18.I.46
Drogi Kaziu. – Dziękuję Ci za
list z 14 stycznia, który dzisiaj nadszedł. Uważam
Mackiewicza za jedynego odpowiedniego do sprawy
Wilna i nawet mu już mówiłem, że wysunąłem jego kandydaturę. Odpowiedział mi, że jest na indeksie, co, jak się okazuje, jest prawdą. Nie pisałem o tych sprawach nigdy, ale nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego np.
Matuszewski nie pisuje do
„Tygodnika”Brak tekstów Stanisława Mackiewicza w „Tygodniku Polskim”, w którym (1946 nr 26) ukazała się jedynie krótka nota na temat jego książki „Lata nadziei”, Londyn 1945. Ignacy Matuszewski nie opublikował na łamach „Tygodnika Polskiego” ani jednego artykułu; zob. B. Czarnecka, R. Moczkodan, „>>Tygodniowy Serwis Literacki Koła Pisarzy z Polski” – „Tygodnik Polski” 1941-1947. Bibliografia zawartości", Toruń 2006.. Zaznaczam, że
MackiewiczMieczysław Grydzewski słynął z poprawiania w artykułach przysyłanych do druku w „Wiadomościach” błędów językowych lub sformułowań i wyrażeń, które tylko on uważał za błędy. Wiele uwag na ten temat znalazło się w zbiorowym tomie „Książka o Grydzewskim. Szkice i wspomnienia”, Londyn 1971. Własne poglądy na te kwestie wyłożył Grydzewski m.in. w rubryce „Silva rerum”: „Gdy najwybitniejsi pisarze dawnych pokoleń walczyli o czystość polszczyzny, w dzisiejszym – coraz bardziej rozpowszechnia się typ barbarzyńcy, piszącego niechlujnie, «pod siebie», jak mawiał Nowaczyński, przy czym nieraz usiłuje on to niechlujstwo podnieść do rangi odrębnego stylu, głosi, że pisarz jako właściwy twórca języka ma prawo do wszelkich dowolności, że rusycyzmy dodają mowie powabu, germanizmy ją upiększają, a najordynarniejsze błędy gramatyczne są uprawnione, skoro on je miłościwie popełnił” („Czystość, jasność, zwięzłość”, „Wiadomości” 1955 nr 4 (460) z 23 stycznia, przedr. w: M. Grydzewski, „Silva rerum”, s. 454). Wcześniej też w liście do K.W. Zawodzińskiego z 26 sierpnia 1947 r. pisał: „Nie rozumiem pietyzmu w traktowaniu niechlujstwa językowego Kraszewskiego. Moje 30-letnie doświadczenie redaktorskie uczy, że 99 procent pisarzy nie przywiązuje wagi, do tego jak piszą. Przecież Żeromski nie robił w ogóle korekty, Kaden zawsze prosił mnie o pomoc w rozbijaniu dialogów, Nowaczyński po skróceniu mu artykułu o 600 wierszy telefonował, czy co wyrzuciłem, bo jemu nic nie brakuje, itd. itd. Więc dlaczego szanować tekst Kraszewskiego, a raczej jego zecera i nie dodać np. myślnika na początku „oratio recta”, jeżeli ten myślnik został zapomniany?” Rkps. Biblioteka Narodowa, sygn. 7419. W listach Stanisława Mackiewicza do Grydzewskiego z nieco późniejszego czasu wielokrotnie pojawiają się uwagi na temat ingerencji redaktora w jego teksty, m.in.: „Swoimi najniepotrzebniejszymi poprawkami wyrządza Pan mi szaloną krzywdę. Moje niechlujstwo języka jest świadome i celowe. Język mój nie jest niechlujny, gdy trzeba powiedzieć cos precyzyjnego, a jest niechlujny, gdy chcę powiedzieć coś niedbale. Pańskie sprzątanie mej prozy jest zatruwaniem mi tej wielkiej przyjemności, którą mam, mając zaszczyt pisać do Pańskich wspaniałych «Wiadomości»” [list niedatowany, przypuszczalnie z 1949 r.], a innym razem: „Pacta sunt servanda. Obiecał mi Pan łaskawie, że moje rękopisy przerabiane nie będą. Proszę bardzo o łaskawe przywrócenie tekstu pierowtnego, względnie o zaniechanie drukowania artykułu. Pan wie, jak wysoko cenię «Wiadomości», to pismo na najwyższym pozimie i jedyne dzis niezależne, i jedyne, w którym pisać mogę, ale spółką pisarska nie jestem i w żaden sposób nie zgodzę się na zmienianie mego stylu, chocby dlatego, że jestem dobrym stylistą” [list z 25 maja 1951] (cyt. za: Odsłony Cata. Stanisław Mackiewicz w listach, dz. cyt., s. 36, 44-45). ma do mnie jakieś nieokreślone pretensje (m.in. za poprawianie jego błędów językowych) i nie pisuje do naszych wydawnictw, ale rzecz jasna, że gdyby chciał, mógłby pisać w każdym zeszycie. Uważam, i zawsze uważałem, że polityka kompromisów personalnych nie prowadzi do niczego, i zawsze byłem pod tym względem nieubłagany (przypominasz sobie sprawę
