AKT II
(Dekoracja sceny przedstawia to samo hotelowe wnętrze, lecz plastycznie stylizowane nieco na wnętrze piekła.
Za oknem ten sam neon, lecz napis inny: „HOTEL PIEKIEŁKO”.
W miejscu łóżka – też łóżko, lecz raczej przypominające Katafalk. Obok łóżka świece. Nad tym dziwnym posłaniem, na ścianie wielka fotografia, ukazująca w półzbliżeniu trzech śpiących obok siebie na łóżku: Rycerza, Cesarza i Hrabiego. Z lewej strony stoi wielka, ponura kadź piekielna, miejsce odpoczynku dla Madame Kristiny. Kadź posiada otwierane wyjście – małą furteczkę. Gdzieś leży jakiś wieniec.
Scena zaczyna się od eksponowanej światłem w ciemności fotografii wiszącej na ścianie. Reflektor wolno gaśnie, rozjaśnia się scena.
W Kadzi siedzi Madame Kristina, na głowie lokówki lub papiloty, w ręku telefoniczna słuchawka. Obok butelka z koniakiem)
Madame Kristina
(wychylając się i biorąc butelkę)
To wszystko zakrawa na groteskę. Latami człowiek siedzi w
tej Kadzi kadzi, pokutuje za grzechy i nie. Sama smoła. Ohyda! Żeby chociaż szampon do włosów tu był! Nie, nie nie dbają o klientów… Zupełnie jak w hotelu! że ci się kogoś tam nie obudziło, to zaraz do piekła. Tak to jest, jak człowiek nie ma protekcji, albo znajomości. Gości nie ma, pusto, chwilami wydaje się, że przez słuchawkę telefonu słychać tylko wycie piekielnych wichrów. Nie to co u mesje Rolasa! Poco właściwie Lucyfer mnie tu wynajął? Mnie wykwalifikowaną siłę? Pies z kulawą nogą nie przyjdzie sam do tego hotelu. Człowiek chodzi za życia do szkoły, męczy się, niskie stypendia, 15 par butów zdarłam, żeby zostać telefonistką (właściwie 14, bo w 15-tym złamał mi się obcas, gdy poprawiałam druty). Nawet tutaj nie dają spokoju. Wciąż te słupy telefoniczne. To straszne być za karę telefonistką w piekle. Wolałabym już pracować jako etatowy duch bez premii, straszyć w starych zamczyskach zamczydłach (hrhrhr – straszy)
albo być aktorką, np. w takim Hamlecie. Ech! Kiedyś, to człowiek jako dziecina marzył o tym, by być aktorką. A tu – piekielna telefonistka! Siedzi się w piekle przy centralce i chciałoby się trajkotać „Mesje Lucyfer – Paryż do Pana!” – „Mesje Lucyfer – katastrofa lotnicza, rewia na lodzie przyjeżdża, 100 łóżek, 50 Kadzi z ogniem, rezerwacja”. I co? Jak tu długo jestem, jeszcze żadnego bogatego gościa. Sami urzędnicy. Ani jednego dyrektora. Mesje Lucyfer wychodzi pod niebo na żebry, a jak spada z niego obgryzione żeberko, to zaraz się nim dzieli. Jak tak dalej pójdzie to Komisja zamknie to nasze piekiełko, z powodu manka. Nie Nic, tylko wiatr za oknem na drutach telefonicznych marsze pogrzebowe gra. (nadsłuchuje)
A proszę, teraz znów! Ech życie, pozagrobowe życie. Chandra Unyńska jak mawiał poeta. Żeby choć gdzieś można było zadzwonić, do kawiarni pójść, jakiś mały Big-bitbeat. Niestety: telefon miejscowy!! 300 numerów, a wszystkie kadzie puste. O proszę (podnosi słuchawkę, nakręca numer)
Mój telefon, co najwyżej płacząpłoszy biedne dusze. W tej cholernej samotni, człowiek już sam zaczyna ze sobą rozmawiać. Jak dziki. Przepraszam, jak dzika. I co tu robić? Cóż robić?
(Madame kilkakrotnie alkoholizuje się).
(wchodzi Hrabia ubrany w nocną koszulę)
HRABIA
(otrzepując się z deszczu)
Deszcz leje, jakby się ktoś powiesił. Dobrodziejka sama?
Bez męża?
Madame Kristina
(opryskliwie)
Sama, albo z dzieckiem, nie pański interes.
HRABIA
E, grzeczna to pani nie jest. A złe… to! Szukam takiej jednej Madame Kristiny. Przenocować tu można?
Madame Kristina
(zasłaniając twarz i chowając słuchawkę)
Tu – można wszystko, byle nie odrazu. A pan skąd?
HRABIA
Wprost z pociągu. Długo się tu jechało.
Madame Kristina
(wychodząc z Kadzi, nakładając szlafrok) i (sięgając po meldunkową książkę – opryskliwie)
Pytam się skąd pan przyjechał. Zameldować trza.
HRABIA
Ot, jeździło się tu różnie. Raz na wozie, raz pod wozem, ale najczęściej jako hrabia to osobowy obsługuję. Jak się nabiegam po tych cholernych korytarzach, to nóg się nie czuje. Skleroza stóp. Przepraszam. Narkoza czyli znieczulica.
Madame Kristina
(do siebie)
To niech pan je zdejmie.
HRABIA
(jakby nie słysząc)
Ech, jeździ człowiek, jeździ tymi pociągami
na tamten świat i stąd ma pociąg do alkoholu. Gdyby chociaż jakąś doczepili
doczepili jakąś cysternę.
(rozgląda się)
Nie, ale tu nigdy nie byłem.
Taki zaciszny cmentarzyk, tfe, hotelik. Pani sypia w tej Kadzi? Dziwne przyzwyczajenie…
Madame Kristina
(zasłaniając twarz)
Lekarz mi zapisał. Reumatyzm. Poco pan tu przyjechał? Włazi pan
tu po nocy, budzi pan samotną kobietę, wypocząć jej
w Kadzi nie daje.
Rzeczywiście, hrabia z pana.
HRABIA
(skromnie)
Byłem hrabią. Byłbym nim nadal, gdyby nie telefonistka. Madame Kristina.
Spójrz pani na moje ręce. Jak
z drewna. Proletariusz jestem.
