Sag Harbor 19, I, 51.
Kochany Mietku,
Dziękuję ci za wszystkie trzy listy, otrzymane wczoraj i dzisiajListy Mieczysława Grydzewskiego nie zachowały się., zaraz odpowiem na HrabykaK. Hrabyk, Dzieje Tadeusza Wyrwy, „Wiadomości” 1950, nr 43 (238) z 22 października. W dalszej części listu Wierzyński polemizuje z tym artykułem., teraz tylko kilka spraw Twoich i moich. Burrowa jeszcze nie wyjechała i nie wiem, czy wyjedzie. Dowiem się i dam Ci znać. Chciałbym Cię jednak uprzedzić, byś na nią zbytnio nie liczył, nawet biorąc pod uwagę fotografię i panegiryk. „Nowy Świat” jest w kompletnym rozstroju i zrobił się najgorszym pismem pod słońcem. Jeśli tam pisać, to tylko pod adresem Yollesa, on wszystkim rządzi, choć się tego wypiera. Trzeba mu kadzić, im trywialniej, tym lepiej. Na listy często nie odpowiada. Mnie nie odpowiedział na prośbę o pomoc dla ciężko chorego człowieka. Dziś dostałem czek na $ 6 za pierwsze półrocze 1951 „Wiad[omości]”: M r. M. K. D z i e w a n o w s k i 3 8 Q u i n e y S t. C a m b r i d g e, M a s s. Co mam zrobić z tymi pieniędzmi? Przy sposobności zwracam Ci uwagę, że Kuttenowie dostają dwa egz[emplarze] „Wiad[omości]”, jeden wysyłany na 20 Francis St. Brooklyne Mass., drugi pod starym adresem. Aktualny jest 20 Francis St., drugą wysyłkę skasuj. Kuttenowa mówiła mi, że pisała o tym do administracji – bez skutku. Co Szyprowski? Napisz mi o tym. Proszę Cię, przyślij mi 1 egz[emplarz] z Nadbudową Zahorskiej, to było arcydzieło. I jeszcze jedno. Chciałbym Cię prosić o jakąś sztukę ludową, którą mogliby wystawić tutejsi Dipisi. Może Terlecki wskaże Ci, co oni mają pod ręką w Londynie, tylko zrób to szybko. Napisz mi, kiedy wyjdzie ostatecznie Korzec, chciałbym dostać 25 egz[emplarzy] autorskich, może Terlecki tego dopilnuje. Czy on już wrócił z Paryża Tymon Terlecki przebywał w Paryżu od 23 grudnia 1950 r. do 8 stycznia 1951 r. Zob. N. Taylor-Terlecka, E. Krasiński, Tymon Terlecki. Kronika życia i działalności (1905–2000), „Pamiętnik Teatralny” 2011, z. 3–4, s. 92.?
Teraz Hrabyk. Free Eur[ope] jest organizacją społeczną i ma pieniądze społeczne. Nie wiem, może otrzymuje także pieniądze rządowe, nie dziwiłbym się temu, ale wiem, że m.in. opiera się na fundacji Carnegiego i zbiera fundusze skąd się da. Nie znaczy to, by nie ulegała wpływom rządu, prawdopodobnie liczy się z nim bardzo i wydaje mi się to zrozumiałe. Obstawanie przy Jałcie jest brednią. Chodzi o to, jak się z tego wycofać przed wojną, kiedy nie są jeszcze do niej przygotowani. Bodeński mówił mi ostatnio, że radio F[ree] Eur[ope] występuje przeciw Jałcie, podaje uchwały organizacji polskich w sprawie granic i bieżące sprawy przedstawia w duchu niepodległościowym. To jego słowa. Ja audycji ich nie słucham i nie mogę zacytować Ci żadnych przykładów. Trudno mi jednak przypuścić, że jest inaczej, gdy w sprawach politycznych przemawiają tam tacy porządni Polacy jak Arciszewski, Korboński, Leszek i wielu innych. Mam do nich więcej zaufania niż do Hrabyka.
Tyle co do meritum sprawy. Co jednak mnie (a przypuszczam, że także i Ciebie – zwłaszcza że masz dostać stypendium) interesuje szczególnie, to sama psychologia pozycji Hrabyka (czytaj Heniusia). Jest to styl nieznośnej dla mnie demagogii, podającej stany emocjonalne za wartości polityczne, przy czym na codzienny użytek dzwoni się z największych dzwonów, po to tylko, by z tego nic nie wynikło. W Polsce zawsze można było zrobić na tym karierę, dzisiaj odpowiada to szczególnie naszemu rozgoryczeniu i desperacji. Czy pozwolisz mi na ten temat powiedzieć dwa słowa?
