Dziwi się pan, cóż to za nowe porządki?
Nie sądzicie, panowie, że należy w przyszłości odświeżyć te pomieszczenia?
Żebyśmy mieli tylko takie kłopoty.
Może jednak wyjaśnimy najpierw panu Waszkowskiemu, skąd owe porządki? Widzę, że to go ciekawi, czyż nie mam racji?
Niech pan słucha. Zgodnie z pana wolą postanowiliśmy, aby to co pan napisał, w złożonych przed komisją zeznaniach, zostało niejako uwierzytelnione...
Iwanie Pawłowiczu, niechże pan mówi po ludzku. Zaprosiliśmy konsula White.
Chwileczkę, panowie! Wyjaśnijmy wreszcie...
Niczego nie trzeba wyjaśniać. Pan Waszkowski wie doskonale, do czego zmierzamy.
Domyślam się.
No, proszę. Otóż chcemy, aby poczciwy Anglik usłyszał potwierdzenie tego, co nam pan napisał.
I to wszystko.
Spodziewamy się, że tak, jak do tej pory, zachowa pan rozwagę. Nie prosimy o nic, czego pan już dotychczas nie uczynił.
Dla dobra sprawy.
O czym pan mówił, panie pułkowniku?
O pańskiej sprawie, ma się rozumieć. Sąd oceni tę pańską rzetelność.
Na to jeszcze przyjdzie pora. Jak pan się czuje?
Staram się przewidzieć, kiedy to się stanie.
Co?
Kiedy mnie powiesicie.
Co za czarne myśli!
Nie ma pan nadziei?
Na miłość boską! Po co teraz wyręczać sąd, moi panowie. Sprawa pańska jest co prawda trudna...
Beznadziejna.
Tego ja nie powiedziałem.
Panie Waszkowski, nikt z nas nie potrzebuje pańskiej śmierci. Niech pan, proszę, nie zapomina choćby o łasce cesarza.
Liczyłby pan na nią będąc na moim miejscu?
No, wiecie, panowie...
Anglik coś się spóźnia. Zarządziliśmy przecież, żeby mu po drodze nie robili kłopotów.
Jaki musi być zmartwiony.
Czemu?
Nie widać upiorów. Na pewno drżą mu z wrażenia łydki. A przecież nie bijemy więźniów...
Na ogół.
Takie wypadki należą do zupełnych wyjątków. Pan sam może to potwierdzić.
Anglikowi?
Nie sądzę, aby o to pytał, panie Waszkowski.
A to, ekscelencjo, pan Waszkowski.
Jak pan widzi, wszystkie stosowne warunki zostały zachowane.
Pan się nazywa Aleksander Waszkowski?
Tak, proszę pana.
Nazywam się Arthur White. Jestem konsulem angielskim, przedstawicielem królowej Wiktorii w Warszawie.
Nie zechciałby pan najpierw napić się herbaty?
Dziękuję, panie pułkowniku.
Wyjaśniliśmy już panu Waszkowskiemu, że chodzi o drobną formalność.
Chciałbym z tym panem porozmawiać dłużej.
Nie będziemy przeszkadzać, ekscelencjo.
Wie pan zatem, dlaczego mnie tu zaproszono?
Owszem.
Ma pan złożyć bardzo istotne zeznanie.
Uprzedzono mnie.
Proszę pamiętać! Nie musi pan czynić niczego pod przymusem.
Nie chodzi o przymus.
Zeznanie ma być dobrowolne. Całkowicie dobrowolne.
Rozumiem.
Jeśli nie ma go pan ochoty składać – proszę odmówić.
Nie skorzystam z tego prawa.
Mam tego pełną świadomość.
Jak to? Chce pan więc, abyśmy je im wydali?
Tak, ekscelencjo.
Oskarża się pana, o ile wiem, o zrabowanie – o przejęcie – w swoim czasie tych pieniędzy.
Wyjaśniłem te okoliczności.
Nawet bardzo dokładnie. I teraz oto godzi się pan na ich zwrot? Jeśli w mojej obecności potwierdzi pan wszystko – sąd angielski nie będzie miał innej możliwości. Zarządzi natychmiastowy zwrot zdeponowanych pieniędzy tutejszym władzom.
Tego właśnie pragnę.
Na miłość boską! Czy pan zdaje sobie z wszystkiego do końca sprawę?
Do jakiego końca? Powieszą mnie, ekscelencjo.
Spodziewa się pan, że zeznanie to wpłynie na łagodniejszy wyrok... Rozumiem i współczuję…
Nie, nie rozumie pan. Oni mnie powieszą.
W takim razie…
Niech pan teraz coś zrozumie. Przegraliśmy wszystko. Pan to widzi na własne oczy. Choćby pan tylko jeździł po tym mieście dorożką, lub wcale nie opuszczał mieszkania.
