Wiesz, mam żal do mojej matki. Nie powinno się wydawać za mąż córek, które nie umieją rozpaczać.
Przecież to było wbrew jej woli.
Tak mówią bogowie i ludzie. Ale nie trzeba zbyt dowierzać ani bogom ani ludziom. Któżby chciał wziąść odpowiedzialność za to, co się stało? Za to, że przyzwyczaiłam się do piekła. Zaczynam tyć. Ciało moje świeci jak czarna emalia. Pluto mówi, że jestem coraz piękniejsza.
Rozkwitasz, moja żono. Te bransolety – jak one błyszczą na twych pochmurnych rękach. Piekielnicy wodzą za tobą ślepiami.
Bransolety, topione w ogniu, co pali grzeszników.
Czemu wzdychasz?
Czasem myślę, jaki jest smak płomienia, w którym oni się męczą, płomienia, który oczyszcza. Bogowie nie mogą doznać łaski oczyszczenia. Są bezgrzeszni jak zwierzęta.
Ha, ha, pani piekieł przesyciła się ambrozją i marzy o pokarmie niewolnic – o surowej rzepie.
Nie jesteś zbyt uprzejmy.
Uprzejmi ludzie nie składają za życia wizyt w Hadesie.
Zresztą może masz znoje. Nuda w piekle – czy może być coś bardziej smutnego? Tutaj mamy ograniczony repertuar wrażeń. Brak religii, śmierci, nadziei, a jeśli być szczęśliwym znaczy nie pragnąć zmiany – właściwie wszyscy są tu szczęśliwi. Niedarmo woda letejska jest codziennym napojem. I tylko jeden Charon może być pod tym względem podejrzanym.
Ten, co przewoził łódką dusze?
Ten sam. Ostatnio zaniedbał się biedaczek w takiej ciężkiej służbie. Skulił się, wodorosty piekielne oblepiły mu cielsko i wygląda jak stary wyleniały niedźwiedź, biedny brzydal.
ołówkiem
Pluto kazał go przykuć do łodzi. Tygodniami nie daje mu jeść, żeby wyciem straszył dusze. Więc wyje. Nie umrze przecież, bo tutaj się nie umiera. Widzisz, wypolerował dla mnie lusterko z miedzi. Na rękojeści symbol wieczności, ulubiony motyw elegantek piekielnych – dwa węże, splecione ogonami. Gryzą się łagodnie jakby igrały. Zawsze się dziwię jak on mógł zrobić rzecz pełną takiego wdzięku, ten potwór.
zaznaczone do skreślenia
To osobliwe Nigdy nie rzuciłam mu kawałka chleba a przecież kiedy przechodzę koło jego legowiska liże ziemię, na której stanie moja noga.
Liże ziemię, na której stanie twoja noga – nie z głodu. ty masz irytujący sposób stąpania, królowo piekieł. Jaszczureczko.
Znowu, piłeś.
Ogień mnie upija. Ogień, w którym grzesznicy się palą. Duszę się – och, gołąbko, to są sprawy zawiłe. Klimat widzisz, nie służy mi. parno jak w łaźni i ciasno. Gdyby mieć dziesięć takich piekieł, dziesięć takich kotłów, dziesięć takich żon…
On jest odrażający, a przecież nie można go potępiać. Pamiętasz, kiedy mnie porwał na swój wóz, pamiętam te rozhukane czarne konie i kłęby siarki. Nie patrzał na mnie. Z zaciśniętymi ustami, z nawisłą brwią szarpał cugle. Dopiero potem, gdybyśmy już byli na dole, gdy w ciemnościach syczały olbrzymie jaszczury, z pułapu promieniowały blade żółwie jak klejnoty piekielnego jubilera ołówkiem – wtedy płakałam ze strachu, a on zaśmiał się i mruknął
Przywykniesz, przywykniesz, dziecino…
Z początku litowałam się nad każdą duszą. Jakże przerażały mnie plugawo nieszczęścia, wyszukane ołówkiem grzechy. I kary jeszcze bardziej plugawe, które trzeba było wymierzać. Ale to minęło. Piekło (jak zepsuty kochanek) nawiasy ołówkiem nauczyło mnie najbardziej posępnej rozkoszy ołówkiem – rozkoszy okrucieństwa. Dusze drżą przede mną. I ty zapewne słyszałeś o gniewie Persefony, co nie zaznała miłości. O gniewie smutnym jak miłość i ślepiającym jak tęsknota. ołówkiem Który powstaje sam z siebie jak powstają słońca i przylatuje kusząc pod olbrzymimi sklepieniami pieczar Tartaru. ołówkiem Nie ma przed nim ucieczki.
Chcesz mnie przerazić?
Być może pragnę cię przerazić. Być może pragnę abyś się nie dał przerazić. Jestem podstępna i musisz się strzec.
Jesteś podstępna, ale ja nie będę się strzegł. Czy nie widzisz żem ślepiec? Że przyszedłem tu zataczając się jak zwierzę spragnione, które węszy wodę. ołówkiem Upiłem się nieszczęściem i to teraz jedyna moja potęga.
