Sag Harbor, 17 lipca 50
Kochany Mietku,
Chcesz wiedzieć, jak to było? Popisowo! Postanowiłem już jechać do N. Y. i umówić się co do operacji, gdy nagle Niezbadanym Zrządzeniem Losu wszystko załatwiło się samo. Stało się to na św. Jana, 24 czerwca. Bardzo upalnym wieczorem wypiłem z moimi półludkami z Sag Harbor dwa dżynyFonetyczny zapis słowa gin. (Gordon) z Quinine WaterAng.: dosłownie – woda z chininą; tu – tonik. – polecam Ci ten napój – i poszedłem siusiać. Doktor zalecił mi, bym siusiał do nocniczka i nie zgubił kamieni, ale ponieważ słyszałem, że wyjście połączone jest z wielkimi bólami, a nie czułem żadnych niezwykłych objawów, siusiałem zawsze z całą bezpośredniością tam, gdzie należy, a nie do żenujących garnuszeczków. Wykonując tym razem ten proceder, poczułem nagle nie ból, a jakby wewnętrzny wstrząs i pomyślałem: rusza się, może się zacznie! Wtedy przeszło mi też przez głowę, że jeśli poruszenie kamienia wywołuje taki wstrząs, to gdy zacznie wychodzić, chyba zemdleję. Potem znów pomyślałem: oczywiście to nie może być kamień, na wszelki wypadek trzeba jednak zobaczyć – i zapaliłem elektryczność. Na brzegu muszli zobaczyłem coś czarnego wielkości ziarnka grochu. Wyjąłem to, było twarde, zaniosłem pod światło – kamień! Wyglądał jak ożynaReg.: jeżyna., pokryty był malutkimi kolcami różnych kolorów, w pewnym miejscu nawet świecił jak szkło. Zawołałem Halusię i ogarnęło nas coś między strachem a ekstazą. Bo a nuż nie był to mój kamień? Gdy ścinam maszynką trawę w ogrodzie zdarza mi się, że w zawiniętych nogawkach od spodni, znajduję potem małe kamyczki – może to właśnie taki odprysk wpadł jakoś do muszli? Nikt z nas przedtem nigdy nie widział kamyka nerkowego. Nie chciało mi się wierzyć, że to właśnie mój rodzony produkt. I gdzie jest drugi? Jedno tylko mnie pocieszało, to ten wstrząs. Była 8.30. O 8.45 poszedłem znowu siusiać (nerkowcy, pijcie dżyn z Quinine Water!), tym razem z zaleconymi przez lekarza szykanami – i wyszedł drugi, także bez większego bólu, choć z krwią. Taki był finał sześciomiesięcznych dolegliwości, które doprowadzały mnie do rozpaczy i uniemożliwiły pracę. Pojechałem do N. Y. nie na operację, przeciwnie, jak triumfator, dr Glass cieszył się razem ze mną (był on do końca przeciw operacji), wszyscy mi winszowali, a ja nosiłem się jak pawCały akapit (od słów „Chcesz wiedzieć, jak było?” do słów „…nosiłem się jak paw”) zakreślony przez Grydzewskiego czerwonym długopisem. Na górze pierwszej strony dopisek Grydzewskiego czerwonym długopisem: „z prośbą o przepisanie zakreślonego”..
Teraz przejdźmy do smutniejszych rzeczy. List LitkiList Alicji (Litki) de Barcza nie zachował się. – Ten fragment oraz dalsze uwagi Wierzyńskiego, m.in. na tematy językowe, wskazują, że niniejszy list jest odpowiedzią na niezachowany list Grydzewskiego z okresu między 5 a 17 lipca 1950 r. jest bardzo nieprzyjemny. Nie mogę go drugi raz przeczytać. Odsyłam Ci go czym prędzej i nie chcę o nim myśleć. Przypomina mi on najgorsze przykłady zmanierowanych umysłowości à la Tonio Sobański, mistrz Antoni, a także i spotkany tu, nie wiadomo po co, Czapski. Z całej jej książki wyziera koszmarny świat rosyjski, dobrze opisani ludzie są właściwie niepoczytalnymi dziećmi, zdolnymi jedną rękąpodać Ci chleb, a drugą Cię zabić, a ona nie umie (bo nie chce) wyciągnąć z tego ostatecznego wniosku i pieści się irytującym estetyzmem, że „to takie interesujące”. Obawiam się, że wiele może tu wytłumaczyć data: 1947; wtedy jeszcze nie wypadało być szczerym wobec Moskali, jeśli chciało się wydać książkę w Ameryce i zrobić na niej pieniądze.
Czapski do dziś zachował tę sztukę połowicznego widzenia rzeczy, choć nie w stosunku do Rosjan. O Jancie powiedział do mnie: „gdybym drugi raz dostał ten artykuł, drukowałbym go – to takie interesujące”. Pies ich wszystkich trącał.
Dalej. Jeżeli przez 33 lata walczysz na próżno z „galicjanizmem”, którego używa 5 milionów Polaków, o ile nie więcej, przez 100 lub 200 lat, powinieneś zastanowić się, czy on nie przestał być „galicjanizmem”, a nie wszedł do żywego języka jako pełnoprawny – niech już będzie – kolokwializm. Nie znoszę kłótni w drobnostkach, wstaw „spoglądnie”. Nie może być „zajrzy”, bo musi być trzy sylaby. „Sójka” używa się na równi z „sojką”, nie masz racji, ale niech będzie, jak chceszWierzyński pisze o korekcie swego wiersza pt. "Narada z ptakami". Wzmiankę przecież Ci podałem. Załączam ją jeszcze raz, u dołu, byś mógł wyciąć. Utrzymana jest w stylu, którego bym użył, gdybym był redaktorem. Przepraszam.
Podziękuj p. Muszkowskiemu za przysłanie mi książki Par[andowskiego], odesłałem mu ją pod jego adresem, czy doszła?
Czy nie słyszałeś czegoś o Cassellu, czy nie ogłosił jakichś zapowiedzi? Proszę Cię, dopilnuj tego.
Gdy będziesz pisał o Słonimskim, przypomnij, że za swoich prawdziwie demokratycznych czasów, gdy jeździł do BrazyliiAntoni Słonimski odbył podróż do Brazylii w drugiej połowie 1924 r. i odwiedzał emigrantów polskich, pracujących tam (jak i tu) śród niewiarygodnych trudności, miał o nich tylko tyle do powiedzenia, że śmierdzą im nogi. Dowód? Książka z podróży do Brazylii, nie pamiętam jej tytułu. Znajdź to, jeśli możliwe. Napisz, jaki jej tytuł. Przypominam sobie moją z nim na ten temat rozmowę i jego wzgardę, z jaką o nich mówił. – Ściskam Cię serdecznie, pozdrowienia od Halusi per procuraWł.: w zastępstwie; określenie na ogół używane w odniesieniu do czynności prawnych, dokonywanych przez osobę upoważnioną, pełnomocną., bo pojechała do N. Y. Gotuję sobie sam. Przyjdź dziś na kolację. Będzie pieczona kura.
Kazimierz
Wyróżnienie książki o Chopinie.
Znakomita książka Wierzyńskiego The Life and Death of Chopin, uznana przez prasę amerykańską za najlepszą biografię Chopina, została wybrana przez jeden z nowojorskich klubów książkowych, „The Seven Arts Club”, jako premium dla członków.