Zadał pan sobie sporo trudu. Przeczytaliśmy te zapiski bardzo uważnie, panie Waszkowski.
I to z jaką niecierpliwością!
To wszystko, panowie, co mam do powiedzenia.
Tak pan sądzi?
Więc jednak!
Mój Boże, pan jest jednak bardzo naiwny. A wie pan, te karteczki są co najmniej tak samo ciekawe, jak pańskie pisemne zeznania.
Może nawet jest w nich więcej prawdy. Nie sądzi pan?
Czemu chciał pan nas oszukać? Sądził pan, że strażnik nie zawiedzie zaufania?
Nie on pierwszy i nie ostatni.
Szkoda. Prowadzi pan ciągle podwójną grę. Nie warto, panie Waszkowski.
Chciałem mieć wiadomości z domu.
Ludzka ciekawość. O zdrowie pana Sikorskiego także, widać, bardzo się pan niepokoił. A tymczasem on zupełnie zdrów.
Wiem.
Może więc skończymy już te zabawy? O zdrowie rodziców proszę nas w przyszłości pytać. Postaramy się, być może, zaspokoić pańską ciekawość.
Czasu też poświęciliśmy panu sporo. A to czas urzędowy, proszę nie zapominać. Naciskają na nas z sądu, kiedy wreszcie ukończymy pańską sprawę?
Ona już jest skończona.
O, nie, mój panie! Najważniejsze czynności mamy jeszcze przed sobą.
Co to takiego?
Czy to nie śmieszne, pułkowniku? Pan Waszkowski zadaje nam ciągle więcej pytań, niż my jemu.
Staramy się zaspokoić jego ciekawość, Iwanie Pawłowiczu.
Pytam, o jakich czynnościach mowa?
Śledczych, rzecz jasna. Interesuje nas napad na Bank Królestwa, w którym pan brał udział.
Wspomniałem o tym w zeznaniach. Nie mam już nic więcej do dodania.
To się okaże, panie Waszkowski.
Niech pan nam nie przerywa! Interesuje nas napad, który zorganizował pan na Bank Królestwa. Kto był autorem planu?
Odmawiam odpowiedzi. Byłem jego wykonawcą i biorę za to odpowiedzialność.
Doceniamy pańską szczerość.
Tym łatwiej ona przychodzi, że pozostali wspólnicy uszli na razie sprawiedliwości i pewnie nieźle się teraz bawią w Paryżu.
Nie wszyscy.
Myśli pan o tym, który się załamał? Jemu też nic nie grozi. Przecież powiesił się, nim dostarczył pan mu fałszywych dokumentów i zanim zdołał pan go odprowadzić na dworzec. No cóż? Zdarzają się i takie przypadki.
A może przyczyną samobójstwa były wyrzuty sumienia?
Dla pana Waszkowskiego nie ma to z pewnością wielkiego znaczenia, Iwanie Pawłowiczu. Musiała to być chyba przykra niespodzianka? Widzi pan, niekiedy oto ludzie sami wymierzają sobie sprawiedliwość.
Nie wiem, czy ktoś, kto się wiesza umierając ze strachu, myśli o sprawiedliwości panie pułkowniku. To był strach.
Nie będę się sprzeczał. Wróćmy do faktów. Powstanie było wówczas w pełnym toku. Narzekaliście stale na brak pieniędzy.
Chodziło o zakup broni.
Podatki, które ściągaliście bezkarnie, już nie wystarczały?
Nie zajmowałem się tymi sprawami.
Ale o tym, że trzeba zorganizować napad, był pan przekonany, czy tak?
Otrzymałem taki rozkaz.
I tak dochodzimy do sedna sprawy. W banku mieliście swoich ludzi?
Mieliśmy ich wszędzie, panie pułkowniku.
Domyślam się.
A więc do rzeczy!
Nawiązał pan z nimi kontakt, aby ustalić niezbędne szczegóły?
Piszę i o tym w swoich zeznaniach.
Dziwiliśmy się niekiedy podczas przesłuchań, jak to było możliwe – innymi słowy: jaka była siła tamtej trucizny, którą zaszczepialiście ludziom – że nawet wzorowi urzędnicy, od lat sumiennie wykonujący swoje obowiązki, przyzwoici obywatele stawali się nagle, z dnia na dzień, przestępcami przekreślając przestępczym postępowaniem całe swoje poprzednie, często nieskazitelne, życie?
Skąd się brał taki upadek?
