Szczucin, 14.4
Wieczór na dworcu. Pociąg do Tarnowa odchodzi o 4 rano, mam więc noc do rekolekcji. Siedzę na ławce między dwiema przestraszonymi zakonnicami. A w sali obok pijani górale z okolic Nowego Targu i Szczawnicy drą się monotonnie, używają czterech słów, trzech rzeczowników: ch..., d..., k... ci mać i czasownika: p...ć. jeden chwali się: „zem tsy baby zdarł, ale nie uświadcył”. Trudny jakiś. Siostry biją się w piersi. Weszły dzieci z bukiecikami przylaszczek. Czuć już tu powietrze krakowskie i twarze dziewcząt są już inne, po matejkowskuMatejko malował portrety, w których jednym z najważniejszych środków wyrazu była twarz o zdecydowanej mimice i sugestywnym spojrzeniu oczu. mają wytrzeszczone oczy i pełne b[ardzo] szyje.
Nie wiem, czy cię te kartki nie gniewają. (Pewnie powiesz, że nie lubisz wrażeń komiwojażera. Wybacz ubóstwo umysłu, kt[óry] bawi się reizmem, to zdaje się, tak nazywają uczeni w piśmie). Ciekawa jestem, w jakim stanie dojdzie Cię masło, kt[óre] było doskonałe, gdy je pakowałam. Nie wyobrażam sobie naszych wakacji. Drżę, że droga Cię zmęczy, a Sichów znudzi lub że w ogóle coś temu przeszkodzi.
Oczekuję z niecierpliwością listu
Anna