Cześć. Rudego jeszcze nie ma?
Nie ma. A kto to taki?
Jego spytaj. On do takich, co o to pytają, od razu strzela. Kto mnie nie zna, powiada, nie wart jest, żeby żyć.
Ostry facet. Z jakich stron?
A jego spytaj. On do takich, co o to...
Wiem. Ale ja też umiem strzelać.
Nie rozśmieszaj mnie. Ilu masz na rozkładzie?
Nie liczyłem.
A broń masz?
Nie twój interes.
Słusznie. Podobasz mi się.
Niepotrzebnie.
To się jeszcze okaże. A te sikorki co tutaj robią?
Panie! Ta pani jest moją żoną.
Tak? Żałuję, że nie ta – ta jest lepsza. Rudemu będzie się podobała. Rudy lubi młode sikorki.
To jest moja siostrzenica.
Nie szkodzi.
Niech pan nie myśli, że nie potrafimy obronić naszych kobiet. My tu już niejedno razem przeżyliśmy.
Razem... Ach, rozumiem. Ale to dobrze. Komuna powinna być ze sobą zżyta.
Komuna?... Pan myśli, że my...
Nieważne, co ja myślę. To się rzuca w oczy. Dzieci macie dużo?
Jakich znów, proszę pana, dzieci?
No jakich, jakich... Wspólnych, oczywiście! Nieważne, przyjdzie Rudy, to będą. Komuna bez dzieci prędko się rozpada. Dzieci to cement.
Także przyszłość.
Przyszłość także, ale głównie cement. Gdyby nie dzieci, wszystko by się rozpadło – i małżeństwa, i komuny, i społeczeństwa, nawet mocarstwa by się rozpadły. Upadłby cały porządek na świecie. Tylko to nas ratuje, że dzieci patrzą.
My jakoś funkcjonujemy.
A jak długo razem żyjecie?
Parę dni.
Ale nie w tym sensie jak pan myśli.
Nie w tym, to w innym. Najważniejsze, żeby się razem kochać i wspierać. Ale Rudy nie przystąpi do was z pustymi rękami. Dwie dziewczyny wprowadzi do komuny, dziewuchy jak rzepy, obie bardzo robotne, zwłaszcza w łóżku! Co wy na to?
Ja się nie sprzeciwiam.
Nigdy dotąd nie żyłem w komunie. Czy z tego można wystąpić?
Na pewno. Nikt nikogo siłą nie trzyma.
To my, proszę pana, to my od razu zgłaszamy nasze wystąpienie. Prawda, Inuś?
Prawda, Leonku. Ale nie ma takiego pośpiechu. Kiedy człowiek już w tym jest, to może nie jest takie straszne. Jak wygląda ten Rudy?
Ależ to bandyta, kochanie. On strzela, strzela, mówię, za takie pytania.
Do mnie nie strzeli, nie będzie taki głupi.
O, jesteście wreszcie. To jest nasza nowa rodzina. Przywitajcie się.
Mówiłem, co? Mówiłem, że niezłe...
Tak dużo ludzi na świecie, że wszyscy wszystkich przypominają. Nie trzeba się tym przejmować, tylko w miarę możności robić wszystko, żeby się odróżniać. Dobrze całuje ta mała.
Chyba nie gorzej ode mnie!
Melanio, jak możesz!
Pocałunek to nic złego, bracie Botylda.
Nic, ale po co się zaraz porównywać. Pozatem nie jestem pańskim bratem.
W komunie wszyscy jesteśmy braćmi. Słuchajcie, sikorki, co z Rudym?
Kazał, żeby czekać na niego z kolacją. Nie jedliście jeszcze kolacji?
Nie jeszcze.
W takim razie zaczekajcie na Rudego.
O, nie ma obawy, zaczekamy.
Od dawna już tak czekamy.
Bardzo dobrze. Pomóżcie nam tymczasem w przygotowaniach.
Chętnie, proszę pani.
Pani? Jesteśmy już chyba na ty.
Chętnie, proszę... ciebie, tylko widzisz, widzisz, mówię, u nas z jedzeniem krucho.
Nie szkodzi. Rudy zje byle co.
My też. Ale nawet byle czego nie mamy.
