18.8.58
Drogi Kaziu. – Jeszcze przed otrzymaniem Twego listu, który nadszedł dzisiaj, a po przeczytaniu listu do Bormana (nawiasem mówiąc: bardzo Cię proszę o pisanie na maszynie do niego: on nie jest w stanie przeczytać ani słowa, a ja się męczę i denerwuję, bo i tak mam sto listów tygodniowo swoich), zwróciłem się do Karczewskiego via Grocholski, który jest z nim w stosunkach. Powiedział, że jest straszliwie zajęty i dlatego nie odpowiedział na listy (co ja uważam za świństwo), że Tyś się spóźnił o dwa tygodnie z wyklejką, a on także o dwa tygodnie, że rzecz jest w druku i że spodziewa się, że będzie na koniec września. Mogę naturalnie do niego napisać, ale musisz mnie do tego upoważnić i ewentualnie przysłać tekst listu, jaki uważasz za najodpowiedniejszy. Mogę napisać w tonie, jaki zechcesz. Oczywiście nie posyłaj mu żadnych pieniędzy. Ostrzegałem Cię przed tym, pisząc, że w Anglii nie ma zwyczaju płacenia za książkę z góry. Inna rzecz, że LeszekJan Lechoń pisał do Grydzewskiego w liście z 27 kwietnia 1954 r.: „Po prostu ludzie myślą, że wszyscy zafasowali forsę i nie odsyłamy książek, i lata chwila ktoś może nas zaskarżyć przed sądem w Waszyngtonie, czym już nam grożono. […] Daję Ci słowo honoru i znając mnie, uwierzysz, że jeśli o mnie chodzi, mógłbym czekać i rok jeszcze […]. Ale tutaj doprawdy grozi skanadal – trzeba znać Polonię amerykańską, aby wiedzieć, jak ona jest podejrzliwa wobec nowych emigrantów. Zapewniam Cię, że Rozmarek jest tez przekonany, że ta książką to była w ogóle «lipa». Wyjaśnienie w «Wiadomościach» jest nie do użytku, bo «drukarnia zapewnia», to znaczy, że nikt nie bierze odpowiedzialności” (M. Grydzewski, J. Lechoń, Listy 1923–1956, t. 2, dz. cyt., s. 218), a w kolejnym liście na początku maja powracał do tego tematu: „Stara Polonia naprawdę się burzy z powodu mej książki. Ci prości ludzie przekonani są, że ich znów nabrano i będzie to miało fatalny wpływ na wszelkie inne ewentualne prenumeraty. Nie chcę Cię nudzić, ale to naprawdę bardzo serio sytuacja” (tamże, s. 221). Grydzewski replikował z liście z 5 maja 1954 r.: „W sprawie książki błagam, nie pisz mi takich rzeczy, że stara Polonia się burzy i że rzecz wygląda bardzo serio. Książka się drukuje, a rozpiętość czasu między ukończeniem subskrypcji (grudzień) a wydrukowaniem (maj czy czerwiec) jest zupełnie normalna. Jaka Polonia się burzy? Chyba nie cała, tylko najwyżej ci, co subskrybowali. Ilu jest takich? Jeden? Dwu? […] Książkę robię jak można precyzyjnie i dlatego, że jakiś idiota myśli, że ukradliśmy mu dwa dolary, nie utopię jej u brzegu. Już i tak zrzekłem się trzeciej rewizji i nie wiem, czy nie wkradną się jakieś błędy. Na każdym kroku wyłaniają się trudności […]” (tamże, s. 223). Ostatecznie Lechoń otrzymał Poezje zebrane 1916–1953 14 czerwca 1954 r.; tego dnia poeta zanotował w Dzienniku: „Przyszedł pierwszy egzemplarz mojej książki z Londynu. Nie można było wydać jej piękniej, z większą elegancją. […] Może bym się i dziś rozpłakał – ale nie było przed kim. Więc tylko głaskałem te kartki, przerzucałem je wiele, wiele razy. Zdawało mi się, że są to uczciwe wiersze (nawet te bez ognia)” (J. Lechoń, Dziennik, t. 3, dz. cyt., s. 394). przesadzał z żalami prenumeratorów. Że jeden parch, któremu wydawało się, że za 2 dol[arów] kupił i poetę, i „Wiadomości”, robił brewerie, nie dowodzi niczego. Myśmy nie mieli a n i j e d n e j reklamacji, bo każdy wie, że „Wiadomości” nie wyłudziłyby prenumeraty, by nie wydać książki.
Uściski serdeczne.
Przepraszam za parcha, to był nietakt z mojej strony.