Jeszcze przed wybuchem mieliśmy wiadomości, że wśród spiskowców w Warszawie zdarzają się oficerowie tutejszego garnizonu i że, niestety, są to również Rosjanie.
Może sobie coś jeszcze wyjaśnimy, poruczniku. Proszę słuchać: niczego się pan nie dowie ode mnie.
Ile razy mam powtarzać, że nie jest mi pan potrzebny przy poznawaniu spraw, które tutaj badam. Wcale nie podejrzewam, że utrzymywał pan z nimi jakiś kontakt. Dzisiaj znamy już wszystkie nazwiska... Chcę natomiast poznać pański sposób myślenia. I od początku tego nie ukrywam. Spodziewam się też, że i pana również interesować mogą motywy, jakimi się kieruję, choć stoimy przecież po różnych stronach barykady.
Nie ma już żadnej barykady.
Wynikałoby z tego, że nie jesteśmy wrogami, ale to przecież nieprawda. Jesteśmy nimi, niech pan nie zaprzecza...
No to w porządku... Wiedzieliśmy więc, że owi oficerowie zamieszani byli w przygotowania zamachu na hrabiego Berga. Musiało upłynąć dużo czasu – aby poznać dalsze szczegóły. Okazało się, że zanim jeszcze doszło do wybuchu waszego powstania – jeden z organizatorów zamachu w Ogrodzie SaskimPodana lokalizacja – Ogród Saski dotyczy zamachu na Aleksandra von Lüdersa. Organizator zamachu, Andriej Potebnia poległ w powstaniu, nie mógł więc być aresztowany, jak twierdzi Oficerek. Trudno się spodziewać, że wzmianka o Ogrodzie Saskim jest świadomą manipulacją Oficerka – jest to raczej omyłka autora, któremu zapewne nadal chodzi o wspomniany chwilę wcześniej zamach na Fiodora Berga. Jeden z zamachowców, Paweł Landowski, został aresztowany rzeczywiście przypadkowo, ale rok po zamachu. Oprócz innych zarzutów, oskarżono go o próbę otrucia von Lüdersa – stąd być może skojarzenie autora z zamachem na tego namiestnika w Ogrodzie Saskim. Landowski w śledztwie wydał wiele osób, a karę śmierci, tuż przed wykonaniem wyroku, zamieniono na 20 lat katorgi w skutek interwencji jego matki. W 1874 r., a więc po 10 latach zesłania, wyjechał do Francji. został dość przypadkowo aresztowany. Zna pan oczywiście jego nazwisko?
Przypuśćmy. Nie wymienię go.
Został już skazany. Na karę śmierci. Wzięto pod uwagę poprzednie jego zasługi i wyrok zamieniony został na dożywotnie roboty.
A więc śmierć rozłożona na raty?
Cóż my możemy o tym wiedzieć? Dla niego pewnie najważniejsza jest nadzieja. Może mu się marzy ucieczka. Bardzo to zdolny i odważny człowiek. Tacy również wpadają w nasze sieci
Uważa pan, że to powód do dumy?
Może to zbyt dużo powiedziane. Od razu duma! Zadowolenie raczej, którego doświadczamy, dobrze wykonując powierzone zadania.
Przeciwstawiając ściganemu tak potężną maszynę?
Sam pan wie najlepiej, że ta potężna maszyna bywa niekiedy bezradna. Dajmy lepiej temu spokój. Przypuśćmy że nasz bohater dotrze w końcu do miejsca swojego przeznaczenia. Będzie to istotnie śmierć rozłożona na raty. Stamtąd, dokąd jedzie, nikt nie wraca, to prawda. Przyjmijmy jednak, że zdarzy się coś jeszcze.
Co?
Ucieczka. Zdarzają się – co prawda niezbyt często – ucieczki z etapowego więzienia. Co nastąpi w takim wypadku?
Mam odpowiadać?
Pan? Po cóż? Sam stawiam sobie to pytanie. Bo przecież naprawdę zdarzają się podobne fakty. Jeśli więc ów kapitan ucieknie?
Po co te rozmyślania?
Ma pan rację. Zostawmy to. Nie warto, aby zastanawiał się pan nad takimi pytaniami. Mogą mieć pewien sens tylko dla mnie.
Nie rozumiem.
No, widzi pan. Udało mi się pana zaciekawić... Zapisał pan już sporo kartek?
Mam jeszcze dużo do pisania.
Więcej z pewnością niż się pan domyśla. Ale przerwa w pisaniu dobrze zrobi. Wypogodzi się, widzi pan? Śnieg nie sypie.
