Lwów, 12 I 1942
Kochana Pani Mario,
mam małą grypę i rozkoszuję się ciszą i samotnością. Jerzy pobiegł do sklepu w nowych wojłokowych papuciach z koszykiem pod pachą. Chciałabym mieć dużą gorączkę, aby siedzieć w domu, bo w sklepie -4 [stopnie]. Flaszki z herbatolem pękają, my nie możemy tego zrobić, więc zamarzamy z uśmiechem uprzejmych kupców na twarzy.
Proszę więc mnie wyobrazić sobie w naszym pokoju przy stole w bliskości pieca, jak siedzę w fioletowym szlafroku, z filiżanką mocnej alianckiej herbaty i mam najszczerszy zamiar napisać dłu-u-ugi, porządny list, jeden z tych listów, jakie w dwunastym roku życia pisałam do przyjaciółkiByć może pisarka wspominała tu listy do nauczycielki geografii, Marii Jarosiewiczówny, którą darzyła uczuciem przyjaźni i miłosnego zauroczenia. Listy do niej, pisane we własnym pamiętniku, dawała nauczycielce do czytania. Kilkakrotnie, również w pamiętniku, otrzymała na swoje zapiski odpowiedź. Zob. [A. Kowalska] A. Chrzanowska, „Dziennik z lat 1916-1918”, Ossolineum, nr inw. 15503/I.. Obawiam się jednak, że dawno już wyczerpał się ten talent i teraz potrafię tylko bawolim dyszkantem rzucać dosadne a nieuzasadnione obelgi i przedrwiewki. Mam horror do siebie samej i z najwyższą pogardą słucham siebie zaperzonej, fanatycznej, sejmowo zażartej. Chciałabym móc mówić lodowato o rzeczach, które mnie roznamiętniają i interesująco o rzeczach, które mnie nudzą, tymczasem nic z tych estetyczno-behawiorystycznych zamiarów nie wychodzi. Dławię się z wściekłości albo umieram z nudów. Ta autoanaliza to ponure rozmyślania po niedawnej ważnej rozmowie z aniołami (przetłumacz na greckieAluzja do rozmów Mieczysława Rettingera z metropolitą greckokatolickim Andrzejem Szeptyckim i członkami podziemia ukraińskiego w sprawie zawieszenia broni i współpracy politycznej.) z kręgu pracodawców Miecia R[ettingera]. Aniołowie o wygolonych jak sadło policzkach rumienili się wszystkimi rumieńcami piekła, kiedy słuchali, a słuchali rzecz dziwna b[ardzo], b[ardzo] długo litanii moich epitetów. Zabijałam ich niedawno przeczytanymi listami Żółkiewskiego, pożal się Boże, spod Możajska!
Tak się właśnie złożyło, że prawie równocześnie przeczytałam rozprawy Górki, opera Żółkiewskiego i... Geniusza. Dziękuję za Geniusza, jest piękny, mocny i jak na 39 r. proroczy. Jakby to mogło wypaść na scenie! Jak trzeba, aby to móc grać, grać, grać bez końca w budynku przy Wiejskiej. Jak każdy z posłów powinien słuchać, stojąc i klęcząc na przemian!
Język jest porywający, prujący, chłopsko-królewski, nic nie archaizujący artystycznie, ale przeobrażony wspaniale. Samo zagadnienie, sama sprawa pięknie i rzetelnie przedstawiona. Uderza mnie tylko ilość charakterystyk podawanych wprost, a do smaku, o ile chodzi o moje potrzeby – brak ciętości i ironii w chorym królu i jego obrońcach. Zapewne aktor wydobyłby to, ale musiałby to być Jouvet, a nie nasze poczciwiny. O tym zresztą musimy mówić, bo pewnie pani wystarcza sama słuszność postawionego zagadnienia. Szkoda, że to"Geniusz sierocy", wydany w maju 1939, miał być grany w marcu 1940 w Teatrze Narodowym w Warszawie. W lipcu 1939 Aleksander Zelwerowicz podpisał z Dąbrowską stosowną umowę, ale wybuch wojny uniemożliwił realizację tych planów. Po wojnie pisarka z żalem zauważała, że zainteresowanie dramatem zmalało. Utwór „jest przedstawieniem [...] – pisała Dąbrowska – odwrotnej strony tego samego dramatu, którego epicki wyraz dał Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem”. Ta sama sprawa rozgrywa się tu nie na Dzikich Polach, lecz na odbywających się współcześnie w Warszawie sejmach polskich. Rozgrywa się tu tragiczne zmaganie dwu postaw: geniuszu dziejowego i postawy mierności” (M. Dąbrowska, "O moich dramatach" w: "Pisma rozproszone", red. i przyp. E. Korzeniewska, t. 2, Kraków 1964, s. 619). "Geniusz sierocy" został wystawiony w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie 20 VI 1959 r. nie było grane kilkanaście lat temu.
Książki dla dzieci są ciepłe i dziś, kiedy przez sen płaczę, widząc strój podobny do stroju KozeryW opowiadaniu Marii Dąbrowskiej tytułowy bohater Marcin Kozera grał w jasełkach polskiego żołnierza. na jasełkach, wiem, że nie potrafię bez tej atmosfery żyć, tak to teraz przynajmniej mi się zdaje.
Nie tracę nadziei, że gdzieś w marcu jednak uda mi się być w Warszawie.
Teraz całuję Panią serdecznie i dla wszystkich bliskich pozdrowienia od nas obojga
Anna