Skazaniec siedzi pośrodku celi na taborecie z namydloną twarzą;
Kuźma wzburza pędzlem pianę na jego brodzie, po chwili odstawia pędzel, ostrzy brzytwę na pasku i zabiera się do golenia;
Oleś modli się żarliwie
,
klęcząc na łóżku.
Oleś
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków...
Kuźma
(ciągnąc brzytwę pod włos)
Może będziecie się śmiać... ale wam powiem. We fryzjerskim zawodzie to zupełnie jak w dyplomacji. No tak. Bo na przykład przychodzi do zakładu jakiś gość i zaczyna ci wylewnie... Na temat życia, na temat wolności... no i tak w ogóle. A ty golisz go i słuchasz...
Oleś , nie ma tam już tego mydła? Wiesz, tego, co przyniósł ten pan.
Oleś
(przerywając modlitwę)
Nie ma,
Kuźma, zmydliło się.
Kuźma
Cholernie szkoda, takie dobre mydło... No więc słuchasz, co on mówi, i myślisz sobie tak: diabli wiedzą, co to za gość. Niby mówi szczerze, a w gruncie rzeczy cholera go wie. Powiesz mu, że uważasz tak samo jak on, to albo mu schlebiasz, albo na drugi dzień wyleją cię z pracy. A powiesz, że nie zgadzasz się z nim, to się obrazi i więcej nie przyjdzie. A już najgorzej to go zaciąć. Zaraz ci powie, że to na tle różnicy poglądów. Jak Boga kocham, że tak jest.
Skazaniec
(rozbawiony)
Tak jest, tak jest... Kapitalne! Znakomicie pan to podchwycił. Jak w dyplomacji. Tylko że to już
nie pesymizm. Sytuacja właściwie bezwyjściowa. Ale kto wie, czy nie jest najmądrzejszą rzeczą taka filozofia pesymizmu.
„Na cóż tworzenie wieczne, na cóż uganianie, jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?!”Sformułowanie „nicości otchłanie” pojawia się jedynie w przekładzie Emila Zegadłowicza. Badacze wskazują, że tłumacz, kierując się poetyką młodopolską, zbyt często posługiwał się słowem otchłań. W oryginale w przywoływanym fragmencie Goethe zapisał słowo nichts (cały wers: „Geschaffenes zu nichts hinwegzuraffen”), które najczęściej jest tłumaczone jako nicość (np. w przekładzie z lat 60. XX w. Feliksa Konopki) lub nicestwo (w starszych przekładach, np. Józefa Paszkowskiego czy Feliksa Jezierskiego). Znacie, panowie, to?
Skazaniec
No ten wiersz. Nicości otchłanie...Sformułowanie „nicości otchłanie” pojawia się jedynie w przekładzie Emila Zegadłowicza. Badacze wskazują, że tłumacz, kierując się poetyką młodopolską, zbyt często posługiwał się słowem otchłań. W oryginale w przywoływanym fragmencie Goethe zapisał słowo nichts (cały wers: „Geschaffenes zu nichts hinwegzuraffen”), które najczęściej jest tłumaczone jako nicość (np. w przekładzie z lat 60. XX w. Feliksa Konopki) lub nicestwo (w starszych przekładach, np. Józefa Paszkowskiego czy Feliksa Jezierskiego). Przejmujące. Do szpiku kości przejmujące. Ale prawdę mówiąc, to dzisiaj nie jestem nastrojony pesymistycznie. Miałem nawet optymistyczny sen. Śniło mi się, że wychodziłem z więzienia. Klucznik otwierający mi bramę ubrany był na biało. I nie dacie, panowie, wiary... poruszał się lekko, jak majowy wiatr.
Kuźma
Oleś, co to znaczy, jak się śni wiatr?
Oleś
(przerywając modlitwę)
Nie wiem,
Kuźma. Dziwny sen.
Skazaniec
Ale miły. Wszystko na biało. Ale najpiękniejsze to było to, że kiedy zechciałem, mogłem zupełnie swobodnie unosić się w tej przejrzystej białej mgle.
Oleś
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci...
Kuźma
(wygala pod samą grdyką)
Tak się panu śniło? Ciekawe. Ciekawe,
Oleś, nie?