Z wiary w słuszność sprawy, którą wybrali.
Słowa!
Z czego zatem brała się ta sama potrzeba u obcych, którzy wstępowali w nasze szeregiW powstaniu styczniowym po stronie polskiej walczyli, oprócz Rosjan i Ukraińców, także m.in. Włosi, Francuzi, Węgrzy, Szwedzi, Niemcy, Serbowie, Chorwaci. Zob. E. i L. Liszewscy, Viva la Polonia! Cudzoziemcy w Powstaniu Styczniowym 1863 r., Zakrzewo 2018.?
Kilku dezerterów rosyjskiego pochodzenia?
Francuzów, Włochów, Niemców...
No, no... Niech nam pan tu nie opowiada o awanturnikach. To były szumowiny umykające przed prawem.
Nie musi pan ich w ten sposób dyskredytować. To nie byli awanturnicy.
Proszę nas tutaj nie pouczać. Wiemy dobrze, jak ich nazywać.
Zostawmy lepiej te rozważania. A więc ustaliliście, jak najlepiej zorganizować napad i kiedy w banku znajduje się najwięcej pieniędzy...
Nie było to trudne do ustalenia.
To duże walory, panie Waszkowski. Złoto, pieniądze, listy zastawne.
Nie musieliśmy nikogo zawiadamiać o akcji. Zrobiliście to za nas, kiedy pieniądze były za granicą.
Nie ukrywam, rabunek przeprowadzony został sprawnie. Nas jednak interesują dalsze dzieje zrabowanego skarbu.
Sprawdziliście to, panowie.
Owszem. Pieniądze znajdują się w banku angielskim. Nie zdołano ich wydać do końca.
To już nie moja sprawa.
Przeciwnie! Pańska. Chcieliśmy to też właściwie panu uprzytomnić.
Proszę pomyśleć, co się teraz stanie z tymi pieniędzmi?
Panie, pułkowniku, mam naprawdę inne zmartwienia.
A jednak proszę, niech pan o tym pomyśli.
Bo widzi pan, sąd angielski nie zamierza nam ich wydać.
I cóż z tego?
Musimy im udowodnić, że zdeponowany w Londynie kapitał pochodzi z rabunku. Teraz już pan rozumie?
Co też pan tu wypisuje? Podanie o przyjęcie do pracy na kolei?
To mój życiorysPierwsze zeznania Aleksandra Waszkowskiego rzeczywiście dotyczyły tylko jego indywidualnej działalności powstańczej i nie ujawniały szczegółów funkcjonowania organizacji. Taką informację podał Henryk Jabłoński, badający kompletne akta sprawy Waszkowskiego w latach 30. XX w. (zob. H. Jabłoński, Aleksander Waszkowski. Ostatni naczelnik miasta Warszawy w powstaniu 1863 – 1864, wyd. II, Warszawa 1963, s. 141). Dokumentacja, na którą powołuje się historyk, uległa całkowitemu zniszczeniu w 1944 r..
Proszę nie żartować... Gdybyśmy mieli cokolwiek o panu sądzić na podstawie tej lektury, musielibyśmy uważać, że jest pan, czy raczej, może że pan był przed aresztowaniem – nic nie znaczącym biuralistą.
Pisałem ten nekrolog.
A tu nagle talent zawodzi.
Nikt nie domyśliłby się z tych papierów, jak ważną był pan figurą.
Powiedziałem: jestem ostatnim naczelnikiem miasta Warszawy.
Słusznie. Był pan nim. Do niedawna. Ostatnim.
Wielu ludzi, z którymi tu rozmawialiśmy, mówiło o panu z najwyższym uznaniem. O pana odwadze i poświęceniu.
Jak sam pan widzi, to uznanie udzieliło się nawet pułkownikowi Griszynowi.
Chcemy, aby pan dobrze zrozumiał nasze intencje. Zbliżamy się wszyscy do ostatniego rozdziału. Powstanie ostatecznie upadło. I my mamy pewne prawo do zmęczenia. Ma pan może wątpliwości, czy to koniec?
(
A więc pan posiada zmysł polityczny, dzięki Bogu.
Patrzył pan, jak ono dogasa. Doprawdy wszystko już legło w gruzach. Co zostało? Puste słowa. Wielka idea narodowa?... Ci, którzy mieli jeszcze za granicą złudzenia, pozbyli się ich również. Chcieliście więc rozniecić duży ogień. Zostało trochę dymu. Ale oto i on się rozwiewa po Europie.
