Sag Harbor, L. I., N. Y.
3 listopada 58.
Kochany
Mietku!
Przed chwilą wysłałem Ci tekst depeszy do
SzołochowaMichaił Szołochow jako ortodoksyjny działacz partyjny (od 1962 r. zasiadał w KC KPZR) wziął udział w akcji propagandowej i nagonce na Borisa Pasternaka. Wierzyński wysłał do Michaiła Szołochowa następujący telegram: „Protestuję przeciw prześladowaniu poety Borisa Pasternaka, który przeżył terror Stalina i teraz pada ofiarą akcji swoich kolegów po piórze. Nigdy dotychczas organizacja pisarzy nie podszczuwała opinii publicznej przeciw pisarzowi i nie domagała się jego unicestwienia z powodu dzieła, którego nikt w kraju nie może przeczytać. Zola stawał w obronie Dreyfusa a pisarze amerykańscy w obronie Sacca i Vanzettiego. Pisarze sowieccy, prześladując Pasternaka, wykonywają rolę tajnej policji. Apeluję do Pana jako do czołowego pisarza Rosji sowieckiej, aby przeciwstawił się Pan akcji Związku Pisarzy Sowieckich w imię godności zawodu pisarskiego”. Tekst ogłoszony został w „Wiadomościach” 1958, nr 47 (660) z 23 listopada wraz z uchwalonym 29 października 1958 r. przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie protestem: „Terror zastosowany w Związku Sowieckim przeciwko Borisowi Pasternakowi doprowadził znękanego pisarza do tragicznej rezygnacji z przyznanej mu przed kilkoma daniami literackiej nagrody Nobla. Ten ucisk, wyniszczający ład życia, twórczości i kultury, budzi w nas gniew i przerażenie swoją nieludzką ciemnotą i dążeniem do poniżenia wszystkiego co odważne. Uważając wolność słowa za niezbędny warunek twórczości pisarskiej, protestujemy przeciwko nowemu pogwałceniu praw do swobodnej działalności artystycznej i do zasłużonej nagrody za dzieło śmiałej myśli i wielkiej sztuki”. Oba teksty opatrzone były nadtytułem od redakcji: Pisarze polscy a sprawa Pasternaka., a teraz na poczcie znalazłem Twój
list z 30-go, piszę więc po raz drugi
Pierwszy list z tego dnia nie zachował się.. Proszę Cię podaj mi adres
Golla, bo adres jest nieczytelny z powodu przełamanej koperty, także jego i m i ę
W oryginale podkreślone maszynowo.. Nie mogę przecież adresować
Mr. Iwan Goll, Twój jest ważniejszy, a innego poza
Iwanem nie znam. Dziękuję Ci za dobrą wiadomość, że
książka jest złożona. Brzmi to niewiarygodnie, ale wszystko jest możliwe. Cieszę się, że Ci się
anioł podobał. Jak tylko się urządzimy,
Halusia przyśle Ci listę przedpłacicieli. Czy masz wszystkie imiona? Po wypadku z
p. Gollem wszystkiego można się spodziewać. Pobyt w
Nowym Jorku był udany. Zdobyłem $ 500 dla chorego
StempowskiegoZob. list KW do MG z 5 października 1958. – Starania o wsparcie dla Jerzego Stempowskiego podejmowane były, jak się wydaje, wielotorowo, Jerzy Giedroyc pisał bowiem do Stempowskiego w liście z 23 października 1958 r. m.in.: „Miałem dziś telefon z FE, że przekazali Panu 500 dolarów. Twierdzą, że więcej nie mogą, gdyż mają teraz budżet wyczerpany etc., i że postarają się coś jeszcze znaleźć w końcu roku. Mam nadzieję wycisnąć z nich jeszcze 500. Przypuszczam, że to pozwoli Panu na spokojna kurację i odpoczynek [i] ewentualnie małą rezerwę” (J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 19946-1969, wybrał, wstępem i przypisami opatrzył A. S. Kowalczyk, Warszawa 1998, cz. 2, s. 61)., natomiast co do
