Nazywam się Aleksander Waszkowski... Jestem naczelnikiem Miasta Warszawy.
Myśmy myśleli, że pan wygląda starzej. Cóż to za tragiczne przypadki rzucają nam takich ludzi, jak pan. Chciałoby się powiedzieć, że wcale nie pasujecie do swoich godności. Pan był, przepraszam...
Naczelnikiem Miasta Warszawy.
Proszę podpisać się pełnym imieniem i nazwiskiem.
Waszkowski.
Kto by się spodziewał! Proszę mi wybaczyć to porównanie: jeszcze niedawno matka odstawiała pana od piersi. Kiedy pan zaczynał dopiero raczkować, a i wielu, dodajmy, z pańskich przyjaciół, których mieliśmy już okazję poznać tutaj, ja zaczynałem jako młody kadet swoją służbę. Minęło trochę czasu. I oto pan doszedł do tak wysokiej pozycji: naczelnika tego ogromnego i niesfornego miasta, a ja... dochrapałem się zaledwie naramienników pułkownika. Jak pan widzi, młodość dawno, dzięki Bogu, minęła. Kiedy to sobie uprzytomnię, ogarnia mnie zawsze smutek. Widzi pan, odejdę na emeryturęGriszyn prawdopodobnie jednak doczekał się awansu przed emeryturą na stopień generał majora, o czym świadczy nekrolog zamieszczony w „Kurierze Warszawskim” z 1 listopada 1887 (nr 302), który można wiązać z osobą Griszyna. najpewniej bez pięknych generalskich spodni z czerwonymi lampasami. Gdy mi doniesiono, że znalazł się pan w siódmym cyrkule, pospieszyłem natychmiast na spotkanie. Mówiłem sobie: ot, ciekawe, jak też wygląda nasz dostojny gość? A ja sporo ostatnio o panu słyszałem. Od pańskich rodziców. Proszę się o nich nie niepokoić, są w wyśmienitym zdrowiu... Od niejakich BełdowskichPodobnie jak rodzice Waszkowskiego, byli przesłuchiwani jeszcze przed jego aresztowaniem, od pewnych dam...
Co z siostrąTuż przed aresztowaniem Waszkowski chciał się zobaczyć ze swoją siostrą, jednak do spotkania nie doszło. Klotylda Waszkowska nie przyszła w umówione miejsce, a kilka godzin później, tego samego dnia, naczelnik trafił do aresztu. Waszkowski nie wiedział, czy jego siostra nie otrzymała wiadomości o spotkaniu czy została również pojmana. Jak wynika z przywoływanych przez Henryka Jabłońskiego akt śledztwa (zob. H. Jabłoński, Aleksander Waszkowski, Warszawa 1963, s. 126), Klotylda Waszkowska złożyła zeznania przed komisją dopiero pod koniec stycznia 1865 r. Może to oznaczać, że w momencie pierwszego przesłuchania naczelnika, jego siostra przebywała jeszcze na wolności.?
A tego nie wiem. Ale dowiem się, dowiem i nie omieszkam donieść... Nie pyta pan, jakie to damy mam na myśli?
Słucham.
Dobrze nam się rozmawia, prawda? Śmieszą mnie, proszę pana, ludzie, którzy rozpaczliwie podczas takich rozmów silą się na obojętność, a wiem przecież, że rozpiera ich ciekawość. Postępują tak z przyczyn konspiracyjnych. Taka jest przecież reguła gry. Ale natura bywa silniejsza, czyż nie mam racji? A więc słyszałem o panu miłe słowa od pani OstrowskiejZatrzymana i przesłuchiwana wcześniej niż naczelnik, przyznała się do udziału w konspiracji.... A tak! Niestety, ona sama aresztowana także. I siostrzyczka Domicela Opawska, której niezmierna słodycz bardziej pasowałaby w klasztorze aniżeli w izbie przesłuchań... Widzę, że pan zmęczony...
Owszem.
