chyba już nie żyła, tylko z ust ciekła jej mała strużka krwi.
(Van Dyck musiał źle ocenić wielkość truskawki, bo i jemu cieknie z ust czerwony sok)
Widziałem to wszystko z okna banku. Tak, tak, to była straszna, straszna...
Van Dyck urywa, teraz wszyscy ze zgrozą patrzą na Senso.
Senso siedzi blady, wyprostowany, a z wnętrza jego ciała wydobywa się bulgotanie.
Senso walczy z całych sił ze swoim ciałem, próbuje zatkać sobie usta serwetką, ale to na nic. Jakaś tajemna siła kurczy spazmatycznie ciało Senso, aż w końcu brzuch Senso wyrzuca z siebie cały wytworny posiłek o temperaturze 36,6 stopnia Celsjusza – wprost na Van Dycka i okolice.