NowaczyńskiegoUwagi na temat relacji skamandrytów z Adolfem Nowaczyńskim pojawiły się we wspomnieniach Antoniego Słonimskiego: „Dość szybko i niespodziewanie zaczęły się meandry Nowaczyńskiego wokół «Skamandra». W «Myśli Narodowej» jeszcze trochę życzliwego biadolenia, ale coraz więcej przyczepek, kpinek, aż w końcu wylał na nas nie «czarę smutku», ale cały kubeł pomyj. [...] Gdy jednak stałem się wraz ze «Skamandrem» i «Kurierem Polskim» ulubionym tematem cotygodniowej rubryczki, napisałem felieton „Rudy do budy” (A. Słonimski, „Nowaczyński Adolf”, w tegoż „Alfabet wspomnień”, Warszawa 1975, s. 172). Tekst ten wspominał Grydzewski w „Silva rerum”: „W roku 1923 [...] Słonimski, znudzony ustawicznymi atakami Nowaczyńskiego na skamandrytów, postanowił dać nauczkę mistrzowi paszkwilu i ogłosił w «Skamandrze» szkic o nim pt. „Rudy do budy”, będący parodią stylu Nowaczyńskiego; dowcip tej parodii polegał i na tym, że nie zawierała ona ani jednego zarzutu, który by miał jakikolwiek związek z rzeczywistością. W parodii swej pisał Słonimski, że oczami duszy widzi Nowaczyńskiego włóczącego się po mieście z jednym okiem, ponieważ drugie wybito mu w burdzie ulicznej. W kilka lat potem, wskutek dwukrotnej napaści bojówek sanacyjnych, Nowaczyński stracił jedno oko” („Proroctwa literatów”, „Wiadomości” 1961 nr 35 (804) z 27 sierpnia, przedr. w: M. Grydzewski, „Silva rerum”, s. 601). Kiedy indziej zaś w tej samej rubryce pisał: „Swego czasu Ministerstwo Spraw Zagranicznych subwencjonowało miesięcznik informacyjny «Pologne Littéraire». W jednym z pierwszych numerów «Pologne» ukazała się notka o sztuce Nowaczyńskiego z dziejów komuny paryskiej pt. „Komendant Paryża”. Oczywiście, notka była zupełnie na miejscu, ponieważ sztuka Nowaczyńskiego ze względu na temat nadawała się do zareklamowania jej w miesięczniku propagandowym. Ale Nowaczyński był znienawidzony przez sanację i wnet znaleźli się gorliwcy, którzy zażądali od ministerstwa, by subwencję dla «Pologne Littéraire» cofnęło. Matuszewski, który stał wówczas na czele jednego z departamentów, odmówił i uczynił słusznie, gdyż stanowisko, jakie Nowaczyński wobec rządu zajmował, nie miało nic do rzeczy z jego sztuką o Jarosławie Dąbrowskim. Gdyby wówczas subwencję dla «Pologne Littéraire» cofnięto, byłby to akt zemsty osobistej, na który w praworządnych stosunkach miejsca być nie może” („Wiadomości” 1949 nr 48 (191) z 27 listopada, przedr. w: M. Grydzewski, „Silva rerum”, dz. cyt., s. 214; zob. też tam rozdziały: „Dalsze burzliwe dzieje pewnej przyjaźni”, s. 718-722, oraz „Nowaczyński z lewej i z prawej strony”, s. 763-781). i jak z tego powodu narażałem kilka razy nawet istnienie
pisma). Rozumiem jeszcze, gdyby
WittlinJózef Wittlin w liście do Grydzewskiego z 17 sierpnia 1945 r. pisał: „przepraszam za milczenie, spowodowane zupełną inercją, kryzysem nerwów, nawrotem choroby żółciowej itd.” oraz zapowiada, że „Jak wrócę do Nowego Jorku i odnajdę odnośne książki, chciałbym napisać „Trzy nagrobki: Brunona Schulza, Bolesława Micińskiego i Jerzego Paczkowskiego”. Jak będą udane – to Ci je prześlę do «Wczoraj i Dziś»” (cyt. za: J. Wittlin, „Listy do redaktorów „Wiadomości””, oprac. J. Olejniczak, Toruń 2014, s. 23, 25). Planowane teksty wspomnieniowe nie powstały. pisywał stale do
„Tygodnika” i postawił za warunek, żeby taki a taki pan nie pisywał: ostatecznie – trudno, ale skoro on demonstracyjnie (tak to wygląda) nie pisuje… Przecież do żadnych z moich magazynów nie napisał ani słowa. Muszę Ci powiedzieć, że najbardziej drażnią mnie w dzisiejszej sytuacji „neutralni” ludzie typu
„lukewarm”Ang.: letni - tu: obojętni. (a jak dawniej wymawiałem
„luckywarm”Rodzaj nie do końca jasnej zabawy językowej Grydzewskiego wynikającej z połączenia dwóch słów angielskich: lucky – szczęściarz i warm - ciepły, co można tłumaczyć jako „ciepły szczęściarz” [?]., co miało także pewien sens). Poza tym nie bardzo rozumiem, czego chcą od
Mackiewicza, pewnie mają pretensje, że siedział w
Berezie, a oni w końcu nie. Że reakcjonista i faszysta. Jeżeli on, to ja także i nic mi większej przyjemności nie sprawiło, jak notatka w krajowym
„Odrodzeniu”, że
Hemar woli zostać na emigracji z
Grydzewskim,
Mackiewiczem,
Bieleckim i
Doboszyńskim.