Będziemy mieli okazję spotkać się niebawem. No i widzi pan, że traktujemy tutaj aresztantów po ludzku. My wszyscy jesteśmy już trochę zmęczeni. Dziś, kiedy płomień, który ten nieszczęsny kraj ogarnął, dogasa...
Mam gorączkę.
To już niedługo potrwa i odpocznie pan nareszcie. Nie wierzy pan, że nas wszystkich łączy dziś w pewnym sensie poczucie nieszczęścia, którego wy staliście się sprawcami? Pisywał pan do gazet?
Nie pisywałem do gazetWaszkowski publikował odezwy zagrzewające do walki oraz artykuły opisujące sytuację w Warszawie., panie pułkowniku.
Zostawmy ten drobiazg. Ktoś tam wspominał, że pisywał pan do Sabowskiego w „Wytrwałości”, ale to szczegół mało istotny... No, cóż, rzeczywiście dajmy panu odpocząć, panie Waszkowski. Mój przyjaciel, pułkownik Tuchołko, którego niebawem pan pozna, powiedział ostatnio, że przyłapuje się teraz – kiedy właśnie ten płomień ostatecznie dogasa – na dziwnym uczuciu. Widzę, pan się zmartwił . Tak, ten sam! Pułkownik Tuchołko, którego nazywacie oprawcą pozbawionym uczuć ludzkich. Chce pan wiedzieć, cóż to za stan? Otóż skarżył się na dwa serca, które w sobie niespodziewanie odkrył. Miękkie dla tych, którzy oceniają we właściwych wymiarach swoją winę i twarde dla takich, którzy nie chcą się ugiąć, choć ich winy są oczywiste...To niedokładne przytoczenie słów Tuchołki znanych ze Sprawozdania Mariana Dubieckiego dla Komisji Międzyministerialnej X pawilonu z 1919 r. – Arch. Wojsk. rkp., nr. kol 56 „Tuchołko zwykł mówić: «Ja mam 2 serca, 1. miękkie, 2. twarde. Miękkie dla uległych, którzy chcą się przyznać, twarde dla tych, którzy odmawiają zeznań»”. Słowa te przytacza Henryk Jabłoński w książce Aleksander Waszkowski (Warszawa 1963), z której Władysław Terlecki zaczerpnął wielu informacji o szczegółach śledztwa. A ja myślę sobie czasami, że powinniśmy – mówiąc o doskonałej sprawiedliwości – sądzić ducha. Co pan na to?... Och, niechże się pan nie uśmiecha. Powinniśmy skazywać duszę. Gdybyśmy kiedyś osiągnęli taki stopień doskonałości w sądzeniu naszych błądzących bliźnich, sprawiedliwość, którą wymierzamy, byłaby zupełna. Bicie zaś, torturowanie, męki, których doznaje człowiek uwięziony – nie twierdzę, że dzieje się tak u nas w każdym wypadku! – nie miałyby wówczas żadnego sensu.
Nie rozumiem, panie pułkowniku.
A czyż możemy być szczęśliwi posyłając na śmierć ludzi, o których wiemy, że ich duch buntuje się przeciwko nam do końca?... Teraz odprowadzą pana... W więzieniu niech pan przemyśli własne dzieje. I niech pan będzie rozważny...
Otwieramy teczkę, ekscelencjo?
Pisz pan: sprawa Aleksandra StanisławowiczaOtczestwo podyktowane przez Griszyna wskazuje, że ojciec Waszkowskiego miał na imię Stanisław. w rzeczywistości jednak był to Gabriel Waszkowski Waszkowskiego.
Nie mówiłem ci wszystkiego o panu Szczęsnym. Przypomnieć ci to jeszcze raz?...
Pożegnajcie się
Bo może jednak prawda wyglądała inaczej. Może cięli go szablą.
Dasz radę?
W szpitalu odpoczniesz
Na pewno
Nie mogę mu pomóc
To nieprawda, doktorze.
Jaka tam pomoc
Niech pan zadba, żeby spokojnie umierał
I tego nie umiem. Nie chciałby pan czegoś przekazać swoim bliskim?