Taki ogień rodzi się z iskry.
Powtarza pan utarte zwroty
Ojciec pana, którego przesłuchiwaliśmy niedawno i który także w dobrej wierze sporo nam opowiedział, twierdzi, że wykorzystano pańską wiarę i zdolności dla sprawy, która, jak sam mu pan ostatnio powiedział, skazana była na upadek.
Rzeczywiście, mówił mu pan coś takiego?
Nie pamiętam
Mówi się, że tego kraju nie ma. To niezupełna prawda. Pan to wie? On jednak istnieje. W nieszczęściach, jakie ściągnęliście, w nadziei, że dobroduszność cesarska odmieni zło i nieszczęścia, w jakie naród został dzięki wam brutalnie wpędzony.
A ja jednak spytam. [S]ądzi pan, że istnieje możliwość, aby ta walka trwała nadal?
Nie. Nie ma takiej możliwości.
Otóż to! I od tego miejsca winniśmy rozmawiać.
Tymczasem utwór, który pan napisał w celi, nie zadowala naszej ciekawości. Tu nawet nie ma kłamstw. Ale kłamstwem może być również pominięcie prawdy, proszę o tym nie zapominać, jeśli łaska. Zależy nam właśnie na poznaniu prawdy.
Chciałbym o coś jeszcze spytać. Może pan sądzi, że powieszono zbyt mało winnych? Zbyt mała ich liczba powędrowała na zesłanie? Zbyt nieliczni zginęli w polu?
Proszę wrócić do pisania. I niech pan tym razem dokładnie opisze swój udział w napadzie na Skarb Królestwa. To bardzo ważne.
Nie chcielibyśmy stracić zaufania w pańskie rozeznanie sytuacji
Wolałbym otrzymać samodzielną celę
Jak to? Nie chce pan towarzystwa?
Samotnikom tutaj bywa gorzej. Proszę się lepiej zastanowić.
On ma rację! Postaramy się, aby pan mógł pisać swój memoriał w kancelaryjnym pomieszczeniu.
Wątpię, czy się uda. Tu jest wszędzie ciasno.
Może jednak coś się da zrobić.
Nie mam nic przeciwko temu.
Witam pana, panie...
Waszkowski. Zdążył go pan poznać?
Owszem
Nie interesuje mnie to.
Milczy, milczy z pewnością. Ale wkrótce rozwiąże mu się język.
Nie lubię się śpieszyć, panie pułkowniku.
Będę musiał poszukać jeszcze pańskich papierów w kancelarii. Proszę poczekać
Nie udała się, widzę, rozmowa?
Mam odpowiedzieć?
Nie. To przecież widać. Oni również nie mieli zadowolonych min.
Źle się pan czuje?
Powiedziałem coś śmiesznego?
Nie
Tak mi się zdawało.
Nie bał się pan[?]
Czego?... Kręcą się przecież na każdym kroku patrole.
Zawsze tak było.
Tyle się opowiada o tym, że to miasto tak wspaniale umiało się bawić.
Przyjechał pan się bawić?
Żałoba nie może trwać wiecznie. Podczas wczorajszej rozmowy mój przyjaciel, który podobnie jak ja, choć z innych powodów, interesuje się dziejami waszego ruchu...
Chciał pan powiedzieć buntu.
Właśnie! Opowiadał o rozmowie z pewnym tutejszym arystokratą, którego nikt nie podejrzewa o sprzyjanie waszej sprawie. Powiedział mu, że te tylko narody kończą swoją historię, które zatracają poczucie odrębności i że nie ma sposobów materialnych, które mogłyby takiej amputacji dokonać. Niezmiernie rzadko zdarza się, aby w walce wyginął cały naród.
Zgłębia pan tajemnice historii?
Inaczej bym to określił. Tajemnice staram się przed historią skutecznie ukryć... Dalej ten znajomy dowodził, że skuteczniejsze bywają środki, które do utraty poczucia narodowej odrębności prowadzą nie drogą rozwiązań gwałtownych.
Słucham.
Zastanawiam się – a mój przyjaciel także – skąd u niektórych z was brało się to zdumiewające przeświadczenie, że cel narodowy – o którym marzyliście w swoim czasie – można pogodzić z wyobrażeniami wolności dostępnej wszystkim ludziom.
Bo to prawda.
Ależ nie ma takiej wolności.
