13 styczna 1958.
Kochany Mietku,
13-tka dobra cyfra. Dziś przyszedł Twój list i wreszcie wyjaśnił całą sprawęTreść tego listu koresponduje z listem M. Karczewskiego do Wierzyńskiego z 8 stycznia 1958 r.:
„Drogi Panie,
Mimo że weszliśmy już w Nowy Rok – przesyłam najlepsze życzenia na jego resztę. Przede wszystkim – pełnego powrotu do zdrowia, a następnie – powodzenia książki.
Miałem kilka rozmów ze Świderskim. On zna dużo lepiej niż ja rynek polski, gdyż ja specjalizuję się w druku i w rynku angielskim; on zaś jest niewątpliwie najbardziej rzutkim (jeśli nie jedynym) rozsprzedawcą polskim, który ma duże kontakty, wyczucie, pomysły i dokładność. Uczciwie powiem, że choć w dziedzinie rozsprzedaży mógłbym Panu ofiarować lepsze niż on warunki, technicznie nie byłbym w stanie włożyć w nią tyle wysiłku, co on. Moje rezultaty byłby też skromniejsze.
Warunki Świderskiego nie odbiegają od warunków innych Składów głównych (50%*1 od całości sprzedaży, albo 25%**1 od subskrypcji i 50% od sprzedaży). Wybór – którą formę wybrać – zależy od wyczucia. Jeżeli przyjąć, że subskrypcja będzie taka sama jak sprzedaż, w obu wypadkach wynik będzie ten sam. Jeżeli subskrypcja będzie większa od sprzedaży – korzystniejsza dla Pana jest forma druga. W żadnym jednak wypadku nie będzie to duża różnica.
Świderski obstaje przy swojej tezie, aby cenę ustalić na £ 2 wzgl. $ 6 w subskrypcji, a £ 2,8 wzg. $ 7 w sprzedaży. Na stosunki angielskie jest to cena bardzo wysoka. On jednak ma dużo lepsze wyczucie niż ja rynku polskiego i myślę, że z jego opinią trzeba się zgodzić, zwłaszcza, że rozumie on dobrze, że im droższa książka, tym lepsza musi być jej reklama.
W sumie popieram myśl oddania książki w ręce Świderskiego, z tym, że zupełnie niezależnie od sprawy druku, w czym będę mógł mu pomóc, chętnie to zrobię.
Świderski radzi nastawić się początkowo na 1 000 egz. Jak Pan wie z poprzedniej korespondencji, koszt druku i oprawy tej ilości wyniósłby, z uwzględnieniem rabatu 5%, £ 943. Ponieważ resztę łącznie z wysyłką przejąłby Świderski, w sumie tej mieściłaby się całość kosztów. Aby ją pokryć, trzeba sprzedać 350 egzemplarzy w subskrypcji i 350 w sprzedaży, co nie wydaje się nadludzkim problemem.
Jak już poprzednio pisałem, sprawę nakładu, a nawet sprawę warunków składu głównego można jeszcze wałkować przez miesiąc–dwa od chwili zaczęcia składu. Natomiast z jego zaczęciem dłużej czekać nie mogę. Od dłuższego czasu trzymam drukarnię w oczekiwaniu tej roboty, rezygnując z robót innych i dłużej niż do końca tego miesiąca czekać nie mogę1. Jeżeli więc nadal jest intencją Pana drukowanie książki u nas – proszę o niezwłoczne sfinalizowanie tej sprawy w formie potwierdzenia naszych warunków i przesłania zadatku.
Jest to sprawa rzeczywiście pilna, gdyż i tak nadużyłem cierpliwości moich wspólników i mam z tego powodu przykrości. Równocześnie zaś zdaję sobie sprawę, że nikt w Anglii nie wykona tej roboty lepiej ode mnie, a podstawowym warunkiem powodzenia książki o tak wysokiej cenie jest jej naprawdę pierwszorzędne wykonanie, kwalifikujące ją do reklamy jako wydawnictwa luksusowego.
Oczekując szybkiej odpowiedzi i ponawiając raz jeszcze najlepsze życzenia, łączę serdeczny uścisk dłoni – M. Karczewski”
Na kopii tego listu, przesłanej Grydzewskiemu, zakreślone są odręcznie przez Halinę Wierzyńską liczby w procentach i jej odręcznie zapisane przy tym uwagi: 50% – „To chyba pomyłka Karczewskiego”; 25% – „Świderski w swoim liście podał 10%.”.. A więc:
1. Cena książki w Ameryce $ 5 – w przedpłacie, $ 6 – w sprzedaży ($ 6 i 7 jest niemożliwe, wszyscy mi odradzają, lepiej iść na większą ilość egzemplarzy niż na wysoką cenę). W Anglii trzeba zmienić ceną na 32 sh[ilingów]. Niech to decyduje Świderski z Karczewskim.
2. Nakład 1000 egz[emplarzy] z tym, że jeśli przedpłata będzie udana, nakład się podwyższy.
3. Zgadzam się, aby Świderski objął skład główny i kolportaż na warunkach 10% od przedpłaty, jeśli inaczej nie można, i 50% od składu głównego.
