Wigilijny wieczór. Leżę w łóżku. Czytam nowele Mansfield. Ze zdziwieniem. Nie podobają mi się. Na dworze mleczna mgła cały dzień. Myślę o moich rodzicach, bardzo ich kochałam i byłam szczęśliwa, kiedy im sprawiałam prezenty, niespodzianki, ale teraz myślę ze wzruszeniem o nich. Kiedy byliśmy dziećmi, ileż trudu oni sobie zadawali, żeby nam zrobić przyjemność, ile starań, ile miłości. Oddychaliśmy, nie wiedząc nic o tym, że jesteśmy szczęśliwi. Ten stan błogosławiony brało się za rzecz zwykłą, za samo życie. Robię starania o sprowadzenie mojej bratowej i bratanka, ale asystent, kt[óry] otrzymał od niej telegram, zagubił go, a adres jej jest nowy. Jerzemu wzrok bardzo osłabł. Sprawił sobie okulary. Matka Jerzego ma raka. Mówiąc trywialnie, trzeba jej będzie posyłać więcej niż dotychczasowych tysiąc zł na miesiąc. I sprawa rzeczy tam złożonych! Co za nieskładny rok. Jedyna przyjemność to pieniądze, kt[óre] otrzymałam od Kornackiego. 5 tys. jako zaliczkę na honorarium. Prawdę powiedziawszy, kiedy dostałam awizo, zlękłam się, że to pieniądze od ciebie i było mi b[ardzo] nieswojo. Kupiłam cztery prześcieradła i sześć ręczników, ciepłe skarpetki dla Jerzego, wełniane, garnuszek elektryczny i płytkę elektryczną. Dla siebie dwie książki i flaszkę atramentu. I rozkoszną filiżankę za 20 zł. Jestem zmartwiona, że ta, kt[órą] ci posłałam, jest ciężka, ale poślę Ci inną, naprawdę ładną.
Ostatnie dnie są trochę lepsze. Nie ciąży już na mnie ta depresja i mania samobójcza i kajam się wobec tego nowego życia, które jest we mnie, że przyjęłam je z taką nienawiścią. Dziwne jest życie, wtedy w młodości byłam szczęśliwa i pragnęłam dziecka, i zabiłam je z gniewu i obrazy ku wiecznemu przerażeniu Jerzego. Po siedemnastu latach bezpłodności zachodzę w ciążę, kiedy nie kocham już tego człowieka i kiedy z wszystkich innych względów najostatniejsze to pragnienie by było. Nie mówiąc już o tej najniepomyślniejszej sprawie, jaką jest bezpieczeństwo w takiej okoliczności.
Cudne, drogie, żywe są twoje listy. Dziękuję Ci za trud przepisywania listu p. Jerzego St[empowskiego]. Istotnie b[ardzo] ciekawy i dużo dający do myślenia. Czyżbyśmy istotnie tak nic nie rozumieli z wydarzeń, że miałaby zwyciężyć Rosja. Miałby więc Lenin być prorokiem nowego ładu świata, a Kott jego kapłanem? A więc Katyń, Sybir są nową liturgią? Jeśli to jest słuszność, to wybieram błąd i samotność. Słuszność i niesłuszność sczezną z powierzchni świata, a zostanie tylko fakt ich istnienia. Ludziom zależy, żeby wydarzenia przyznawały im słuszność. I prefer to be and to remain gloriously wrong. Biedna, nieważna, przedawniona i niewygodna Polska.
Wr[ocław], 25.12.45.
To takie dziwne, że jeśli ktoś wspomni twoje imię (tzn. nazwisko), odpowiadam spokojnie. Kiedyś p. Mikulski, warszawianin, wspomniał ulicę Polną i zapytał, jak ostatnio wygląda, straciłam przytomność i zemdlałam. Było to tak, jakby ktoś zaskoczył i chciał wydrzeć tajemnicę. Zupełnie nie wyobrażam sobie przyszłości. Ogarnia mnie zdumienie, że nie jesteśmy razem. Zdumienie, że nie potrafiłam ocalić i wywalczyć szczęścia, że tak łatwo poszłam na dno.
Ale był dzień, pamiętam niedziela po południu, zaraz po przyjeździe pana Stanisława z Dąbrowy, leżałam na mojej kanapie, p. Stanisław poszedł do kuchni po coś i tyś zawołała mnie z twojego pokoju: „Anna”. Pan Stanisław, nie widząc, że leżę, powiedział przez zęby jak już raz rok temu: „zaraza z tą Anną”. Wiem, że nawet mnie lubił, ale także wiem, że mnie nie lubił i że moja obecność ciążyła mu okropnie i walczył całą szlachetną swoją naturą z zazdrością. Przypuszczam, że to uchodziło w znacznej części twojej świadomości. W przeddzień wyjazdu powiedział mi, ach, jakże innym tonem niż zwykle przemawiał przy stole:
„Nie trzeba Maryjki ciągnąć za sobą, ona ma tu swoje życie i tu jej się życie ułoży”. Byłabym go zabiła, nie za słowa, ale za ton. Ale potem wyperswadowałam sobie, że taki jest ład rzeczy i że to jest twój człowiek, mający władzę. Był speszony potem, dlatego przyjęłam od niego, wyjeżdżając, 500 zł, na znak że nie mam urazy. Zniszcz tę kartkę. Nie wspominaj nigdy o tym, ale wiedz, że różne były przyczyny moich łez.
A.