Cóż zatem myśleli pańscy rodacy, którzy się do nas przyłączyli?
To idealiści lub szaleńcy. Śmierć stu powstańców nie ma dla nas takiego znaczenia, jak śmierć jednego z nich.
Wierzę.
To prawdziwa tragedia. A tragedię wymyśliło złe sumienie człowiekaTłumaczenie Karola Irzykowskiego. Wie pan, kto to powiedział?
Nie.
Fryderyk Chrystian Hebbel. Szkoda, że to nazwisko nic panu nie mówi. Niemcy mają szczególne wyczucie tragedii. Jeśli dla starożytnych Greków przyczyny tkwiły zawsze w woli bogów, Niemcy pragną je uczłowieczyć. Stąd ta masa niemieckich filozofów.
Pan jest także filozofem.
Policjantem. I to tymczasem dość niskiego szczebla. Jestem pewnie pańskim rówieśnikiem.
Możliwe.
Mój Boże, te lakoniczne odpowiedzi! Czy to ostrożność nakazuje tę powściągliwość, czy raczej cechy charakteru? W każdym razie może mi pan wierzyć: nie interesuje mnie pańska sprawa. Pańska konkretna sprawa, ale nie ukrywam, że pan sam mnie interesuje.
Wyjaśnię, dlaczego. Jest pan bowiem pierwszym człowiekiem, który do niedawna działał na tak wysokim stanowisku w waszej organizacji, którego tu poznałem. A pewnie i ostatnim.
Co jeszcze zdążył pan ustalić?
Niewiele. Wie pan, czemu tak bardzo pragnąłem wiedzieć, co pan tam właściwie robił?
Słucham.
Aby poznać motywy postępowania. Fakty nie mają dla mnie znaczenia. Tym zajmuje się pułkownik Tuchołko i pułkownik Griszyn.
Który teraz szuka dla pana papierów w kancelarii. Naprawdę sądzi pan, że jestem tak bardzo naiwny?
Czemu? Dziwi się pan, że rozmawiają ze mną, jak z równym sobie? Przecież wspominałem, że przysłano mnie z Petersburga z określonym zadaniem. U nas istnieje niesłychany, jak pan wie doskonale, kult urzędu. Moja niska ranga nie przeszkadza tym panom w okazywaniu... no, powiedzmy, swojej życzliwości.
Rozumiem.
Wracając do pańskiego postępowania – nie interesuje mnie również kara, jaka zostanie panu wymierzona.
Dobrze, że pan to powiedział
Szczerość za szczerość. Domorosłym wielbicielem filozofii, proszę pana, istotnie czasami bywam. Proszę mi powiedzieć, czy możemy przewidzieć, kiedy w historii zło staje się dobrem i kiedy znów mamy do czynienia z odwróceniem takich pojęć?
Nie myślałem o tym.
Czyż to, pana zdaniem, nie istotne pytanie?
Dla policjanta?
Dla pana również, zapewniam... Może jeszcze znajdziemy czas, żeby dłużej porozmawiać.
O Fryderyku Chrystianie Hebblu?
Ciekawy temat. Wie pan, że sporo się teraz o panu mówi w mieście?
Między pańskimi przyjaciółmi?
Myślę o pana rodakach. Lubił pan podobno robić sobie portrety fotograficzneZnane są trzy fotografie Aleksandra Waszkowskiego, w tym jedna z 1864 r., którą ostatni naczelnik miasta wykonał u fotografa Fajansa. W listach do rodziny, pisanych potajemnie w więzieniu, nakazał ją powielić i rozdać nie tylko znajomym.?
I to już udało się sprawdzić?
Jak pan widzi, nie staram się niczego ukrywać. Te fotografieZnane są trzy fotografie Aleksandra Waszkowskiego, w tym jedna z 1864 r., którą ostatni naczelnik miasta wykonał u fotografa Fajansa. W listach do rodziny, pisanych potajemnie w więzieniu, nakazał ją powielić i rozdać nie tylko znajomym. to drobiazg świadczący o próżności. Ja też jestem próżny.
Niewiele będę mógł powiedzieć o swoich motywach.
A wie pan, interesuje się panem także konsul angielski pan White. O mnie nie słyszał dotąd żaden konsul angielski.
Oto akta, Kiryle Michajłowiczu. No i co? Ciekawą rozmowę prowadziliście panowie?
Bardzo.
To był raczej monolog, panie pułkowniku.
