Jeśli ja, nędzny i bez antenatów,
Zyskałem, żem tu zrobił wielką ciszę
I mój mówiący głos jedynie słyszę
Nieprzerywany tu żadnym szelestem,
To mi ty powiedz, Boże, skąd ja jestem?
I skąd mi w słowach tyle serc i krzyków,
Jeśli nie z ludu — i nie z męczenników,
Jeśli nie z Rzymian, jeżeli nie z Greków,
Jeśli nie z całych ja umarłych wieków
Jestem wyrwany?… to skąd…
Patrzcie go jak bladnie…
A jeśli przegram…
Gwiazd tysiąc cię słucha…
〈 Panie… to oddam w twoje ręce ducha
I rób z nim, co chcesz…
Oklaskiem go w górę 〉
— Jezus, Maryja... upadł...
To nic, pulsy biją…
Niech go teraz położą na łożu — okryją,
Ja będę mu lekarstwa me administrował,
Gdy się obudzi…
— Niańki zawołajcie… Niańki…
Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
Trzeba będzie na karku postawić mu bańki…
O! smętny — o! kochany!
Srodze ty oszukany…
Przez sfinksowe aleje
Piasek stepowy wieje…
Jaszczurki łuską brzęczą
I ludzi się nie boją,
Palmy przy sfinksach stoją,
W palmach wielbłądy klęczą…
Na Luksoru wyżyni
Cicho jak na pustyni…
Przeszło lat trzy tysiące,
Te same złote słońce
Przez niebiosa się pławi,
I girlanda żurawi
Ta sama na niebiosach,
I kolumn głowy ścięte,
I groby odemknięte,