Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków...
Cholernie szkoda, takie dobre mydło... No więc słuchasz, co on mówi, i myślisz sobie tak: diabli wiedzą, co to za gość. Niby mówi szczerze, a w gruncie rzeczy cholera go wie. Powiesz mu, że uważasz tak samo jak on, to albo mu schlebiasz, albo na drugi dzień wyleją cię z pracy. A powiesz, że nie zgadzasz się z nim, to się obrazi i więcej nie przyjdzie. A już najgorzej to go zaciąć. Zaraz ci powie, że to na tle różnicy poglądów. Jak Boga kocham, że tak jest.
Niby co?
No ten wiersz. Nicości otchłanie...Sformułowanie „nicości otchłanie” pojawia się jedynie w przekładzie Emila Zegadłowicza. Badacze wskazują, że tłumacz, kierując się poetyką młodopolską, zbyt często posługiwał się słowem otchłań. W oryginale w przywoływanym fragmencie Goethe zapisał słowo nichts (cały wers: „Geschaffenes zu nichts hinwegzuraffen”), które najczęściej jest tłumaczone jako nicość (np. w przekładzie z lat 60. XX w. Feliksa Konopki) lub nicestwo (w starszych przekładach, np. Józefa Paszkowskiego czy Feliksa Jezierskiego). Sformułowanie „nicości otchłanie” pojawia się jedynie w przekładzie Emila Zegadłowicza. Badacze wskazują, że tłumacz, kierując się poetyką młodopolską, zbyt często posługiwał się słowem otchłań. W oryginale w przywoływanym fragmencie Goethe zapisał słowo nichts (cały wers: „Geschaffenes zu nichts hinwegzuraffen”), które najczęściej jest tłumaczone jako nicość (np. w przekładzie z lat 60. XX w. Feliksa Konopki) lub nicestwo (w starszych przekładach, np. Józefa Paszkowskiego czy Feliksa Jezierskiego). Przejmujące. Do szpiku kości przejmujące. Ale prawdę mówiąc, to dzisiaj nie jestem nastrojony pesymistycznie. Miałem nawet optymistyczny sen. Śniło mi się, że wychodziłem z więzienia. Klucznik otwierający mi bramę ubrany był na biało. I nie dacie, panowie, wiary... poruszał się lekko, jak majowy wiatr.
Oleś, co to znaczy, jak się śni wiatr?
Ale miły. Wszystko na biało. Ale najpiękniejsze to było to, że kiedy zechciałem, mogłem zupełnie swobodnie unosić się w tej przejrzystej białej mgle.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci...
Prawda, że ciekawe? A wie pan, że ja wierzę w sny?
Kuźma, nie mógłbyś skończyć już z tym goleniem?
A bo co?
O rany, Oleś, a czy ja się wtrącam do twoich pacierzy? „Wieczne odpoczywanie i wieczne odpoczywanie...” Też przecież człowieka może trafić szlag.
Pan goli pod włos. Naprawdę ledwo można usiedzieć. Nie ma pan zbyt lekkiej ręki.
Ja? Ja nie mam lekkiej ręki?! Oleś, czy ja nie mam lekkiej ręki?
Nie wiem, Kuźma. To pewnie zależy od brody. Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie...
Czego to kolega Oleś tak się dzisiaj modli?
To pan nie wie? On tak co rok. Oleś, odpowiedz panu na pytanie.
No, dlaczego się tak modlisz.
Dzisiaj dzień zaduszny.
Tak się golicie? A kto weźmie te miski? Myślicie, że będę sobie parzył palce, żeby takim jak wy dać jeść.
Skocz no, Oleś! Widzisz przecież, że ja nie mogę. Co tam dzisiaj na obiad, panie szefie?
A co to was obchodzi? Ja mam z wami w ogóle nie mówić. Skończyliście to golenie czy jeszcze nie?
Tamten szef golił się u mnie. No i stało się co? Ani razu go nie zaciąłem, a golił się tu parę lat.
Połóżcie tę brzytwę na stole. Wezmę sam.
O Jezu, Kuźma!..
No właśnie. Niechby mu się tak przytrafiło gdzieś na korytarzu... Wylew do mózgu, atak serca. Koniec. Idzie po prostu na tamten świat. Bez niczyjej pomocy. Postaw mu, Oleś, zupę na kaloryferze. Niech się grzeje. Zimne jedzenie zabójcza rzecz.
Oj tak, Kuźma, oj tak...
I zamieszaj. I zobacz, czy nie ma jakich kości. Pamiętasz, raz przytrafiło mi się szkło. Czego ty, Oleś, taki markotny?
Skąd mam wiedzieć? A co, mówił ci?
No, zwierzał mi się wczoraj, jak ty żeś już spał.
No i co?
On siedzi za kontakty międzynarodowe.
Niemożliwe! A to skurczybyk szpieg!
