Warszawa, 7 XI 45
Anneczko,
umieram z ciekawości, jaką miałaś podróż, czy tak dobrą, jak się zapowiadało na dworcu? Przypuszczam oczywiście najrozmaitsze niespodziane trudności i kłopoty. Wracając od Ciebie i idąc wzdłuż pociągu, zobaczyłam jednak wagon, któryśmy przeoczyli, a na którym czerwoną kredą napisane było: „służbowy”. Zaczęłam wracać, aby Ci o tym powiedzieć, ale zobaczyłam, że w nim nie było wcale ani szyb, ani dykty, pomyślałam więc, że już ta dykta ze szparą chyba lepsza. Nikt mnie nie kontrolował przy wyjściu i znów żałowałam, że nie posiedziałam z Tobą dłużej, choć wiem, że te przedłużające się pożegnania na dworcu są raczej męczące. I tak śród rozterki i żałości powróciłam do domu. W pół godziny po moim przyjściu, jeszcze zanim wyjechałaś z miasta przyszedł niespodzianie… Manteuffel – srodze zdziwiony, żeś już wyjechała. Jak już wiesz, są oboje w Krakowie, nie mogą się zdecydować na Wrocław. Opowiadał o Wrocławiu rzeczy tak przykre i smutne, że mnie to zupełnie rozstroiło, obawiam się dla Ciebie wielkiego rozczarowania i neurastenii pierwszych zwłaszcza dni po opuszczeniu miejsca tak już „wygrzanego”. M.in. powiedział: „jechałem nastawiony na pewną satysfakcję wobec upokorzonych Niemców, ale wyjeżdżałem z uczuciami zupełnie innymi. Nasi szabrownicy i «pionierzy» zachowują się tak okropnie, że na tym tle tuziemcy wyglądają kulturalnie i przyzwoicie, rozładowują niemal uczucie nienawiści i pomsty”. Szalenie się tym wszystkim zmartwiłam. Dość żałosne też rzeczy mówił o Waszej willi, której remont musi być zdaje się b[ardzo] gruntowny. Pocieszam się, że reakcje są bardzo indywidualne – listy p. Jerzego nie wyglądały tak pesymistycznie. Może, aby Cię nie zniechęcać do wyjazdu?
Czy jesteś b[ardzo] zła? Bo ja na raptowne osamotnienie reaguję złością na wszystko i wszystkich, co Jurek określa słowami: „Ciocia wstała dziś lewą nogą”.
Ledwo wyszedł Manteuffel, a my z Jurkiem zaczęliśmy się urządzać na nowych legowiskach (mój pokój ożył dzięki Twojej jedwabnej makatce i dywanikowi, a mojemu w nim zamieszkaniu), przyszli Elżunia i Wyrzyk., aby przenocować. Mimo „wyjechania” Twych koców i prześcieradeł jakoś ich okryłam, a nazajutrz wyjechali do Łodzi. Elżunia zadowolona, gdyż po osobistym obejrzeniu, owe mieszkania na Pradze okazały się wcale dobre.
Wczoraj wieczór, kiedy się położyłam spać w swoim pokoju, po raz pierwszy usłyszałam jak Warszawa ożywa – do późna w noc słychać było auta i klaksony.
Wczoraj, tj. we wtorek rano, po Kodejszkowej poszłam do Radia. Maliszewski (już nie w pustym pokoju, ale w „udywanionym” gabinecie) przyjął mnie z ostentacyjną uprzejmością. Zaproponował, abym złożyła podanie o odbiornik radiowy, prosząc tylko o… dyskrecję, bo inaczej
„wszyscy członkowie Związku zwrócą się o to samo, a tego nie będziemy w stanie zrobić”. Tak to jest się uprzywilejowanym bez żadnej swojej winy. Ma to mnie kosztować najwyżej około 1000 zł. Po południu zjawił się u mnie urzędnik „Zaiksu” z prośbą i gorącym namawianiem, abym wstąpiła do tego „Związku”, który właściwie jest nie żadnym związkiem, a zwykłą agencją skupującą prawa autorskie. I widocznie świetnie z tego żyjącą, skoro możliwy jest taki paradoksalny fakt, że nie kandydat na członka stara się o przyjęcie, ale sami o to zabiegają. Siedział nade mną (leżałam na tapczanie z powodu złego samopoczucia) jak zwiastun przewidywanych sukcesów mego dramatu, a jednocześnie jak sęp nad dojrzewającą do pożarcia padliną. „Zobowiązanie organizacyjne”, które mi przedstawił, jest czymś tak skandalicznym (sprzedaż wszystkich praw autorskich do wszystkich utworów, także nieteatralnych, jakie napisałam i kiedykolwiek napiszę – na zawsze, nawet na po śmierci i zupełna jednostronność zobowiązań), że choć mnie uprzedził, „abym się nie przerażała”, powiedziałam mu: „wie pan, po raz pierwszy w życiu spotykam się z czymś podobnym” i na razie odprawiłam go z niczym. Na zapytanie, jakie ja mam korzyści z zapisania się, powiedział: „No, my kontrolujemy co dzień kasy teatralne, kinowe i radiowe, więc nikt Pani nie oszuka. Ewentualnie będziemy mogli Pani wyjednać w teatrach zaliczki na Pani dramat”. „Ależ proszę Pana, teatry wypłaciły mi zaliczki
przy zawieraniu umowy”. Był tym lekko zdetonowany.
Smutek popołudnia po Twym wyjeździe był zakłócony jeszcze jednym, małym, zmartwieniem. Jurek dostał dwóję z klasówki algebraicznej. Ponieważ to jest jego pierwsza w życiu dwója, więc się nad nią spłakał. Zdaje się, że w Dąbrowie jednak wymagania były za małe.
Dziś była pani Piorunowa. Miała nareszcie wiadomości od męża, który jednak nie wraca. Bardzo boję się rozczarowań i kłopotów Bogumił Szumski przebywał wówczas jeszcze w Edynburgu w Wielkiej Brytanii.biednego Bogusia, choć rozumiem jego nostalgiczne załamanie się. „Twój” stoliczek przy tapczanie okazał się jednak stoliczkiem Piorunowej. Kowalski zreperował wczoraj piecyk, który jednak zaraz znów się popsuł, tak że dziś znowu do niego idę. Piszę odczyt do radia o Żeromskim, będzie nadany 20-go. Pisz, najdroższa jak najobszerniej i jak najczęściej.
Całuję Cię i do serca przyciskam Twoja M.
[Dopisek na marginesie czwartej strony:]
P. Jerzemu serdeczne ukłony.