4. Trzeba ustalić, dokąd kierować czeki za przedpłatę, do „Wiadomości”, czy do Świderskiego. Chyba do „Wiadomości”, bo to od razu da nazwiska, które będą drukowane w „Wiadomościach” w miarę napływania przedpłaty. Oświadczenie Świderskiego (punkt 4) o zamówieniach „zdobytych przez moją księgarnię” nie jest jasne, jeśli chodzi o przedpłatę. Czy od tego, co on sam zdobędzie dla przedpłaty będzie liczył 50%? Czy też 10%, o których pisze w swoim liście, obejmuje całą przedpłatę? Chyba tak, bo jakby te rzeczy można potem rozdzielić?
5. Napiszę do ŚwiderskiegoW liście z 14 stycznia 1958 r. Wierzyński pisał do Bolesława Świderskiego: „Szanowny Panie, Odpowiadam na list Pana z dnia 31 grudnia ub. i na elementy dotyczące Pana, a poruszone w liście p. Karczewskiego z dnia 8 stycznia rb. Zgadzam się na objęcie przez Pana propagandy przedpłaty Poezji zebranych, którą «Wiadomości» [!], na kolportaż i skład główny. Zgadzam się na 10% od przedpłaty ogłoszonej przez «Wiadomości» i uzyskanej przez Pana propagandę. Proponuję 40% (a nie 50%) od sprzedanych przez Pana książek poza przedpłatą. Wypłacam $ 1.500,–.- zebranych dla mnie z Chicago na wydawnictwo książki (druk i oprawa u p. Karczewskiego) i uważam, że powinien Pan wziąć ten element pod uwagę. Proszę o szybką i jasną odpowiedź. Co do ceny: nie może być powyżej $ 5,–.- w przedpłacie i $ 6,–.- poza przedpłatą. Proszę to wziąć pod uwagę i dostosować cenę angielską do $ 5,–.- (32 sh.?). $ 6 i $ 7 to zniechęcająca cena, ludzie są nieprzyzwyczajeni do takiej wysokości. Odradzają mi ją panie z Nowego Jorku i z Bostonu, z którymi się w tej sprawie komunikowałem i które będą zajmowały się zbiórką przedpłaty. Lepiej zrobić wszystko, by zebrać dużo czytelników niż podbić cenę, która ich odstraszy. Proszę o wiadomość, co zamierza Pan zrobić dla propagandy przedpłaty? Znając rodaków w tej materii, zgodzi się Pan, że trzeba przedpłatę nieledwie wymuszać. W Ameryce powstają w takich warunkach „komitety” pań – 2–3 damy zajmują się karotą według list różnych stowarzyszeń. Obliczyłem, że Poezje zebrane Lechonia nabyło w Londynie w przedpłacie... 37 osób! To nie może być! Cieszę się, że Pan zajmie się książką z energią, która od dawna podziwiam. Ja rozpisuję wszędzie „orędzia” – nie ma nikogo w Australii, w Izraelu i we Francji. Amerykę biorę na siebie. Niech Pan dźwiga resztę świata. Proszę o rychłą odpowiedź, oby afirmatywną co do 40% i atrakcyjną co do pomysłów. Łączę serdeczne pozdrowienia i ściskam Pana rękę. Kazimierz Wierzyński”; kopia maszynopisu w archiwum Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, sygn.: Kazimierz Wierzyński Papers, kolekcja nr 031, folder nr 5. i do KarczewskiegoW liście z 14 stycznia 1958 r. Wierzyński pisał do Marcelego Karczewskiego: „Drogi Panie, dziękuje Panu za list z dnia 8 stycznia. Tak samo jak Pan pragnę, abyśmy nareszcie przystąpili do druku książki i mam wrażenie, że nareszcie dobrnęliśmy do końca wszelkich preliminariów i możemy powiedzieć: zaczynamy. Mniej więcej za dwa–trzy tygodnie red. Grydzewski ogłasza przedpłatę z artykułem Sakowskiego.
Potwierdzam warunki Pana:
Druk i oprawa książki 1.000 egz. £ 990,–.-
rabat 5%........................
£ 940,–.- (jak w liście Pana z dn. 21 sierpnia ub.).
każde następne
500 egz. £ 255,–.-
rabat 5% 13,–.-
£ 242,–.-
Proszę uprzejmie o podanie mi terminu, kiedy Pan przewiduje ukończenie druku książki.
Skład główny i kolportaż skłaniam się powierzyć p. Świderskiemu, do którego już o tym pisałem. Zawiadomiłem go też o cenie na Amerykę: w przedpłacie $ 5,–.-, w sprzedaży $ 6,–.- Wyższa cena jest tu niemożliwa. Liczę, że weźmie Pan na siebie także dostawę nakładu do p. Świderskiego.