Napisałem już do nich
Coś, czego pan tam nie mógł napisać. Proszę mi ufać... Jestem może złym człowiekiem, ale chciałbym przynajmniej pomagać tym, którym śmierć patrzy w oczy.
Dziękuję, doktorze.
Na nic więc nie mogę się panu przydać?
To wystarczy
Mało... A jego też zabierają dziś w południe do Modlina… No cóż, będę się za pana modlił. Ale, mówiąc szczerze, straciłem wiarę...
Podobno zrobiło się cieplej?
Owszem... Przekona się pan.
Jeszcze nie ma odpowiedzi telegraficznej. Czy pan mnie rozumie?
Po co tu pan przyszedł?
Egzekucja może być wstrzymana
Wraca pan z miasta?
Tak. Przed Cytadelą zebrały się tłumy.
16 luty 1865. Wyskrobałem tę datę na ścianie. Dziś rano namiestnik konfirmował wyrok sądu polowego.
Wyrok przedstawia się ministrowi wojny.
Proszę mi dać spokój.
Nie można się z tym godzić! To ostatnia okazja. Niech pan mnie uważnie słucha. Mamy ogromny, ciągle rozwijający się organizm państwowy, ze swoim cesarzem i instytucjami wykonawczymi. Jest [to] organizm chory, wymagający głębokich przeobrażeń we wszystkich dziedzinach. A naprzeciw wzrastające siły rewolucyjne, które zmierzają do obalenia tego chorego porządku. Niechże się pan zdobędzie na odrobinę wyobraźni! Czy istotnie nie jest potrzebna siła, która byłaby w stanie zachować równowagę między tymi dwoma przeciwnościami, tak aby postęp mógł się odbywać przy uwzględnieniu wszystkich interesów? Nie tylko grupowych apetytów. Któż, powiadam, jest zdolny do prowadzenia takiej działalności? Urzędnicy, warujący nad dworską doktryną, czy też owi anarchizujący rewolucjoniści, którym ideał państwowy w wyuzdanej świadomości łączy się z śmiercią rządzących i zaspokojeniem własnych pragnień władzy? Niech pan słucha dalej! Jest nam potrzebna taka siła. Stojąca ponad takimi podziałami. Inaczej świat przepadnie[.] Niechże nazywa się ona policją. Rehabilitujmy to pojęcie. Potrzebni są w takiej policji ludzie wybitni, mający świadomość zachodzących przeobrażeń i umiejący z tego rozeznania wyciągać właściwe wnioski. Nie stosujmy przy tym tradycyjnych podziałów etycznych. To, co dla państwowego dostojnika będzie zbrodnią wymagającą najgwałtowniejszego potępienia – dla rewolucyjnego szaleńca może stanowić najwyższą etyczną wartość. I odwrotnie. Mówiąc o ludziach wybitnych, myślę nade wszystko o tych, których w najmniejszym stopniu interesuje zysk osobisty, kariera, poczucie życiowej stabilizacji. Musimy mieć takich ludzi, którzy będą zakonspirowani głęboko po obu stronach frontu. Nasze doświadczenia będą nowe. Nie było bowiem podobnych instytucji w historii. Niechże pan chwilę pomyśli, czy nie można było uniknąć klęski wa¬szego powstania? Czy koniec taki był do przewidzenia? Odpowiadam z całą stanowczością: Tak! był. Trzeba tylko było mieć głębokie rozeznanie w sytuacji państwa i w tym, co się dzieje w świecie. To nie jest wiedza, jaką można wy¬nieść z lektury europejskich dzienników! Czy – pytam – można było doprowadzić do sparaliżowania sił, które parły do zwarcia? Można było. Potrzeba nam zatem ludzi, którzy byliby wzorowymi urzędnikami, ale którzy byliby również policjantami. Potrzeba także pilnych konspiratorów, którzy byliby zarazem poli-cjantami... Myślę o ptaku posiadającym dwie głowy. Ale nie chciałbym, aby ten ptak przypominał oficjalne godła państwowe. Te rdzewieją lub osypuje się z ich piór farba, i łatwo mogą się rozbić na kamieniach. Co w ostatecznym rachunku jest potrzebniejsze? Życie czy śmierć? Ma pan ostatni moment, aby dokonać wyboru. Osobiście odrzucam myśl o rozpadzie. Muszę żyć. Nawet jeśli na mojej drodze piętrzą się trudności i krąży gdzieś widmo śmierci – zawsze wybieram życie. W walce z wszystkimi przeciwnościami ono jest celem głównym. Tylko te nakazy sumienia są dla mnie ważne. A muszę powiedzieć, że sumienie społeczne kieruje się podobnymi nakazami. Potwierdzają to dzieje narodów rosnących, a nie umierających... Życie... W jego bogactwie można się zawsze odnaleźć. Ale nie wolno go odrzucać. Niech pan powie tylko jedno słowo a tamci zebrani na stokach Cytadeli, nie będą świadkami kolejnego widowiska. Ludzie szukają uzasadnień – poza koniecznościami biologicznymi – dla cudzych śmierci. Zawsze mając na uwadze interes własny: to, co dla nich z tych śmierci wynika.