Hotel pucuję, a w nocy po pracy śni mi się, że jeżdżę pociągami. Tej baby szukam.
Madame Kristina
Pan niespokojny! Pan poeta?
HRABIA
Jaki ja tam poeta, panienko. Podróżny jestem. Kiedyś meduzy, a dzisiaj to gołębie choduję. „Poeta, ale nie ta”, jak mawiał pewien drab.
Madame Kristina
To poco pan tu przychodzi? Na cóż ta terapia? Nie lubi pan nas, kobiet…
HRABIA
Po co, po co. Zaraz po co. Mówię, że tej baby szukam. Pierwszy raz tu mój pociąg stanął, panienko. Płynęliśmy, płynęliśmy po tym oceanie snu, trochę się piło z pasażerami w sypialnym, a tu nagle – wyspa! Stacja! Pełno świateł! Ale gdy się wysiadło, okazało się, że stacja jest tylko ścianą z dykty, a z tyłu ten zaciszny cmentarzyk, tfu, hotelik.
Madame Kristina
Pan sam, czy z pasażerami? Meldować trza.
Kolejarz I
Sam. Sam! Pasażerów to u nas nie ma, panienko. A jeżeli są, to nie mówią a siedzą w pociągu i w milczeniu wódę piją. Na przykład dzisiaj, to były baby z odpustu, które zginęły w jakiejś katastrofie.
(przygląda się)
Ale ja już panienkę chyba gdzieś widziałem?
Madame Kristina
(zasłaniając twarz)
Czyżby?
(pauza)
Pan narzeka na tę swoją pracę, poco pan podróżuje?
Szuka pan zemsty na bezbronnej kobiecie?
HRABIA
(zamyślony do siebie)
Gdzie ja panienkę już widziałem… mój Boże…
(budzi się z zamyślenia)
Dlaczego podróżuję. Coś trzeba robić.
Powtarzam. Baby szukam. Skrzywdziła mnie. Chciałoby się coś pisać, gdzieś iść na przełaj.
Jak byłem hrabią, to trochę pisałem, a teraz w hotelu to tylko zamiatam. Umiesz pisać, to zamieć podłogę. Taki duch niespokojny w człowieku siedzi. Złe moce, tfu.
Madame Kristina
(uśmiechając się)
Duch?! Pan żartuje!
HRABIA
(bijąc się w piersi)
Tak! Duch zemsty. Tam, wewnątrz.
Ale ja tę babę znajdę.
Madame Kristina
(pogardliwie)
E, też śniło się panu zapewne...
HRABIA
Gdzie tam śniło! Zaraz sen! Sen to najłatwiejsza konwencja, panienko, ale gdzieś jakbym w rzeczywistości panią widział, prawie, że za nos ją trzymał, z przeproszeniem, delikatnie. Lecz przypominam to jak przez dziurę w płocie. Niewyraźnie.
Madame Kristina
Przez dziurę w płocie? Podglądał może mnie pan jak siedziałam w tej kadzi? Stary zbereźniku!
HRABIA
Ta dziura w płocie, to literacka metafora, panienko. Jak człowiek podróżuje tak jak ja nockami, a w dzień sprząta, to lubi sobie od czasu do czasu pometaforzyć.
Madame Kristina
Pometaforzyć? Nie słyszałam. Och, już domyślam się! Ale figlarz z pana! Pierwszy raz widzi pan kobietę, i już by pan ją… metaforzył.
(kokieteryjnie)
…Przecież pan nie lubi kobiet…
HRABIA
(romantycznie z natchnieniem)
Ją nie, ale tak obok niej przenosić jakieś intymne swoje tęsknoty, porównania pełne od stacyjnych świateł, semaforów, szyn wrzynających się w horyzont srebrnym wybiegiem rozwidlonych palców…
Madame Kristina
(zdziwiona)
...Obok przenosić?
(do siebie)
Takich amantów na ziemi nie miałam,
a co dopiero w piekle. Semaforów i szyn – mówisz pan? Tak odrazu bez wstępu? Bez
miłosnej gry?
(do siebie)
O, to z niego musi być numer nielada! On mi wygląda na zboczeńca!
Ale się mój szef ucieszy!
HRABIA
Jakie tu występy, panienko. Masz oczy jak dwie latarnie ekspresu paryskiego, a podróżny taki szybkiego pociągu zatrzymać nie może. Chyba, że by się rozmontowało szyny, albo opuściło semafor. A bufory, to…
Madame Kristina
(przerywając mu)
…To mnie zaciekawia.
(do siebie)
Nie bardzo rozumiem co on mówi, ale ci
dzisiejsi hrabiowie tak wyznają swoją miłość.
(Zbliża się)
Mówi pan, że mam oczy jak dwie latarnie?
Czy latarnie uliczne? Pan sprostaczał, o tym hotelu, hrabio.
Hrabia
A tak, panienko. Oczy jak latarnie.!
Madame Kristina
I, że rozmontuje pan szyny i podniesie sam pan semafor?
HRABIA
...Opuści, panienko.
Madame Kristina
...Opuści?
HRABIA
Tak, panienko. Wówczas mój ekspres stanie – a ty panienko się zatrzymasz. Chodzi mi niby o ten pociąg do ciebie.
Madame Kristina
… Skończy się?
HRABIA
Nie. Stanie.Wstanie.
Madame Kristina
Wszystko u hrabiego odwrotnie, ale doprawdy on mnie zaciekawia.
(z determinacją – po chwili)
Pan jesteś potworem!
Przecież nie lubi pan bab!
HRABIA
(skromnie)
Nigdy nie byłem piękny w sensie klasycznym, to prawda.
Ale Venus z Milo także miała obtłuczoną rękę! (z przechwałką)
Nawet cesarzowej wpuszczałem meduzy do łóżka!
Madame Kristina
(ironicznie)
Cesarzowej? Do łóżka! Spróbuj pan mnie! Klateczkę piersiową ma pan wątłą, a bicepsy też jak z waty.
HRABIA
Słusznie, panienko. Sztangistą nigdy nie byłem, ale grywałem za to w szachy. Człowiek, gdyby się był urodził w innych przystępniejszych warunkach, mógłby być atletą nawet. Marzyłem Nawet marzyłem o tym przez wiele lat, gdy jako dziecina czytywałem rzewne książki. „O sztangistach”. Ale życie potoczyło się inaczej, zupełnie inaczej. Jak przez most. Wszystko przez tę babę.
