1.XII.57.
Kochany Mieciaszku!
Stary ŻukPor. list MG do KW z 25 listopada 1957. tak jest spragniony ludzkiego ciepła, że jedno zmiękczenie jego imienia ogrzewa go jak fala pary w kaloryferze. Dostałem odpowiedź od Bormana, znowu dziko śmieszną, i muszę wyczekać „aż mi przejdzie”, zanim zdołam mu odpowiedzieć. Chodzę po domu w ubraniu po cztery godziny rano i popołudniu, póki się nie zmęczę, i wtedy idę znowu do łóżka. SteinbeckJohn Steinbeck, obok m.in. Kazimierza Wierzyńskiego, był członkiem delegacji amerykańskiej na Międzynarodowy Kongres PEN Clubów w Japonii we wrześniu 1957 r. Już wcześniej dzięki bliskiemu sąsiedztwu w Sag Harbor na Long Island utrzymywali przyjacielskie kontakty; opisał je Wierzyński w rozdziale Steinbeck pije kawę z tomu Moja prywatna Ameryka (Londyn 1966, s. 71–78). mówi, że wyglądam lepiej niż w Japonii. Wczoraj powtórzyła to samo Aniela MieczysławskaKwestia przedpłat powróciła w późniejszej korespondencji z Anielą Mieczysławską, która 29 stycznia 1958 r. pisała do Wierzyńskich: „Czy nie byłoby lepiej, gdyby poeci pisali wiersze, a nie zajmowali się businessem? Czy Halusia nie zrobiłaby tego lepiej? Ha, ha, ha, […]. Nie wydaje mi się, żeby można uzyskać większe ilości subskrypcji przez telefonowanie dam, bo przecież tak będzie, że do jednej i tej samej osoby parę z nas zadzwoni, a do innych nikt. Poza tym osobiście uważam, że namawiać i prosić nie należy, a tylko zawiadamiać. Może te panie, które nic nie robią i na nic floty nie zbierają, tego się podejmą, ja wciąż karotuję (Laski, Skarb, Bratnia Pomoc, Zielony Balonik, wydawnictwa «Kultury» etc.) […]. Nie tylko trzeba by rozwiązać kwadraturę koła w znalezieniu czasu na wszystko, ale by ludzie nie ciskali słuchawki, jak się odzywam” (oryginał-maszynopis w Polskim Instytucie Naukowym w Nowym Jorku, kolekcja: Kazimierz Wierzyński Papers, nr 031, folder 5)., która przyjechała do nas na week-end. Rozmawiałem z nią dużo o „karocie”Od czasownika karotować (przestarz.): wyłudzać od kogoś pieniądze, datki; zbierać datki na cele dobroczynne (Słownik języka polskiego W. Doroszewskiego). w związku z przedpłatą. Proszę Cię, gdy będziesz miał gotową część strony z warunkami przedpłaty, każ zrobić kilka szczotkowych odbitek i przyślij mi. Roześlę to od razu po „komitetach”, które reagują bardzo żywo i zadają mi wiele pytań o warunki. Nie chcę wprowadzić zamętu i nic nie odpowiadam.
Nie wiem, coście postanowili co do ceny w Ameryce: $ 5 czy $ 4,50. Ja głosuję za $ 4,50, ale zgadzam się na wszystko, co postanowisz. Nie mam „komitetu” w Australii, w Izraelu i w Londynie. Pisałem do Stefy Kossowskiej, może ona znajdzie 2–3 ochotniczki do karoty, bo zgadzam się z Tobą w 100%, że bez nagonki nic się nie ruszy. Czy Antoni nie mógłby znaleźć kogoś w Australii i w Izraelu?
W styczniu może przeniesiemy się na jakiś czas do N. Jorku. Powinieneś nas tam odwiedzić. Przejazd statkiem linii holenderskiej kosztuje $ 190 – trwa sześć dni. Nie może być taniej.
Zastanów się.
Ściskam Cię serdecznie i mocno
Kazimierz
Drogi Mietku,
Oczywiście przyjeżdżam objąć „Wiadomości”. Będziesz moim sekretarzem. Nie wiem, czy będę drukowała panią ŻółtowskąJanina z Puttkamerów Żółtowska, Wspomnienia z Litwy i Wielkopolski. Pan August, syn filozofa, „Wiadomości” 1957, nr 44 (605) z 3 listopada. – straszna snobka i nic nie mówi o tym, co nas interesuje, mianowicie o Maryli i Mick[iewiczu]. Kiedy ją spotkaliśmy w 1939 r. w BolcienikachOdwiedziny w Bolcienikach latem 1939 r. wspominał po latach Kazimierz Wierzyński: „Pierwszy raz wtedy zobaczyłem Nowogródczyznę. Jest to jeden z najpiękniejszych zakątków świata, jakie znam. Z łagodnych pagórków roztaczają się rozległe widoki, w ogromnych lasach spotyka się drzewa, których nie chce się minąć, pola i kępy drzew rozłożone są tak jakby Pan Bóg był ogrodnikiem. Myśl o Mickiewiczu krąży wszędzie, o dworku w Czombrowie mówiło się, że był bardzo podobny do Soplicowa. Jeżdżąc po tym zachwycającym kraju dotarliśmy również do Bolcienik. Zastaliśmy tam właścicieli, profesora Adama Żółtowskiego z żoną Janiną, z domu Puttkamer. Byłem tak przejęty badaniami Podhorskiego-Okołowa i odkryciem bileciku Maryli, że zaraz po przyjeździe, gdyśmy zasiedli w salonie, zapytałem o las, gdzie «zraniła ją ostatni raz gałązka». Zapanowało milczenie. Nikt mi nic nie odpowiedział. Poczułem, że popełniłem nietakt. Może się mylę, ale odniosłem wrażenie, że w Bolcienikach nawet po stu latach nie mówi się o tych sprawach. […] Odjeżdżając z Bolcienik, pożegnaliśmy Marylę przy jej grobowcu. Niedaleko stacji Bieniakonie, pod wysokimi brzozami, leżą trzy płyty. Pod jedną spoczywa Maryla. Napis mówi, że zmarła w roku 1863, jakże pamiętnym dla Polaków” (K. Wierzyński, Pamiętnik poety, dz. cyt., s. 411–412)., udawała, że nic między nimi nie było. Ze Stefy Szurlej zrobię wielką „literacką” reporterkę w stylu amerykańskim (polecam jej reportaże Trumana CapoteMowa o The Muses are Heard (New York 1956). Jest to relacja ze sponsorowanej przez Ministerstwo Kultury Związku Radzieckiego podróży do Moskwy i Leningradu pod koniec 1955 r. amerykańskiego teatru operowego złożonego głównie z artystów Afro-Amerykanów pod nazwą The Everyman’s Opera z przedstawieniem opery George’a Gershwina Porgy and Bess. Capote, który towarzyszył artystom, przedstawił tu w ironicznej i humorystycznej wersji wrażenia na temat ówczesnej kultury w ZSRR oraz nieustannej i wszechobecnej aktywności agentów KGB w środowisku gości z Zachodu. – jeden wspaniały o wizycie teatru amerykańskiego w Rosji). Już teraz zaczynamy […]11. czytać numer od Big Bena. Silva Rerum też będzie miał więcej miejsca w moim piśmie. Borman obejmie Kronikę Tygodniową. Całuje Cię, drogi Sekretarzu.
H.