L[wów], 6 IX 43
Moja sąsiadka gra dziś Beethovena. Nie ruszam się z kanapy. Łykam kogutki, piję herbatę i słucham. Muzyka roztapia mnie, niknę, nie ma mnie. Nareszcie taka przerwa w odczuwaniu, lodowate intersticium. Oddycham. Nic nie boli. Rzecz nie do pojęcia. Błogosławię ci z daleka i mogę żyć. Jest jakaś forma radości obojętnej, radości z niczego, co raduje; radości, kiedy się już niczego od nikogo nie pragnie i cały świat wydaje się być gdzieś w dole – piękny, czarowny, ale smutno nieważny jak skarb dla śmiertelnie chorego.
Przeczytałam wszystkie twoje listy, nie pamiętałam, że tego jednak sporo było – teraz dopiero mnie doszły. Doszedł mnie i ostatni tak przeraźliwie trzeźwy i nieubłaganie prawdomówny. Myślę o tym jak o cierpieniu przyjaciela – nie o własnym
Fragment od słów: „nie pamiętałam” do słów: „o własnym” podkreślony różową kredką. Trudno z całą pewnością ustalić, która z pisarek dokonała podkreślenia, najprawdopodobniej zrobiła to Dąbrowska.
– a więc pobłażliwie i rozumnie. Nie wiem, czy to Beethoven, czy proszki, czy pogoda tak piękna, jakiej nie pamiętam – dość – że czuję się spokojnie sama ze sobą i myślę ze zdziwieniem i niedowierzaniem, skąd bierze się w człowieku nagle taka pasja, namiętność, dzika pewność siebie. Żal patrzeć na szalonego. Dopiero czytając twoje listy, uświadomiłam sobie rozmiary tego nietaktu i dysproporcji. Przykro jest żyć ze świadomością, że się było pijanym w dobrym towarzystwie
Fragment od słów: „twoje listy” do słów: „w dobrym towarzystwie” podkreślony różową kredką.
.
A.