Proszę mnie nie oskarżać o obojętność.
Nie... Nie pana... Otóż nie może być żadnego dalszego ciągu. Czy teraz mnie pan rozumie?
Niezupełnie, proszę pana.
Pieniądze, przerzucone do Londynu, miały być przeznaczone na prowadzenie dalszej walki. Ona już się skończyła. I – niech pan słucha – nie może mieć dalszego ciągu.
Bili pana?
Przepraszam. Wyjaśnił pan, zdaje się, swoje wątpliwości?
Nie bito mnie ekscelencjo.
Czemu wy, panowie, podejrzewacie nas o wszystkie największe przewinienia?
Przepraszam. Być może, nie powinienem w ogóle stawiać tego pytania.
Ależ nie o pytanie idzie, ekscelencjo. Dlaczego tak bardzo zależy wam zawsze na tym, aby w nas widzieć barbarzyńców?
Odpowiadam za siebie, panie pułkowniku.
I w pewnym sensie za królową Wiktorię. Otóż nie biliśmy pana Waszkowskiego. Tak, jak nie bijemy innych więźniów...
Nie powiedziałem czegoś takiego, panie pułkowniku!
Dajmy już temu spokój. Powiedział pan, że nie biliśmy pana i że swoje wyjaśnienia złożył pan wyłącznie kierując się poczuciem prawdy. Chcę powiedzieć, że to właśnie jest możliwe, ekscelencjo. Pan Waszkowski po prostu mówi prawdę. Bo nie ma od niej ucieczki.
Trzeba tylko mądrego człowieka, aby to dobrze zrozumieć. Pan Waszkowski – choć to nasz przeciwnik polityczny – to właśnie zrozumiał. I dlatego zasługuje na nasz szacunek.
Zadowolony pan, ekscelencjo?
Raz jeszcze pytam – i nie oczekuję natychmiastowej odpowiedzi... czy potwierdza pan swoje zeznania złożone przed Komisją Śledczą?
Tak, ekscelencjo.
Zdaje się, że byłoby najlepiej, gdyby pan Waszkowski własnoręcznie, w obecności pana konsula, napisał podobne oświadczenie.
Jestem gotów.
A zatem niech pan siada przy stoliku. Pióro, atrament i papier już tam leżą.
Wielu osobom, które przyglądają się z pewnego dystansu...
Z boku, mówiąc po prostu...
Wydaje się, że między tymi, którzy, prowadząc jakieś śledztwo, dążą do ustalenia prawdy – a ich więźniami wykluczone jest wszelkie głębsze porozumienie. Że tu się liczy jedynie strach, kara, no i czasami... bicie.
Wyjaśniliśmy sobie to nieporozumienie.
Chyba jednak nie, prawda, ekscelencjo?
Niewiele wyjaśniliśmy sobie, moi panowie.
No, właśnie. Pan konsul jest na przykład zdumiony widząc, jak postępujemy z podejrzanym Waszkowskim. I zapewne nie może uwierzyć, że doszliśmy z nim do takiego porozumienia i to bez posługiwania się strachem, bez grożenia karami...
Trudno w to uwierzyć, pułkowniku. Choć osobiście podobnego zdania na temat stosowania niedozwolonych środków represji w formie kategorycznej tu nie wypowiadałem...
Wypowiadał pan, panie konsulu.
Musieliśmy się nie zrozumieć.
Otóż wyjaśniam: pan Waszkowski działa dobrowolnie. Dodam więcej, nie oczekuje wyrozumiałości sądu, ma na sumieniu poważne przewinienia. Ten młody człowiek był przecież ostatnim naczelnikiem miasta, jak oni to sobie nazywali...
Zdolny, pewny siebie.
Mówi prawdę, bo przekonała go do tego sama rzeczywistość. Nie pałki i nie kraty. Ten człowiek, ekscelencjo, wie, że rozpętał – on i jego dawni przyjaciele – burzę, która mogła zniszczyć jego naród. O, to wielkie słowa. Ale przecież zdarzały się już takie wypadki w dziejach. Doznał klęski. Poznał ciężar ofiar, jakimi przyszło płacić. Nie widzi więc innego końca… To tylko angielskie gazety mogą swobodnie, bo to nie kosztuje, wyrażać nadzieję, że walka nie jest tutaj na zawsze przegrana.
Angielskie gazety piszą prawdę, panie pułkowniku.
Tak, jak ją widzą u siebie, nad Tamizą. Tu wygląda ona inaczej.
Gazety też zmienią niebawem temat. A tu zapanuje, Bogu dzięki, spokój. Jest pan zadowolony z tutejszego klimatu?
Angielski bywa gorszy. Ale nie jestem zadowolony.
Dziękuję, panie Waszkowski.
