Co też pan tu wypisuje? Podanie o przyjęcie do pracy na kolei?
To mój życiorysPierwsze zeznania Aleksandra Waszkowskiego rzeczywiście dotyczyły tylko jego indywidualnej działalności powstańczej i nie ujawniały szczegółów funkcjonowania organizacji. Taką informację podał Henryk Jabłoński, badający kompletne akta sprawy Waszkowskiego w latach 30. XX w. (zob. H. Jabłoński, Aleksander Waszkowski. Ostatni naczelnik miasta Warszawy w powstaniu 1863 – 1864, wyd. II, Warszawa 1963, s. 141). Dokumentacja, na którą powołuje się historyk, uległa całkowitemu zniszczeniu w 1944 r..
Proszę nie żartować... Gdybyśmy mieli cokolwiek o panu sądzić na podstawie tej lektury, musielibyśmy uważać, że jest pan, czy raczej, może że pan był przed aresztowaniem – nic nie znaczącym biuralistą.
Tak. Pisałem ten nekrolog.
A tu nagle talent zawodzi.
Nikt nie domyśliłby się z tych papierów, jak ważną był pan figurą.
Powiedziałem: jestem ostatnim naczelnikiem miasta Warszawy.
Słusznie. Był pan nim. Do niedawna. Ostatnim
Wielu ludzi, z którymi tu rozmawialiśmy, mówiło o panu z najwyższym uznaniem. O pana odwadze i poświęceniu.
Jak sam pan widzi, to uznanie udzieliło się nawet pułkownikowi Griszynowi.
Chcemy, aby pan dobrze zrozumiał nasze intencje. Zbliżamy się wszyscy do ostatniego rozdziału. Powstanie ostatecznie upadło. I my mamy pewne prawo do zmęczenia. Ma pan może wątpliwości, czy to koniec?
A więc pan posiada zmysł polityczny, dzięki Bogu.
Patrzył pan, jak ono dogasa. Doprawdy wszystko już legło w gruzach. Co zostało? Puste słowa. Wielka idea narodowa?... Ci, którzy mieli jeszcze za granicą złudzenia, pozbyli się ich również. Chcieliście więc rozniecić duży ogień. Zostało trochę dymu. Ale oto i on się rozwiewa po Europie.
Taki ogień rodzi się z iskry.
Powtarza pan wytarte zwroty.
Ojciec pana, którego przesłuchiwaliśmy niedawno i który także w dobrej wierze sporo nam opowiedział, twierdzi, że wykorzystano pańską wiarę i zdolności dla sprawy, która, jak sam mu pan ostatnio powiedział, skazana była na upadek.
Rzeczywiście, mówił mu pan coś takiego?
Nie pamiętam.
Mówi się, że tego kraju nie ma. To niezupełna prawda. Pan to wie! On jednak istnieje. W nieszczęściach, jakie ściągnęliście, w nadziei, że dobroduszność cesarska odmieni zło i nieszczęścia, w jakie naród został dzięki wam brutalnie wpędzony.
A ja jednak spytam. Sądzi pan, że istnieje możliwość, aby ta walka trwała nadal?
Nie. Nie ma takiej możliwości.
Otóż to! I od tego miejsca winniśmy rozmawiać.
Tymczasem utwór, który pan napisał w celi, nie zadowala naszej ciekawości. Tu nawet nie ma kłamstwa. Ale kłamstwem może być również pominięcie prawdy, proszę o tym nie zapominać, jeśli łaska. Zależy nam właśnie na poznaniu prawdy.
Chciałbym o coś jeszcze spytać. Może pan sądzi, że powieszono zbyt mało winnych? Zbyt mała ich liczba powędrowała na zesłanie? Zbyt nieliczni zginęli w polu?
Proszę wrócić do pisania. I niech pan tym razem dokładnie opisze swój udział w napadzie na Skarb Królestwa. To bardzo ważne.
Nie chcielibyśmy stracić zaufania w pańskie rozeznanie sytuacji.
Wolałbym otrzymać samodzielną celę.
