54 Bloomsbury St. W.C.1
16.4.51
Drogi
Kaziu. – Dziękuję Ci za dziś otrzymany list i za materiał, który raz jeszcze potwierdza moje zdanie, że nie ma prawdy, jest tylko interpretacja. Nie wiem, czy cała sprawa wywoła jakieś kontrowersje, bo z powodu braku papieru gazety wychodzą tu w minimalnych rozmiarach. To, na co natrafię, wyślę; wątpię, by
Herling mógł się podjąć systematycznej roboty, bo trzeba by było przeglądać całą prasę, ale jeśli chcesz, napiszę do niego (312 Finchley Rd. N.W.3). O
KorcuKorzec maku recenzował Zdzisław Broncel, Jesień i piołun, „Wiadomości” 1952, nr 14 (314) z 6 kwietnia. napisze. Jak widzisz z załączonego listu, na wycinki nie można liczyć. Ale
Flower może przesłać materiał
Simonowi. Nawiasem mówiąc,
Flower pisze o
Hedleyu jako o kimś nieznanym. Powinien przecież wiedzieć o jego książce, tym więcej że
ojciec Flowera jest znanym muzykologiem147.
Nowakowski właśnie wczoraj dał
Na cztery ręce: pójdzie w nr. 268. Myślę, że będziesz zadowolony, chociaż to nie jest recenzja we właściwym znaczeniu słowa. Nie wiem, kogo masz na myśli, pisząc o „filucie”, ale jeżeli tego, o kogo Cię podejrzewam, nie masz racji. (Zniszcz ten list!). Wątpię, czy
Hedley jest bolszewikiem i czy z tego powodu podaje w wątpliwość autentyczność listów. Raczej powinno by było być odwrotnie, bo ogłoszenie tych listów jest dorobkiem régime’u.
Co do meritum sprawy, jestem at loss
[1]Ang. (idiom): całkowicie zakłopotany.
. Ponieważ od dwóch lat zajmuję się rozmaitymi drobiazgami, więc wiem, co to jest ustalanie tzw. prawdy historycznej. Swego czasu po wydaniu
numeru gdańskiegoChodzi o monograficzny numer „Wiadomości Literackich” (1939, nr 31–32 z 23–30 lipca) zatytułowany „Gdańsk a Polska”. napisał do mnie nestor historyków polskich, znakomity uczony
prof. PapéeZob. tenże, Połączenie Gdańska z Polską, „Wiadomości Literackie” 1939, nr 31–32 z 23–30 lipca., dlaczego w nagłówku umieściłem orła pruskiego, a nie polskiego, skoro orzeł polski nie ma jabłka i berła. Myślałem, że popełnię samobójstwo, ale nikt poza tym (nawet
Gumowski) nie zwrócił na tego orła uwagi. W
Londynie w rozmowie z
Estreicherem dowiedziałem się, że były także stylizowane orły polskie w jakimś okresie z berłem i jabłkiem. Niedawno ogłosiłem artykuł o węgierskim pochodzeniu
Bema. Pewien wybitny historyk twierdzi, że dokument jest sfałszowany (genialnie), choć naturalnie nie ma na to dowodów. Oczywiście z chwilą kiedy się wie, że dokument jest sfałszowany, wszystko zaczyna wyglądać podejrzanie. Dzieje odzyskania tego dokumentu gdzieś na
Ukrainie, przedtem przedziwne, wydają się teraz podejrzane.
To samo tyczy się listów do
Delfiny. Przypuszczam, że nie znalazłbym w nich nic szczególnego, gdybym dostał je w normalnie podanej formie. Z chwilą kiedy są podejrzane, i we mnie budzi się podejrzenie. List, że
Norwid lepiej go rozumie niż
Mickiewicz: zbyt dobre, by było prawdziwe. Zbyt dokładnie zanalizowane. Tak samo list z 19 listopada 1840. Poza tym co to znaczy, że
Mickiewicz nawoływał
Chopina do napisania opery narodowej? Przecież to
Witwicki – jest list jego, który zresztą sam cytujesz. Może
Mickiewicz także? Nie pamiętam nic poza rozmową (wymówki bezczelne
Mickiewicza), którą opisuje
Dessus. Naturalnie można na to odpowiedzieć, że
Mickiewicz namawiał tak samo jak
Witwicki i że mogło nie zostać po tych namowach śladu poza listem do
Delfiny, ale można powiedzieć także, że ewentualny fałszerz pomieszał
Witwickiego z
Mickiewiczem i tak się zdemaskował.
Muszę Ci wyznać, że kiedy się po raz pierwszy dowiedziałem, że oparłeś się na listach do
Delfiny, napisałem do Ciebie list, że postąpiłeś lekkomyślnie. Potem list podarłem, bo uprzytomniłem sobie, że książka jest wydrukowana, więc po co? Naturalnie, jeśli chodzi o mnie, to są wrażenia tylko, bo nie mam innych danych poza słowami
Iwaszkiewicza, gdy przyjechał do
Londynu (widzę, że swoim zwyczajem mówił potem zupełnie coś innego), no i tym, że w naszym wydaniu listów Chopina
[2]Zob. list 255, przyp. 11.
Opieński ani słowem nie wspomina o tym, że coś takiego istnieje. Uważam, że bardzo dobrze zrobiłeś, uprzedziwszy
Simona o wątpliwościach, poza tym jesteś stuprocentowo kryty przez
Reissów,
Stromengerów,
Jachimeckich[3]Zob. list 255, i przyp. 9, 15 i 16 tamże.
. Tak jak byłem kryty, skoro nasz rysownik wziął tego nieszczęsnego orła z wydawnictwa
Ligi Morskiej. Cała sprawa jest zagadkowa.
