Zdzisio.
Co Zdzisio?
Nie wypalił.
Jak to, Kuźma? Co znaczy nie wypalił?
Szukają go od trzech dni i nigdzie go nie ma.
Zdzisia?
Zdzisia. Gdzieś się zmył. Jak kamień w wodę. Skurczybyk, on zawsze miał takie zagrania.
Zdzisio? Przecież on nie żyje.
No właśnie, nie żyje. Ale jak udowodnisz sądowi, że nie żyje, skoro się zmył. Referent powiada, że myśmy go sobie wymyślili. Całe ruiny przeszukane, a Zdzisia ani śladu.
Ani śladu?!
Przecież mówię, że ani śladu. Ktoś już tam po nas musiał być. Rodzina czy kto... Wzięli go pewnie pogrzebać na cmentarzu. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby zostawili jakąś wiadomość. A oni nic. Zabrali zwłoki jak swoje i szukaj wiatru w polu. Cholerny świat, nasze ostatnie zwłoki...
To niemożliwe, Kuźma. To niemożliwe. Zdzisio musi gdzieś być. Powiedz im, niech szukają. Niech staną na głowie, niech robią, co chcą. Zdzisio musi się znaleźć. Przecież nie można tak zaprzepaścić człowieka.
Oni mówią, że nie będą już szukali.
Nie, Kuźma, tego im nie wolno. Powiedz im, że to wbrew prawu. Ktoś przecież musi odpowiadać za jego śmierć. Zabiliśmy Zdzisia czy nie?
Zabiliśmy, no i co z tego?
Jak to co? Należy nam się wyrok. Kara śmierci. Co ja mówię, dwie... trzy. Sądowi nie wolno nas lekceważyć. Sprawcy muszą być ukarani. Jeśli to się nie stanie teraz, jutro będzie już za późno. Czy mówiłeś im to?
Mówiłem.
No i co?
Przyznali mi rację, ale zapytali też, co będzie, jak się Zdzisio w ogóle nie znajdzie. A to jest nie wykluczone. Sam też o tym myślałem. Głupia sytuacja, Oleś. Od prawa nie można wymagać za wiele.
Którego ogrodnika?
Tego ze studni. Tego, pamiętasz, co chciał ci wmówić, że to wcale nie futro, tylko zwykły miś.
Niech on nie zawraca głowy. Ogrodnik już dawno był. Przecież dostał za niego czapę dwa lata temu.
Jesteś tego pewny? Pamiętam, że była kiedyś o nim mowa, ale...
Jak była mowa, to i proces też był.
Co tam stukasz?
Nic. Mówię Ciarze, żeby dał znać, jak przypomni sobie kogoś innego. ...Kuźma.
Czego chcesz?
A ten gość, co wtedy przy stacji...?
Jaki gość?
Ten w tym futrze z małp nie z małp. Co to nikt nie wiedział, z czego ono właściwie jest...
Ten z tą złotą papierośnicą?
No ten... Za niego nie mieliśmy jeszcze procesu.
Nie. Nie mieliśmy.
A widzisz... Nie mówiłem, że jeszcze coś sobie przypomnę. Trzeba go natychmiast zgłosić śledczemu. Kuźma, ja stukam do drzwi.
Nie trzeba, Oleś.
Dlaczego?
Nie trzeba. Za to nie wytoczą nam procesu. To jedyny facet, któremu zdjąłem futro i żyje.
Jak to, żyje?! To ty wtedy nie zabiłeś go?!
Nie. Nie zabiłem.
To facet z jakiejś politycznej opozycji. Wiesz, że zawsze starałem się nie zadzierać z takimi. Co to mi za interes mieć na karku tajniaków i jeszcze jakąś nielegalną organizację. Trochę ich znam, Oleś. Z nimi to już naprawdę nie ma żartów.
Kuźma...
Czego?
A może i Zdzisio żyje? Co, Kuźma. O Jezu kochany, nie daj Bóg.
Eee...
No bo gdzie by się mogły podziać te zwłoki.
Cholera, ten stół. Zawsze mówiłem, żeby go postawić pod ścianą. Gdzie człowiek nie chciałby się ruszyć, stale musi go omijać. Pomóż no, Oleś, przesuniemy.
No stał. Ale powiedz sam, co za pomysł postawić stół na samym środku celi.
A co w tym złego. W domu też miałeś stół na samym środku.
W domu. W domu to zupełnie co innego. I żeby to jakiś porządny stół. Ale taki stary, ciężki grat. Nawet pogadać swobodnie nie można. Jak ja tu, to ty gdzieś aż tam.
Zostaw, Kuźma, niech stoi, jak stał.