Jak to? Nie chce pan towarzystwa?
Samotnikom tutaj bywa gorzej. Proszę się lepiej zastanowić.
On ma rację! Postaramy się, aby pan mógł pisać swój memoriał w kancelaryjnym pomieszczeniu.
Wątpię, czy się uda. Tu jest wszędzie ciasno.
Może jednak coś się da zrobić.
Nie mam nic przeciwko temu.
Witam pana, panie...
Waszkowski. Zdążył go pan poznać?
Owszem.
Nie interesuje mnie to.
Milczy, milczy z pewnością. Ale wkrótce rozwiąże mu się język.
Nie lubię się spieszyć, panie pułkowniku.
Będę musiał poszukać jeszcze pańskich papierów w kancelarii. Proszę poczekać.
Nie udała się, widzę, rozmowa?
Mam odpowiedzieć?
Nie. To przecież widać. Oni również nie mieli zadowolonych min.
Źle się pan czuje?
Powiedziałem coś śmiesznego?
Nie.
Tak mi się zdawało.
Nie bał się pan?
Czego?... Kręcą się przecież na każdym kroku patrole.
Zawsze tak było.
Tyle się opowiada o tym, że to miasto tak wspaniale umiało się bawić.
Przyjechał pan się bawić?
Żałoba nie może trwać wiecznie. Podczas wczorajszej rozmowy mój przyjaciel, który, podobnie jak ja, choć z innych powodów, interesuje się dziejami waszego ruchu...
Chciał pan powiedzieć: buntu.
Właśnie! Opowiadał o rozmowie z pewnym tutejszym arystokratą, którego nikt nie podejrzewa o sprzyjanie waszej sprawie. Powiedział mu, że te tylko narody kończą swoją historię, które zatracają poczucie odrębności i że nie ma sposobów materialnych, które mogłyby takiej amputacji dokonać. Niezmiernie rzadko zdarza się, aby w walce wyginął cały naród.
Zgłębia pan tajemnice historii?
Inaczej bym to określił. Tajemnice staram się przed historią skutecznie ukryć... Dalej ten znajomy dowodził, że skuteczniejsze bywają środki, które do utraty poczucia narodowej odrębności prowadzą nie drogą rozwiązań gwałtownych.
Słucham.
Zastanawiam się – a mój przyjaciel także – skąd u niektórych z was brało się to zdumiewające przeświadczenie, że cel narodowy – o którym marzyliście w swoim czasie – można pogodzić z wyobrażeniami wolności dostępnej wszystkim ludziom.
Bo to prawda.
Ależ nie ma takiej wolności.
Cóż zatem myśleli pańscy rodacy, którzy się do nas przyłączyli?
To idealiści lub szaleńcy. Śmierć stu powstańców nie ma dla nas takiego znaczenia, jak śmierć jednego z nich.
Wierzę.
To prawdziwa tragedia. A tragedię wymyśliło złe sumienie człowiekaTłumaczenie Karola Irzykowskiego. Wie pan, kto to powiedział?
Nie.
Fryderyk Chrystian Hebbel. Szkoda, że to nazwisko nic panu nie mówi. Niemcy mają szczególne wyczucie tragedii. Jeśli dla starożytnych Greków przyczyny tkwiły zawsze w woli bogów, Niemcy pragną je uczłowieczyć. Stąd ta masa niemieckich filozofów.
Pan jest także filozofem.
Policjantem. I to tymczasem dość niskiego szczebla. Jestem pewnie pańskim rówieśnikiem.
Możliwe.
Mój Boże, te lakoniczne odpowiedzi! Czy to ostrożność nakazuje tę powściągliwość, czy raczej cechy charakteru? W każdym razie może mi pan wierzyć: nie interesuje mnie pańska sprawa. Pańska konkretna sprawa, ale nie ukrywam, że pan sam mnie interesuje.
Wyjaśnię, dlaczego. Jest pan bowiem pierwszym człowiekiem, który do niedawna działał na tak wysokim stanowisku w waszej organizacji, którego tu poznałem. A pewnie i ostatnim.