Tak.
Mam pewne podstawy, aby sądzić, że milczek, z którym dzieli pan celę, był właśnie jednym ze wspólników tamtego skazanego na katorgę kapitana. Niebawem odeślemy go do Modlina.
Przecież to człowiek chory.
Kto to powiedział? Sprytny gracz, mój panie, nic więcej, ale spryt nie może go uratować. To też forma walki, jaką niektórzy ludzie przeciwstawiają naszej potężnej maszynie. Jeśli nawet utrzymują swoje pozy do końca – inni, proszę mi wierzyć, świetnie wyręczają ich w mówieniu. Tego spotka taki sam los.
Jaki?
Otrzyma to, na co zasłużył. Żałuję, że jest uparty. Obawia się, być może, że będziemy go męczyć szczegółowymi badaniami. To już dziś nie jest potrzebne.
Inaczej niż w mojej sprawie?
Musiałbym o to spytać pułkownika Tuchołki, ale podobno przeziębił się i leży w domu.
To dlatego mam trochę spokoju.
Tak to pan nazywa?... Nie powinna pana cieszyć dolegliwość swego prześladowcy. Szczerze mówiąc, niezbyt mi się on podoba i dużo mnie kosztuje trudu, żeby ukryć jakoś to uczucie.
Najgorliwszy oprawca
Brzydkie słowo. Strażnik porządku. Odpowiada panu?
Czemu pan mi to mówi?
Tak sobie. Uzupełni pan własnymi doświadczeniami tę charakterystykę w odpowiednim czasie. Ale mimo to w pewien szczególny sposób – bywa ograniczony. Tacy zdolni są do działania w sytuacji nagłego zagrożenia, kiedy nie ma ucieczki do represji. Ale świat rozwija się nie tylko poprzez prześladowania, prawda?
Proszę spytać o to pana Tuchołkę
Znalazłby natychmiastową odpowiedź. Stosowanie ostatecznych środków najskuteczniej gwarantuje spokój. Podobni do niego nie są zdolni do myślenia o przyszłości. Chciałoby się po prostu powiedzieć, że stoją nad grobem...
Co mu pan przeciwstawia?
Inne środki... Kiedyś to dokładniej wyjaśnię. Czy pan wie, że nie zmieniłem dotychczas swojej opinii o tym mieście? Jaki tu panuje straszliwy smutek? I proszę, żeby pan mnie nie przekonywał, że nasza to zasługa... Kobiety, w czarnych strojach z żałobą na twarzach. Mężczyźni, w których spojrzeniach czyta się na każdym kroku rozpacz, młodzi ludzie utrudzeni jakimś niemożliwym do udźwignięcia ciężarem…
Nadal dużo pan spaceruje?
Owszem, i nie opuszczają mnie te myśli.
Taki widok z pewnością musi radować oczy pułkownika Tuchołki.
Nie pytałem, co czuje w czasie spacerów
Och, jest na pewno ostrożniejszy od pana.
Mnie tutaj jeszcze nikt dobrze nie zna. A kiedy już dam się poznać – wrócę do Petersburga nie pozostawiając zbyt wielu wspomnień.
Co jeszcze?
Koniec na dziś. Nie chciałem, żeby się pan zmęczył naszą rozmową.
Nie rób tego!
Jest odpowiedź. Zniszcz zaraz po przeczytaniu.
W porządku.
Co z zapłatą?
Tu masz list do rodziny. Na wierzchu jest adres. Tam dostaniesz swoją zapłatę.
To niebezpieczne
Nic ci nie grozi, pamiętaj. Jeśli będziesz ostrożny.
Duszno. Odetchnij sobie, ale nie podchodź tutaj blisko.
Lepiej?
Wezwać lekarza?
Czemu nie chcesz mówić, człowieku? Może moglibyśmy jakoś pomóc?
Zostaw go. Zaraz wróci do siebie.
Wezwać lekarza?
Nie rób tego.
Podobno w sąsiedniej celi podpalił się więzieńWaszkowski pyta o samospalenie Karola Levittoux, które miało miejsce ponad dwadzieścia lat wcześniej (stąd pewnie odpowiedź Więźnia – „Dawno”) w Cytadeli. Nie może być mowy o jakimkolwiek innym zdarzeniu, ponieważ tylko Levittoux targnął się na życie w ten sposób (choć nie było to jedyne samobójstwo w więzieniu), a po tym zdarzeniu władze nie dawały świec do cel szczególnie dręczonych więźniów. Waszkowski nawiązuje do wydarzenia powszechnie znanego (choć być może nie tak znanego Waszkowskiemu, który urodził się w tym samym roku, w którym zginął Levittoux), ale w znamienny sposób: zastanawia się, czy nikt nie był w stanie uratować samobójcy. Osobną sprawą jest tu nieścisłość wynikająca z tego, że autor dramatu umieścił jego akcję w Cytadeli, choć w rzeczywistości Waszkowski podczas śledztwa był osadzony na Pawiaku, a tam nie odnotowano żadnego przypadku samospalenia.?