Ostrzegam to ostatnia pańska szansa.
To on sprawił, on nas do wszystkiego namawiał!
Wyprowadzić!
Jest już pańska siostra
To dobrze
Bardzo wzburzona
Coś jeszcze chce mi pan powiedzieć, panie pułkowniku?
Owszem. Czy może mi pan wybaczyć? Teraz, w ostatniej godzinie?
Prowadzi pan komfortowy tryb życia. Tak bardzo dba pan o spokój sumienia?
Będę się za pana modlił.
Taka modlitwa musi być wysłuchana przed tronem niebieskim.
Gorąco tego pragnę, panie Waszkowski
Sam tu jesteś… dlaczego pozwolili mi przyjść dopiero teraz? Czy wiesz, że mówili mi nawet: brat nie życzy sobie żadnych odwiedzin. Chcieli żebyś tu był sam. Do końca.
Mówili prawdę. Chciałem być sam. Tak było lepiej, uwierz mi.
A my? O nas nie myślałeś?
Dla was także było lepiej. To zawsze bardzo smutne odwiedziny. Matka już wie?
Nie powiedzieliśmy jej. Jest chora.
To dobrze. Kiedyś, za jakiś czas, ty jej o tym powiedz, dobrze? I powiedz wtedy, że stale każdego dnia o was myślałem. I że bardzo cierpiałem z waszego powodu. Bo nie będziecie mogli zapomnieć. Inni nie powinni o mnie pamiętać.
Będą
Nie pragnę tego. Teraz już o nich nie myślę
Aleksandrze, w mieście mówią, że zdradziłeś
Pamiętasz, jak cię woziłem na sankach, kiedy byłaś mała?
Czy to prawda?
Co takiego, moja droga?
Że zdradziłeś?
Oni uważają, że to prawda.
A ty?
Tak mało mamy czasu.
Musisz mi powiedzieć.
Nikt nie ucierpiał z mojego powodu. Nie wydałem nikogo. Jesteś spokojniejsza?
Nie… Powiadają, że wydałeś jakieś angielskie papiery.
Sam je kiedyś zdobyłem
I to, że to coś bardzo ważnego. Cios dla naszej sprawy.
Teh sprawy nie ma
A Polska?
Jej także nie ma… i nie będzie.
Przecież za nią dzisiaj umierasz.
To jeszcze mogę dla niej zrobić
A my?
Żal mi was.
Nic już nie da się zmienić?
Nic
Uwierzyłeś, że nigdy nie podniesiemy się? Że już nigdy nie będziemy wolni. To przegrana, Aleksandrze, ale nie klęska.
Pamiętasz, jak paliliśmy papier na Solcu? A oni tutaj w Cytadeli prowadzili tamtych pięciu na szubienicę. Mówiłaś, że to tylko papiery. Źle, że legenda będzie żyć wiecznie.
Bo to prawda
Posłuchaj, nie ma legendarnej wolności. Wiesz gdzie ona jest?
