29 m a r c a, ś r o d a
Kochany Leszku, dziękuję Ci za list i odpisuję natychmiast z dwu powodów: 1) List jest kompletnie nieczytelny i wobec tego odpisz zaraz, ale pisz wyraźnie, bym mógł się pieścić każdym słowem. 2) Nie zawracaj sobie głowy „brakiem talentu”, bo przyjadę specjalnie, żeby zbić Cię po mordzie. Jesteś przytomny facet, błyszczysz dowcipem i inteligencją, widzisz ludzi ostro i po swojemu, piszesz po półtorej [strony] dziennie, czego Ty więcej chcesz, wariacie? Nie bądź Wittlinem, bo nim nie jesteś i ta imitacja nie wychodzi. Skończyłem. Proszę ani słowa o tym w listach, a dużo, dużo o czym innym w rękopisie. Nie rozumiem, co piszesz o Wszelakich. To jakieś nieporozumienie. Przecież przyjeżdża Żuczek! Zamierzamy zjawić się w czwartek u pani Aschkenazy. Po ŚwiętachHalina pojedzie na dwa dni do Stockbridge’a, bo wzywa ją lekarka do pacjentki, z którą Halusia pracowała przedtem. Co Ty na to? Ja chcę pójść do lekarzy, bo nie wiem, co mam zrobić z tym fantem, który trzymam w moczowodzie, i odwiedzić paru ludzi. Podobno ktoś z nich gdzieś się do kogoś wybiera, ale uważam to za plotkę. Pisał mi Staś Baliński, że Twój fragment bardzo się podobaMowa o rozdziale powieści Bal u senatora zatytułowanym Wiza do Ameryki, który Lechoń wysłał Grydzewskiemu 16 lutego 1950 r., ten zaś zapewne przekazał londyńskim przyjaciołom do lektury; tekst ukazał się w „Wiadomościach” 1950, nr 15/16 (201/211) z 16 kwietnia. Fragment powieści czytał też Lechoń wybranym przyjaciołom w Nowym Jorku, z których opinią się liczył, po czym notował w Dzienniku: „Czytałem rozdział Wiza do Ameryki Zosi Kochańskiej. Mówi, że to bardzo ważne, szerokie, psychologicznie nowe i – nie wiem, czy obiektywnie, czy jako zarzut – że tak szalenie polskie. Nie wiem, czy udało mi się napisać to tak, jak chciałem, żeby to nie było prowincjonalne, żeby było ogólnoludzkie, ale w stylu, czuciu i myśleniu właśnie polskie. Wbrew temu, co się myśli, cała wielka proza światowa jest taka właśnie. Tołstoj, Dostojewski są ogólnoludzcy, a mimo to, a może raczej dlatego są też, i to jakże bardzo, narodowi! I tak samo Hamsun, i Sigrid Undset, i Dickens. Jeżeli Balzak nie wydaje się nam dzisiaj specjalnie francuski, to dlatego tylko, że cała kultura europejska XIX w. była francuska. Oczywiście, może mi się nie udać połączyć to uniwersalne z polskim. Ale jestem pewny, że polski punkt widzenia, polskie odczucie świata mogło być tylko zdrową i głęboką nowością w powieści” (J. Lechoń, Dziennik, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1992, t. 1, notatka z 19 lutego 1950 r., s. 217–218)., więcej Ci jednak nie powiem, bo czuję się obrażony. Wiadomości o Anieli, Feli i Czapskim - boskie! Czy wiesz, że on śmierdzi?! Chowałem to dla siebie, ale wobec takich zmian, o jakich piszesz – nie mogę! Śmierdzi – w kroku! Ma dwie okropne plamy na portkach, jakieś odparzeliny, czy co – i to śmierdzi. Zdecydowanie śmierdzi, śmierdzi, śmierdzi. I Aniela żyje w takiej atmosferze! Napisz natychmiast, jak wypadła wizyta u Feli i jak rozwija się intrygaNajwyraźniej „intryga” była raczej opowieścią obmyśloną na użytek wyrafinowanych żartów uprawianych przez obu przyjaciół w korespondencji, w Dzienniku bowiem nie ma na ten temat żadnego napomknienia, nadto wizytę u Kranców opisał Lechoń w zupełnie innym duchu: „Wieczór u Kaziów Kranców, którzy wrócili po dwóch latach z Paryża. Com się na nich nie nazłościł z powodów właściwie nic mnie osobiście nie obchodzących, o rzeczy, które tylko im na złe wyszły! I oto dzisiaj zapomniałem o tym wszystkim. Byłem rad, że ich znowu widzę, dzieci bardzo wyprzyjemniały. Fela zrobiła parę obrazów tak ładnych jak nigdy. Nie było ani chęci, ani powodów do tych złości. Po prostu zobaczyłem ich z innej, tej dobrej strony i przypomniałem sobie o nich wszystko dobre. Wolę to niż te pretensje, które nic nie naprawiają. A czasem właśnie życzliwość, ufność coś na dobre zmieniają” (J. Lechoń, Dziennik, dz. cyt., t. 1, notatka z 28 marca 1950 r., s. 252).. Kaziowie pisali do nas kilkakrotnie z Francji, zgubiłem jednak ich adres i żeby ich przebłagać, posłałem im chleb z solą na przywitanie w N.Y. Kuchnia Felicji Jourdain – dobra. Czy ona wyjeżdża do Europy? Namów ją, żeby pojechała i żebyśmy mogli zajeżdżać do jej mieszkania. Moje zdrowie to głupi rozdział i najgorsze, że mi to b a r d z o przeszkadza w pracy (jeśli w ogóle to, co robię, można nazwać pracą). Na bursitis biorę teraz masaże, wożony do Southampton przez tutejszych trochę poczciwców, a trochę wariatów. Dziś mamy pierwszy dzień wiosenny, ciepły i piękny – po nieskończonej serii dzikich wichrów, burz z piorunami i deszczów. Ta zima – to dla mnie klęska! Wiadomość o „drugu”Spolszczenie od ang. drug: narkotyk. Jachimowicza brzmi sensacyjnie. Czy mógłbym ja coś takiego dostać? Spytaj go. Co porabia Obierek? Dlaczego tak mało o nim piszesz? Co Sztybel? Czy kupił czwarty dom? Dziś spłakałem się jak bóbr, przeczytawszy to, co napisał Władek Borzęcki w „N[owym] Świecie” pod tytułem Są chwile…Komentarz Wierzyńskiego na temat stylistyki tego tekstu ma raczej charakter prześmiewczo-ironiczny. z powodu zgonu córki Morawskiego. Jakie to serce, jak on to umie powiedzieć! Nawet Piotrowi nie zawsze tak wychodzi. Czy to prawda, że Maślanka rzucił wszystko i pod wpływem Henia zapisał się na wieczorne kursy socjologii na Columbia? Kto może coś pożyczyć w N.Y.? Zastanów się, nie mów nikomu i zostaw to dla mnie. Może Kister?
Lesiupuszka! Całuję Cię, trubadurze, rzucam w przestrzeń różę, niech morzem popłynie, niech Ci szyjkę owinie, niech zaszeleści i listkiem popieści
Twój Kazimierz
i Alfa&Omega z Aniołów Wierzyńska
Dopisek z boku na lewym marginesie:
O d p i sz n a t y c h m i a s t, że b ę d z i e s z w N. Y. Twój postale – zone j e s t 25!