Dawno.
Nikt nie mógł go uratować?
Może dołączą mnie do tego transportu, jak sądzisz?
Przecież ledwo trzymasz się na nogach.
Nie myślisz o ucieczce? Dawniej myślałem o tym stale. Teraz jakoś to osłabło.
Myślę.
Z transportu czasami uciekają.
Musiałbyś mieć więcej siły. Nie, na pewno cię zostawią.
A co z twoją sprawą?
Nic.
Wysłali akta do sądu?
Nie wiem.
Mówili, co cię czeka?
Tak. Nie muszą mi zresztą niczego mówić. Wiem o tym dobrze.
Straszą. To jest jeszcze pora – zanim akta nie znajdą się w sądzie – aby się z tobą pobawić. Oni zawsze w takich wypadkach straszą. Co powiedzieli?
Śmierć, przyjacielu.
Nie wierz! Zawsze to mówią. Teraz nie będą wieszać. Są ostrożniejsi. Nie zapominaj, że oni też się boją.
Czego?
Za kilka tygodni walka wybuchnie od nowa.
Nie.
To był tylko zimowy zastój. Należało przeczekać. Doskonale o tym wiedzą.
Nie ma żadnych oddziałów, człowieku, lasy są puste, organizacja rozbita...
Ciszej... Pokaż ręce... Delikatne.
Spacer
Telegraf?
To pan.
Dawno się nie widzieliśmy. Pracowałem poza Cytadelą. Przeglądałem rozmaite akta, aby wyrobić sobie zdanie o paru ważnych sprawach (
Nic nie powie.
Powie, powie. Wiemy już i tak o nim sporo, może mi pan wierzyć. Cygaro?
Proszę.
Miał pan przykrą przygodę.
Można tu mieć inne? Nie wie pan, czemu nie wyprowadzono mnie dziś na spacer?
Nie moglibyśmy porozmawiać, ale spacer pana nie ominie. Przechwycono podobno pańskie listy?
A więc już pan je czytał?
Owszem. I niektóre pańskie zeznania również.
Choć nie interesuje pana moja sprawa.
Sprawa nie – ale pan – owszem... Dlaczego pan napisał te zeznania? Pułkownik Tuchołko nie może się do dziś nadziwić pańskiej szczerości. To rzeczywiście bardzo ciekawy dokument. Myślał pan o historii?
Co w mieście?
O, upłynie z pewnością dużo czasu, zanim zagoją się wszystkie rany.
Pamiętają o nas?
O KIM?
O nas, z Cytadeli.
Zapewne. Ale nie jestem pewien, czy to wdzięczna pamięć. Są i tacy, którzy was przeklinają
Z rozpaczy
Czy to nie wszystko jedno? Pułkownik Tuchołko sądzi, że liczy pan na względy sądu. Stąd, jego zdaniem, bierze się u pana ta szczerość.
A pan?
Uważam, że on się myli. Kierowały panem inne motywy, czy tak?
Długo jeszcze pan tu zabawi?
Nie wiem. To zależy od wyników mojej pracy. Nie dysponuję swoją osobą.
Doczeka pan więc mojego sądu?
Dlaczego pan pyta?
Bez powodu.
Sądzę, że rzeczywiście myślał pan o historii, pisząc to wszystko. Chciał pan pewnie jakoś utrwalić ślad swojej obecności. O, to zrozumiałe. Tu przecież nie ma innych możliwości.
Są
Jakie?
W celi obok spalił się żywcem pewien więzień
Chory?... Te nasze zawsze przepełnione szpitale więzienne! Ale przecież pawilon nie był budowany z myślą o takiej liczbie więźniów... Wie pan, co mi przyszło do głowy, kiedy czytałem pańskie wyjaśnienia?
Nie jestem tego ciekaw.
A jednak panu powiem... Myślę, że na pewno łatwiej giną ci, którzy padają na początku.
Musiała to być straszna śmierć...