Powiedziałem już raz, że nie jestem doW maszynopisie autorskim (w zbiorach Muzeum Literatury), poprzedzającym wydanie PIW, podobnie jak w wersji radiowej, jest: „od wymyślania” wymyślania. Inna rzecz mówić prawdę, a inna łgać. Trzy lata ujechaliśmy na prawdzie. Na kłamstwie nie ujedziesz trzech dni.
Ale zlituj się, Kuźma, skąd tej prawdy tyle brać. Od śmierci szefa nie mamy już nic a nic do powiedzenia. Kończy się nasz ostatni wyrok. Powieszą nas.
A niech powieszą. Lepiej wisieć za prawdę niż żyć trzy dni dłużej jako łgarz... No, cholera mnie już bierze na ten stół! Czy można się dogadać na taką odległość?! Jak ja tam, to ty tu. No, pchnijmy go, Oleś, pod ścianę!
Kuźma, błagam cię, zostaw go.
Cholerny grat...
A ten czego znowu chce?
Cicho, Kuźma. To może być coś ważnego.
Dlaczego?
Zdaje się, że padło mu na mózg. Mówi całkiem od rzeczy.
Ciara? To nie może być.
Kiedy tak. Mówi, że jak chcemy, to on doniesie śledczemu, że zabiliśmy muchę. Twierdzi, że za muchę też mogą nam coś dać.
Co on się wygłupia. Powiedz mu, że to nie jest pora na żarty.
On mówi, że to wcale nie jest żart. Że muchy poszukują od trzech lat. I że nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy żyje, czy nie. On chyba ma na myśli tego Muchę., co sprzątnął nam sprzed nosa jubilera, a potem tę wdowę po kuśnierzu Nie pamiętasz, Kuźma? Mało nie trafił nas wtedy szlag.
Jasne, że pamiętam. Parę lat temu zrobił ostatni skok i przepadł jak kamień w wodę. Mucha... taaak, Mucha... Czekaj, Oleś, bo to nawet nie jest zła myśl. Powiedz Ciarze, że może spróbować. Tylko niech mu się język nie poplącze i niech nie powie, że zabił go sam.
On mówi, żebyśmy się o to nie martwili. I jeszcze raz wyraża swoje ubolewanie z powodu tego filozofa. Dziwi się nam. Powiada, że nie rozumie, jak mogliśmy zmarnować takiego człowieka. Uważa, że jest to cios, który trudno nam będzie przeżyć.
Już dobrze, dobrze... Zapytaj go, co mamy mówić. Kiedy zabiliśmy Muchę i gdzie. Nie lubię, jak w zeznaniach brakuje nam zgodności.
Chytry, skurczysyn. Czy mówił jeszcze coś?
Powiedział, że jak wróci, to zaraz da nam znać.
Tam znowu jakiś wisielec? Odstukaj mu, Oleś. Powiedz, że tu jest pokój służbowy dyżurnego kata. Że wszystko jest już gotowe i że niepotrzebnie się niecierpliwi.
Nie jestem usposobiony towarzysko. Powiedz mu to.
To niech żałuje. Ja tam nie mam ochoty na nowe znajomości. Powiedz mu to.
Po cholerę on tam tak długo siedzi? Wiersze czyta śledczemu czy co?
Może go udusił?
Bez naszego udziału?
No, sam mówisz, że Ciara zawsze był egoistą.
Jasne, że był. Znam go jak zły grosz. Cholera, zimno. Taki już jesienny chłód. Ludzie oblekli się w jesionki. Tylko patrzeć, jak spadnie śnieg.
Za kogo, Kuźma?
Za tego, co obok. Za tego, co mówi, że chciałby nas poznać.
Jego zaraz powieszą.
No właśnie. A gdybyśmy tak powiesili go my. Dostalibyśmy coś za to czy nie?
Nie wiem, Kuźma. Chyba tak. A myślisz, że można by się dostać tam?
Nie. Ja tak tylko, ogólnie.
On mówi, że już otwierają drzwi. Jeszcze raz wyraża żal, że nie mógł poznać cię, i przekazuje ostatnie pozdrowienia. I jeszcze przeprasza cię...
Za co przeprasza?
Nie wiem, Kuźma. Przerwali mu.
Głupio, ale czegoś ty tak zbladł, wyglądasz, jakby to już ciebie powiesili.
Nie wiem, Kuźma. Jakoś jestem uczulony na te pociągi. Cholernie denerwują mnie. I coś mi się tak wydaje, że tym razem to już naprawdę nasz ostatni dzień.
Być może, Oleś. Tylko nie zacznij mi opowiadać swoich snów.
On pyta, czy tu ktoś jest.
Powiedz, że wszystko w porządku. Że jesteśmy.
Tak jest, Kuźma.