Zawiadamiam moich przyjaciół z Chicago o naszych decyzjach. Jak tylko dostanę od Pana list, potwierdzający rabat na każde dodatkowe 500 egz. i zawierający termin ukończenia druku i oprawy, prześle im ten list z prośbą o natychmiastowe wysłanie Panu zaliczki $ 1.500,–.- Resztę należności otrzyma Pan przy ukończeniu zamówienia. Przesyłam Panu serdeczne pozdrowienia i uściski dłoni. Kazimierz Wierzyński”; kopia maszynopisu w archiwum Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, sygn.: Kazimierz Wierzyński Papers, kolekcja nr 031, folder nr 5..
6. Napiszę do Chicago, aby wysłali zaliczkę Karczewskiemu.
7. Przyślę Ci kilka wierszy.
Ucałowania
KazimierzObok podpisu rysunek serduszka.
Drogi Mietku,
Czy myślisz, że to już naprawdę koniec tych sputników, które krążą między Londynem a Sag Harbor w związku z Poezjami zebranymi. Jako przedstawicielka rodziny, która wydaje pieniądze i, w braku innego, jej buchalter, nie ukrywam, że interesuje mnie zarówno suma, którą można osiągnąć ze sprzedaży książki, jak i kontrola nad wpływającymi pieniędzmi. Idzie w to bądź co bądź $ 1500 prawie naszych pieniędzy. Kazimierz nie pobiera teraz nic z Free Eur[ope], a nie może jeszcze wrócić do pracy. Jestem wdzięczna Bormanowi, że chce tego pilnować.
Całuję Cię.
Halina
P.S. Całe życie marzyłam, żeby zobaczyć EichlerównęWkrótce po premierze Fedry Eichlerówna wyjechała na kilka miesięcy z kraju, przebywała w Londynie, gdzie dla emigracji występowała na scenie Twentieth Century Theatre, m.in. w roli Pani Warren, następnie wyjechała do rodziny w Montrealu. Do Warszawy wróciła w marcu 1958 r. Zob. T. Terlecki, Irena Eichlerówna w Londynie. Występ w „Profesji pani Warren”, „Wiadomości” 1958, nr 4 (617) z 26 stycznia, przedr. w: tenże, Wieczory teatralne, zebrali i oprac. E. Krasiński, M. Szydłowska, Warszawa 2016, s. 263–268. Artykułowi T. Terleckiego w „Wiadomościach” towarzyszyły trzy fotografie aktorki w roli Fedry, Marii Stuart oraz Pani Warren. – Zagraniczne występy artystki znalazły też oddźwięk w prasie krajowej; anonimowy autor pisał m.in.; „Do kraju docierają już pierwsze recenzje i notatki prasy emigracyjnej. Podkreśla się w nich zgodnie doniosłość samego faktu: zbliżenie kraju i emigracji. Jest to bowiem pierwszy występ artystki, zamieszkałej w Polsce, w s p ó l n y z zespołem emigracyjnym. Ale recenzje przynoszą też oceny dość surowe. Ich ton zbliżony jest do tego, jakim przyjmowaliśmy przez paru laty w Polsce występy akademickich teatrów radzieckich. Co za kunszt! I równocześnie: Jaka to jednak staroświecka sztuka! Sąd ten najzwięźlej wyraził w recenzji radiowej BBC [...] Zdzisław Broncel. Eichlerówna jest, jego zdaniem, znakomita, ale zupełnie nie ze sztuki Shawa. Reprezentuje manierę teatru romantycznego [...], co już przed pół wiekiem mocno pachniało starzyzną. [...] Eichlerówna - zadniem Broncla - pieknie, z własną jedyną i niepowtarzalną melodią mówi tekst - ale jest to melodia czysto zewnętrzna, pokrywająca i zacierająca intelektualny dowcip Shawa, jego złośliwości, dwuznaczniki, pointy. Elichlerówna - zdaniem tegoż krytyka - gra jak gwiazda stołecznej sceny, która zstąpiła, by zabłysnąć gościnnie w prowincjonalnym miasteczku. Albo jak primadonna opery na zagranicznych występach. Na nią trzeba patrzeć, jej głosu słuchać - zespół i autor to tylko konieczne i nie najbardziej pożądane dodatki. Broncel widzi w tym kardynalny grzech przeciwko idei nowoczesnego teatru, który od lat co najmniej dwudziestu pięciu poddał się absolutnej zespołowości gry i psychologicznej dyskrecji wyrazu, których najpierwszym celem jest: służyć autorowi. Zestawiając grę Eichlerówny z tymi tendencjami i z resztą zespołu, krytyk spróbował wysnuć zbyt daleko może idące wnioski o zapóźnieniach polskiego teatru (Eichlerówna w Londynie, „ Życie Literackie” 1958, nr 1). w FedrzeJ.B. Racine, Fedra, reż. W. Horzyca, Teatr Narodowy w Warszawie, premiera 9 listopada 1957; w roli tytułowej wystąpiła Irena Eichlerówna.. Szyfman nigdy nie dał się na to namówić. Teraz ona ją gra, a ja nie zobaczę przedstawienia. Widziałam jej fotografię w „Przeglądzie Kulturalnym”Zob. J. Kott, Racine nieoczekiwany, „Przegląd Kulturalny” 1957, nr 48. i wydawała mi się strasznie silna i zdrowa. Baba jak piec. Ale może taka Fedra ma nawet specjalny appealAng.: urok..