Tak, w nas
W śmierci.
Wierzysz, że nikt nie podejmie walki po nas?
Będą sadzić lasy. Starczy drzewa. O to nie muszę się lękać. Starczy ich na przyszłe sz[u]bienice.
Pomyślałeś o tych, którzy kiedyś, w przyszłości, dojdą do celu?
Do wolności?
Do Polski
Bardzo już jestem zmęczony.
Ich również zdradziłeś. To jest zdrada, bracie… (
Pora na nas, moje dziecko.
Nie milcz!
(
Jeszcze przed wybuchem mieliśmy wiadomości, że wśród spiskowców w Warszawie zdarzają się oficerowie tutejszego garnizonu i że, niestety, są to również Rosjanie.
Może sobie coś jeszcze wyjaśnimy, poruczniku. Niczego się pan nie dowie ode mnie.
Ile razy mam powtarzać, że nie jest mi pan potrzebny przy poznawaniu spraw, które tutaj badam. Wcale nie podejrzewam, że utrzymywał pan z nimi jakiś kontakt. Dzisiaj znamy już wszystkie nazwiska... Chcę natomiast poznać pański sposób myślenia. I od początku tego nie ukrywam. Spodziewam się też, że i pana również interesować mogą motywy, jakimi się kieruję, choć stoimy przecież po różnych stronach barykady.
Nie ma już żadnej barykady.
Wynikałoby z tego, że nie jesteśmy wrogami, ale to przecież nieprawda. Jesteśmy nimi, niech pan nie zaprzecza...
Nie usiłuję, poruczniku.
No to w porządku... Wiedzieliśmy więc, że owi oficerowie zamieszani byli w przygotowania zamachu na hrabiego Berga. Okazało się, że zanim jeszcze doszło do wybuchu waszego powstania – jeden z organizatorów zamachu w Ogrodzie SaskimPodana lokalizacja – Ogród Saski dotyczy zamachu na Aleksandra von Lüdersa. Organizator zamachu, Andriej Potebnia poległ w powstaniu, nie mógł więc być aresztowany, jak twierdzi Oficerek. Trudno się spodziewać, że wzmianka o Ogrodzie Saskim jest świadomą manipulacją Oficerka – jest to raczej omyłka autora, któremu zapewne nadal chodzi o wspomniany chwilę wcześniej zamach na Fiodora Berga. Jeden z zamachowców, Paweł Landowski, został aresztowany rzeczywiście przypadkowo, ale rok po zamachu. Oprócz innych zarzutów, oskarżono go o próbę otrucia von Lüdersa – stąd być może skojarzenie autora z zamachem na tego namiestnika w Ogrodzie Saskim. Landowski w śledztwie wydał wiele osób, a karę śmierci, tuż przed wykonaniem wyroku, zamieniono na 20 lat katorgi w skutek interwencji jego matki. W 1874 r., a więc po 10 latach zesłania, wyjechał do Francji. został dość przypadkowo aresztowany. Zna pan oczywiście jego nazwisko?
Przypuśćmy. Nie wymienię go.
Został już skazany. Na karę śmierci. Wzięto pod uwagę poprzednie jego zasługi i wyrok zamieniony został na dożywotnie roboty.
A więc śmierć rozłożona na raty?
Cóż my możemy o tym wiedzieć? Dla niego pewnie najważniejsza jest nadzieja. Bardzo to zdolny i odważny człowiek. Tacy również wpadają w nasze sieci.
Uważa pan, że to powód do dumy?
Od razu duma! Zadowolenie raczej, którego doświadczamy, dobrze wykonując powierzone zadania.
Przeciwstawiając ściganemu tak potężną maszynę?
Sam pan wie najlepiej, że ta potężna maszyna bywa niekiedy bezradna. Dajmy lepiej temu spokój. Przypuśćmy, że nasz bohater dotrze w końcu do miejsca swojego przeznaczenia. Będzie to istotnie śmierć rozłożona na raty. Stamtąd, dokąd jedzie, nikt nie wraca, to prawda. Przyjmijmy jednak, że zdarzy się coś jeszcze.