To jasne, że po Jałcie ogarnął nas wewnętrzny paraliż, tak byliśmy uderzeni. Jeżeli można było nas zdradzić jako sojuszników i opuścić jako towarzyszów broni, w co mogliśmy wierzyć i na czym mogliśmy się oprzeć? Sam odczułem to najlepiej na sobie i jako dowód mam Krzyże i miecze, które były trochę wyrazem tego stanu, a trochę protestem przeciw niemu. Jak można było przewidzieć, Jałta nie była jednak tylko zbrodnią przeciw Polsce, była zbrodnią przeciw światu. Przede wszystkim zaś była głupotą i wykazała, że najłatwiej o zbrodnię głupcom. Z powodu Jałty cierpią dziś także Anglicy i Amerykanie, którzy popełnili zbrodnię wobec samych siebie i teraz za to płacą. Być może, że i oni są w stanie pewnego paraliżu po tym, co zrobili, ale chcą się z tego wydobyć – przede wszystkim
Amerykanie. To, co się tutaj dzieje, prowadzi z pewnością do wojny. Każda polityka antysowiecka – z wyjątkiem zbrojenia Niemiec – jest polityką propolską. Tylko trzeba umieć w nią wejść i ją wykorzystać.
Nas w niej nie ma. Polityki tej nie można robić ani śród Polonii w Stanach, ani (niestety) w rządzie w Londynie, bo ani Polonia, ani rząd nic nie znaczą. Trzeba ją robić w świcie obcym, przede wszystkim w Ameryce, śród Amerykan [!]. Ale oto „przedstawiciele niezależnej myśli polskiej” – bo głupota nie może nazywać się mniej patetycznie – wciąż jeszcze czerpią natchnienie z ducha paraliżu, siedzą na kanapie i mają za złe. Używa się do tego takich słów, że tylko my sami, że wyłącznie własnymi siłami, że tylko z polskiego ducha itd. Znany i wielki to dzwon, ale jakże źle użyty! Byłem piłsudczykiem już wtedy, gdy Hr[abyk] był endekiem albo wcale jeszcze nie był. W roku 1914 Piłsudski mógł liczyć tylko na siły polskie i na nic innego (choć nie to dało nam wolność, lecz sytuacja polityczna). W roku 1951 Piłsudski nie mógłby i nie starałby się powtórzyć roku 1914, bo wszystko się zmieniło. Dzisiaj nikt nic nie zrobi sam, chyba Ameryka albo Sowiety, i on pierwszy zdałby sobie z tego sprawę. Możemy wygrać tylko wtedy, jeżeli wygra Ameryka, a w Ameryce nasze idee. Okazuje się, że nawet takie truizmy trzeba powtarzać, bo są mądrością niedostępną dla Hrabyków. Ale aby przebić się w Ameryce, wyjść z nicestwa, dać się poznać, zaciekawić ludzi i przedstawić własną siłę – na to trzeba ogromnego wysiłku, rozumu i talentu. Stąd wynikła moja, znana Ci mania, że do Ameryki powinni przyjechać z Londynu wszyscy ludzie przydatni do poważnej roboty. (Niestety dotychczas za jednego Weintrauba dostaliśmy Wańkowicza i Hrabyka).
Zastrzegam się, że osobiście nie mam nic przeciw Hrabykowi, podczas gdy Wańkowicza nie znoszę nerwowo. Ale co mnie uderza w publicystyce Hrabyka i wydaje mi się zgubne, to szaleństwo eliminowania się ze świata, podczas gdy powinniśmy dążyć do jak największej wszędzie infiltracji i jak najenergiczniejszej naszej wszędzie obecności. Po to przecież jesteśmy w wolnym świecie, naród został za żelazną kurtyną. Tego oni od nas chcą i tego się po nas spodziewają. Pamiętam, kiedy Jaś znalazł się w SzwecjiChodzi o wyjazd Jana Parandowskiego na Kongres PEN Clubów w Sztokholmie – zob. list 98, przyp. 8., pierwszym jego pytaniem było, co z naszych prac dotarło do obcych. (On wyobrażał sobie, że nawet w czasie wojny trzeba było to robić). Pytam się, co wnieśliśmy w czasie pięciu lat po wojnie do życia Anglii, Ameryki, Francji? Nie tylko jako pisarze, ale jako politycy, rząd konstytucyjny, cała emigracja. Nic. Splendid isolationAng.: wspaniała izolacja.. Polskie gorzkie żale, czyli w gruncie rzeczy jeszcze jeden partykularz i ghetto. Siedzimy na naszej krzywdzie i pokrzepiamy się tym jak nas pokrzywdzono*.
