26 maja 1950
Drogi Lesiu,
Bardzo dziękuję Ci za telefon i list z natchnionymi wierszami i wzruszającą pieśnią ludową.
Kiedy przyjedziesz? Przeczytaj sobie Eliota i Fry’a, urządzimy wieczory pod lipą, a gdybyś przyjechał teraz, to jeszcze pod kwitnącymi jabłoniami.
Pisz i nie zapominaj. Całuję Cię Halina
Kochany Leszku, napiszę do Ciebie jutro lub pojutrze, bo po trzech dniach spokoju mam znów takie parcie, że nie mogę znaleźć miejsca dla siebie ani żadnej myśli nie mam w głowie. Chcę Ci tylko powiedzieć, że „kunsztowny” miał znaczyć co innego, mianowicie to, co znaczy – że pięknie wiersz zbudowałeś i włożyłeś weń dużo pracy: nieskazitelny rytm i wewnętrzne rymy, nie mówiąc już o „przyrodzonej” urodzie Pana Poety. Zgadzam się też z W.L. co do mądrości i w ogóle proszę się ze mną nie kłócić, bo nikt z takim zapałem (i wytrwałością) nie wyciąga z Ciebie wierszy jak ja. Dzwonił do mnie Solski i powiedział mi: „niech się pan nie gniewa, że do Pana dotychczas nie przyjechałem, zrobię to w najbliższych dniach”. Daj mu jakoś d e l i k a t n i e do zrozumienia, że to niedobry wybór, bo 1) czuję się fatalnie, 2) w przyszłym tygodniu jadę ponownie do szpitala na nową cystoskopię (nie mów tego nikomu ze względu na Glassa). Ściskam Cię.
Twój ciężko doświadczony Kazimierz