Madame Kristina
(z przerażeniem)
Przez most?
HRABIA
No tak. Pociąg przez most, a pod spodem rzeka.
Madame Kristina
Pan odczuwa do mnie pociąg przez most? Pan chyba zbyt długo tu jechał.
(do siebie)
To ciekawe, on mnie
piekielnie podnieca.
Robi mi się gorąco jakbym była w tej kadzi.
HRABIA
(tępo)
...Pociąg przez most...
Madame Kristina
(w uniesieniu – trochę przewrotnie)
…Pędzi, a pan szuka przygód? Kobiety? O, myli się pan.
Jam nie taka! Mnie nie weźmiesz pan na litość, ani na poezję! Poetom wystarczy ich własne współżycie z wierszem. Gdy mają kobietę, to pisać nie mogą.
Znałam za życia takiego wariata. Wszystkom mu oddała jako panienka. A on, jeszcze do hotelowej książki zażaleń wpisał, że się wyładował. Że mu twórczość zniszczyłam.
Hrabia
Pani powiedziała „za życia”. Nie rozumiem?
Madame Kristina
(do siebie)
Och, co ja mówię! (do hrabiego)
No tak, bo czy pan nazywa życiem, to moje siedzenie w kadzi. ? Przebywam Przebywanie tu na tej prowincji.?
Hrabia
Tak. Prowincja to jest. Leczyć reumatyzm w kadzi. …?
Madame Kristina
(uśmiechając się)
Kobieta robi wszystko, by być piękną.
HRABIA
HRABIA
(do siebie, w lirycznym upojeniu)
…Oczy jak dwie latarnie, a
biust jej jak zderzaki. Pani mi się podoba. Pani ma w sobie
materialistyczny prąd, który czuję na całym moim ciele, pociachanym życiem…
Madame Kristina
(z litością)
Wpadł pan
kiedyś pod pociąg?
HRABIA
Nie! Życie mnie ciacha, psiakrew.
Madame Kristina
Pan jest chyba nienormalny? Tam w pociągu, chyba bardzo trzęsie? Co?
HRABIA
Oj, trzęsie, panienko, trzęsie! Stare tory. Bez przerwy du, du, du. A potem już człowiek w czasie podróży tępieje coraz bardziej.
Madame Kristina
Dobrze panu mówić, a ! A jak by pan tak jak ja, podzwonił i bez przerwy słyszał y, y, y, i nikt nie podnosi słuchawki, to dopiero by pan wiedział, co znaczy samotność telefonistki w tym piekle. Zamiast męża – słuchawka od telefonu.
Hrabia
(podejrzliwie i groźnie)
Pani jest telefonistką?
Madame Kristina
(reflektując się)
A, E, nie! Czasem do manicurzystki dzwonię.
HRABIA
(uspokojony)
Och! Przepraszam panią!
Prawda panienko – , żeby tak kolejarzom dali jaki stary samolot, to by się tak mu nie nudziło i nie trzęsło. Zupełnie inaczej by się jeździło po szynach.
Madame Kristina
Samolot? Po szynach? Przecież samolot lata w powietrzu, hrabio!
HRABIA
Oj lata, to prawda, że lata. Ma się te lata, he, he.. Lecz jakby kolejarze dostali samoloty, to przyrychtowaliby je do szyn. Trochę by się wyklepało i człowiek wygodnie by jeździł. A tak, to jeżdżą kształty staroświeckie, proszę pani.
Madame Kristina
(z kokieterią)
Nie podobają się panu moje kształty? Widzę, że doprawdy, mój dobry człowieku, przyzwyczajony jest pan raczej do wagonów i obrzydliwych, twardych ławek dla pospólstwa.
Taki pan i hrabia, a nie umie pan rozmawiać z damami.
HRABIA
Nie o panią tu chodzi. Mówiłem o pociągach. Tam staroświeckie kształty.
Madame Kristina
Stare matrony jeżdżą?
Madame Kristina
Pański pociąg wydaje mi się normalny, choć na te pańskie wywody czy „metaforzenia” nie mam chęci. Wydaje się pan być zbyt brutalny, a my kobiety lubimy początkowo pociąg, że tak powiem – delikatny…
HRABIA
Pani! To wszystko pozory! Lubię majsterkować od dziecka! Harcerskie słowo! Kiedyś, jako dziecko, naprawiałem pajęczyny, a muchom wyrywałem nóżki...
Madame Kristina
Brutal! Pajęczyny? Wyrywać nóżki?! To obrzydliwe! A fe! I to ma być harcerz!
Hrabia
Mogę także żywą żabę połknąć, albo policzek przebić agrafką.
(wyciąga agrafkę)
O!
Madame Kristina
(zasłaniając oczy)
Nie trzeba! – Ech, niech pan już robi te swoje szyny i semafory. Chociaż pożytek z tego będzie…
HRABIA
My tak gadu, gadu, a nocka za oknem i księżyc nad hotelem jak okno wagonu sypialnego w tunelowym dymie chmur. Jako zdegradowany hrabia spragniony jestem snu…
Madame Kristina
…Ach, tak. Prawda. Łóżko stoi tu. A pieniążki pan ma?
HRABIA
Jakże bym nie miał. Nazbierało się tego trochę, po matuli bezdzietnej hrabinie. No i renta inwalidzka..
Madame Kristina
(wyrywając kartki z bloku bloczka)
Płaci pan 100 złotych
, mesje.
HRABIA
100 złotych! Co to dla mnie jest! Proszę! 1000!
Madame Kristina
A drobnych pan nie ma? Bourgois!
HRABIA
Ależ skąd. Chwała Bogu i matuli, że 1000 zł. jest
(po chwili)
A może potem zapłacić?
Madame Kristina
O, mnie pan na ten trick nie weźmie. Do rana rozmienię. Może ktoś jeszcze przyjdzie. Proszę, oto bilet na to łóżko.
Hrabia
To łóżko podobne jest do katafalka katafalku. Innych pani nie ma?