Wracając do Jałty, im więcej jest jej w Ameryce, tym więcej powinno być z nią walki. Opuszczenie placu, na którym można walczyć, nie jest zwycięstwem. Tylko wariat może zachęcać ludzi do zostawienia wszystkiego Mikołajczykowi (który bardzo spada w cenie) albo generalnej przeprowadzki do ermitażu Heniusia (który chciałby zawładnąć wszystkim, prowadzić wojnę w Korei, zabić Rokossowskiego, zorganizować wybory w Ameryce i zostać królem w Polsce). Rezultat jest taki, że nic nie robi i zrobić nie potrafi. „Tylko my mamy rację, my mamy rację, ale nic ponadto” – jak mówi poeta Jest to cytat z wiersza Wierzyńskiego Dno („Wiadomości” 1950, nr 35 (230) z 27 sierpnia), którego druga strofa brzmi:
Nasze serca czułe,
Całą naszą peregrynację
Zamknąć można w formułę
Gorzką i łatwą:
Tylko my mamy rację,
My mamy rację
Ale nic ponadto.. Do rozpaczy mnie doprowadza to polskie samoniszczycielstwo z wielkim, hrabykowskim (!)słowem na ustach. On tu organizuje teraz z Wackiem Jędrzejewiczem tygodnikWładysław Pobóg-Malinowski w liście Wacława Jędrzejewicza z 2 października 1951 r.
tak oceniał pierwszy numer: „Rozpiętość tematyki szeroka, dobór autorów bogaty. Razi nierówny poziom
artykułów, ale rozumiem, że jest to próba pogodzenia poziomu dla inteligencji z poziomem dla AmerykanówPolaków. Robię tu, co mogę, by zdobyć prenumeratorów. Ale grunt jest kamienisty” (W. Pobóg-Malinowski, W. Jędrzejewicz, Listy 1945–1962, oprac. S.M. Nowinowski, R. Stobiecki, Warszawa 2016, s. 486)., w prospekcie na drugim miejscu jest: zapewniona współpraca pisarzy polskich w Amer[yce]. Jakich? A zresztą Bóg z nim. Rozpisałem się o tym nadmiernie, bo od dawna miałem na sercu i na wątrobie te rzeczy.
Przepraszam.
Ściskam Cię serdecznie i mocno. Żałuję, że pieniądze mają pójść przez ŚwiatpolChodzi o przekazanie pieniędzy z nagrody literackiej przyznanej Wierzyńskiemu przez Polskie Oddziały Wartownicze za tom Krzyże i miecze.. Czy myślisz, że ja je kiedyś dostanę? Przeczytaj uważnie Korzec maku, coś tam znajdziesz, czego nie wydrukowałeś. Ciekaw jestem, czy poznasz Mowa o zadedykowaniu Grydzewskiemu wiersza Zapach – zob. list 260, przyp. 2.?
yours devotedly and limitlesslyAng.: twój oddany bezgranicznie.
Kazimierz
* W tym stanie szlachetny skądinąd Wyrwa przyszedł jak objawienie i dlatego Hrabyk (i H[enryk]) tak go się uczepił. Po przeczytaniu artykułu Hrabyka, a zwłaszcza zakończenia, w którym zawołał „niech świat wie, jak nas w Am[eryce] traktują” – czy coś podobnego – miałem wizję, że Stany są Syberią, Nowy Jork Irkuckiem, a Chicago Nerczyńskiem. Heniuś siedzi w jurcie przy ognisku, a Hrabyk Reytan pomyka do niego w zaprzęgu reniferów. Potem jednak przypomniała mi się tutejsza Kolonia Dipisów, z których prawie każdy ma po roku pobytu własny samochód, a kucharz ich, rzeźnik z zawodu, kilka tysięcy majątku. I wizja się rozwiała.