piątek 31-go marca
Drogi Kaziu,
Do Wszelakich pewno nie pojadę – po pierwsze dlatego, że mam znów okropności wirusowe (już sam Jachimowicz tym zniecierpliwił się) i boję się kolei, przeciągów, zmian miejsca – poza tym zaś dowiedziałem się, że przyjeżdża na Święta jeden mój stary znajomy z prowincji, z którym w y p a d a mi się zobaczyć. Jest on wprawdzie starą dupą i nic mnie z nim w ł a ś c i w i e nie łączy, ale udaję przyjaźń do niego ze względu na jego czarującą żonę, która też podobno przyjeżdża, i mam nadzieję, że zobaczę się z nią w sekrecie przed tym starym pantoflarzem. Ale to oczywiście w największej tajemnicy i, mój drogi Kaziu, nie wygadaj się z tym czasem przed kimś – bo bardzo mi zależy, żeby pantofel nie zaczął mnie podejrzewaćWyrafinowany żart Lechonia nawiązujący do zapowiedzianego przyjazdu do Nowego Jorku obojga Wierzyńskich.. Krótko mówiąc – pewno się zobaczymy – ale zrób tak, żeby można w sam tzw. pierwszy dzień parę chwil razem spędzić, bo inaczej moje sieroctwo będzie tym bardziej „ewidentne”.
U Feli nie było wcale mowy o Anieli, ale były różne milczenia tak wymowne, że pewien jestem, że sprawa jest taka, jak Ci mówiłem, i że drąży serca bardzo głęboko. Nie tracę nadziei, że przy pomocy bardzo, jak wiesz, czynnych w środowisku plotkarek, coś w najbliższej przyszłości na światło dzienne wypłynie, tak że będę mógł już na święta dać Ci spreparowany „cas psychologique”Franc.: stan psychologiczny.. Co do smrodu oblubieńca – serdecznie tym ucieszyłem się. Bez smrodu byłoby to za proste – po prostu Balzak, ze smrodem zaś to już prawie zalatuje Proustem – zwłaszcza że smród jest pewno francuski. Bo znowu gdyby to było po prostu polskie gówno – powiedziałbym: KadenLechoń odwołuje się do naturalistyczno-ekspresjonistycznego i realistyczno-obyczajowego stylu pisarstwa uprawianego przez Juliusza Kadena-Bandrowskiego .
Borzęcki nie jest dla mnie niespodzianką. Zawsze uważałem, że W zwierciadle sztuki jest ozdobą naszego drogiego „Nowego Świata” i cieszyłem się, że Pani Janina, która już tyle młodych talentów wyłowiła (Telski, Karpiński) – tak mu dopomogła, aby rozwinął skrzydła. Przyznam się, że tym razem jednak naprawdę przeszedł sam siebie. Wiem, że Piotr nikomu nie zazdrości (cóż to za dusza zacna, jakie proste serce!), ale chyba teraz nawet on poczuł, że z Władkiem nikt równać się nie może.
Co znaczy Twój podpis „E.P.”? Zaraz mi napisz, bo spać nie mogę – Czy to Emilia Plater?Uwaga dotycząca podpisu pod listem Kazimierza Wierzyńskiego do Jana Lechonia z dnia 30 marca 1950
Co do drugu Jachimowicza, to podobno jest on przez dziesięć lat nieszkodliwy. Mnie na razie dawał parę godzin dziennie niezbędnego napięcia do pracy, żadnego po tym katzenjammeruSpolszczenie od niem. Katzenjammer: kac. nie czułem. Jak będzie teraz po nowym ataku n a m n i e (osobiście) grypy – nie wiem. Nie rozumiem, czego chcesz od mego charakteru pisma. Przeczytaj swoje i porównaj. Ale Ty już zawsze będziesz mendził. Czy wiesz, że Solski jest rodzonym bratem ciotecznym graficzki Janki KonarskiejAbsurdalnym żartem Lechonia jest określenie „rodzony brat cioteczny”. Zob. też J. Kumaniecka, Janeczka, w: taż, Saga rodu Słonimskich, Warszawa 2003, s. 117–123.. Zastanów się nad tym dobrze. Możesz mi nie pisać rezultatu tych rozmyślań. Czytałem ostatnio pełno biografii tzw. bardzo dobrych. Baudelaire wychodzi ze swojej jako onanista i obłędny nabieracz, Balzak jako wariat i świnia, pani Hańska jako spierdolona krowaWrażenia z tych lektur notował też Lechoń w Dzienniku: biografii Baudelaire’a poświęcił kilka notatek, m.in. (16 marca 1950 r.): „Zacząłem czytać biografię Baudelaire’a przez François Porché [Baudelaire: histoire d’une âme, Paris 1944 – B.D.]. Po osiemdziesięciu stronach jeszcze ani chwili wytchnienia od Mutterkomplexu, syfilisu, erotomanii, potwornych Murzynek. Ma się uczucie, że wszystko dobre w tym potępieńcu poszło w jego wiersze, które są skarbem poezji o cenie nie do podważenia i że dla życia zostało już tylko szaleństwo, poza i co gorsza, nędzna miłość. To nie znaczy oczywiście, że trzeba by to życie ukryć, na pewno powinno ono być znane, zbadane, zapisane w książkach dla specjalistów. Ale jako lektura dla wszystkich ten życiorys jest na pewno sfałszowaniem Baudelaire’a. Bo jego prawdziwe życie, najlepsze z jego życia, to była jego poezja. A wszystkie jego wariactwa, choroby i mistyfikacje był to tylko ohydny nawóz, na którym ona zakwitła”; o biografii Balzaca [Vie de Balzac, Paris 1944], która była wówczas „ostatnim słowem balzakologii”, pisał też kilkakrotnie, m.in. (31 marca 1950 r.): „André Billy wciąż się zastrzega w swej książce, że nie ma uprzedzeń przeciw pani Hańskiej. Ale cała ta biografia – to jedna hamowana złość na cudzoziemkę, dla której Balzac wzgardził francuskimi hrabinami – choć właściwie to one nim wzgardziły. Ponieważ Billy do mdłości podaje wszystkie rachunki, wszystkie długi Balzaca, więc nie mamy już żadnych wahań: to był w rzeczach pieniężnych rodzaj wariata, i raczej trzeba podziwiać cudzoziemkę, że zaznawszy chwały romansu z tym człowiekiem, wyszła za niego za mąż, gdy był już ruiną fizyczną i gdy tylko najcięższe rzeczy mogły ją z nim czekać. […] Książka Billy jest to temat dla freudysty – taka w niej wściekła, choć maskowana i wszystkimi zastrzeżeniami obstawiona ksenofobia” (J. Lechoń, Dziennik, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1992, t. 1, s. 241, 255–256).. Nie masz nawet pojęcia, jakim arcydziełem taktu jest Twój Chopin.
Dopisek na lewym marginesie drugiej strony:
Ściskam Was, Aubrey zasyła pozdrowienia. Odpisz zaraz – co znaczy E.P. Bardzo cieszę się na spotkanie
Leszek