Madame Kristina
Nie ma, kochanku. Co robić, taka tu produkcja! Standard! Tradycyjni stolarze, stare modele, trudno ich w o czymś nowym przekonać.
HRABIA
(ziewając i siadając na katafalku)
Zbudzi mnie pani o 7-mej? Jutro znów du, du, du. I w podróż.
Może znajdę tę babę. (Hrabia siada na łóżku, zdejmuje buty, mówi do siebie)
Łóżko, cholera, tylko wieńców brak. –
(Zasypia)
Madame Kristina
(włażąc do kadzi)
Uff! Nie poznał mnie! – (popija z butelki)
(Za oknem błyskawica, słychać daleki piorun)
Madame Kristina
(nadsłuchuje)
(Wchodzi Cesarz w nocnej koszuli. W ręku latarnia.
Otrząsa się od deszczu)
.
Cesarz
Siąpi, siąpi ten deszcz, a niech to wszyscy diabli!
(po chwili)
Wciórności! Pamiętam, jak byłem na arabskim froncie, to też padało. Boska artyleria, pioruny, ta ci jak przyłożyły, mój Boże! Pamiętam, jak jeden
żołnierz w czasie burzy siusiał na szyny. Piorun uderzył o 100 kilometrów, a jego spaliło.
MADAME KRISTINA
(wychodząc z kadzi)
Pan zapomina, że jest w towarzystwie kobiety.
Cesarz
(zauważa Madame Kristinę)
Ach, prawda, madame. Rzeczywiście. A wydało mi się, że ma pani wąsy. To ta latarnia rzuca tu takie dziwne cienie.
Dziwnie tu. Jakby pogrzebowy zakład? Już tyle razy
adiutanta prosiłem, żeby nową świeczkę wstawili.
Pani bierze kąpiele?
Madame Kristina
(zasłaniając twarz)
Pan przyszedł
tu spać?
Cesarz
(rozgląda się)
Szukam jednej baby, Kristiny. No, ale ja ją jeszcze dopadnę. (rozgląda się)
Nieznana stacja. Nieznane miasto. Jakby do obozu wroga człowiek przyjechał.
Wprost pod Picos. Trupem czuć? (węszy)
Madame Kristina
(ukrywając twarz)
Niedaleko jest sklep z rybami. Miasto się panu nie podoba?
Czy pan przyszedł tu spać, czy krytykować, pytam?
Cesarz
Trochę spać i trochę teoretyzować. Jak człowiek tak długo jak ja, proszę pani, samotnie jeździ, to lubi sobie poteoretyzować... Baby szukam.
Madame Kristina
(do siebie)
No tak. Zaczyna się. Tamten chciał ze mną pometaforzyć, a ten znowuż „poteoretyzować”. Taki jest los samotnej kobiety
na rencie. A jurni ci
podróżni! Słownictwo ich jakieś nowe, bliżej nieznane, aż dreszcz mnie przeszywa.
(otrząsa się)
(do Cesarza)
Pan to odrazu chce „teoretyzować”? Jestem nie z tych, o jakich pan myśli! To
–, że człowiek
pracuje w hotelowej recepcji nie znaczy, że z byle każdym z dworu zaraz „teoretyzuje”, jak pan to nazywa.
(oburzona)
Panie, ja mam narzeczonego!
Smaży się w kotle.!
Cesarz
Pani żartuje!!! Pani narzeczony w kotle? Jest kucharzem?!
A co mnie to zresztą obchodzi? Co mi to przeszkadza? Pani narzeczony praktyk, dlatego pani nie lubi teorii.
Madame Kristina
(obrażona)
Mój narzeczony jest
dyrektorem hotelu proszę pana. I zbije panu mordę.
Cesarz
„Hola moja panno!”, jak mówią w teatrze. A któż zabroni mnie Cesarzowi, teoretyzować? Gdyby jeszcze jakiś rewizjonizm, czy co, ale teorie? Niosą one ze sobą zawsze coś nowego! I mięsień w mózgu się rozwija, jak mówił mój sekretarz.
Madame Kristina
(do siebie)
On ma mięsień w mózgu
! Cesarski! Mój Boże, jakiż
to okropny mężczyzna. Dom na odludziu, nawet pomocy wezwać nie można!
Cesarz
Pani coś mówi?
(zbliża się i przygląda się jej)
Myśmy się, chyba z panią już gdzieś spotkali?
Madame Kristina
(cofając się)
O Boże! Chyba mnie nie poznał! (przerażona)
Nie, nie,
nie znam pana! Nic nie mówię. Jak widzę przystojnego mężczyznę, to same mi usta tak jakoś chodzą...
Cesarz
Same usta pani chodzą? Daleko?
Madame Kristina
(cofając się)
Tak, trochę!
Cesarz
A... rozumiem. Pani obłąkana?
Madame Kristina
(cofając się, rozglądając za pomocą)
Nie, to od telefonów (
do siebie:
„O Boże,
co ja mówię! To od czmuszki! szminki! Żeby choć tamten w łóżku się obudził. A jak się teraz rzuci na mnie „steoretyzuje?” Nawet uciekać nie ma gdzie, pokoje puste, pajęczyny w korytarzach, chaszcze.
Żeby mój narzeczony, Lucyfer, wreszcie wrócił!
Cesarz
(podnosi latarnię)
Pani wygląda mi na chorą. Może się pani położy do łóżka?
Madame Kristina
(przerażona)
Do łóżka? A, nie. Ja sobie sypiam na stoliku przy słuchawce. Lubię twardo, deski podłogi, bruk, ewentualnie gwoździe...
katafalk.
Cesarz
Gwoździe? Na stoliku.? Przy słuchawce? Czy pani jest fakirka? Pani na pewno jest chora. Proszę mi pokazać gardło!
Madame Kristina
(cofa się)
Cesarz
(groźnie)
Mówię, proszę pokazać gardło! Baczność! Ze mną nie ma żartów.
Cesarzem byłem!
Madame Kristina
(słabnąc)
Były cesarzu! Oszczędź!
Cesarz
(do siebie)
Warjatka.
(krzyczy)
Gardło!
Madame Kristina
(słaniając się na nogach do siebie)
Gardło i ten jego
cesarski cień w mózgu. O Boże!
Intelektualista!