Drobiazg. Andy przyniósł. Przyniosłeś, Andy?
Tu jest.
Ja pootwieram puszki...
Nie trzeba. Rudy lubi, żeby było otwarte w ostatniej chwili. Aromat, mówi, nie ucieka.
Co tam, siostro, aromat – my głodni jesteśmy!
Doskonale, Rudy lubi, kiedy wszyscy mają apetyt. On w ogóle jest smakosz. Co najmniej dwie osoby w komunie muszą dobrze gotować.
Ja umiem, prawda, Leonku?
O tak, moja żona świetnie gotuje...
Twoja? Coś ci się, bracie, pomieszało. Tu nie ma nic twojego, wszystko jest wspólne.
No tak, do pewnego stopnia.
Nie kłóć się, Leonku, bo nas do stołu nie dopuszczą.
Nie ma obawy. Rudy nie lubi, kiedy coś zostaje.
Nie zostanie. Pod tym względem będzie z nas bardzo zadowolony. Krajać chleb?
Właśnie. Może by już pokrajać chleb?
Już? Jak myślisz?
Nie zeschnie się?
Tu jest dosyć wilgotno.
Sama nie wiem...
No to niech już pokroją.
Ja!
Ja!
Tylko nie jeść.
Okruszynki chyba można?...
Nie wolno. Okruchami Rudy karmi ptactwo. Dla ptaków ma miękkie serce. Zwłaszcza dla wróbli.
Niedużo ich w tej okolicy.
Tym lepiej dla tych, co są – najedzą się za wszystkie czasy.
O Jezu, ręce mi się trzęsą...
Nie szkodzi, to z apetytu.
Można już smarować masłem?
Już smarować? Jak myślisz?
Sama nie wiem...
No, niech smarują, tylko nie za cienko.
Ja! Ja umiem grubo!
Odejdź, siostro, ja smaruję. Najpierw trzeba skosztować, czy nie kwaśne.
Nie ma potrzeby, dobre jest. Nie ruszać kiełbasy!
Chciałem tylko powąchać.
Nie trzeba, dobra jest.
Kiedy on przyjdzie? Może już idzie? Może byśmy zaczęli bez niego?
Zacząć bez Rudego? Jak myślisz?
Sama nie wiem...
Ja bym zaczął. Zostawimy mu przecież, zostawimy mu, mówię, trochę.
Więc jak?
Wykluczone. Niech nikt się nie waży zaczynać bez Rudego! Łeb rozwalę każdemu, kto zacznie!
To tak się mówi do rodziny?
Właśnie. Do sióstr i braci...
Możemy się tymczasem pokochać. To skróci czas oczekiwania.
O właśnie! Zleci nam czas do kolacji, że nawet się nie obejrzycie!
Ja także. Troszkę tu jesteśmy osłabieni.
No jak chcecie. Nikt was gwałcić nie będzie.
Miejmy nadzieję, że on wkrótce nadejdzie.
O, na pewno. Rudy zawsze nadchodzi w porę. Jeżeli chcecie, możemy wyjść mu naprzeciw. On bardzo lubi, kiedy mu się wychodzi naprzeciw.
Wszyscy?
Ma się rozumieć, że wszyscy.
Ale ktoś musi zostać przy jedzeniu.
Ja popilnuję. Idźcie.
A może ja? Z mężem. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty na spacery.
Nikt nie ma, ale...
Dla Rudego liczą się fakty, nie ochota do faktów. Idziemy.
Może zostanę z tobą? Ostatecznie moglibyśmy pójść do łóżka.
Co za poświęcenie... Nie bądź taki mądry, bracie Botylda. Jak idą wszyscy, to wszyscy.
Pssst, siostro... Siostro, urwałem się.
No, ptaszku... W samą porę!
Nie, panie Tera – za późno.
Zeżarłeś wszystko?! (chwyta go za klapy) Ty durniu..
Tylko okruchy... Okruchy, mówię. Niechże pan puści, Tera.
A reszta? Schowałeś?
Nie zdążyłem. Nie było. Oni z nas, Tera, oni z nas zakpili!
Tym razem, tym razem, mówię, to my im znikamy...