Skazaniec
Prawda, że ciekawe? A wie pan, że ja wierzę w sny?
Oleś
Kuźma, nie mógłbyś skończyć już z tym goleniem?
Oleś
Bo to zgrzyta. Wiesz przecież, jak nie lubię zgrzytów.
Zaraz mi tak jakoś dziwnie zimno w pięty. (modli się)
Kuźma
O rany, Oleś, a czy ja się wtrącam do twoich pacierzy? „Wieczne odpoczywanie i wieczne odpoczywanie...” Też przecież człowieka może trafić szlag.
Skazaniec
Pan goli pod włos. Naprawdę ledwo można usiedzieć. Nie ma pan zbyt lekkiej ręki.
Kuźma
Ja? Ja nie mam lekkiej ręki?! Oleś, czy ja nie mam lekkiej ręki?
Oleś
Nie wiem, Kuźma. To pewnie zależy od brody. Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie...
Skazaniec
Czego to kolega Oleś tak się dzisiaj modli?
Kuźma
To pan nie wie? On tak co rok. Oleś, odpowiedz panu na pytanie.
Oleś
(wyrwany z modlitwy)
Co mam odpowiedzieć?
Kuźma
No, dlaczego się tak modlisz.
Oleś
Dzisiaj dzień zaduszny.
Otwiera się krata, staje w niej Strażnik [II].
Strażnik II
Tak się golicie? A kto weźmie te miski? Myślicie, że będę sobie parzył palce, żeby takim jak wy dać jeść.
Kuźma
Skocz no, Oleś! Widzisz przecież, że ja nie mogę. Co tam dzisiaj na obiad, panie szefie?
Strażnik II
A co to was obchodzi? Ja mam z wami w ogóle nie mówić. Skończyliście to golenie czy jeszcze nie?
Kuźma
Już,
panie szefie, już oddaję brzytwę.
(wykonuje ostatnie ruchy przy goleniu, składa brzytwę i zbliża się do drzwi)
A pan też powinien ogolić się.
Strażnik [II] cofa się.
Kuźma
Tamten szef golił się u mnie. No i stało się co? Ani razu go nie zaciąłem, a golił się tu parę lat.
Strażnik II
Połóżcie tę brzytwę na stole. Wezmę sam.
Kuźma
(kładzie brzytwę)
Jak sobie pan chce. Ja tam nigdy się nie napraszałem.
Skazaniec
(obmywa twarz w miednicy)
A ja rano zgłaszałem się do pana, nie? Nie wypuścił pan mnie. Ileż można czekać? Czy mam stąd wyjść siłą?
Strażnik II
Tylko bez gróźb! Tylko bez gróźb! Ale się tu dobrali. Co jeden to lepszy gość.
(do Skazańca)
No to wychodźcie, wychodźcie już!
Skazaniec bez pośpiechu wyciera twarz ręcznikiem, po czym rzuca go na łóżko i wychodzi z celi energicznym krokiem. Strażnik [II] wycofuje się także, zamyka kratę.
Kuźma
(siorbiąc zupę)
Taki drażliwy ten
nowy szef. Nawet nie da powiedzieć do siebie słowa. Nie to co nasz dawny.
Wiesz, myślę o naszym
nowym koledze.
Przyjemny gość. Tylko coś za często chodzi do lekarza. Żeby to czasem nie była jakaś poważniejsza sprawa. W tym wieku,
Oleś, nigdy nie wiadomo.
Kuźma
No właśnie. Niechby mu się tak przytrafiło gdzieś na korytarzu... Wylew do mózgu, atak serca. Koniec. Idzie po prostu na tamten świat. Bez niczyjej pomocy. Postaw mu, Oleś, zupę na kaloryferze. Niech się grzeje. Zimne jedzenie zabójcza rzecz.
Oleś
Oj tak, Kuźma, oj tak...
(bierze miskę ze stołu i stawia na żeberkach kaloryfera)
Kuźma
I zamieszaj. I zobacz, czy nie ma jakich kości. Pamiętasz, raz przytrafiło mi się szkło. Czego ty, Oleś, taki markotny?
Oleś
(długo i uważnie miesza zupę)
Kuźma... Czy ty wiesz, za co on siedzi?