O tak... Wracając do pana. Najciężej musi być tym, co giną ostatni. Pierwsi umierają z nadzieją – że ich wysiłek nie idzie na marne i że to, co zaczęli zostanie uwieńczone bliskim zwycięstwem. Pan jednak nie może już mieć takich złudzeń. Nie ma czego zazdrościć, panie Waszkowski. Pułkownik Tuchołko sądzi, że pan walczy o życie. Myli się. Pan chce umierać...
Ma pan odwagę stawiać takie pytania?
To nie jest pytanie. Wiem, że tak jest. Wiem też, dlaczego opisał pan to wszystko tak dokładnie: całą swoją karierę, wszystkie swoje czynności w buncie, no, wszystko jednym słowem, co rzeczywiście było dla pana ważne...
Dlaczego?
Bo pan był ostatni. Gdzie są ci następni? Musiał pan stawiać sobie takie pytania. Po szubienicami? W więzieniach, na zsyłce? To są ci, którzy, jak pan, przegrali. Ale gdzie następni? Nie widać.
I co jeszcze?
Z pewnością jednak musiał pan sobie postawić i to pytanie: czy zjawią się jeszcze kiedykolwiek? Aby powtórzyć pański czyn? Skazywać się na szubienice, więzienia i zsyłki? O, to trudne pytanie! Może jednak naród musi żyć ponad takimi pytaniami? Na przekór marzeniom, które wam się kiedyś przyśniły? Może to wystarczająca lekcja i może historia nie powinna już dostarczać podobnych doświadczeń nigdy więcej? Oto jedyne sensowne pytanie, jakie wreszcie mógł pan sobie tu postawić. I które pan postawił. Wiem też, że pan się nie boi własnej śmierci. I że nie ma pan złudzeń co do kary. Opisane przewinienia wystarczą z pewnością do wydania najbardziej surowego wyroku. Taka jest prawda... Obawia się pan czegoś stokroć gorszego.
Słucham. Niechże pan mówi.
Zagłady narodu. Stanęliście bowiem na niebezpiecznej granicy. Narody giną również. Pańscy poprzednicy nie byli jeszcze świadomi takiego końca. Pan znalazł się w znacznie gorszym położeniu. Bo oto zamyka pan ten długi pochód. A następcy? Mogliby tylko strącić pański naród w tę przepaść, nad którą los was zatrzymał.
Los?
Może pan to sobie nazywać inaczej. Siła, konieczność, historia – bo ja wiem zresztą, co jeszcze. Jeśli siła – to rozumiem, że musi pan odczuwać do mnie odrazę. Jestem przecież kimś, kto ją tworzy i umacnia.
Jest pan bliski prawdy
Uważam, że motywy wroga należy poznawać do końca. Nawet wtedy, gdy przeciwnik jest już powalony. A przy tym nie ukrywam, że darzę pana szacunkiem.
Chce pan, widzę, żebym gardził samym sobą? Może mi pan wierzyć, że to, co tu wybrałem – nie było lżejsze od moich wcześniejszych wyborów.
Nie mogło takie być, panie Waszkowski.
No i porozmawialiśmy sobie
Słyszałem, że chce mnie pan widzieć.
Mam prośbę.
Ależ niech pan prosi.
W mieście pozostała pieczęć rządu.
Ano, podobno.
Chcę ją odzyskać.
Na miłość boską, po co, panie Waszkowski?
Tą pieczęcią mogą być sygnowane rozkazy, zlecenia...
Daj pan spokój.
Gwarantuję słowem honoru powrót. Odbiorę ją i zniszczę.
Pan oszalał.
Pułkowniku, to jest nadal groźna broń. Wydostanę ją. Jeśli panowie dacie mi również słowo honoru, że nie będę śledzony do swego powrotu...
Nic nie rozumiem. Pan chce uciec?
Jestem człowiekiem honoru, panie pułkowniku.
No, dobrze, dobrze. Fantastyczny pomysł. Ale nam już ta pieczątka nie jest wcale potrzebna, drogi panie.
Popełnia pan błąd.
Nikt się nie będzie nią posługiwał. To już zamknięta przeszłość. Niech się pan nie fatyguje.
Nie będę mógł więc tego uczynić?
Niestety. Ja oczywiście wierzę, że pan jest człowiekiem honoru i że zależy panu na odzyskaniu tej pieczęci. I że pan by do nas wrócił. Niech mnie pan jednak zrozumie. Gdybym zameldował o tym zwierzchnikom, podejrzewaliby, że zbzikowałem. (
A więc domagam się tego!
Dosyć! Zapomina pan, że niczego tutaj nie wolno się domagać. (