Na miłość boską! Co się z tobą dzieje?! Dzwonię na komórkę, a tam jakaś kobieta mówi mi, że numer jest niewłaściwy! Też coś! Mówię jej, że jako matka bardzo dobrze wiem, jaki jest właściwy numer do mojego dziecka! A ta dalej, w kółko, że numer niewłaściwy, zdzira jedna!
Wszystko... Wszystko mnie boli.
A co najbardziej?
Najbardziej... wypadki. Ale... wiesz, mamo, boję się, że jak będzie wojna... Bo wojny mogę nie przeżyć!
Wojna? Jaka wojna? Przecież wojna już była! Twój dziadek zginął na wojnie! Wiesz, zaraz ugotuję ci coś ciepłego do jedzenia, tylko... Która to godzina? Już piętnaście po! Gdzie masz telewizor?
Tylko mi nie mów, że nie masz telewizora!
Mamo! Co ci jest?
Krople... W torebce...
Ta kurwa mnie kiedyś zabije! Zobaczysz!
Jaka... Kto?
Rosa Isela! Ta mała dziwka nie ma serca! A kto ją przygarnął? Co? Kto wychował? Kto dał jeść?
Ty?
A żebyś wiedział! Ja! Ja! (chwyta się za lewą pierś) Tu, w sercu! A ona teraz śmie... Słyszałeś, co ona powiedziała?
Nie.
Oczywiście, ty nigdy nie wiesz, co się dzieje na świecie! Ciągle tylko te liczby! Raz mógłbyś obejrzeć jakiś odcinek, przynajmniej byś zobaczył, jak wygląda prawdziwe...
O prawdziwych nieszczęściach mówią w „Informacjach”.
Polityka mnie nie interesuje!
Ostatnio...
Ach, weź, zaprzestań! Ty... ty ciągle tylko te liczby! Liczby! Czy ty w ogóle coś czujesz?
Ani się waż tak o niej mówić!
Idź, przynieś mi coś do jedzenia! I zrób głośniej!
Mój Boże, ja przecież byłem w Sarajewie w czasie największego oblężenia, mamy tam filię naszego Banku. Każdego dnia widziałem leżące na ulicy trupy: dorośli i dzieci. (Van Dyck srebrną łyżeczką starannie nabiera odpowiedniej wielkości truskawkę ze śmieszną czapeczką z bitej śmietany na szczycie) Pamiętam, raz NA MOICH OCZACH mała dziewczynka (Van Dyck wsuwa truskawkę w śmiesznej czapeczce do ust) biegła ulicą. A trzeba państwu wiedzieć, że dla dzieci siedzenie w schronie to była prawdziwa udręka: brak słońca, ruchu, no i ten głód (Van Dyck przełyka truskawkę i nabiera nową), więc ona uciekła z tego schronu czy piwnicy i biegła – była taka szczęśliwa, taka radosna! I nagle – jakiś snajper strzelił do niej, tak po prostu. (Van Dyck, tak po prostu, wkłada sobie łyżeczkę do ust) Dziewczynka upadła, chyba już nie żyła, tylko z ust ciekła jej mała strużka krwi. (Van Dyck musiał źle ocenić wielkość truskawki, bo i jemu cieknie z ust czerwony sok) Widziałem to wszystko z okna banku. Tak, tak, to była straszna, straszna...