Kuźma
Skąd mam wiedzieć? A co, mówił ci?
Oleś
No, zwierzał mi się wczoraj, jak ty żeś już spał.
Oleś
On siedzi za kontakty międzynarodowe.
Kuźma
Niemożliwe! A to skurczybyk szpieg!
Oleś
No, szpieg... Myślę sobie, Kuźma, że nie najlepiej żeśmy trafili. Gdyby tak udało nam się kiedyś stąd wyjść, to przez taką głupią sprawę moglibyśmy mieć duże kłopoty... z obcymi mocarstwami.
Oleś
Kuźma, a może by się tak wstrzymać...
Kuźma
Ale zabiłeś mi, Oleś, klina. Cholera, nie mógł się trafić jakiś zwykły gość, tylko od razu międzynarodowy szpieg. Diabli nadali... Masz rację. Już wtedy w kolejce wydał mi się podejrzany. Bo niby skąd takie futro. Ale nie ma rady, Oleś, trzeba ryzykować. A co to za kontakty? Nie powiedział ci?
Oleś
No, mówię... międzynarodowe.
Kuźma
Tak, ale jakie, z kim?
Czego nic nie mówisz?
Oleś
Czekaj, przypominam sobie. Jak to on powiedział... A, już wiem! Mówił, że kontaktował się drogą napięć psychicznych.
Oleś
Nie wiem, Kuźma. Mówił tylko, że przekazywał wiadomości drogą napięć psychicznych i że ktoś mu się włączył na podsłuch i wtedy wpadł.
Kuźma
Oleś, to jest coś nie w porządku. Nie mówił o jakiejś krótkofalówce albo czymś?
Oleś
Nie, Kuźma. Powiedział tylko, że jak się tak psychicznie napnie, to prosto z głowy potrafi na dowolną odległość przekazać myśl.
Kuźma
Jak to z głowy? Tak po prostu?... To niemożliwe, Oleś, czarował cię.
Kroki na korytarzu, brzęk kluczy.
Kuźma
Ciszej, Oleś, zdaje się, że wraca.
Otwiera się krata, wchodzi Skazaniec.
Skazaniec
Słowo daję, panowie, samo serce. Widać to zresztą od pierwszego wejrzenia. W każdym ruchu, w każdym geście. I to spojrzenie, panowie... To spojrzenie dobrego, rozumiejącego życie mędrca. Naprawdę jestem nim oczarowany. Ze świecą szukać takiego drugiego człowieka.
Oleś
(zachwycony przemówieniem)
Słyszysz,
Kuźma?
Kuźma
Słyszę. Czy można wiedzieć, o kim mowa?
Skazaniec
A o kim by, jeśli nie o naszym lekarzu. Kolego Oleś, czy można by prosić pana o trochę wody?
Oleś
Proszę bardzo...
(podaje)
Skazaniec
Kto to powiedział, że lekarz-filozof równy jest bogom?
Oleś
Ja nie wiem. Kuźma, a ty nie wiesz kto?
Skazaniec
Tylko on trzyma mnie przy życiu.
(wyjmuje z kieszeni buteleczkę z lekarstwem)
Życie... życie, panowie. Czy nie zastanawia was, że czasem postępujemy tak, jakby ono było czymś naprawdę rzeczywistym? Jak gdyby ono było zupełnie nie tym, czym w istocie swej jest? A przecież to tylko niezbyt wyrazisty majak Absolutu. Przedmiot bezustannie zmieniającego się snu.
(wyciąga papierowy korek)
A my jak te bezrozumne istoty… staramy się je podtrzymywać, przedłużać je. Co za bezsensowne działanie!
(podnosi flaszkę do ust, pociąga z niej i prędko zapija wodą)
Pfy... ohyda!
Kuźma
Czy można wiedzieć, co szanowny kolega pije?
Oleś
(jak echo)
Lekarstwo...
Kuźma
Wiemy, że lekarstwo, ale co to jest?
Skazaniec
(spogląda pod światło na buteleczkę)
To? Spirytus.
Skazaniec
Tak, salicylowy. Chcecie skosztować?
Oleś
Nie wiem, Kuźma, nie wiem sam.