Błagam, niech mnie pan nie teoretyzuje! A jeśli, to nie tu, przy tym śpiącym. Jestem sama,
napozór niewinna i narzeczony na mnie czeka!
Cesarz
(nieubłaganie)
… Gardło!
(zbliża się z podniesioną latarnią)
Madame Kristina
(desperacko)
Masz! Aaa!
(otwiera usta)
Cesarz
(przyświeca latarnią, zagląda do jej ust)
Dobrze. Migdałki w porządku.
(klepie ją w ramię)
Ma pani gardło jak tunel. Wjazd czysty.
Madame Kristina
(mdlejąc z przerażenia)
Wjazd?
Cesarz
No, no, panienko! Już w porządku.
Madame Kristina
Już pan steoretyzował?
Cesarz
Pani jest obłąkana, doprawdy.
(do siebie)
Gdzie ja ją już widziałem. Pamiętam ją jak przez dziurę w płocie... Niewyraźnie.
Gdyby choć był – adiutant, to by mi przypomniał.
(do Madame Kristiny)
Łóżko jest?
Cesarz
(biorąc bilet i płacąc)
Nr. Pokoju 234. Zgada się? Czy to to łóżko?
Chyba twarde twardo
(Cesarz siada na łóżku, ściąga buty i nagle)
Cesarz
(przerażony)
Tu ktoś jest. A może to cień od latarni?
(wstaje, podnosi latarnię)
Tu jednak ktoś rzeczywiście jest!
Ohyda! Wolałbym już hotelowe pluskwy.
Madame Kristina
(zalotnie)
Czy to takie ważne, Cesarzu?
Cesarz
Ważne, nie ważne, nie w tym rzecz, lecz sprzedano 2 bilety na to samo miejsce. Chodzi o zasadę!
(potrząsa ramieniem śpiącego)
Hrabia
(przez sen)
...Oczy jak latarnie…
Cesarz
Oczy jak latarnie? Oszalałeś, mój przyjacielu?
Madame Kristina
On mówi, że ja mam oczy jak latarnie pociągu. Cóż z niego za… elektryk!
Cesarz
Że XXXXXSkreślenie maszynowe. Pod spodem widoczny zapis: *„powioo” pani ma? Zgasić!
(ziewa)
Proszę zgasić, bo pociąg się wykolei
.
Hrabia
(majacząc przez sen)
…I dwa palce srebrnych szyn w horyzont…
Cesarz
(do Hrabiego)
Cóż ty pleciesz? Wstawaj!
łotrze! (potrząsa śpiącym)
słyszysz? Wstawaj pan!
Cesarska kontrol!
Hrabia
(zaspany, wyciągając bilet)
…Cesarz?
Cesarz
Hrabia? A pan tu skąd? (po chwili)
Żaden cesarz! Podróżny jak i kolega, to znaczy jak wy, przyjacielu. Szukam tu tej baby, telefonistki. Kolega ma bilet na to samo łóżko, co i ja.
Hrabia i Cesarz
(przyświecają sobie latarkami i przez chwilę oglądają bilety)
Cesarz
(wskazuje na Madame Kristinę)
Kasa sprzedała...
Cesarz
Oj, panienko! Nie podoba mi się ta cała historia! Jak można sprzedawać 2 bilety na to samo łóżko? Przecież to nie pociąg, a hotel.
Madame Kristina
Każdy z nas ma swoje jednostkowe błędy. Pan też chyba nie jest ideałem.
Cesarz
(groźnie)
Chcesz pani teoretyzować?
Dyskusja? A może nasz minister się pani nie podoba?
Madame Kristina
(przestraszona,
cofa się)
…Nie! Nie. Skądże!
Fajny chłop!
Hrabia
(groźnie)
A może pometaforzyć? Co?
Panienko?!
Madame Kristina
…Nie, nie…
Cesarz
No, dobrze. Niech się pani już nie obawia.
(do hrabiego)
Dobrze, że choć z jednej
podróżniczej branży jesteśmy. Niech się kolega podsunie. Kolegi ciało niech leży z tamtej strony, a ja tu.
A nogi czyste?
Hrabia
(jęcząc)
Spać nie
dadzą po służbie.
Cesarz
Niech kolega nie jęczy, jak stara baba.
(do Madame Kristiny)
Proszę obudzić o 7-mej.
Madame Kristina
(popłakując)
Oczywiście, proszę pana!
(siada w kadzi, wyciera nos, oczy, wyjmuje puderniczkę, poprawia makijaż, po czym znów szlocha. Sięga po butelkę i stwierdzając, że obaj podróżni śpią, pije z butelki kilka łyków. Twarz jej się rozjaśnia.
Nagle słychać piorun
…Dobrze, że choć mnie nie poznali…
śpią obaj jak bracia sjamscy! Tylu bogatych klientów na stanowiskach nie miałam tu dawna. Hrabia! Cesarz! Żeby też mój dyrektor Lucyfer wreszcie przyszedł. Wyjdę go poszukać.
(Madame Kristina wstaje, zbliża się do drzwi, wychodzi. W tym momencie wchodzi Rycerz
z latarnią i teczką, w nocnej koszuli, miecz wystaje mu z teczki)
Rycerz
(rozglądając się)
Hotelik porządny, coś jakby
rycerski zajazd. Tylko, że brak pięknej Andromedy. Już nóg nie czuję,
wciąż szukając tej telefonistki. Człowieka tak jakoś powytrząsa z myśli w tych cholernych pociągach. Wciąż du, du, du – du, du, du. Kiedyś,
nim zacząłem pracować u dyrektora Rolasa –
gdy się jeździło na koniu, było o wiele lepiej. Koń ciszej rżał, niż te straszne lokomotywy. A gdy, zagwiżdże to – to w tunelu, aż gęsia
skóra. I potem dziwią się, że człowiek nie muzykalny. Że na koncerty nie chodzi i radio wyłącza. I to co noc w kółko. Wciąż ta męczarnia poszukiwania
Madame Kristiny.
Nie jest słodkie moje życie, jak mawiał pewien dyrektor fabryki konfitur. (podnosząc latarnię)
Hej, jest tu kto?
(cisza)
Jest tu kto, pytam?
(cisza)
–
(Rycerz siada na krześle, obok krzesła stawia latarnię. Wchodzi Madame Kristina)
Madame Kristina
(tajemniczo)
Pan
oczywiście w sprawie hotelu?
