5 lipca 50
Kochany Mietku, dziękuję Ci za
depeszę i za miły
liścik o wierszach. Odsyłam Ci odcinki, w których znalazłem błędy; kamienia załączyć nie mogę, bo poszedł jeden i drugi do analizy. Nie umiem Ci opisać, co to za uczucie ulgi (ale i strachu, że już nie mam przed sobą
Flucht in die KrankheitNiem.: ucieczka w chorobę.). Głowa mi siwieje na myśl, ile czeka mnie pracy i jak ze wszystkim jestem spóźniony.
Byliśmy przez parę dni w
N. Y. W
Komitecie rozmawiałem o
„W[iadomościach]”. Są oni doskonale o piśmie poinformowani i odnoszą się do niego życzliwie. Miałem wrażenie, że coś będzie można zrobić, tylko nie od razu. Decyzja zależy od
„boardu”Spolszczenie ang. board – rada, zarząd., a on zbiera się za dwa miesiące albo i później. Na jesieni chcemy przenieść się do
N. Y., bo tu nic nie możemy zarobić – i wtedy dopilnuję tej akcji. Rozmawiałem sam, bo
S[olski] wydał mi się mętniejszy w tej sprawie niż zwykle. (Zatrzymaj to przy sobie). Z
Komitetem będę w kontakcie, obiecano mi wszelkie informacje, jeśliby coś się działo. W rozmowie największe wrażenie wywołał argument, że zamknięcie pisma wywołałoby u bierutowców przekonanie, że emigracja nie ma poparcia w
Stanach, i odpowiednią w związku z tym propagandę.
Przeczytałem z największym przejęciem
Grudzińskiego Ręka w ogniu. Powinszuj mu ode mnie tego arcydzieła myśli i stylu. To lepsze niż
Koestler i bardziej dramatyczne niż
Orwell. Cały jego
cykl sowiecki powinien być przełożony na angielski i wydany w książce. Proszę Cię, powiedz mu to i przekonaj kogo należy, by to zrobiono. Może w
Stanach dałoby się znaleźć także wydawcę.
Mówił mi
Simon, że
Chopin ma wyjść w
Anglii w przyszłym sezonie i że oni
„work on it”Przekł.: pracują nad tym.. Gdybyś coś znalazł w jakimś katalogu
Casella lub śród zapowiedzi, proszę Cię, daj mi znać. Ja wciąż nie wierzę.
Czy
Ter[lecki] urodzi jakiś felieton? Kiedy?
Może dasz wzmiankę:
„Nowojorski «7 Arts Club» wybrał książkę K. W. The Life and Death of Chopin jako premium dla swoich członków”Zdanie w cudzysłowie podkreślone ołówkiem; autorstwo podkreślenia jest niejasne.. Nic mi to nie dało, ale świadczy, że jednak
książka się przepycha, mimo kompletnego zaniedbania
wydawcy.
Dlaczego nie dałeś żadnej wzmianki o
Comes the Comrade? To bardzo antyrosyjska książka, choć pełno w niej kobiecych figlasów.
My wczoraj skończyliśmy świętowanie
July 4, był
Leszek i
Aniela Mieczysławska przez cztery dni, wiele czułości poświęciliśmy
TobieW "Dzienniku" Jan Lechoń zanotował pod datą 3 lipca 1950 r.: „Picie i później jakieś nastroje, których nie doświadczałem od niepamiętnych czasów. Mowy bez sensu, bajecznie płynne moje i Kazia, później śpiewy piosenek sprzed 30 lat, później deklamowałem te same wiersze, co za «pikadorskich» czasów, m.in. Słonimskiego i Tuwima, tak jakby nic od tego czasu nie zaszło, tyle tylko, że byłem bliski płaczu. Aniela Mieczysławska, która ma figurę osiemnastoletniej dziewczyny, robiła jakiegoś Dalcroze’a w kąpielowym kostiumie. Wszystko to na trzeźwo – tylko podgrzane alkoholem” (J. Lechoń, Dziennik, t. 1, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1992, s. 338).. Dziś, po sześciomiesięcznej epoce kamienia nerkowego chciałbym zacząć inną, przyjemniejszą, i zaczynam ją od listów. Odpisz zaraz. Szeroko. Koniecznie.
Kazimierz
Maszynowy dopisek na lewym marginesie drugiej strony:
Czy nie uważasz, że
Twoja administracja mogłaby rozesłać listy do zalegających prenumeratorów w
Stanach z prośbą o wpłacanie zaległości pod moim adresem? Mógłbym w ten sposób pobrać honoraria dla siebie i innych. Sam napisałem w tym duchu do
Bychowskich. Zbierania nowych pren[umerat] nie mogę się podjąć.