BobkowskiegoZob. list KW do MG z 5 października 1958. Andrzej Bobkowski pisał do Jerzego Giedroycia w liście z 13 października 1958 r.: „[…] dostałem list od Wierzyńskiego z prośbą o wyjaśnienie, co chcę robić, bo pomoc jest już w zasadzie zapewniona i tylko czekają, chcąc wiedzieć, czy zechcę ja tu na miejscu, czy na wyjazd” (A. Bobkowski, J. Giedroyc, Listy 1946–1961, wyb., oprac. i wstęp J. Zieliński, Warszawa 1997, s. 552). Nieświadomy oceny sytuacji przez Wierzyńskiego, wkrótce potem donosił redaktorowi Kultury” w liście z 26 października: „W sprawie ewentualnej pomocy od Free Europe czy od kogoś tam, to z początkiem tygodnia (21 lub 22) miałem list od Wierzyńskiego, który teraz jest w New Yorku i tam to popychał, następującej treści: «Nie wiem, jak się rozwinie nasza sprawa, bo jest tu pewne zamieszanie, o którym nie będę pisał. Zbyt pogmatwana historia i wołowej skóry nie starczyłoby, gdybym chciał Panu wszystko przedstawić mniej więcej dokładnie. W dwu słowach: jeśli zaproponowano by Panu przyjazd do New Yorku i badania w szpitalu, nie widziałbym nieszczęścia, by się na to zgodzić i jeszcze raz przejść badania. Taki profilaktyczny zabieg w każdym razie nie mógłby zaszkodzić, choć nie szłoby to po linii zamysłów Państwa. Tymczasem – błagam Pana – niech Pan nigdzie nic nie pisze, żeby nie powiększać zamieszania, i zaczekać spokojnie na ostateczny rezultat. Ponieważ sprawa się przeciąga, posyłam Panu czek na 100 dolarów, które niech wyjdą Panu na zdrowie. Żadnej dyskusji na ten temat nie przyjmuję» itd. Prawdopodobnie wstyd mu się zrobiło za tych Amerykanów, albo czuł się mimo woli winny, że nic nie wyszło, choć poprzednio obiecywał, i dlatego wysłał mi od siebie 100 dolarów. Bardzo mnie to wzruszyło, ale skąd ja mam przyjmować 100 dolarów od człowieka, u którego zupełnie się nie przelewa, też w końcu chorego? Oczywiście odesłałem mu ten czek z jak najbardziej delikatnym listem, ale i tak się boję, że mu się narażę” (tamże, s. 556–557). W starania o pomoc Komitetu Wojnej Europy w Nowym Jorku dla Bobkowskiego zaangażowane było wiele osób, pisała do niego o tym Aniela Mieczysławska w liście 15 grudnia 1958 r.: „Załączam dziś dwa czeki: $200 od «Zielonego Balonika». Drugi na $102.90, zebranych przez A. Korczyńskiego (Mełenia) wśród swych kolegów, a Pańskich wielbicieli. Dziś Instytut Naukowy wysyła czekiem bankowym $232.20, zebranych wśród przyjaciół Instytutu i moich. Rano byłam u Leicha z całym wyrachowaniem - jak pisałam zrobił on taki challenge, że FE da tyle, co zbiorą rodacy - nie wiem, czy uzwględniają poprzednio wysłaną flotę - jutro mają zdecydować i albo pójdzie tysiąc, albo $535 - nie ręczę za nich, ale byli ogromnie sympatyczni, będe trzymać fingers crossed i może nie myć rąk, by tę wiekszą sumę wysłali” (A. Bobkowski, Przysiągłem sobie, że jeśli umrę, to nie w tłumie... Korespondencja z Anielą Mieczysławską 1951-1961. Do druku podał, wstepem i przypisami opatrzył A.S. Kowalczyk, Wałbrzych 2003, s. 128-129). Giedroyć zrobił takie zamieszanie, że pieniędzy nie wydobyłem, obiecano mi tylko pomoc, która przez to się opóźni. Dom nasz po półtora miesięcznej nieobecności wydał mi się bardzo przyjemny. Pachnie starością, a może tylko nieczyszczonymi dywanami, w każdym razie ujmująco.
Ściskam Cię serdecznie,
mój Ostatni AnieleNawiązanie do tytułu opowiadania Wierzyńskiego "Ostatni anioł"., ucałowania od
Halusi.
Kazimierz
P.S. Gdybyś miał podobiznę
Audubona, daj ją, bo to ładna twarz.