No, szpieg... Myślę sobie, Kuźma, że nie najlepiej żeśmy trafili. Gdyby tak udało nam się kiedyś stąd wyjść, to przez taką głupią sprawę moglibyśmy mieć duże kłopoty... z obcymi mocarstwami.
Masz rację.
Kuźma, a może by się tak wstrzymać...
Ale zabiłeś mi, Oleś, klina. Cholera, nie mógł się trafić jakiś pierwszy lepszy gość, tylko od razu międzynarodowy szpieg. Diabli nadali... Masz rację. Już wtedy w kolejce wydawał mi się podejrzany. Bo niby skąd takie futro. Ale nie ma rady, Oleś, trzeba ryzykować. A co to za kontakty? Nie powiedział ci?
No, mówię... międzynarodowe.
Tak, ale jakie, z kim? (Oleś milczy) Czego nic nie mówisz?
Czekaj, przypominam sobie. Jak to on powiedział... A, już wiem! Mówił, że kontaktował się drogą napięć psychicznych.
Co? Co to znaczy?
Nie wiem, Kuźma. Mówił tylko, że przekazywał wiadomości drogą napięć psychicznych i że ktoś mu się włączył na podsłuch i wtedy wpadł.
Oleś, to jest coś nie w porządku. Nie mówił o jakiejś krótkofalówce albo czymś?
Nie, Kuźma. Powiedział tylko, że jak się tak psychicznie napnie, to prosto z głowy potrafi na dowolną odległość przekazać myśl.
Jak to z głowy? Tak po prostu?... To niemożliwe, Oleś, czarował cię.
Ciszej, Oleś, zdaje się, że wraca.
Słowo daję, panowie, samo serce. Widać to zresztą od pierwszego wejrzenia. W każdym ruchu, w każdym geście. I to spojrzenie, panowie... To spojrzenie dobrego, rozumiejącego życie mędrca. Naprawdę jestem nim oczarowany. Ze świecą szukać takiego drugiego człowieka.
Słyszę. Czy można wiedzieć, o kim mowa?
O kim by, jeśli nie o naszym lekarzu. Kolego Oleś, czy można by prosić pana o trochę wody?
Proszę bardzo...
Kto to powiedział, że lekarz-filozof równy jest bogom?
Ja nie wiem. Kuźma, a ty nie wiesz kto?
Tylko on trzyma mnie przy życiu.
Czy można wiedzieć, co szanowny kolega pije?
Lekarstwo.
Wiemy, że lekarstwo, ale co to jest?
Spirytus?
Tak, salicylowy. Chcecie skosztować?
Nie wiem, Kuźma, nie wiem sam.
No, jeden łyk.
To ma wprost zbawienny wpływ. Potęguje magnetyzm psychofluidów, przywraca trzeźwość umysłu.
(popija) To jest pierwszorzędne!... Oleś, pycha!... Nawet nie spodziewałem się. Chcesz łyk?
Tylko jeden.
No i co?
W sam raz, Kuźma. W sam raz.
No widzisz, Oleś, jaki z naszego kolegi pierwszorzędny gość.
Zawsze to mówiłem, Kuźma. Międzynarodowy gość to zawsze pierwszorzędny gość.
No to co?
Zwykle w poniedziałki w ogóle nie jadam. Robię sobie przerwę. Do piątku. W piątek znowu zaczynam jeść.
Przerwę? Dlaczego?
Takie mam zasady. I bardzo ściśle ich przestrzegam. To pozwala mi skupić się.
Aha...
Zaraz, zaraz...
Nie wiem, Kuźma, chyba nie.
(podnosi głowę znad książki) Gdybyście, panowie, czytywali przynajmniej gazety, wiedzielibyście, że Ghandi wytrzymał dni czterdzieści. I dlatego był najzdrowszym człowiekiem na świecie. (ponownie pogrąża się w czytaniu)
(nieco rozdrażniony) Ghandi... Ghandi mógł sobie jeść albo nie. To jego rzecz. Ale tu jest więzienie, a nie zwykła stołówka. Tutaj nie ma żadnych przywilejów. Szpieg, nie szpieg... Daj no, Oleś, tutaj tę zupę. Co to znaczy, żeby facet nie chciał jeść!
Ojej, Kuźma, co on robi?
Ojej!
Czego jęczysz?
Ty, Kuźma, on się napina!
Jak to napina?
No… tak psychicznie.
Nie wiem, Kuźma, ale chyba tak. O Jezu kochany, ale też trafił nam się gość.
Ciara!
Czego on tam chce?
(nadsłuchuje) Mówi, że przed nim nic się nie ukryje. Dowiedział się, że jest tu z nami jakiś trzeci gość i gratuluje nam. Ale i ostrzega. Że jak nie dopuścimy go do spółki, to on nas urządzi. Wolałby wiedzieć, w jaki sposób zechcemy to załatwić. Gorąco odradza nam działanie na własną rękę. O Jezu, Kuźma! On naprawdę gotów urządzić nas...
(mocno zaniepokojony) Czy on zwariował?