Ostatecznie jedyni endecy się nie ześwinili, może dlatego, że nie dano im okazji, ale w końcu się nie ześwinili. Poza tym jeżeli ktoś jest tak niepewny, że wystarczy
Mackiewicz, aby pchnąć go do zdrajców, to ja bym go popchnął. Przepraszam.
O
Wielhorskim słyszałem raczej dobre rzeczy, ale nie wiem, jak on pisze.
Mackiewicz zna każdy zaułek
Wilna. Kiedy niedawno spytałem go o
ulicę Subocz, narysował mi plan najbliższych ulic i opowiedział historię każdego niemal domu.
Włochy nie wydają mi się prawdopodobne, bo o ile
szef popiera ten projekt, o tyle doły oenerowskie (
StahlNa temat wstępnych rozmów Grydzewskiego o wydawaniu pisma w Rzymie zob. też B. Dorosz, „Co by było, gdyby...”, czyli o (dwóch) możliwych, a niezrealizowanych historiach emigracyjnych, „Napis”, Seria XXIII (2017), s. 132-154.) utrącają. Natomiast tutaj wyłaniają się coraz konkretniejsze możliwości nawet na tygodnik (z powodu ograniczeń papierowych na razie jedna kartka dawnego formatu) z matrycowaniem i rozsyłaniem matryc, gdzie się da. Ja zajmuję w tych wszystkich sprawach stanowisko raczej pasywne, bo boję się niewoli, związanej z wydawaniem tygodnika – prawie tak jak upałów nowojorskich. Muszę Ci powiedzieć, że to jest jedyny moment, który odstręcza mnie od wyjazdu do
Ameryki – nie znoszę upałów, a ludzie opowiadają potworne rzeczy o tym, co się u Was dzieje od maja do października.
Mam wrażenie, że nie nadawałbym się do robienia periodyku angielskiego, redagowanie pisma w języku, którego się nie zna, jest niebezpieczne i nic dobrego z tego przeważnie nie wychodzi.
Moje marzenie jest wydawać pismo tygodniowe „Skarbnica”
Pismo nie powstało. z samymi przedrukami – może być żywe, aktualne i nie zależne [!] od kapryśnych współpracowników. Przy tym wszyscy współpracownicy pewni (bo w grobie).
Do
BroniewskiegoGrydzewski pisał do Władysława Broniewskiego: „10 Sussex Mansions S.W.7 / Londyn, 13.I.46. Drogi Panie Władysławie. – Otrzymałem dzisiaj list od Kazia z 10 stycznia, w którym błaga o zajęcie się jego bratankiem Grzesiem, urodzonym tuż przed wojną, synem b. aktorki Sławy Zielińskiej, zmarłej w kwietniu 1945 r. Znajduje się on w jakimś przytułku. Kazio pisze, że żona Pana przyjaźniła się z rodziną jego brata, stąd jego prośba. Byłbym wdzięczny, gdyby Drogi Pan ewentualnie kilka słów do Kazia napisał (101-07 Ascan Ave., Forest Hills, NEW YORK). Łączę serdeczne pozdrowienia dla obojga Państwa. M.” Maszynopis na małym karteluszku kremowo-szarego papieru listowego z odręcznymi dopiskami, poprawkami i podpisem niebieskim atramentem; tekst zapisany tu rozstrzelonym drukiem w oryginale czerwoną czcionką. List zachował się wśród korespondencji Grydzewskiego z Wierzyńskim w archiwum poety w Bibliotece Polskiej w Londynie. zaraz napisałem.
Nie wydaje mi się, żeby
stary Baliński mógł napisać książkę o
Wilnie taką, jakiej Wam potrzeba.
W związku z notatką w
„Tygodniku” zaznaczam, że
„Jednodniówka pisarzy polskich” nie ma nic wspólnego ze
związkiem pisarzy, który jest instytucją niemrawą i co tu gadać, po prostu z nieprawdziwego zdarzenia (poza uprawianiem kultu
Szczuckiej, zdaje się, nic nie robią), ale kontynuacją (pod innym jedynie tytułem)
„Magazynu”. Dalszy zeszyt pt.
Wiek klęski („Almanach historyczno-literacki”) ukaże się ze
Szczapą, który będzie bez błędów, jeżeli na czas odesłałeś korektę. Potem wyjdzie zeszyt
Balast serdeczny i jeszcze jeden. Rzecz prosta, to do Twojej wiadomości jedynie, broń Boże, nie do sprostowania
„nie do sprostowania” w oryginale zapisane czerwoną czcionką..
Wiersze
Terleckiemu przekazałem.
Ściskam Was serdecznie.
M.