20.II.58
Drogi Kaziu. – Nie zdążyłem już dać ogłoszenia w nr. 622, ale idzie w nr. 623W istocie, po nrze 8 (621) z 23 lutego 1958 zapowiadającym wydanie i ogłaszającym przedpłatę na Poezje zebrane Wierzyńskiego, w „Wiadomościach” ukazały się jeszcze ogłoszenia (o różnej treści) w nr 10 (623) z 9 marca i nr 11 (624) z 16 marca. Później funkcje tę przejęły listy przedpłacicieli, w okresie od 23 marca do 16 listopada ukazało się szesnaście takich zestawień, w numerach: nr 12 (625) z 23 marca, 13 (626) z 30 marca, 14–15 (627–628) z 6 -kwietnia, 16 (629) z 20 kwietnia, 17 (630) z 27 kwietnia, 18 (631) z 4 maja, 19 (632) z 11 maja, 20 (6330 z 18 maja, 21 (634) z 25 maja, 22 (635) z 1 czerwca, 23 (636) z 8 czerwca, 24 (637) z 15 czerwca, 25 (638) z 22 czerwca, 27 (640) z 6 lipca, 31 (644) z 3 sierpnia, 46 (659) z 16 listopada. i będę je stale powtarzał. Możesz przysłać nowe teksty. Twierdzę, że nie ma to żadnego znaczenia, ale skoro nic nie kosztuje, można dawać. Natomiast nie wiem, po co wyrzucać pieniądze, mniejsza czyje, na ulotki, przecież jeżeli ktoś będzie chciał nabyć egzemplarz, obejdzie się bez ulotki. Do tej pory poza czterema zgłoszeniami via Instytut, jest zgłoszeń czternaście: cztery na zasadzie zapowiedzi (w tym Rawicki i Rodziński), dziesięć na kuponach, w tym Składkowski, Wacław Zagórski, Terlecki, Danilewiczowa, Kwapiński.
Przesłałem Haleckiemu kopię listu Zygmunta SerafinowiczaW liście z 2 lutego 1958 r. Zygmunt Serafinowicz pisał do Grydzewskiego m.in.: „[…] powiem Panu, że nie bardzo rozumiem stanowisko tego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku w sprawie «spadku» po Leszku. Wiem, że powstało tam jakieś muzeum obejmujące pamiątki po Leszku (książki, obrazy) – na prawdę bardzo się z tego cieszę, ale uważam, że powinni mnie o tym zawiadomić. Tymczasem nic, ani słowa. O wszystkim dowiedziałem się zupełnie przypadkowo od kogoś, kto słyszał to przez radio, potem znów jedna pani powiedziała mi, że jej znajomy po powrocie do kraju przywiózł dla mnie jakieś pamiątki po Leszku, jakieś osobiste drobiazgi i zostawił to u niej dla doręczenia mnie. Pytam się, czy przywiózł także jakiś list – nic podobnego. Ostatnio znów p. Morawska otrzymała od jakiejś pani list, w którym między innymi jest mowa o tym, że wraz z odzieżą przeznaczoną dla niewidomych w Laskach wysłano również ubrania Leszka poznaczone dla odróżnienia literą „S”, żebym sobie to zabrał. Wie Pan, nawet jeżeli w tym Instytucie są sami ludzie, których nazwiska przez wieki jaśnieć będą złotymi głoskami w dziejach polskiej kultury, podczas gdy moje imię pokryje mrok w 5 minut po eksportacji, to i tak jeszcze w ten sposób sprawy się nie załatwia. Nie chodzi mi o tzw. miłość własną, pal sześć!, ale naprawdę uważam, że nie mam po prostu prawa zgłaszać całkowitego desinteresement w tej sprawie i muszę dążyć, aby to wszystko załatwione zostało w jakiś dorzeczny prawny sposób. Oczywiście raz jeszcze podkreślam, że nie palpituję [?] do niczego, co jest własnością muzeum, ale chciałbym wiedzieć, jak to wszystko będzie wyglądało kiedyś, «po latach, gdy nas już nie będzie», tzn. ani mnie, ani Wierzyńskiego, ani nikogo z przyjaciół Leszka – członków tego Instytutu” [rękopis w zbiorach Archiwum Emigracji w Toruniu, sygn.: AE/AW/CCLXXXIV/2]. – Grydzewski w odpowiedzi pisał Z. Serafinowiczowi 16 lutego 1958 r.: „Odpis słusznego fragmentu listu Drogiego Pana przekazałem prof. Oskarowi Haleckiemu (Chatteau Lorraine 5-e, Scarsdale, N.Y., USA), który stoi na czele Instytutu. Nie chciałem pisać do Wierzyńskiego, bo miał niedawno ciężki atak sercowy i nie chcę go denerwować. Halecki jest zacnym i porządnym człowiekiem i myślę, że rzecz wyjaśni”. W następnym liście z 16 marca 1958 r. Mieczysława Grydzewskiego czytamy: „Właśnie miałem wiadomość od prof. Haleckiego, że zajął się sprawą, o której Pan pisał i że o rezultacie zostanie Pan zawiadomiony. Jak mi się zdaje, opóźnienie może powstać z tego, że Wierzyński po swoim ataku sercowym nie przyszedł jeszcze do siebie w całej pełni i nie może, czy nie mógł pojechać do Nowego Jorku na zebranie komitetu”. (Oryginały w zbiorach prof. Józefa Adama Kosińskiego, który łaskawie udostępnił P. Kądzieli odpis maszynopisowy listów). i prosiłem go od siebie [o] przekazanie mi pamiętnika Leszka. Drukując to, co zostało przepisane, a czego on nie poprawił, wyrzucam całe ustępy, których nie rozumiem, a nie mogę sprawdzić. Poza tym chciałbym, by całość została przynajmniej porządnie przepisana. Od samego początku byłem zdania, że powinno to było być przysłane do Biblioteki Polskiej, gdzie by ktoś się tym zajął. Sakowski jest chyba jedyny, który umie odczytywać z pewną dokładnością pismo Leszka. Proszę Cię, byś przypilnował tej sprawy.
Uściski serdeczne.
FrylingW istocie tekst J. Frylinga ukazał się o tydzień wcześniej w numerze 624. pójdzie zapewne w nr. 625