Co jeszcze zdążył pan ustalić?
Niewiele. Wie pan, czemu tak bardzo pragnąłem wiedzieć, co pan tam właściwie robił?
Słucham.
Aby poznać motywy postępowania. Fakty nie mają dla mnie znaczenia. Tym zajmuje się pułkownik Tuchołko i pułkownik Griszyn.
Który teraz szuka dla pana papierów w kancelarii. Naprawdę sądzi pan, że jestem tak bardzo naiwny?
Czemu? Dziwi się pan, że rozmawiają ze mną, jak z równym sobie? Przecież wspominałem, że przysłano mnie z Petersburga z określonym zadaniem. U nas istnieje niesłychany, jak pan wie doskonale, kult urzędu. Moja niska ranga nie przeszkadza tym panom w okazywaniu... no, powiedzmy, swojej życzliwości.
Rozumiem.
Wracając do pańskiego postępowania – nie interesuje mnie również kara, jaka zostanie panu wymierzona.
Dobrze, że pan to powiedział.
Szczerość za szczerość. Domorosłym wielbicielem filozofii, proszę pana, istotnie czasami bywam. Proszę mi powiedzieć, czy możemy przewidzieć, kiedy w historii zło staje się dobrem a kiedy znów mamy do czynienia z odwróceniem takich pojęć?
Nie myślałem o tym.
Czyż to, pana zdaniem, nie istotne pytanie?
Dla policjanta?
Dla pana również, zapewniam... Może jeszcze znajdziemy czas, żeby dłużej porozmawiać.
O Fryderyku Chrystianie Hebblu?
Ciekawy temat. Wie pan, że sporo się teraz o panu mówi w mieście?
Między pańskimi przyjaciółmi?
Myślę o pana rodakach. Lubił pan podobno robić sobie portrety fotograficzneZnane są trzy fotografie Aleksandra Waszkowskiego, w tym jedna z 1864 r., którą ostatni naczelnik miasta wykonał u fotografa Fajansa. W listach do rodziny, pisanych potajemnie w więzieniu, nakazał ją powielić i rozdać nie tylko znajomym.?
I to już udało się sprawdzić?
Jak pan widzi, nie staram się niczego ukrywać. Te fotografieZnane są trzy fotografie Aleksandra Waszkowskiego, w tym jedna z 1864 r., którą ostatni naczelnik miasta wykonał u fotografa Fajansa. W listach do rodziny, pisanych potajemnie w więzieniu, nakazał ją powielić i rozdać nie tylko znajomym. to drobiazg świadczący o próżności. Ja też jestem próżny.
Niewiele będę mógł powiedzieć o swoich motywach.
A wie pan, interesuje się panem także konsul angielski, pan White. O mnie nie słyszał dotąd żaden konsul angielski.
Oto akta, Kiryle Michajłowiczu. No i co? Ciekawą rozmowę prowadziliście panowie?
Bardzo.
To był raczej monolog, panie pułkowniku.
Teraz sam pan chyba widzi, że umiemy postępować z więźniami szlachetnie, kiedy na to zasługują. O czym to rozprawialiście panowie, jeśli wolno spytać?
O konsulu angielskim.
Hm... Tymczasem może pan tutaj pisać.
Dziękuję.
I niech pan, proszę tym razem nie zawiedzie naszych oczekiwań. Nie spodziewamy się, że pan będzie sypał, wymieniał nazwiska ludzi, których następnie na skutek tych oświadczeń będziemy męczyć i skazywać...
Nie ma ich już na wolności. Jestem ostatnim naczelnikiem miasta. Już dawno straciłem swoich współpracowników.
To się da ustalić i bez pańskich wyjaśnień.
Zostali aresztowani albo wyjechali za granicę.
Uciekli... Oczekujemy natomiast, że będzie pan mówił o sobie. Bez fałszywej skromności. Że będzie pan miał odwagę ujawnienia swoich czynów. Dodajmy: w chwili, która jest dla pana najtrudniejsza. Kiedy stanął pan oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem.
To nie jest dla mnie zaskoczenie, panie pułkowniku.