Choć wolałby pan nie składać tego podziękowania.
Niech więc pan pamięta. Nie chcemy śmierci, ran, szubienic i zsyłek...
Sam pan to słyszy, ekscelencjo.
Nie chcemy tego z innych powodów, niż ci panowie.
Cel się liczy. Nie motywy.
Bo to jest nam potrzebne do życia.
Pan mi mówił niedawno o śmierci.
Ona też jest potrzebna.
Przecież już mówiliśmy, że nie wolno upadać na duchu!
Nie będę prosił o łaskę.
To nie interesuje z pewnością pana konsula. Można więźnia odprowadzić do celi!
Niech Bóg ma pana w swojej opiece.
Jest coś w jego zachowaniu z pozera, prawda?
Rzeczywiście grozi mu kara śmierci?
My nie jesteśmy sądem, ekscelencjo. Nie wydajemy wyroków.
Jest już pańska siostra
To dobrze
Bardzo wzburzona
Coś jeszcze chce mi pan powiedzieć, panie pułkowniku?
Owszem. Czy może mi pan wybaczyć? Teraz, w ostatniej godzinie?
Prowadzi pan komfortowy tryb życia. Tak bardzo dba pan o spokój sumienia?
Będę się za pana modlił.
Taka modlitwa musi być wysłuchana przed tronem niebieskim.
Gorąco tego pragnę, panie Waszkowski
Sam tu jesteś… dlaczego pozwolili mi przyjść dopiero teraz? Czy wiesz, że mówili mi nawet: brat nie życzy sobie żadnych odwiedzin. Chcieli żebyś tu był sam. Do końca.
Mówili prawdę. Chciałem być sam. Tak było lepiej, uwierz mi.
A my? O nas nie myślałeś?
Dla was także było lepiej. To zawsze bardzo smutne odwiedziny. Matka już wie?
Nie powiedzieliśmy jej. Jest chora.
To dobrze. Kiedyś, za jakiś czas, ty jej o tym powiedz, dobrze? I powiedz wtedy, że stale każdego dnia o was myślałem. I że bardzo cierpiałem z waszego powodu. Bo nie będziecie mogli zapomnieć. Inni nie powinni o mnie pamiętać.
Będą
Nie pragnę tego. Teraz już o nich nie myślę
Aleksandrze, w mieście mówią, że zdradziłeś
Pamiętasz, jak cię woziłem na sankach, kiedy byłaś mała?
Czy to prawda?
Co takiego, moja droga?
Że zdradziłeś?
Oni uważają, że to prawda.
A ty?
Tak mało mamy czasu.
Musisz mi powiedzieć.
Nikt nie ucierpiał z mojego powodu. Nie wydałem nikogo. Jesteś spokojniejsza?
Nie… Powiadają, że wydałeś jakieś angielskie papiery.
Sam je kiedyś zdobyłem
I to, że to coś bardzo ważnego. Cios dla naszej sprawy.
Teh sprawy nie ma
A Polska?
Jej także nie ma… i nie będzie.
Przecież za nią dzisiaj umierasz.
To jeszcze mogę dla niej zrobić
A my?
Żal mi was.
Nic już nie da się zmienić?
Nic
Uwierzyłeś, że nigdy nie podniesiemy się? Że już nigdy nie będziemy wolni. To przegrana, Aleksandrze, ale nie klęska.
Pamiętasz, jak paliliśmy papier na Solcu? A oni tutaj w Cytadeli prowadzili tamtych pięciu na szubienicę. Mówiłaś, że to tylko papiery. Źle, że legenda będzie żyć wiecznie.
Bo to prawda
Posłuchaj, nie ma legendarnej wolności. Wiesz gdzie ona jest?
Tak, w nas
W śmierci.
Wierzysz, że nikt nie podejmie walki po nas?
Będą sadzić lasy. Starczy drzewa. O to nie muszę się lękać. Starczy ich na przyszłe sz[u]bienice.
Pomyślałeś o tych, którzy kiedyś, w przyszłości, dojdą do celu?
Do wolności?
Do Polski
Bardzo już jestem zmęczony.
Ich również zdradziłeś. To jest zdrada, bracie… (
Pora na nas, moje dziecko.
Nie milcz!
(
Zadał pan sobie sporo trudu. Przeczytaliśmy te zapiski bardzo uważnie, panie Waszkowski.
I to z jaką niecierpliwością!
To wszystko, panowie, co mam do powiedzenia.
Tak pan sądzi? (
Więc jednak?
Mój Boże, pan jest jednak bardzo naiwny. Czemu chciał pan nas oszukać? Sądził pan, że strażnik nie zawiedzie zaufania?
Nie on pierwszy i nie ostatni.
Szkoda. Prowadzi pan ciągle podwójną grę. Nie warto, panie Waszkowski.
