Ściąłeś człowieka, co był sercem serca.
Kto ty? morderca… więcej niż morderca,
Boś krew odebrał ty duchów kolumnie.
Patrzaj… ta krew jest rubinowa u mnie,
W oczach ci trzęsę ją… patrz, trzęsę w oczach 〉
〈 A cóż była Polska dawna,
Nie jestże to rzecz jako słońce jawna 〉
Nie miałbym zostać takim zbawicielem?
Więc cóż jest ducha ostatecznym celem,
Za co my bierzem męki, za co rany?
Czemu ten złotem, a ten krwią zbryzgany,
A tego krwawca anieli się boją?
— Jezus, Maryja... upadł...
To nic, pulsy biją…
Niech go teraz położą na łożu — okryją,
Ja będę mu lekarstwa me administrował,
Gdy się obudzi…
— Niańki zawołajcie… Niańki…
Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
Trzeba będzie na karku postawić mu bańki…
O! smętny — o! kochany!
Srodze ty oszukany…
Przez sfinksowe aleje
Piasek stepowy wieje…
Jaszczurki łuską brzęczą
I ludzi się nie boją,
Palmy przy sfinksach stoją,
W palmach wielbłądy klęczą…
Na Luksoru wyżyni
Cicho jak na pustyni…
Przeszło lat trzy tysiące,
Te same złote słońce
Przez niebiosa się pławi,
I girlanda żurawi
Ta sama na niebiosach,
I kolumn głowy ścięte,
I groby odemknięte,