Hedley naprawdę nauczył się po polsku, by poznać wszystko, co jest związane z
Chopinem, i skoro jeździł do
Polski, musiał tam nawiązać kontakty z chopinologami. Z drugiej strony niezrozumiałą rzeczą jest, że jakby do tej pory o
Twojej książce nie wiedział. Przecież jako chopinista powinien był ją sobie dawno sprowadzić.
Jedno jest w każdym razie niemożliwe: j e ś l i t e l i s t y s ą n i e p r a w d z i w e, w t a k i m r a z i e c a ł y „b u n c h”
[4]Ang.: pakiet; grono; tu – problem, sprawa.
j e s t n i e p r a w d z i w y. Nie można stać na tym stanowisku, na jakim Ty stoisz w liście do
Flowera, że przecież nie cytowałeś tych listów, których nieautentyczności dowodzi
Hedley. Bo przecież te wszystkie listy pochodzą z jednego źródła. Oczywiście może być ewentualność, że ktoś mający listy autentyczne, dorobił kilka lub kilkanaście nieautentycznych. Dalej, gdzie się podziały listy do
Delfiny, które
Chopin na pewno pisał? Wiem, że korespondencję z
KrasińskimEdward Raczyński pisał: „Znajomość była przelotna, ale matka moja [Roża z Potockich, 1° voto Władysławowa Krasińska, 2° voto Raczyńska (1849–1937)] pogłębiła ją następnie po śmierci Zygmunta,
wczytując się w papiery rodzinne: korespondencję gen. Wincentego Krasińskiego z synem Zygmuntem, listy generała o nim do przyjaciół, w których zadawał sobie pytanie, czy syn jest geniuszem czy durniem! Wreszcie przede wszystkim korespondencję Zygmunta z Delfiną Potocką. Ten obszerny zbiór listów obejmujący tylko listy poety, gdyż Zygmunt Krasiński otrzymywane listy niszczył, wręczyła Delfina Potocka mojej matce «osobiście», nie zaś jako pani Krasińskiej, pozostawiając całkowicie jej uznaniu wydanie tego zbioru drukiem. Obszerny wybór tych listów wydany został w porozumieniu z moją matką i przy czynnym współudziale przez prof. A. Żółtowskiego w roku 1930” (E. Raczyński, Ze wspomnień rodzinnych, w: Krasiński żywy, red. W. Günther, Londyn 1959, s. 87). Zob. też Z. Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej, oprac. i wstęp Z. Sudolski, Warszawa 1975. wzorowo uporządkowaną przekazała komu należy. Z drugiej strony, dlaczego posiadacz „niewinnych” listów trzymał je w tajemnicy? Tu znowu wątpliwość: a komu by się chciało fałszować i nie pokazywać? Jeżeli się fałszuje, jak przypuszczalnie dokument o pochodzeniu
Bema, to po to, by go ogłosić. Tiary
SajtafernesaTiara Sajtafernesa – złote nakrycie głowy należące rzekomo do Sajtafernesa, kupione w 1896 r. za 200 tysięcy złotych franków do zbiorów Luwru; w istocie był to falsyfikat wykonany w Odessie w 1895 r. przez złotnika rzemieślnika Izraela Chackielewicza Ruchomowskiego (1864– 1934). nikt nie chował w kasie. Słowem, jest to puzzle, które może rozwiązać tylko ekspertyza grafologiczna, bo w tzw. psychologię nie wierzę, jak nie wierzę
w poszlaki w procesach poszlakowych i we
Freuda. Chociaż słyszałem także, że listy te istnieją tylko w odpisach, czemu znowu przeczyłby dopisek
„Kuźnicy” o konieczności analizy grafologicznej i Twoja wzmianka, że facsimila były reprodukowane.
Argumenty
Hedleya o koncercie pisanym przed poznaniem
Delfiny, który rzekomo pisał pod jej natchnieniem, jest trudny do obalenia. Ale znowu sprawa dedykacji? Zdaje się, że u Ciebie jest wzmianka, że dedykował jej opus 60? Przecież
Hedley twierdzi, że nigdy nic nie dedykował.
Przepraszam, że Cię nudzę, i ściskam serdecznie.
Pozdrów
NietoczkęNa przywołanie tej postaci miał niewątpliwie wpływ przygotowywany wówczas do druku kolejny fragment studium biograficznego Dostojewski (Warszawa 1957) Stanisława Mackiewicza Żywa Nietoczka, „Wiadomości” 1951, nr 18 (266) z 6 maja; jego bohaterką była ANNA GRIGORIEWNA SNITKINA (1846–1919), najpierw oddana i ofiarna sekretarka rosyjskiego pisarza, a później jego ostatnia żona. .
Za wieczór dziękuję najserdeczniej. Przyślij fotografię uczestników.
Zapewne do tego listu dołączony był niewielki kawałek papieru z tekstem maszynopisowym, z odręcznymi poprawkami i nieczytelnym podpisem czerwonym długopisem:
17.4.51
P.S. Wysyłam Ci dziś
Bora i
Armię Krajową.
Zajrzałem do
Stromengera i cytowane przez niego listy o „polskości” itp. wydają mi się zupełnie nieprawdopodobne.
Stromenger podaje, że koncert z r. 1829 był dedykowany
Delfinie. Natomiast nie rozumiem sprawy
dziennika ogłoszonego przez
Helenę Wiesenthal. Przecież ten dziennik włączył
Opieński – o ile to to samo – do naszego zbioru listów. Zdaje się, że pierwszy ogłosił go
Tarnowski.
Tu nie mam tej
Wiesenthal, sprawdź, co to takiego.