Rycerz
(przestraszony
podskakuje na krześle)
Aaaaa! Ale mnie pani wystraszyła! Już nie to serce co
mogło kiedyś
bić jak zegar ścienny.
Madame Kristina
Wybijało godziny? Naprawdę?
Rycerz
Pani żartuje z rycerza. Człowiek ma nadwątlone nerwy. Serenady i żarty już dawno mi przeszły.
Madame Kristina
Znam, to, co pan mówi, znam. Chciał pan sobie poserenadzić? Co?! Metaforzyć, teoretyzować i serenadzić? Tak? Stara szelma!
(groźnie chwyta go za koszulę)
Rycerz
(wyrywając się)
No, no, niech no piękna Andromeda trzyma rączki przy sobie. Komu stara szelma, a komu
podróżujący rycerz – szelmutko. Nie po to kończyłem
rycerski zakon, aby byle kto mnie klepał. Jeszcze biedę klepać, rozumiem, ale mnie?
Rycerza!
Madame Kristina
(do siebie)
Podoba mi się. W odróżnieniu od tamtych inaczej jakoś zabiera się do rzeczy.
Bardziej po rycersku.
Rycerz
(patrząc na leżących na łóżku)
Co to za
facjaty?
Madame Kristina
Jeden z nich był hrabią, a drugi cesarzem.
Rycerz
Szukam jednej baby. Przepraszam, pani. Nie obudziła mnie i spóźniłem się pod Grunwald. Teraz znam Grunwald z filmu, i to z nienajlepszej kopii.
Madame Kristina
Wiem o tym.
Rycerz
Nie obudziła mnie i straciła posadę. Jestem rycerzem zrujnowanym. Same zgliszcza. Komu potrzebny w XX w. rycerz. ?
Madame Kristina
Kobiety cenią sobie rycerskość.
Rycerz
(rozgoryczony)
Rycerskość! Phy! Owszem, ale nie lubię dziś mężczyzn w zbrojach! Pacyfizm! Walka o pokój! Kobietom podobają się młodzieńcy w jakichś człapakach, szlafrokach, piżamach, w slipach. Kulturyści, czy inni krzyżacy. Kiedyś to były czasy!
Panie miały więcej fantazji… Weźmy naprzykład takie żelazne majtki… czy pas cnoty.
Madame Kristina
(przerażona)
Żelazne majtki?!!! Afe! Pan mnie obraża! Nie mówiąc o mojej cnocie.
Rycerz
To prawda. I kluczyk można było zgubić…
Madame Kristina
Kluczyk zgubić? A portier nie miał zapasowego?
Rycerz
Wówczas, moja panno, nie było ani portierów, ani portier w oknach. To wymysł XX wieku. Ech! A jakie miecze były! Ciach i głowa zlatuje! Dziś, to ci panowie w piżamach zamiast mieczy używają wiecznych piór. Pojedynkują się na łamach prasy. Ech, czasy! I katów nie ma, a tylko sami fryzjerzy.
Madame Kristina
(do siebie)
…Szczęście, że mnie nie poznaje. To piekło jednak człowieka zmieniło. Trzeba będzie zacząć znów chodzić do kosmetyczki…
Rycerz
(podnosząc głowę)
Pani coś mówiła?
Madame Kristina
(zamyślona)
Same usta mi chodzą.
Rycerz
Trzeba się zapisać do klubu sportowego. (do siebie)
Usta jej chodzą. Dziwne… (nagle Rycerz zaczyna się badawczo przyglądać Madame Kristinie)
Tak mi się wydaje, jakbyśmy się skądś znali? Madame?...
Madame Kristina
(cofając się)
Poznał mnie!
(do rycerza)
Może podglądał mnie pan w kąpieli?
W tej kadzi? Cierpię na reumatyzm.
Rycerz
Podglądać w kąpieli? E, nie. To nie my. W pociągach snu nie ma, ani łazienek. Chyba, że się pani kąpała pod kolejowym zbiornikiem.
Madame Kristina
Pod zbiornikiem. Fe! Prostackie! Gdyby choć Krynica czy Sopot!
Rycerz
No tak! Pod zbiornikiem! tam gdzie lokomotywy napełniają wodami.
Madame Kristina
Mój panie, pan mnie obraża. Jeśli trzeba to jeżdżę nad morze do wód!
Cesarz
To żadna obraza, zacna pani. Pamiętam jak jedna Amerykanka po pijanemu kąpała się pod zbiornikiem. Wychodziła z podróżnego kufra, i wmawiała w nas, że wychodzi „z muszli jak Venus”. Tylko że kufer w żadnym wypadku nie przypominał tej muszli. Miał hotelowe naklejki.
(ziewa)
Ale prawda,
przecież potężnie spać mi się chce.
Madame Kristina
Może mi pan rozmienić 2 tysiące? Nie mam drobnych.
Rycerz
Pani żartuje. Wolne żarty, moja mała. Mam tysiąc i to w jednym banknocie.
Madame Kristina
(do siebie)
Wiedziałam. Nie ma drobnych,
podobnie jak tamci.
I nie chce płacić.
Rycerz
Nie mam forsy. Ale mam miecz, to mogę pani ten jej tysiąc posiekać na kawałki.
Madame Kristina
W takim razie nie będzie hotelu.
Rycerz
(groźnie)
Nie będzie?
Dla rycerza! Ach, gdybym miał pod ręką żelazne majtki!
Madame Kristina
A nie będzie.
Rycerz
Twarda bestia. Niech ci będzie. (płaci jej)
Madame Kristina
Ci jak ci, rycerzu. Do mnie mówi się Madame.
Rycerz
Niech ci będzie, Madame. Oto banknot.
Madame Kristina
(biorąc pieniądze)
Resztę wydam jutro. Proszę bilet.
Rycerz
(patrząc na bilet)
Pokój 234? To tu?
Madame Kristina
Niestety.
(Rycerz idzie do łóżka, siada, zaczyna zdejmować buty)
Rycerz
(nagle zaniepokojony)
Tu ktoś jest?
Gdzież moja mizerykordia?!
(zagląda pod łóżko i dostrzega 2 pary butów. Do siebie)
O, to niebezpieczne! Miej się na baczności
, rycerzu. Ten hotel pachnie mi jakoś niesamowicie.
