424 East 52 St.
New York 22, N. Y.
5 października 58.
Kochany
Mietku!
Proszę Cię, dodaj do wiersza
PiesW pierwodruku (zob. list poprzedni) wiersz Pies nie był opatrzony dedykacją, znalazła się ona przy tym utworze w tomie Tkanka ziemi (Paryż 1960)., który wysłałem Ci dwa dni temu, dedykację „
Stanisławowi Vincenzowi”. 1-go listopada obchodzi on swoją 70-tkę, Szwajcarzy urządzają mu obchód i przygotowują „
Festgabe der Freunde”
[1]Niem.: podarunek przyjaźni z okazji uroczystości. – Album gratulacyjny z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin został ofiarowany Stanisławowi Vincenzowi przez przyjaciół jesienią 1958 r. Księga przechowywana jest w archiwum Vincenza w Dziale Rękopisów Zakładu Narodowego im. Ossolineum we Wrocławiu, sygn. 17270/II. (sygn. 17270/II), w której znajduje się rękopis wiersza Wierzyńskiego pt. Pies oraz krótki list: „Kochany Stachu, posyłam Ci ten wiersz z najlepszymi, najserdeczniejszymi życzeniami na Twoją 70-tkę – dalej do stówki, w zdrowiu, w pełni sił, w otoczeniu całego Twego klanu, kochany przez wszystkich, Twój Kazimierz Wierzyński, Nowy Jork 5 X 1958”.
, do której posłałem ten wiersz w rękopisie. Przypuszczam, że nie ukaże się w
„W[iadomościach]” przed 1-szym i że nie przestanie być niespodzianką, bo o nią im chodzi.
Z drukarni nie mam nic. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że
Karczewski obełgał Ciebie i że teraz obaj jesteśmy frajerami, przynajmniej na jakiś czas. Czy nie dałoby się porozumieć z tym
foremanem[2]Spolszczenie ang. foreman – majster.
, może to porządny człowiek i przyłoży się do roboty. Bo przecież mija tydzień po tygodniu i żadnej zmiany w sytuacji nie ma. Zażądaj karty tytułowej i spojrzyj, jak ona się przedstawia. Porozum się też co do oprawy i wybierz jakiś ładny kolor płótna. Nic im nie wierzę, o wszystko się boję. Zdaje mi się, że przez
Karola Zbyszewskiego, to dobra droga, jest przecież jakieś koleżeństwo po piórze i chyba nie wszyscy są bydlakami. List
KarczewskiegoZob. przyp. do listu MG do KW z 23 września 1958. do
„W[wiadomości]” konieczny, nie ustąp na tym punkcie. Ja nie chcę, żeby on do mnie pisał. Nie zależy mi na jego tłumaczeniach. Niech skończy wydanie
książki i niech go nie widzę w życiu. Nie wierzę, żeby książka była gotowa na gwiazdkę, to takie obiecanki jak z wrześniem. Przepraszam Cię za wszystkie kłopoty stokrotnie. Straszne, w co Cię wpakowałem, ale kto by przypuszczał. Nie rób nigdy żadnej przedpłaty.
starałem się o pieniądze na wydanie poematów
Rostworowskiego. Szanse są małe. Utrudnia sprawę choroba
StempowskiegoJerzy Stempowski o swojej chorobie ucha pisał do Marii Dąbrowskiej w liście z 30 września 1958 r.: „Leczono mnie kolejno na infekcyjne zapalenie zewnętrznej części przewodu słuchowego (otitis externa), potem na raka i w tym przypuszczeniu wyjęto mi część przewodu (meatus auditorius), obnażając częściowo kość, potem zapalenie zaostrzyło się, dając komplikacje mózgowe, wreszcie leczono mnie na zapalenie alergiczne ucha i ta diagnoza okazała się słuszna. Ucho wbrew przypuszczeniom, zagoiło się świetnie, nie ma więc mowy o sztucznym przewodzie z plastiku, trudniej wyleczyć zaburzenia mózgowe, które mi jeszcze trochę dokuczają. Jedno oko przeszkadza drugiemu widzieć, jedna ręką przeszkadza drugiej pisać na maszynie, ale i to się poprawia. Dla przywrócenia normalnego krwiobiegu, jestem od paru dni w górach, gdzie przechadzam się cały dzień w słońcu. Wydaje mi się, że brak mi już tylko kilku dni do powrotu formy. Żałuję tylko dwóch miesięcy spędzonych nieprodukcyjnie na leczeniu się. Za parę dni wracam do Berna i będę tam próbował pracować” (M. Dąbrowska, J. Stempowski, Listy, t. 2: 1954–1958,. oprac., wstęp i przyp. A.S. Kowalczyk, Warszawa 2010, s. 323–324). i
Bobkowskiego, o których tu kołatam, a trudno wydusić trzy subsydia
[3]Mowa o stypendiach przyznawanych przez Komitet Wolnej Europy.
. (Teraz przeleciał pasażerski „Dżet”
[4]Fonetyczny zapis ang. jet – odrzutowiec.
, pomyśleć, że w ciągu sześciu godzin moglibyśmy się zobaczyć!).
Bakalarz jeszcze lepszy niż poprzednia
Halina. To takie odświeżenie epickiego pisania, że się wprost wierzyć nie chce. Ile inwencji, ile nowości, jaka świeżość!
[5]Na oryginale fragment od początku akapitu („Starałem się o pieniądze…”) do tego zdania włącznie zakreślony (obwiedziony ramką) przez Grydzewskiego, obok na marginesie jego dopisek odręczny: tylko to.
Wacław ZbyszewskiK. Nienaski [(właśc. Wacław A. Zbyszewski]), Taubenschlag, „Wiadomości” 1958, nr 29–30 (642–643) z 20–27 lipca, przedr. w: W.A. Zbyszewski, Ludzie, których znałem, wyd. cyt., s. 108-111. . nie powinien pisać epitafium dla siebie, jak przy okazji
Taubenszlaga. Zrobiło to na mnie bolesne wrażenie, a to przecież taki bogaty umysł, takie żywe pióro, czego się tknie wychodzi ciekawie i interesująco. Tylko o poezji nie powinien pisać, bo się na niej nie zna. Przypominam sobie, jak poznałem go z
Matuszewskim, czy też jak
Matuszewskiego o nim uprzedzałem, myślałem, że to będzie tęga para, ale potem ten
roman[6]Franc.: romans.
jakoś rozszedł się po kościach, choć
Zb[yszewski] miał zawsze szacunek dla
Mat[uszewskiego]Zob. list z 8 sierpnia 1946..
Mietku drogi, dziękuję Ci za wszystkie starania. Jak mam Ci się odwdzięczyć? Pytasz mnie o
ŻanulkęZob. list KW do MG z 26 lipca 1958., trudno mi o tym pisać, bo to bardzo nieprzyjemne. Prowadzi się nikczemnie i naciąga
Zosię, która zapracowuje się dla niej. Teraz jest w
Neapolu i czeka na statek, aby wrócić (?).
Zosia prosiła, by Ci powiedzieć, że ma dla Ciebie kilka prenumerat i wyśle je niedługo. Ściskam Cię mocno, mój drogi.
K.