Domyślam się. Ale jest jeszcze jeden powód, o którym radzę nie zapominać. Być może, ważniejszy od pańskich osobistych losów.
Cóż to za powód?
Niech pan zatem pomyśli o tych, którym przyjdzie zajmować wasze miejsce. Gdzie ono będzie? Pod szubienicą? W kopalniach, na zsyłce, w rewelinachPrawidłowa pisownia: rawelin. Władysław Terlecki natomiast konsekwentnie podawał brzmienie „rewelin”.?
Czeka pan na odpowiedź?
Nie teraz. Chciałbym tylko, żeby pan o tym pamiętał pisząc te zeznania.
Pilnuj go.
Dokąd?
Duszno. Otworzę okno.
Nie wolno.
Zamknij!
Dawno służysz?
Czemu, do licha, nie otworzysz gęby? Przecież nikt nie słucha.
Lepiej za dużo nie mówić.
Masz rację. Chciałbyś zarobić trochę grosza?
Nie bój się. Dobrze ci z oczu patrzy. Znajdź na górze celę, w której siedzi Sikorski.
To nic trudnego. Oddasz kartkęWaszkowski nie kierował swoich listów do Kazimierza Sikorskiego. Napisał (oprócz listów do rodziny) trzy listy do Aleksandra Laskowskiego i jeden do Alfonsa Kiełczewskiego. . Nic więcej.
Nie będziesz żałował. Jeśli zrobisz, co mówię, dam ci potem wiadomość do rodziny. Napiszę, żeby cię nagrodzili.
Jak będzie?
Pilnuj swojej skóry.
Nie bój się. Odbierzesz kartkę od Sikorskiego...
Co dostanę?
Wystarczy, żebyś mnie zapamiętał.
Dziwi się pan, cóż to za nowe porządki?
Nie sądzicie panowie, że należy w przyszłości odświeżyć te pomieszczenia?
Żebyśmy mieli tylko takie kłopoty.
Może jednak wyjaśnimy najpierw panu Waszkowskiemu, skąd owe porządki? Widzę, że to go ciekawi, czyż nie mam racji?
Niech pan słucha. Zgodnie z pana wolą postanowiliśmy, aby to co pan napisał, w złożonych przed komisją zeznaniach, zostało niejako uwierzytelnione.
Iwanie Pawłowiczu, niechże pan mówi po ludzku. Zaprosiliśmy konsula White.
Chwileczkę, panowie! Wyjaśnijmy wreszcie...
Niczego nie trzeba wyjaśniać. Pan Waszkowski wie doskonale, do czego zmierzamy.
Domyślam się.
No, proszę... Otóż chcemy, aby poczciwy Anglik usłyszał potwierdzenie tego, co nam pan napisał.
I to wszystko.
Spodziewamy się, że tak, jak do tej pory, zachowa pan rozwagę. Nie prosimy o nic, czego pan już dotychczas nie uczynił.
Dla dobra sprawy
O czym pan mówił, panie pułkowniku?
O pańskiej sprawie, ma się rozumieć. Sąd oceni tę pańską rzetelność.
Na to jeszcze przyjdzie pora. Jak pan się czuje?
Staram się przewidzieć, kiedy to się stanie.
Co?
Kiedy mnie powiesicie.
Co za czarne myśli?
Nie ma pan nadziei?
Na miłość boską! Po co teraz wyręczać sąd, moi panowie. Sprawa pańska jest co prawda trudna...
Beznadziejna
Tego ja nie powiedziałem
Panie Waszkowski, nikt z nas nie potrzebuje pańskiej śmierci. Niech pan, proszę, nie zapomina choćby o łasce cesarza.
Liczyłby pan na nią, będąc na moim miejscu?
No, wiecie, panowie...
Anglik się spóźnia. Zarządziliśmy przecież, żeby mu po drodze nie robili kłopotów.
Jaki musi być zmartwiony
Czemu?
Nie widać upiorów. Na pewno drżą mu z wrażenia łydki. A przecież nie bijemy więźniów...