Czy on oszalał? Powiedz, że jest nas dwóch. Niby gdzie mielibyśmy się podziać przez ten czas.
Co takiego?
No mówię, pyta, jak się nazywamy, Kuźma... Kuźma... To chyba nie jest Ciara. To jakiś zupełnie inny gość.
Cicho! Tam znowu ktoś jest.
Ciara.
No tak. Od razu mówiłem, że na kłamstwie daleko nie ujedzie.
On mówi, że tu jest jakiś napis na ścianie. Jakiś gryps do ciebie.
Do mnie?
Do ciebie. Ciara mówi, że tam pisze, żebyś nie gniewał się za tę wdowę i jubilera. Że ten, co pisał ten gryps, jak nigdy w życiu potrzebował wówczas pieniędzy. I tylko dlatego uprzedził cię.
To Mucha. Taaak, to był Mucha. Jak to ładnie z jego strony. Zawsze myślałem, żeby poznać go. To byłby, Oleś, wspólnik... Nie masz pojęcia, co to był za gość.
Co ty robisz, Kuźma?
I pomyśl, Oleś, siedział tu niedaleko tyle lat. I dzisiaj stukał zza tej ściany, a ja nie odezwałem się.
Po co ciągniesz ten stół?
O Jezu, Oleś, już ci mówiłem, że nic mnie tak nie irytuje jak ten grat. No bo co za idiota wymyślił, żeby postawić go na środku. Gdzie się tam chowasz? Pomóż mi.
Ja nie chcę, Kuźma! Zostaw go!
O rany boskie, co za facet. I co mu za różnica, tu czy tam.
No, czy nie może człowieka trafić szlag? Ja do niego jak do brata... Ja do niego z wyciągniętymi rękami, a on przede mną na kolana. Jak pies. Wstań, Oleś! Przynajmniej jak mówię do ciebie, to wstań.
Co ty chcesz zrobić, Kuźma? Nie podchodź do mnie! Nie podchodź! Nie ruszaj mnie!...
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków...
Cholernie szkoda, takie dobre mydło... No więc słuchasz, co on mówi, i myślisz sobie tak: diabli wiedzą, co to za gość. Niby mówi szczerze, a w gruncie rzeczy cholera go wie. Powiesz mu, że uważasz tak samo jak on, to albo mu schlebiasz, albo na drugi dzień wyleją cię z pracy. A powiesz, że nie zgadzasz się z nim, to się obrazi i więcej nie przyjdzie. A już najgorzej to go zaciąć. Zaraz ci powie, że to na tle różnicy poglądów. Jak Boga kocham, że tak jest.
Niby co?
No ten wiersz. Nicości otchłanie...Sformułowanie „nicości otchłanie” pojawia się jedynie w przekładzie Emila Zegadłowicza. Badacze wskazują, że tłumacz, kierując się poetyką młodopolską, zbyt często posługiwał się słowem otchłań. W oryginale w przywoływanym fragmencie Goethe zapisał słowo nichts (cały wers: „Geschaffenes zu nichts hinwegzuraffen”), które najczęściej jest tłumaczone jako nicość (np. w przekładzie z lat 60. XX w. Feliksa Konopki) lub nicestwo (w starszych przekładach, np. Józefa Paszkowskiego czy Feliksa Jezierskiego). Przejmujące. Do szpiku kości przejmujące. Ale prawdę mówiąc, to dzisiaj nie jestem nastrojony pesymistycznie. Miałem nawet optymistyczny sen. Śniło mi się, że wychodziłem z więzienia. Klucznik otwierający mi bramę ubrany był na biało. I nie dacie, panowie, wiary... poruszał się lekko, jak majowy wiatr.
Oleś, co to znaczy, jak się śni wiatr?
Ale miły. Wszystko na biało. Ale najpiękniejsze to było to, że kiedy zechciałem, mogłem zupełnie swobodnie unosić się w tej przejrzystej białej mgle.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci...
Prawda, że ciekawe? A wie pan, że ja wierzę w sny?
Kuźma, nie mógłbyś skończyć już z tym goleniem?
A bo co?
O rany, Oleś, a czy ja się wtrącam do twoich pacierzy? „Wieczne odpoczywanie i wieczne odpoczywanie...” Też przecież człowieka może trafić szlag.
Pan goli pod włos. Naprawdę ledwo można usiedzieć. Nie ma pan zbyt lekkiej ręki.
Ja? Ja nie mam lekkiej ręki?! Oleś, czy ja nie mam lekkiej ręki?
Nie wiem, Kuźma. To pewnie zależy od brody. Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie...
Czego to kolega Oleś tak się dzisiaj modli?
To pan nie wie? On tak co rok. Oleś, odpowiedz panu na pytanie.
No, dlaczego się tak modlisz.