Kuźma
No, jeden łyk.
(wyciąga rękę)
Skazaniec
To ma wprost zbawienny wpływ. Potęguje magnetyzm psychofluidów, przywraca trzeźwość umysłu.
Kuźma
(popija)
To jest pierwszorzędne!...
Oleś, pycha!... Nawet nie spodziewałem się. Chcesz łyk?
Oleś
W sam raz, Kuźma. W sam raz.
Kuźma
No widzisz, Oleś, jaki z naszego kolegi. pierwszorzędny gość
Oleś
Zawsze to mówiłem,
Kuźma.
Międzynarodowy gość to zawsze pierwszorzędny gość.
(do Skazańca całkiem już pogrążonego w czytaniu)
Tutaj jest pańska zupa. Na kaloryferze, żeby nie wystygła.
Skazaniec
(nie odrywając wzroku od książki)
Zupa? Aaa... zupa. Nie, nie będę jadł.
Kuźma
(zaniepokojony)
Jak to nie będzie pan jadł? Dlaczego?
Skazaniec
(czyta coś półgłosem)
Bo dzisiaj poniedziałek.
Skazaniec
Zwykle w poniedziałki w ogóle nie jadam. Robię sobie przerwę. Do piątku. W piątek znowu zaczynam jeść.
Skazaniec
Takie mam zasady. I bardzo ściśle ich przestrzegam. To pozwala mi skupić się.
Kuźma
Zaraz, zaraz...
(liczy na palcach)
Poniedziałek, wtorek, środa... Nie, to nie może być.
Oleś, czy to możliwe, żeby ktoś wytrzymywał bez jedzenia cztery dni?
Oleś
Nie wiem, Kuźma, chyba nie.
Skazaniec
(podnosi głowę znad książki)
Gdybyście,
panowie, czytywali przynajmniej gazety, wiedzielibyście, że
Ghandi wytrzymał dni czterdzieści. I dlatego był najzdrowszym człowiekiem na świecie.
(ponownie pogrąża się w czytaniu)
Kuźma
(nieco rozdrażniony)
Ghandi... Ghandi mógł sobie jeść albo nie. To jego rzecz. Ale tu jest więzienie, a nie zwykła stołówka. Tutaj nie ma żadnych przywilejów.
Szpieg, nie szpieg... Daj no,
Oleś, tutaj tę zupę. Co to znaczy, żeby facet nie chciał jeść!
Oleś podaje Kuźmie zupę;
Kuźma głośno stawia miskę tuż przed czytającym.
Skazaniec
(oschle)
Kto powiedział
„szpieg”?! To pan,
panie Kuźma? Pan mnie obraża.
Nie jestem żadnym szpiegiem. Jestem teozofem, a teozof to nie to samo co szpieg. Proszę to przyjąć do wiadomości. Zresztą wyłączam się.
(wyjmuje z kieszeni dwa woskowe czopki i wtyka sobie w uszy)
Oleś
Ojej, Kuźma, co on robi?
Kuźma
(cofa się
,
zbity z tropu)
Zatyka sobie uszy, żeby nas nie słyszeć.
Skazaniec odkłada książkę, przymyka oczy i zastyga niby posąg Buddy.
Oleś
Ty, Kuźma, on się napina!
Oleś
No… tak psychicznie.
Kuźma
(zaniepokojony)
Napina? I co, myślisz, że będzie się z kimś kontaktował?
Oleś
O Jezu kochany, ale też trafił nam się gość.
Wpatrują się znieruchomiali w zastygłego
teozofa.
Po paru chwilach napięcia rozlega się gwałtowne stukanie z lewej.
Oleś podbiega do ściany.
Oleś
(nadsłuchuje)
Mówi, że przed nim nic się nie ukryje. Dowiedział się, że jest tu z nami
jakiś trzeci gość i gratuluje nam. Ale i ostrzega. Że jak nie dopuścimy go do spółki, to on nas urządzi. Wolałby wiedzieć, w jaki sposób zechcemy to załatwić. Gorąco odradza nam działanie na własną rękę.
O Jezu, Kuźma! On naprawdę gotów urządzić nas...
Kuźma
(mocno zaniepokojony)
Czy on zwariował?