Co?
Ucieczka. Zdarzają się – co prawda niezbyt często – ucieczki z etapowego więzienia. Co nastąpi w takim wypadku?
Mam odpowiadać?
Pan? Po cóż? Sam stawiam sobie to pytanie. Bo przecież naprawdę zdarzają się podobne fakty. Jeśli więc ów kapitan ucieknie?
Po co te rozmyślania?
Ma pan rację. Zostawmy to. Nie warto, aby zastanawiał się pan nad takimi pytaniami. Mogą mieć pewien sens tylko dla mnie.
Nie rozumiem.
Mam pewne podstawy, aby sądzić, że milczek, z którym dzieli pan celę, był właśnie jednym ze wspólników tamtego skazanego na katorgę kapitana.
Przecież to człowiek chory.
Sprytny gracz, mój panie, nic więcej. Ale spryt nie może go uratować. To też forma walki, jaką niektórzy ludzie przeciwstawiają naszej potężnej maszynie. Jeśli nawet utrzymują swoje pozy do końca – inni, proszę mi wierzyć, świetnie wyręczają ich w mówieniu. Tego spotka taki sam los.
Jaki?
Otrzyma to, na co zasłużył. Żałuję, że jest uparty. Obawia się, być może, że będziemy go męczyć szczegółowymi badaniami. To już dziś nie jest potrzebne.
Inaczej niż w mojej sprawie?
Musiałbym o to spytać pułkownika Tuchołki, ale podobno przeziębił się i leży w domu.
To dlatego mam trochę spokoju.
Tak to pan nazywa?... Nie powinna pana cieszyć dolegliwość swego prześladowcy. Szczerze mówiąc, niezbyt mi się on podoba i dużo mnie kosztuje trudu, żeby ukryć jakoś to uczucie.
Najgorliwszy oprawca.
Brzydkie słowo. Strażnik porządku. Odpowiada panu? (
Czemu pan mi to mówi?
Tak sobie. Uzupełni pan własnymi doświadczeniami tę charakterystykę w odpowiednim czasie. Ale mimo to w pewien szczególny sposób – bywa ograniczony. Tacy zdolni są do działania w sytuacji nagłego zagrożenia, kiedy nie ma ucieczki od represji. Ale świat rozwija się nie tylko poprzez prześladowania, prawda?
Proszę spytać o to pana Tuchołkę.
Znalazłby natychmiastową odpowiedź. Stosowanie ostatecznych środków najskuteczniej gwarantuje spokój. Podobni do niego nie są zdolni do myślenia o przyszłości. Chciałoby się po prostu powiedzieć, że stoją nad grobem...
Co mu pan przeciwstawia?
Inne środki... Kiedyś to dokładniej wyjaśnię. Czy pan wie, że nie zmieniłem dotychczas swojej opinii o tym mieście? Jaki tu panuje straszliwy smutek. I proszę, żeby pan mnie nie przekonywał, że nasza to zasługa... Kobiety w czarnych strojach, z żałobą na twarzach. Mężczyźni, w których spojrzeniach czyta się na każdym kroku rozpacz, młodzi ludzie utrudzeni jakimś niemożliwym do udźwignięcia ciężarem…
Taki widok z pewnością musi radować oczy pułkownika Tuchołki.
Mnie tutaj jeszcze nikt dobrze nie zna. A kiedy już dam się poznać – wrócę do Petersburga nie pozostawiając zbyt wielu wspomnień.
Co jeszcze?
Koniec na dziś. Nie chciałem, żeby się pan zmęczył naszą rozmową.
Jest odpowiedź. Zniszcz zaraz po przeczytaniu.
W porządku.
Co z zapłatą?
Tu masz list do rodziny. Na wierzchu jest adres. Tam dostaniesz swoją zapłatę.
To niebezpieczne.
Nic ci nie grozi, pamiętaj. Jeśli będziesz ostrożny.
Duszno. Odetchnij sobie, ale nie podchodź tutaj blisko.