Na ogół.
Takie wypadki należą do zupełnych wyjątków. Pan sam może to potwierdzić.
Anglikowi?
Nie sądzę, aby o to pytał, panie Waszkowski.
A to ekscelencjo pan Waszkowski.
Jak pan widzi, wszystkie stosowne warunki zostały zachowane.
Pan się nazywa Aleksander Waszkowski?
Tak, proszę pana.
Nazywam się Arthur White. Jestem konsulem angielskim, przedstawicielem królowej Wiktorii w Warszawie.
Nie zechciałby pan najpierw napić się herbaty?
Dziękuję, panie pułkowniku.
Wyjaśniliśmy już panu Waszkowskiemu, że chodzi o drobną formalność.
Chciałbym z tym panem porozmawiać dłużej
Nie będziemy przeszkadzać, ekscelencjo.
Wie pan zatem, dlaczego mnie tu zaproszono?
Owszem
Ma pan złożyć bardzo istotne zeznanie.
Uprzedzono mnie
Proszę pamiętać! Nie musi pan czynić niczego pod przymusem.
Nie chodzi o przymus
Zeznanie ma być dobrowolne. Całkowicie dobrowolne
Rozumiem.
Jeśli nie ma go pan ochoty składać – proszę odmówić
Nie skorzystam z tego prawa
Mam tego pełną świadomość.
Jak to? Chce pan więc, abyśmy je im wydali?
Tak, ekscelencjo.
Oskarża się pana, o ile wiem, o zrabowanie – o przyjęcie – w swoim czasie tych pieniędzy.
Wyjaśniłem te okoliczności
Nawet bardzo dokładnie. I teraz oto godzi się pan na ich zwrot? Jeśli w mojej obecności potwierdzi pan wszystko – sąd angielski nie będzie miał innej możliwości. Zarządzi natychmiastowy zwrot zdeponowanych pieniędzy tutejszym władzom.
Tego właśnie pragnę
Na miłość boską! Czy pan zdaje sobie z wszystkiego do końca sprawę?
Do jakiego końca? Powieszą mnie, ekscelencjo.
Spodziewa się pan, że zeznanie to wpłynie na łagodniejszy wyrok... Rozumiem i współczuję…
Nie, nie rozumie pan. Oni mnie powieszą.
W takim razie…
Niech pan teraz coś zrozumie. Przegraliśmy wszystko. Pan to widzi na własne oczy. Choćby pan tylko jeździł po tym mieście dorożką, lub wcale nie opuszczał mieszkania.
Proszę mnie nie oskarżać o obojętność.
Nie... nie pana... Otóż nie może być żadnego dalszego ciągu. Czy teraz mnie pan rozumie?
Niezupełnie, proszę pana
Pieniądze, przerzucone do Londynu, miały być przeznaczone na prowadzenie dalszej walki. Ona już się skończyła. I – niech pan słucha – nie może mieć dalszego ciągu.
Bili pana?
Przepraszam. Wyjaśnił pan, zdaje się, swoje wątpliwości?
Nie bito mnie ekscelencjo.
Czemu, wy panowie, podejrzewacie nas o wszystkie największe przewinienia?
Przepraszam. Być może, nie powinienem w ogóle stawiać tego pytania.
Ależ nie o pytanie idzie, ekscelencjo. Dlaczego tak bardzo zależy wam zawsze na tym, aby w nas widzieć barbarzyńców?
Odpowiadam za siebie, panie pułkowniku.
I w pewnym sensie za królową Wiktorię. Otóż nie biliśmy pana Waszkowskiego. Tak, jak nie bijemy innych więźniów...
Nie powiedziałem czegoś takiego, panie pułkowniku!
Dajmy już temu spokój. Powiedział pan, że nie biliśmy pana i że swoje wyjaśnienia złożył pan wyłącznie kierując się poczuciem prawdy. Chcę powiedzieć, że to właśnie jest możliwe, ekscelencjo. Pan Waszkowski po prostu mówi prawdę. Bo nie ma od niej ucieczki.
