[Nr] 5.
19 XI 45
Poniedziałek.
Kochana,
jest wieczór, leżę dziś w łóżku i w łóżku piszę.
Jurek w drugim pokoju brnie przez łacinę przy wątpliwej pomocy
p. Stanisława. Właśnie w nagłym natchnieniu jednym tchem przetłumaczył zdanie, nad którym
od pół godziny się biedził:
„Widzę twarze ludzi, którzy przez zapalone ogniska i sami skaczą, i przepędzają swe stada”Fragment preparacji Fasti (13. Święto pasterskie, w. 881–882) Owidiusza: „per flammas saluisse pecus, saluisse colonos”. W przekł. i preparacji Mieczysława Adamowskiego w: Owidiusz, Kalendarz (Fasti), Przemyśl 1921, s. 49, w brzmieniu: „[podłożyli ogień pod wiejskie strzechy i pod chatę, co próżną miała pozostać,] że (wówczas) przez
płomienie skakało bydło, skakali wieśniacy”. – W przekładzie Elżbiety Wesołowskiej w: Fasti. Kalendarz poetycki, Wrocław 2008, s. 185: „[…wtedy podłożono ogień pod
stare ściany domu i zagrody, które mieli opuścić] więc brodzili w ogniu ludzie oraz ich bydło, by się uratować”. (?). Cały dzień goście do
p. Stanisława, z których najprzyjemniejszy
Muszkowski, bo z pieniędzmi dla niego. Był też
prof. Sławiński, który zaczepił się w
Uniwersytecie Poznańskim, ale chce wracać do
Warszawy.
Dąbrowa tak
urgowała depeszami, że kiedy wczoraj o 8‑mej zajechał
Lutyk samochodem, uległam i pojechałam na owo poświęcenie gmachu, a raczej baraku gimnazjalnego. I to właśnie przypłaciłam spotęgowaniem wiecznego przeziębienia gardła.
L[utyk] w drodze opowiadał mi
o tym, jak on lubi wojnę, jak wyżywa się w bezpośrednim fizycznym niebezpieczeństwie, jak lubi nawet hałas wojny, kanonadę artylerii – a wreszcie – naloty. I ma tu nie być wojen. 1 sierpnia pozazeszłego roku zaskoczył go po tamtej stronie
Wisły. Opowiadał mi, czego był świadkiem, jak symulowanym szturmem sprowokowano
powstanieWcześniej, 29 lipca w audycji Związku Patriotów Polskich radia moskiewskiego wzywano ludność stolicy do walki, 30 lipca komunistyczna Radiostacja im. T. Kościuszki powtórzyła apel. Zbliżająca się do Warszawy Armia Czerwona stoczyła bitwy w rejonie Wiązownej, Miłosnej, Okuniewa i na zachód od Radzymina, ostatnie niemieckie umocnienia przed warszawską Pragą zostały przełamane w rejonie Otwocka. Gdy 1 sierpnia 1944 r. wybuchło w Warszawie powstanie, Armia Czerwona stacjonująca pod Warszawą, a od 14 września po zdobyciu Pragi na prawym brzegu Wisły, nie udzieliła powstańcom pomocy, czekając na ich klęskę..
W
Dąbrowie tłum ludzi nie pomieścił się nie tylko w sali, ale w całym budynku gimn[azjum]. Ja uwięzłam w tłoku i już po rozpoczęciu uroczystości wydobyto mnie i przeprowadzono do „stołu prezydialnego”. Siedziałam koło
ministra Wycecha i wojewody łódzkiego
Kocioła. Każdy z nich przemawiał przeszło godzinę. Były to wiecowe przemówienia drobnych, zachłystujących się od niedołężnie wyrażanych frazesów powiatowych działaczy społecznych, a nie przemówienia mężów stanu.
Tych panów należałoby szkolić kilka lat, aby nauczyli się choć mówić. Trwało to od 11‑tej do 3-ciej
[1]Podczas uroczystości otwarcia nowego gmachu gimnazjum w Zduńskiej Dąbrowie przemawiała także Dąbrowska, o czym wspominała w dzienniku (MD Dz., 18 listopada 1945).
. Potem dano nam świetny obiad, nawet z wódką i oczywiście toastami.
Wyszomirski chodził dookoła stołów, nie pił i grał rolę
conferensiera zabawiającego gości.
Pointą całej imprezy było, że ksiądz proboszcz, który od początku istnienia szkoły darł z nią koty („za postępowość” i „czerwoność”) i nigdy w niej nie gościł, właśnie w obecnej koniunkturze nie tylko był, „miód i wino pił”, ale nawet przemawiał w duchu „radujmy się w Panu”. Z
Elą zaledwie parę chwil rozmawiałam. Wbrew wszystkim
okropnościom opowiadanym przez
Helę (teraz ostatnio przedstawiła ją pod wszystkimi względami jako potwora, ale i
Jurek w jej ustach niewiele lepiej wygląda), w
Dąbrowie są z niej zadowoleni – ma opinię zdolnej, pracowitej, jest
lubiana, wzywana jako „nieodzowna” do współudziału we wszystkich tamtejszych poczynaniach. Jakoż, jadąc autem, widziałam ją, kroczącą do kościoła na czele młodzieży. W parze z uczniakiem nieśli sztandar szkolny. To i dobrze. Jednak serca jakoś
do niej nie mam. Obca. Wróciłam do domu autem tego samego dnia o 7‑mej wieczór.
Jadzia ściga mnie wszędzie. Jeden z wczorajszych gości
Dąbrowy, inspektor szkolny
Padziannie udało się ustalić, o kim mowa., powiedział, że jego żona co dzień w czasiebpowstania widywała się z
Jadzią (oto zatajenie
Jadzi) i widziała ją jeszcze 4 października, od niego też dowiedziałam się, że przy śmierci
Jadzi była i pochowała ją niejaka pani
Brokmanowa, która pracuje w
Ministerstwie Oświaty. Wciąż myślę, jakie kary spotkają mnie jeszcze za opuszczenie Jadzi przed śmiercią i czy nie muszę kary sama sobie wymierzyć? Kiedy ktoś mówi o Jej śmierci, omdlewam wewnętrznie z oczekiwania, że mnie o coś oskarży. Samo to, że osoba, co ją grzebała, przez rok przeszło nie odszukała mnie, wydaje mi się wyrokiem potępienia.
Co robisz, czekam Twego listu, dziś nie było, a tylko Twoje listy
nadają dniom jakiś urok i sens.
Twoja M.
[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]
Przyjechał na tę uroczystość nawet
doktor Sierakowski z
żoną z
Włocławka.
[Dopisek na marginesie trzeciej strony:]
Hepkowie wyjechali wreszcie do
Grodziska pod Poznaniem. W
TUR-ze
o żadnych przydziałach ani słuchu. A
Miecionie udało się ustalić, o kim mowa., dostawszy nowe opony do roweru, zwiał na nich w świat co siły w nogach i pedałach.