Teraz sam pan chyba widzi, że umiemy postępować z więźniami szlachetnie, kiedy na to zasługują. O czym to rozprawialiście panowie, jeśli wolno spytać.
O konsulu angielskim.
Hm... Tymczasem może pan tutaj pisać
Dziękuję.
I niech pan, proszę tym razem nie zawieść naszych oczekiwań. Nie spodziewamy się, że pan będzie sypał, wymieniał nazwiska ludzi, których następnie na skutek tych oświadczeń będziemy męczyć i skazywać...
Nie ma ich już na wolności. Jestem ostatnim naczelnikiem miasta. Już dawno straciłem swoich współpracowników.
To się da ustalić i bez pańskich wyjaśnień
Zostali aresztowani – albo wyjechali za granicę.
Uciekli... Oczekujemy natomiast, że będzie pan mówił o sobie. Bez fałszywej skromności. Że będzie pan miał odwagę ujawnienia swoich czynów. Dodajmy: w chwili, która jest dla pana najtrudniejsza. Kiedy stanął pan oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem.
To nie jest dla mnie zaskoczenie, panie pułkowniku.
Domyślam się. Ale jest jeszcze jeden powód, o którym radzę nie zapominać. Być może, ważniejszy od pańskich osobistych losów.
Cóż to za powód?
Niech pan zatem pomyśli o tych, którym przyjdzie zajmować wasze miejsce. Gdzie ono będzie! Pod szubienicą? W kopalniach, na zsyłce, w rewelinachGriszyn nawiązałby w ten sposób do jednego ze sposobów karania powstańców – przez osadzanie w twierdzy bądź wcielenie do wojska. TU MOŻNA ROZWINĄĆ, bo chyba w rawelinach były najgorsze cele.?
Czeka pan na odpowiedź?
Nie teraz. Chciałbym tylko, żeby pan o tym pamiętał pisząc te zeznania.
Pilnuj go
Dokąd?
Duszno. Otworzę okno.
Nie wolno.
Zamknij!
Dawno służysz?
Czemu, do licha, nie otworzysz gęby? Przecież nikt nie słucha.
Lepiej za dużo nie mówić.
Masz rację. Chciałbyś zarobić trochę grosza?
Nie bój się. Dobrze ci z oczu patrzy. Znajdź na górze celę, w której siedzi Sikorski.
To nic trudnego. Oddasz kartkęWaszkowski nie kierował swoich listów do Kazimierza Sikorskiego. Napisał (oprócz listów do rodziny) trzy listy do Aleksandra Laskowskiego i jeden do Alfonsa Kiełczewskiego. . Nic więcej.
Nie będziesz żałował. Jeśli zrobisz, co mówię, dam ci potem wiadomość do rodziny. Napiszę, żeby cię nagrodzili.
Jak będzie?
Pilnuj swojej skóry
Nie bój się[,] odbierzesz kartkę od Sikorskiego...
Co dostanę?
Wystarczy, żebyś mnie zapamiętał
Słyszałem, że chce mnie pan widzieć.
Mam prośbę.
Ależ niech pan prosi.
W mieście pozostała pieczęć rządu.
Ano, podobno.
Chcę ją odzyskać.
Na miłość boską, po co, panie Waszkowski?
Tą pieczęcią mogą być sygnowane rozkazy, zlecenia...
Daj pan spokój.
Gwarantuję słowem honoru powrót. Odbiorę ją i zniszczę.
Pan oszalał.
Pułkowniku, to jest nadal groźna broń. Wydostanę ją. Jeśli panowie dacie mi również słowo honoru, że nie będę śledzony do swego powrotu...
Nic nie rozumiem. Pan chce uciec?
Jestem człowiekiem honoru, panie pułkowniku.
No, dobrze, dobrze. Fantastyczny pomysł. Ale nam już ta pieczątka nie jest wcale potrzebna, drogi panie.
Popełnia pan błąd.
Nikt się nie będzie nią posługiwał. To już zamknięta przeszłość. Niech się pan nie fatyguje.
Nie będę mógł więc tego uczynić?
Niestety. Ja oczywiście wierzę, że pan jest człowiekiem honoru i że zależy panu na odzyskaniu tej pieczęci. I że pan by do nas wrócił. Niech mnie pan jednak zrozumie. Gdybym zameldował o tym zwierzchnikom, podejrzewaliby, że zbzikowałem. (
A więc domagam się tego!
Dosyć! Zapomina pan, że niczego tutaj nie wolno się domagać. (