Trzeba tylko mądrego człowieka, aby to dobrze zrozumieć. Pan Waszkowski – choć to nasz przeciwnik polityczny – to właśnie zrozumiał. I dlatego zasługuje na nasz szacunek.
Zadowolony pan, ekscelencjo?
Raz jeszcze pytam – i nie oczekuję natychmiastowej odpowiedzi... czy potwierdza pan swoje zeznania złożone przed Komisją Śledczą?
Tak, ekscelencjo.
Zdaje się, że byłoby najlepiej, gdyby pan Waszkowski własnoręcznie, w obecności pana konsula, napisał podobne oświadczenie.
Jestem gotów
A zatem niech pan siada przy stoliku. Pióro, atrament i papier już tam leżą.
Wielu osobom, które przyglądają się z pewnego dystansu...
Z boku mówiąc po prostu...
Wydaje się, że między tymi, którz, prowadząc jakieś śledztwo, dążą do ustalenia prawdy – a ich więźniami wykluczone jest wszelkie głębsze porozumienie. Że tu się liczy jedynie strach, kara, no i czasami... bicie.
Wyjaśniliśmy sobie to nieporozumienie.
Chyba jednak nie prawda, ekscelencjo?
Niewiele wyjaśniliśmy sobie, moi panowie.
No – właśnie. Pan konsul jest na przykład zdumiony widząc jak postępujemy z podejrzanym Waszkowskim. I zapewne nie może uwierzyć, że doszliśmy z nim do takiego porozumienia i to bez posługiwania się strachem, bez grożenia karami...
Trudno w to uwierzyć, pułkowniku. Choć osobiście podobnego zdania na temat stosowania niedozwolonych środków represji w formie kategorycznej tu nie wypowiadałem...
Wypowiadał pan, panie konsulu.
Musieliśmy się nie zrozumieć
Otóż wyjaśniam: pan Waszkowski działa dobrowolnie. Dodam więcej, nie oczekuje wyrozumiałości sądu, ma na sumieniu poważne przewinienia. Ten młody człowiek był przecież ostatnim naczelnikiem miasta, jak oni to sobie nazywali...
Zdolny, pewny siebie.
Mówi prawdę, bo przekonała go do tego sama rzeczywistość. Nie pałki i nie kraty. Ten człowiek ekscelencjo wie, że rozpętał – on i jego dawni przyjaciele – burzę, która mogła zniszczyć jego naród. O, to wielkie słowa. Ale przecież zdarzały się już takie wypadki w dziejach. Doznał klęski. Poznał ciężar ofiar, jakimi przyszło płacić. Nie widzi więc innego końca… To tylko angielskie gazety mogą swobodnie, bo to nie kosztuje, wyrażać nadzieję, że walka nie jest tutaj na zawsze przegrana.
Angielskie gazety piszą prawdę, panie pułkowniku.
Tak, jak ją widzą u siebie, nad Tamizą. Tu wygląda ona inaczej.
Gazety też zmienią niebawem temat. A tu zapanuje, Bogu dzięki, spokój. Jest pan zadowolony z tutejszego klimatu?
Angielski bywa gorszy. Ale nie jestem zadowolony.
Dziękuję, panie Waszkowski.
Choć wolałby pan nie składać tego podziękowania.
Niech więc pan pamięta. Nie chcemy śmierci, ran, szubienic i zsyłek...
Sam pan to słyszy, ekscelencjo
Nie chcemy tego z innych powodów, niż ci panowie
Cel się liczy, nie motywy.
Bo to jest nam potrzebne do życia.
Pan mi mówił niedawno o śmierci
Ona też jest potrzebna
Przecież już mówiliśmy, że nie wolno upadać na duchu!
Nie będę prosił o łaskę
To nie interesuje z pewnością pana konsula. Można więźnia odprowadzić do celi!
Niech Bóg ma pana w swojej opiece.
Jest coś w jego zachowaniu z pozera, prawda?
Rzeczywiście grozi mu kara śmierci?
My nie jesteśmy sądem, ekscelencjo. Nie wydajemy wyroków.