(podnosi latarnię. Patrzy na łóżko, zrywa się, ucieka, wolno wraca)
Rycerz
(szczękając zębami)
Dotknąłem
jakiegoś ciała.
Coś jakby żelazne majtki. Przekleństwo!
Madame Kristina
Mnie pan nie dotykał. Majtek nie noszę. Pan chyba zwariował.
Rycerz
(Cały drży jak osika. Nerwy mu wibrują jak w starym pianinie.)
Madame Kristina
Zachowuje się pan nie jak podróżny, a jak błędny rycerz.
(szyderczo)
I pan chciał się bić pod Grunwaldem? Czy rzeczywiście boi się pan
biedaku, ludzkiego ciała?
Kobiety?
Rycerz
(milczy)
(trzęsie się, obciera czoło, zażywa tabletki)
Madame Kristina
(wskazuje głową na łóżko) Fragment widoczny pod skreśleniem maszynowym
Czy tak bardzo boi się pan mnie? kobiety?
Rycerz
(wskazuje głową na łóżko)
To… pani?
Madame Kristina
Ja czy nie ja, wszystko jedno. Ciało kobiety jest tylko ciałem. Materia umowna.
Cesarz
Same wygody: łóżko z piękną kobietą.
(spogląda na Madame Kristinę)
Ona jakoś dziwnie pachnie
mi wędzonym dymem.
Może to z tej kadzi. (zbliża się i wyraźnie szuka źródła zapachu. Podchodzi do Madame Kristiny)
Madame Kristina
Pan wącha?
Madame Kristina
Na politechnice? Ma pan indeks?
Rycerz
Nie. Studiuję panią. Jakoś piekielnie dymem czuć..
Madame Kristina
Acha. Więc on to nazywa studiowaniem. Jeden dyplomant chciał tu metaforzyć, drugi absolwent teoretyzować, a ten studiować. Dziwna to podróżnicza brać.
Rycerz
Siedząc na łóżku, wydało mi się przed chwilą, że od pani jedzie dymem.
Madame Kristina
(obrażona)
To od pana powiało czosnkiem, mój panie.
Rycerz
Wyraźnie wydało mi się, gdy kładłem się i dotknąłem pani ciało ciała, że od pani podjeżdża dymem.
Madame Kristina
(wstydliwie chichocząc)
To z buzi.
Podjeżdża! Też słownictwo!
Rycerz
Ach – , to co innego. Pardon. Myj zęby pastą Odol.
Madame Kristina
(triwialnie frywolnie)
No to co, położymy się?
Rycerz
Niech będzie. Tylko miecz wezmę.
(Rycerz zbliża się do łóżka, siada. Madame Kristina podchodzi do łóżka z przeciwnej strony, udaje, że się kładzie.
Dostrzegamy tę jej kłamliwą grę.
Rycerz odwrócony wciąż tyłem do niej, jakby przez skromność daje jej czas do rozebrania się, po czym gasi światło latarni.
Zapada ciemność.
Nagle słychać wrzask śpiących i głuche uderzenia.
Zaczynają migotać ogniki zapalanych z pośpiechem latarni)
Głosy obudzonych
Łobuz! Świnia! Łajdak!
(zapala się na scenie światło)
(dwaj pozostali, Cesarz i Hrabia stoją w dziwacznych „alarmowych” pozycjach.
Rycerz z biletem w ręku zbliża się do podróżnych)
Hrabia
(do Cesarza)
To moje łóżko.
Cesarz
(do Hrabiego)
To moje.
Rycerz
(z wyrzutem)
Koledzy się zapominają.
Hrabia
(wskazuje na Cesarza)
To ten kolega nie panuje nad swoim sędziwym wiekiem i pod pretekstem tego
łóżka, ściska moje
piękne ciało.
Narcyz
Cesarz
Wolałbym ściskać starego trupa, niż pańskie ciało. Tfy! A z kwiatów wolę róże.
Hrabia
Tak mówi się do kolegi? Tak? A związki zawodowe? Kolega się zapomina, kolego Cesarzu!
Rycerz
(do Hrabiego, grzecznie)
Pańskie ciało hrabio - powinno leżeć w grobie, a nie przynależeć do zawodowych związków.
Hrabia i związki zawodowe! Abstrakcja!
Cesarz
(do Rycerza)
Pan się zapomina,
rycerzu! Pan wie kto ja jestem?! Ja nawet wpuszczałem cesarzowej meduzy do łóżka!
Hrabia
(do Cesarza)
Wstydziłby się kolega
cesarz ściskać mnie za kolano.
Pan wie kto ja jestem?! Ja nawet wpuszczałem cesarzowej meduzy do łóżka!30 lat pracy na kolei, żadnej nagany, i żaden
cesarz nie ściskał mnie jeszcze za kolano.
Żaden! Nie mówiąc już o carach.
Rycerz
Niestety! biedaku!
Cesarz
Pan wstydu nie ma, młodzieńcze.
Hrabia
(potrząsając czupryną)
Szanuj pan moją siwą głowę.
Cesarz
Wolę szanować zieleń w pałacowym parku Depcę po pańskiej siwej głowie. Ot, tak! (chodzi po scenie i pokazuje)
Rycerz
(indaguje)
Panowie śpią na moim miejscu. Oto bilet.
Cesarz
(do Rycerza)
To pan śpi na moim.
Hrabia
(do Cesarza)
Nie, to pan śpi na moim.
Rycerz
Jak panom nie wstyd spać ze sobą, wam, przedstawicielom arystokracji! Żeby jeszcze jacyś artyści, a to zdrowi ludzie! Pan stary człowiek, śpi z młodym, który może być pańskim synem i jeszcze czyni to z Hrabią. Deprawuje go pan na moim łóżku.
Cesarz
(do Rycerza – zdziwiony)
Na pańskim łóżku?!
Hrabia
(do Rycerza)
Na pańskim? Bezczelny. I to
rycerz! A związek zawodowy
nieobudzonych rycerzy, co na to?
Rycerz
Co ma do tego nasz zawodowy związek.? Nie widzę tu związku.
Hrabia
(patrząc porozumiewawczo na Cesarza)
Podwójnie bezczelny.