Ujarzmiłeś ocean, a teraz próbujesz ujarzmić Persefonę.
Tak.
Czego żądasz?
Oddaj mi żonę moją Eurydykę.
Zbyt wiele jak na rzeczywistość a zbyt mało jak na hasło.
Nie rozumiem.
Jak cień sprawia, że światło błyszczy,
tak śmierć sprawia, że istnieje życie.
Jak trwoga sprawia, że istnieje śmiech,
I póki będzie życie, będzie lęk.
I póki będzie życie, będzie męka.
…. I cóż – nie mówisz nic, Orfeuszu?
Czemuś im to pokazała? Walczyłem całe życie, by wymazać te słowa ze słów świata. Walczyłem, a teraz stoję tutaj bezsilny i zawstydzony. Bo nie dlatego wdarłem się przez bramę piekieł, aby rozsadzić tę skałę. Bo przyszedłem tu nie po zbawienie wszystkich, ale po jedną duszę, po jedną kobietę, po jeden cień…
Buntowniku, słyszałam twój śmiech przed bramą. Śmiech, który sprawił, ze po raz pierwszy brama ta otwarła się przed istotą żywą. I powiedziałem sama do siebie: Oto idzie człowiek zuchwały. Popatrzę w oczy człowieka zuchwałego. ołówkiem Oto idzie bluźnierca.
Coś ci do śmiechu człowieka? Cóż ci do mego buntu? Ty jesteś z rodu bogów.
Potępiona wśród bogów, jak ludzie są potępieni wśród stworzeń. Kto wie, może nieraz siedząc tu na tym tronie, czując na piersiach ciężar tego sklepienia, na którym spoczywa piekło i wyżej ziemia i Olimp ołówkiem – marzyłam o chwili, kiedy usłyszę taki śmiech, jak wygnaniec marzy na ojczyźnie o spotkaniu drugiego wygnańca.
Osobliwe to słowa, a ja muszę pamiętać, że jesteś podstępna.
Zły masz słuch Orfeuszu, jeśli słyszysz w tym podstęp. Być może nie prędko zdarzy się chwila, gdy będę tak szczera jak teraz, a nawet sentymentalna. skłonność do zwierzeń – nie podejrzewałam sama siebie o podobną słabość. Zresztą wyznania królowej piekieł mogą być ciekawe.
Czekasz?
To największa tajemnica piekła. Raz Zeusowi przyśniło się coś złego. Nocą opuścił swój błyszczący pałac i wstąpił do moich bram. Nachylony nad ciemnością słuchał jak oddycha piekło. Ale nie usłyszał nic. Nie usłyszał mojego czekania. ołówkiem
Na co czekasz?
Jeśli jest istota pod gwiazdami, która się tego domyśla, tą istotą jest bluźnierca Orfeusz.
Znam ten głos. Ktoś bardzo znajomy mówił takim głosem, a może mówił takie słowa.
Może ty sam mówiłeś je.
Może ja sam. Ale teraz. –
Teraz?
Teraz jestem chory i na wszystkie sprawy tego świata patrzę przez mgłę swojej choroby. I ołówkiem niewiele jest słów, które potrafię mówić. Oddaj mi żonę moją, Eurydykę.
Biada mnie i tobie.
Co to znaczy?
Bardziej?
Bo ponad śmierć. I skoro dla niej mąż ziemski przeszedł wrota piekieł.
Coś ci powiem – była jak dziecko. Codzień usypiałem ją piosenką, którą się śpiewa dzieciom. Nie dosłuchiwała jej nigdy do końca. Zasypiała.
Głos ci się zmienił. Czemu mówisz tak cicho?
Mylisz się, nie była piękna. Była tylko słaba. Zawsze bałem się, że umrze. To był jej czar – ta bezradność.
Głos twój stał się jak muzyka.
Zabiłaś ją.
Czy bardzo mnie nienawidzisz?
Nienawidzę cię.
Tam, na ziemi mówią, że w sercu pani piekieł mieszka wściekłość bardziej śmiertelna, niż wściekłość rozjuszonego słonia.
Mimo to przyszedłeś.
Tak.
Przyszedłeś bez trwogi.
Któż ci rzekł, że przyszedłem bez trwogi. Kto nie ma przy sobie dzikiego zwierzęcia, nie może być nazwany pogromcą. ołówkiem Kto nie ma w piersi trwogi, nie może jej ujarzmić. I nie może się śmiać przed bramą Hadesu.
Ujarzmiłeś własną trwogę. I Cerbera, stróża piekieł. I przyszedłeś tu, by ujarzmić Persefonę. Bo myślałeś, że ona jest jak zwierzę. Że oczy jej goreją przez wieki nieugaszonym pożarem gniewu. Że podejdziesz i spojrzysz w te oczy i sprawisz, że staną się wzruszenie i miłosierne.
Tak…
Zbliż się i popatrz, człowiecze. Oto moje oczy – są wzruszone i miłosierne. I oto powiem ci słowa, które chciałabym powiedzieć, które mi podpowiada moje wzruszenie i miłosierdzie. Królowa piekieł, wzruszona twą wielką miłością, oddaje ci małżonkę Eurydykę…