24 XII Wilia
Wczoraj otrzymałam od Ciebie listy z 17, 19-go. Napisałam w odpowiedzi cztery straszliwe listy, które w twoim obecnym stanie może byś bardzo źle zniosła. Resztką przytomności wstrzymałam się od ich wysłania.
Więc nigdy ma już nie być końca nieszczęściom i cierpieniom. Nie władnę sobą z rozpaczy, boleści, żalu – płacz zalewa moje tak trudne do łez oczy. Nie władnę sobą z bezgranicznej, zdumionej indygnacji. To jest o całe piekło gorsze od katastrofy Warszawy i śmierci Jadzi. Zdruzgotało i poraziło mnie nie tak to, co jest z tobą teraz, jak to, co było przed czterema miesiącami, a co dla mnie – idiotki – jest wstrząsającą, nieoczekiwaną rewelacją po Twoich zapewnieniach. I to miało miejsce po tej naszej wiośnie, po największym nasileniu naszej bliskości, której zdawało się nic nie jest w stanie zniszczyć, rozerwać ani znieważyć i kiedy nie miałaś żadnego powodu, żeby się „mścić” albo żywić wobec mnie wrogie uczucia. Więc za co? za co? za co? I nazywasz to małą „przykrością” dla mnie. I nie mam nawet prawa rozpaczać, bo będę egoistką obojętną „nie patrzącą od Twojej strony”!
Przedwczoraj byłam z dziećmi na Pajacach. Zapłakałam nagle, kiedy przedziwnego uroku aktor śpiewał po zdradzie ukochanej swoje słynne: Mowa o arii z I aktu opery Ruggero Leoncavalla Pajace, wypowiadanej przez Canio, zdradzonego przez żonę dyrektora wędrownej trupy aktorskiej.„Śmiej się, pajacu”. Nie wiedziałam, że patrzę na własną tragedię i że to ja jestem już tym pajacem. Teraz dopiero zrozumiałam do dna, dlaczego było mi tak ciężko w październiku i tak męczyły Twoje stany płakania i rozpaczy. Moje ciało ma też swoją seconde vue, jak się okazuje. A więc i ja teraz płaczę, głupi pajac – idiota chevalier de Grieux.
A tobie potrzeba spokoju i rumianku. Postaram się. Wymogę na sobie wszystko, bo i ja nie mogę ciebie stracić. Mam tylko Ciebie jedną na świecie i kocham Cię mimo wszystko, coś zrobiła. I więcej, i prawdziwiej niż ty. Ale nie mogę w tej chwili jeszcze ogarnąć rozmiarów mego nieszczęścia. Wiem, że co się stało, już się nie odstanie. Odwołalne są tylko fakty psychiczne, nigdy fizyczne i one decydują, zdecydowały, o twym wyborze, którego jednak dokonałaś. Wybacz list bolesny i zrozpaczony. Jakoś skrzepię się i opanuję, i napiszę lepszy. Jeśli to cię uszczęśliwi i da uspokojenie to, cóż moje życie, moja rozpacz, ten skowyt żałości niemal zwierzęcej. Wszak jeszcze muszę błogosławić nieba, że to nie okazało się rakiem. Żaden mój list nie był ani „wyniosły”, ani „zbywający” – sama nie wiesz, co mówisz. Wszystkie tchnęły miłością, oddaniem i taką, dziś rozsypaną w gruzy – jeszcze jedne gruzy mojego życia – pewnością Ciebie, prędkiego Ciebie zobaczenia. Moje dziecię biedne, wszakżeś i ty człowiekiem, może i ty podajesz „inne powody” dla usprawiedliwienia takiego a nie innego twego postępowania. Nie powinnam pisać nawet i tego listu, bo zbyt cierpię, aby być przytomną i sprawiedliwą i stawiać się rozsądnie od „twej strony”. Postaram się uspokoić, dziś nie mogę, pisz, bo bez Twych listów też nie mogę –
M.