27 XI. Wtorek wieczór
Znalazłaś w owej willi, którą widzę, jakbym tam sama była,
Błogosławieństwo ziemi i
Kobiety przy studni. Czy czytasz po niemiecku tak swobodnie, aby ocenić cały smak tych utworów? Do
Hamsuna nabrałam wstrętu, odkąd stał się hitlerowcem i proniemieckim1 Szkoda, że już po tych faktach musisz go czytać, ale zaznasz dużo satysfakcji. Jest to bodaj jeden jedyny przykład nowej elegancji stylu wyrosłej z prawdziwej, udanej demokracji.
Błogosławieństwo, które ma pod wielu względami przejmująco dobre miejsca i wątki, szwankuje jednak artystycznie, jest trochę
à thème i retoryczne (sprawa wpływu „dobrego więzienia”), ale
Kobiety u studni należą do rzeczywistych arcydzieł swego rodzaju. Jakże się cieszę, że to czytasz. Jeśli natrafisz, powinnaś przeczytać
Różę i Benoni,
Ostatni rozdział i
Włóczęgę (o ile mi się tytuł nie myli). O ile dobrze znasz niemiecki, wygrasz na tym, że nie będziesz czytała fatalnych polskich przekładów. W tych książkach oprócz udanej niezwykłości podejścia formalnego (nikt tak cudownie nie operuje skrótami i niedomówieniami) znajdziesz interesującą gamę przeżyć neurastenicznych tzw. „prostego człowieka” i galerię typów godnych
Balzaka,
Stendhala,
Flauberta,
Dostojewskiego, a nakreślonych za pomocą idealnego minimum środków. Trzy kreski i wrażający się na zawsze w pamięć portret ludzki. Powinnaś też przeczytać
Wiktoria, czyli dzieje miłości, to w szczególny sposób powinno ci się podobać, choć to rzecz młodzieńcza i daleka od doskonałości
Kobiet u studni, tych dziejów tak fascynujących eunucha czy impotenta Oliwiera (czy pokusiłby się kto o wydobycie z tego motywu tyle, co
Hamsun wydobył?). Ktoś nazwał tę powieść „epopeją pogodnej zbrodni”
[1]Nie udało się ustalić, kto wygłosił tę opinię.
, ale to i nie tak. Zresztą, może przesadzam, może dziś inaczej bym już na to patrzyła. Nie czytałam
Hamsuna już od wielu, chyba od 15 lat. Może i nie jest tak dobry, jak mi się kiedyś wydawał.
28 XI. Środa.
Złoto moje. Dziwne się dzieją rzeczy na tym świecie. Rano, kiedy przepisywałam
Rozmowę oniemiałych dla
Miłosza (ma to zawieźć
Słonimskiemu), raptem przywieźli węgiel z
Ministerstwa Kultury i Sztuki, i to aż 850 kg. Ten sam podchorąży, który przywiózł węgiel, oświadczył, że wczoraj w nocy zmarł
Maksymilian Weronicz, tylko co mianowany szefem
Departamentu Literatury. Nagle na serce. Przedwczoraj w
Ministerstwie winszowałam mu, że tak dobrze wygląda. Oto nasza nicość ludzka. Po południu w szarugę, w którą psa by nie wypędził, poszłam do
BGK (gdzie literaci mają teraz pokój) na
12 Od 15 października 1945 r. Dąbrowska wchodziła w skład Zarządu Oddziału Warszawskiego ZZLP. Zarząd tworzyli także: Jan Nepomucen Miller (prezes), Jan Szczawiej (sekretarz), Stanisław Dzikowski, Helena Boguszewska, Gabriel Karski, Wanda Melcer, Wacław Rogowicz, Andrzej Stawar.zebranie Zarz[ądu] Związku. Nie odbyło się. Przed samą czwartą wpadł
Szczawiej. Załatwiłam z nim pozytywnie sprawę
Miłosza. On zaś przyniósł wiadomość, że „przed chwilą” na specjalnym zebraniu „prasowym”
Kruczkowski oświadczył, że zwija się w ogóle
Departament Literatury, który mają włączyć do
Departamentu Teatru.
Who cares! Z
BGK poszłam do
Biblioteki Publicznej na Koszykowej na otwarcie Wystawy Książki. Naturalnie nikt nie oglądał wystawy. Ale przemówienia były bez zarzutu, nawet
Ładosz nie pisnął jednego słowa obrażającego, prowokującego, nietaktownego.
Pani Peszyńska przyjmowała nas (tzn. kilkanaścioro z gości) prawdziwą czarną kawą i ciasteczkami. Nastrój się zrobił swój, zrozumiały, polski. Byli
Samotyhowie,
Marysia Kownacka. Wszyscy znajomi, których nie widziało się kilka tygodni, niesłychanie się poprawiali, odmłodnieli, przytyli.
Samotyhów i
Marysi Kown[ackiej] wprost nie poznaję. Więc jednak ludzie czują się lepiej! I żyją nawet lepiej! Pobyt w bibliotece był dla mnie, jakby dziki ryś skoczył mi z ciemności na kark i gryzł, drapał pazurami. Ścigają mnie wszędzie i nieprzerwanie wspomnienia, coś strasznego ściga mnie wciąż a ściga. Ludzie jacyś mi się przedstawiali. Propozycje, zaproszenia. Jakoś nie mogę znaleźć sobie miejsca w tym wszystkim. Mamy już od rogu
Polnej dwa tramwaje (10 i 0) na Plac Starynkiewicza i Wolę, a z Placu Zbawiciela dwa do Dworca (9 i 0). Kiedy iść wieczorem Polną, cały horyzont zabluszczony błyszczy od Pola [Mokotowskiego] światłem. Tramwaj przeciąga ze swą strugą świateł przewleczoną przez okna. Przez krótką chwilę zdaje się, że to życie. I byłoby życie, gdyby nie to, że chodzimy jakby po własnej śmierci.
Jurek leży na małą grypkę.
Hepkowie z Grodziska W[iel]kopolskiego donoszą, że „zawiśli w powietrzu”. Mimo decyzji
Ministerstwa Rolnictwa, tamtejszy Urząd Ziemski nie chce oddać
Bankowi Rolnemu majątku, na który tenże Bank wysłał
Hepkego z rodziną i rzeczami, jako swego administratorstwa.
Całuję Cię i do serca przyciskam – ach, żeby tak teraz móc pójść do
Ciebie.
[Dopisek na marginesie drugiej strony:]
Miłosz przyniósł mi
Najprawdopodobniej Czesław Miłosz przyniósł Dąbrowskiej wiersz Podróż, który zachował się w archiwum pisarki w Muzeum Literatury (sygn. 2111, k. 7). drugi wiersz, długi, równie dobry, a nawet piękniejszy niż pierwszy.