Wchodzić, wchodzić!
(do Pontusa)
Pan tu jest komendantem? Doprowadziłem jeszcze troje ludzi. Razem będzie pan miał na stanie
A co to za ludzie?
Wszyscy po wyroku.
Którzy, proszę pana?
Ależ proszę pana!...
Cicho! Was nie pytam. Stać na baczność, kiedy do was mówię! Sprawę już miał?
Miał, proszę pana, ale to było jeszcze przed wojną...
Cicho! Nikt was nie pyta.
Ja jestem zastępcą.
No to każcie odliczyć i zameldujcie.
Ale to chyba nieporozumienie, proszę pana. My jesteśmy ludzie wolni.
Ma się rozumieć. A pan komendant i ja siedzimy za kratkami. Dowcipniś, psiakrew!
My jesteśmy niewinni i z tymi aresztantami nie mamy nic wspólnego!
Poza celą. Cele będziecie mieli pewnie wspólne. Rozsadźcie ich, panie kolego, według uznania.
Tak, ma się rozumieć. A co z wyżywieniem? Przyślą?
Oczywiście. Dwa i pół tysiąca kalorii na głowę.
Oj to dobrze... Myśmy tu mieli, myśmy tu, mówię, mieli znacznie mniej. Prawda, Inuś?
Cicho! Nie gadać w szeregu! Pewnie jakaś recydywa. (do Melanii) A wy jak długo tu siedzicie?
Trzecią dobę, proszę pana.
A wyrok?
Bez wyroku, proszę pana.
To nic, będziecie mieli zaliczone.
To jest moja siostrzenica.
Ładna rodzinka. Nie ma co. Wujek i siostrzenica. Kradzież?
Nie. Kanibalizm!
No widzicie. I po co wam to było?
Mamy tu jeszcze małżeństwo. Ci państwo.
Państwo! Cackacie się z nimi! Może jaśniepaństwo, nie? Co zrobili?
Nie wiem. Chcieli, zdaje się, wyjechać za granicę.
Wystarczy, możecie dalej nie mówić. Zwłaszcza jeżeli się zważy, że nie ma czym...
Zastanawiam się, i nie wszystko mogę zrozumieć. Pan jest absolutnie pewny, że tu jest więzienie?
Co takiego? A cóż by tu miało być – kościół?
O właśnie, może kościół.
Co pan powie... A dlaczego nie hotel, albo dom publiczny?
Wcale nie jestem pewny że nie. Między nami mówiąc, tu kiedyś była stacja. Stąd jeździło się w świat.
A teraz ze świata przyjeżdża się tutaj. Dla przestępców jest to poniekąd stacja na drodze ich życia. Stacja z dłuższym postojem. Co to za walizki?
Te? To ich.
Jak to, ich? Nie znacie regulaminu?! Bagaże zostawia się na wolności, albo przechodzą na skarb państwa. Brudno tu, byle jak, burdel nie więzienie! Weźcie no ich do galopu, niech mi tu zaraz wysprzątają!
Tak jest! Na moją komendę — do sprzątania – w tył — rozejść się!
Pan oszalał, panie Tera?
Tu rzeczywiście jest brudno.
To niech panowie sprzątną. Dlaczego właśnie, dlaczego właśnie my?
Cicho tam, kanibale! Do roboty!
No co wam szkodzi – posprzątajcie, kiedy proszą...
Powiedzcie no, komendancie, politycznych u was nie ma? Może trzymacie ich gdzieś osobno, na górze, albo na dole?
Nie ma nikogo osobno. Wszyscy są tutaj.
Nie boicie się trzymać ich razem? To trochę lekkomyślnie. Na pewno porozumiewają się ze sobą.
Owszem.
No właśnie. Takie kontakty do niczego dobrego nie prowadzą. Buntu jeszcze nie było?
Buntu? Nie było.
To będzie. Zobaczycie, że będzie. Opanują więzienie, straż wyrżną, was wyrżną, i co wtedy? Wojsko na pomoc wezwiecie?Skreślenie cenzorskie z parafką.
Wojsko? O ile zdążę.Skreślenie cenzorskie z parafką. Nie pomyślałem o tym.
Beztroski z was człowiek, komendancie. Dawno w zawodzie.
Niedawno.
To widać. No nic, ja już pomogę wam zaprowadzić porządek. Po pierwsze należy oddzielić nowych od tych waszych, rozpieszczonych i zdemoralizowanych.
Jak uważacie...
To jest konieczne. Są jakieś wolne cele na górze?
Są. Tędy trzeba, przez peron.
W porządku. Nowoprzybyli – zbiórka!
Tak jest.
No co tak stoicie, sprzątajcie! Dwa i pół tysiąca kalorii...
Pan wierzy w te kalorie?
W więzienie wierzę. Więzienie to nie kościół. Zamkną człowieka i siedzi. To się od razu sprawdza.
Jak sprawdza?
Że nie można wyjść.
Nie wszystko, co zamknięte, musi być zaraz więzieniem. Spróbujcie otworzyć.
Słusznie.
Pontus, on nam ucieknie!
Oszaleliście, czy co?!
Bo pęknę ze śmiechu.
To nie jest więzienie!
A co to jest?!
Nie wiem. Będzie, co będziemy chcieli.
To dlaczego nie więzienie?
Bo nie ma chętnych na więźniów. Na więźniów, mówię. Ja i te drugie drzwi otworzę.
Brawo, Leonku! Co za ludzie... Zupełnie bez charakteru.
Jasna cholera... No nic się nie udaje! Nic. Głodny jestem.