Dzisiaj dzień zaduszny.
Tak się golicie? A kto weźmie te miski? Myślicie, że będę sobie parzył palce, żeby takim jak wy dać jeść.
Skocz no, Oleś! Widzisz przecież, że ja nie mogę. Co tam dzisiaj na obiad, panie szefie?
A co to was obchodzi? Ja mam z wami w ogóle nie mówić. Skończyliście to golenie czy jeszcze nie?
Tamten szef golił się u mnie. No i stało się co? Ani razu go nie zaciąłem, a golił się tu parę lat.
Połóżcie tę brzytwę na stole. Wezmę sam.
O Jezu, Kuźma!..
No właśnie. Niechby mu się tak przytrafiło gdzieś na korytarzu... Wylew do mózgu, atak serca. Koniec. Idzie po prostu na tamten świat. Bez niczyjej pomocy. Postaw mu, Oleś, zupę na kaloryferze. Niech się grzeje. Zimne jedzenie zabójcza rzecz.
I zamieszaj. I zobacz, czy nie ma jakich kości. Pamiętasz, raz przytrafiło mi się szkło. Czego ty, Oleś, taki markotny?
Skąd mam wiedzieć? A co, mówił ci?
No, zwierzał mi się wczoraj, jak ty żeś już spał.
No i co?
On siedzi za kontakty międzynarodowe.
Niemożliwe! A to skurczybyk szpieg!
No, szpieg... Myślę sobie, Kuźma, że nie najlepiej żeśmy trafili. Gdyby tak udało nam się kiedyś stąd wyjść, to przez taką głupią sprawę moglibyśmy mieć duże kłopoty... z obcymi mocarstwami.
Masz rację.
Kuźma, a może by się tak wstrzymać...
Ale zabiłeś mi, Oleś, klina. Cholera, nie mógł się trafić jakiś zwykły gość, tylko od razu międzynarodowy szpieg. Diabli nadali... Masz rację. Już wtedy w kolejce wydał mi się podejrzany. Bo niby skąd takie futro. Ale nie ma rady, Oleś, trzeba ryzykować. A co to za kontakty? Nie powiedział ci?
No, mówię... międzynarodowe.
Czekaj, przypominam sobie. Jak to on powiedział... A, już wiem! Mówił, że kontaktował się drogą napięć psychicznych.
Co? Co to znaczy?
Nie wiem, Kuźma. Mówił tylko, że przekazywał wiadomości drogą napięć psychicznych i że ktoś mu się włączył na podsłuch i wtedy wpadł.
Oleś, to jest coś nie w porządku. Nie mówił o jakiejś krótkofalówce albo czymś?
Nie, Kuźma. Powiedział tylko, że jak się tak psychicznie napnie, to prosto z głowy potrafi na dowolną odległość przekazać myśl.
Jak to z głowy? Tak po prostu?... To niemożliwe, Oleś, czarował cię.
Ciszej, Oleś, zdaje się, że wraca.
Słowo daję, panowie, samo serce. Widać to zresztą od pierwszego wejrzenia. W każdym ruchu, w każdym geście. I to spojrzenie, panowie... To spojrzenie dobrego, rozumiejącego życie mędrca. Naprawdę jestem nim oczarowany. Ze świecą szukać takiego drugiego człowieka.
Słyszę. Czy można wiedzieć, o kim mowa?
A o kim by, jeśli nie o naszym lekarzu. Kolego Oleś, czy można by prosić pana o trochę wody?
Kto to powiedział, że lekarz-filozof równy jest bogom?
Ja nie wiem. Kuźma, a ty nie wiesz kto?
Czy można wiedzieć, co szanowny kolega pije?
Lekarstwo.
Wiemy, że lekarstwo, ale co to jest?
Spirytus?
Tak, salicylowy. Chcecie skosztować?
Nie wiem, Kuźma, nie wiem sam.
To ma wprost zbawienny wpływ. Potęguje magnetyzm psychofluidów, przywraca trzeźwość umysłu.
No i co?
W sam raz, Kuźma. W sam raz.
No widzisz, Oleś, jaki z naszego kolegi. pierwszorzędny gość
No to co?
Zwykle w poniedziałki w ogóle nie jadam. Robię sobie przerwę. Do piątku. W piątek znowu zaczynam jeść.
Przerwę? Dlaczego?
Takie mam zasady. I bardzo ściśle ich przestrzegam. To pozwala mi skupić się.
Aha...
Nie wiem, Kuźma, chyba nie.
Ojej, Kuźma, co on robi?
Ojej!
Czego jęczysz?
Ty, Kuźma, on się napina!
Jak to napina?
No… tak psychicznie.
O Jezu kochany, ale też trafił nam się gość.
Ciara!
Czego on tam chce?