Chciałem mieć wiadomości.
Ludzka ciekawość.
Może więc skończymy już te zabawy? O zdrowie rodziców proszę nas w przyszłości pytać. Postaramy się, być może, zaspokoić pańską ciekawość.
Czasu też poświęciliśmy panu sporo. A to czas urzędowy, proszę nie zapominać. Naciskają na nas z sądu, kiedy wreszcie ukończymy pańską sprawę?
Ona już jest skończona.
O, nie, mój panie! Najważniejsze czynności mamy jeszcze przed sobą.
Co to takiego?
Czy to nie śmieszne, pułkowniku? Pan Waszkowski zadaje nam ciągle więcej pytań, niż my jemu.
Staramy się zaspokoić jego ciekawość, Iwanie Pawłowiczu.
Pytam, o jakich czynnościach mowa?
Śledczych, rzecz jasna. Interesuje nas napad na Bank Królestwa, w którym pan brał udział.
Wspomniałem o tym w zeznaniach. Nie mam już nic więcej do dodania.
Niech pan nam nie przerywa! Interesuje nas napad, który zorganizował pan na Bank Królestwa. Kto był autorem planu?
Odmawiam odpowiedzi. Byłem jego wykonawcą i biorę za to odpowiedzialność.
Doceniamy pańską szczerość.
Tym łatwiej ona przychodzi, że pozostali wspólnicy uszli na razie sprawiedliwości i pewnie nieźle się teraz bawią w Paryżu.
Nie wszyscy.
Myśli pan o tym, który się załamał? Jemu też nic nie grozi. Przecież powiesił się, nim dostarczył pan mu fałszywych dokumentów i zanim zdołał pan go odprowadzić na dworzec. No cóż? Zdarzają się i takie przypadki.
A może przyczyną samobójstwa były wyrzuty sumienia?
Dla pana Waszkowskiego nie ma to z pewnością wielkiego znaczenia, Iwanie Pawłowiczu. Musiała to być chyba przykra niespodzianka? Widzi pan, niekiedy oto ludzie sami wymierzają sobie sprawiedliwość.
Nie wiem, czy ktoś, kto się wiesza umierając ze strachu, myśli o sprawiedliwości, panie pułkowniku. To był strach.
Nie będę się sprzeczał. Wróćmy do faktów. Powstanie było wówczas w pełnym toku. Narzekaliście stale na brak pieniędzy.
Chodziło o zakup broni.
Podatki, które ściągaliście bezkarnie, już nie wystarczały?
Nie zajmowałem się tymi sprawami.
Ale o tym, że trzeba zorganizować napad, był pan przekonany, czy tak?
Otrzymałem taki rozkaz.
I tak dochodzimy do sedna sprawy. W banku mieliście swoich ludzi?
Mieliśmy ich wszędzie, panie pułkowniku.
Dziwiliśmy się niekiedy podczas przesłuchań, jak to było możliwe – innymi słowy: jaka była siła tamtej trucizny, którą zaszczepialiście ludziom – że nawet wzorowi urzędnicy, od lat sumiennie wykonujący swoje obowiązki, przyzwoici obywatele stawali się nagle, z dnia na dzień, przestępcami, przekreślając przestępczym postępowaniem całe swoje poprzednie, często nieskazitelne, życie?
Skąd się brał taki upadek?
Z wiary w słuszność sprawy, którą wybrali.
Słowa!
Z czego zatem brała się ta sama potrzeba u obcych, którzy wstępowali w nasze szeregi?
Zostawmy lepiej te rozważania. A więc ustaliliście, jak najlepiej zorganizować napad i kiedy w banku znajduje się najwięcej pieniędzy.
Nie było to trudne…
To duże walory, panie Waszkowski. Złoto, pieniądze, listy zastawne.
Nie musieliśmy nikogo zawiadamiać o akcji. Zrobiliście to za nas, kiedy pieniądze były za granicą.
Nie ukrywam, rabunek przeprowadzony został sprawnie. Nas jednak interesują dalsze dzieje zrabowanego skarbu.
Sprawdziliście to, panowie.
Owszem. Pieniądze znajdują się w banku angielskim. Nie zdołano ich wydać do końca.
To już nie moja sprawa.
Przeciwnie! Pańska. Chcieliśmy to też właśnie panu uprzytomnić.
Proszę pomyśleć, co się teraz stanie z tymi pieniędzmi?
Panie pułkowniku, mam naprawdę inne zmartwienia.
A jednak proszę, niech pan o tym pomyśli.
Bo widzi pan, sąd angielski nie zamierza nam ich wydać.
I cóż z tego?
Musimy im udowodnić, że zdeponowany w Londynie kapitał pochodzi z rabunku. Teraz już pan rozumie?