Nie widzi związku. To hańba.!
Rycerz
Nie widzę poprostu związku, aby nasz związek mógł indagować w związku z prywatnym życiem rycerza.
Cesarz
(po chwili)
Coś mi się wydaje, że
ta dama Madame Kristina.
Jakbym ją poznawał… To ona tak naplątała!
Hrabia
Madame? Rzeczywiście! ona Ona cały czas mi kogoś przypominała! Stu I ta jej możliwości złośliwość z tym łóżkiem!
Rycerz
(zaskoczony)
Madame?!!
Cały czas mi kogoś przypominała, ale jak przez dziurę w płocie. Niewyraźnie.
(przez cały czas Madame Kristina stoi z boku i przygląda sprzeczającym się. Teraz zbliża się)
Madame Kristina
(tłumacząc się niewinnie)
Panowie
byli bardzo zmęczeni, w . W kadziach nie palą, położyłam więc was w jednym łóżku.
Cesarz
Chciało się zarobić na łóżku, co? 3 bilety na to samo miejsce, co? Jak na kolei, co? A pieniądze do kieszoneczki, co? A jak to było z tym obudzeniem nas, co? Zniszczyłaś nam karierę.!
Madame Kristina
(cofa się
przestraszona)
Cesarz
(także ogarnięty wspólną decyzją)
Tak,
krzesłem babę. Do muru!
Hrabia
Zdaje się, że was rozumiem…
(groźnie otaczają cofającą się Madame Kristinę. Sięgają po krzesła)
Hrabia
(do Madame Kristiny)
Nie chciało się
pometaforzyć, co?
Cesarz
(podobnie)
Ani teoretyzować?!
Rycerz
Phy! Pogarda dla studiów! I dla żelaznych majtek! Wiedźma! Phy!!
Hrabia
I bilety na to samo łóżko!
Cesarz
I pieniążki do kieszonki!
(napierają krzesłami na Madame Kristinę)
Rycerz
I dym z ust, tak? Niby ząbków się nie myło! Uch! A jak to było z obudzeniem nas w hotelu?
(Madame Kristina wciąż cofa się, klucząc pomiędzy meblami)
Hrabia
(groźnie)
Krzesłem ją
Cesarz
Zabić dziurkaczem.
Rycerz
Podziurkować ją nogami! Jak na polu bitwy.
Cesarz
Naprzód! Do ataku! Za mną! Śpiewaj pan rotę!
Rycerz
Niech żyje Cesarz! Za ojczyznę! Ognia!
Hrabia
Nie mam ognia. Zapomniałem zapalniczki.
Rycerz
Mówię o ogniu bitewnym. Naprzód, panie Hrabio. Na białą broń!
Cesarz
Panowie, nadszedł czas! Zabijając ją uwolnimy się od kompleksów zemsty!
Madame Kristina
(histerycznie krzyczy)
Stójcie! A emancypacja?! A zdobycze sufrażystek?! Nie, nie! lepiej już sobie metaforzcie, teoretyzujcie – studiujcie byle nie krzesłem! Co za haniebna śmierć! Krzesło! Widział to kto! Żeby choć z pistoletu!
Nie zabijać… Nie zabijać swoich kompleksów zemsty! Przecież możecie zostać artystami! Z zemsty napisać satyrę na hotele!
Hrabia
(groźnie)
Wal ją pan! Wyładuj się! Rzuć pan w nią tym krzesłem!
Cesarz
Może nogę jej wyrwać?
Rycerz
Nie trzeba, będzie kuleć. Viwe el’imperienur! Naprzód! Tnij! Rąb! Wal ją go deską! Hej, łucznicy! Hej krześlarze, przepraszam. Wspinać się na blanki! W basztę ją!
Madame Kristina
(krzyczy, zasłaniając oczy)
Kapelusza Kapelana mi dajcie!
Rycerz
(w bitewnym zapale intonuje rycerską pieśń)
Hrabia
Przestań pan śpiewać! To nie farsa!
Madame Kristina
(oburzona)
Pan śpiewa fałszywie w takiej chwili? Jesteś pan cyniczny! Żeby choć kapela grała!
Rycerz
To dla rozrywki. Niech żyje Katharsis! Bić ją!
Cesarz
(kichając)
Katar czy Katharsis, wszystko to niepotrzebna gra słów! Zabić ją! Skończyć z tym aktem!
Madame Kristina
Ten akt jest aktem bezprawia!!
Rycerz
(zgrzytając zębami)
To osądzi publiczność! Dla pani ten akt jest aktem ostatnim! Za chwilę pani akt będzie się tarzać we krwi!
Hrabia
(zgrzytając zębami)
A to dopiero II akt!
Rycerz
Niech tam będzie katar czy Katharsis.
(Kicha)
(Nagle, gdy bezbronna Madame Kristina znalazła się w rogu pokoju, oni rzucają się do przodu.
Słychać już wrzask.
Madame Kristina pada.
Ktoś krzyczy „Hiena!”.
(padając)
krzyczy „Oszczędź!”
.
Jeden z nich ociera zakrwawione krzesło)
Cesarz
…Ale krwi to miała! Bestia! Żeby choć na stację krwiodastwa chodziła! Nic społecznego obowiązku u takiej!
Rycerz
Tak. Napasła się naszą krwią, jak kaszanka.
Wsadzimy ją teraz do kadzi!
(Wsadzają do kadzi,
słychać bulgotanie)
Jeszcze bulgoce, kanalia! Już ja ci pobulgocę!
(zbliżają się do łóżka, siadają, ocierając czoła)
Hrabia
Zemsta dokonana. Chodźmy spać.
No tak, ale kto nas teraz... obudzi?...
(przez chwilę patrzą na siebie w zastanowieniu, poczem kładą się spać. Chrapią.)
(zapada łagodna ciemność)
(gdzieś – uderza piorun)
(W drzwiach staje elegancko ubrany Lucyfer, bardzo podobny do mesje Rolasa. Na głowie ma rogi, w rękach widły. Patrzy na zegarek. Mówi do śpiących)
LUCYFER
…. Pora wstawać, panowie .…
(Na scenie zapada ciemność)
(Reflektor wyświetla tylko fotografie fotografię 3 śpiących, wisząca wiszącą na ścianie)