Warszawa 24 V 42
Droga
Pani Anno,
list Pani, pisany 9-go maja (8-go minęło akurat dwa lata od dnia, kiedy zjawiliśmy się u Was, opowiadając naszą przygodę w
LubaczowieW marcu 1940 r. podczas nieudanej próby przedostania się przez zieloną granicę do Warszawy Dąbrowska została okradziona. Por. list 1.) otrzymałam. Bardzo trudno na niego odpisać, bo przeszkadza świadomość, że jeśli Pani stan duchowy w tym liście tak wymownie zobrazowany trwa, to właściwie nie zależy już Pani na niczyjej, a tym bardziej na mojej odpowiedzi. Mam jednak nadzieję, że to usposobienie ustąpiło lub ustępuje niekiedy innym mniej ponurym i bardziej wartościowym dyspozycjom duchowym. Jeśli nie, byłoby to bardzo zasmucające, gdyż to może grozić postawą
autora Podróży w głąb nocy, wiodącą nieuchronnie do apologii tego właśnie, od czego świat dziś tak cierpi. Na razie oboje bardzo wzruszyliśmy się Pani listem i stwierdziliśmy zgodnie, że jeśli Pani doświadczenia osobiste tych trzech lat (bo ogólne wszyscy mamy mniej więcej jednakowe), doprowadziły Panią do takiej pogardy ludzi i poczucia śmierci ludzkiego świata w Pani sumieniu i sercu, to – trzeba przyznać – znalazła Pani dla tej beznadziejnej rozpaczy wyraz słowny (aby nie powiedzieć tak nienawistnym dla Pani słowem – literacki) najpiękniejszy i najbardziej przejmujący. I tak chcąc nie chcąc, będzie Pani tego wyrazu przedmiotowego i udzielającego się szukać, bo jest Pani artystą i nic Panią, mówiąc Jej własnym stylem, od tego nie ocali. Dyskutować z Panią nie będę, gdyż moja „wiedza o człowieku” jest zbyt zalśniona, może nawet spaczona mnóstwem dobroci ludzkiej, której właśnie w te trzy lata doznałam, mnóstwem widoku niezwykłych cnót i uroków ludzkich, które mi się właśnie w te trzy lata śród morza nieprawości objawiły.
U nas wszystko się toczy mniej więcej tak jak u Was. Osobiście w naszym domu
p. Stanisław od trzech tygodni leży chory na serce, ale ostatnimi dniami już mu się dzięki Bogu polepsza. Kilka dobrych znajomych choruje tak jak
Stasia – w ogóle epidemie tego rodzaju szerzą się coraz bardziej. Sklepów, owszem, zamknięto kilkaset, a na oknach pustych wnętrz (często zabrano i urządzenia sklepowe) wywieszono wielkie czerwone arkusze z napisem „zamknięto za paserstwo”. Ceny jedzenia nie doszły jeszcze lwowskich, ale są już bardzo wysokie. Do
p. Stanisława przychodzi
młoda lekarka, która przeżyła wrzesień 1939, nie wychodząc trzy tygodnie ze szpitala i brodząc – bez literackiej przesady – po kostki we krwi. Wyniosła z tego
de profundis promieniujące oczy i serce, i też wiedzę o człowieku, lecz inną. Więc z tych samych zjawisk różne dla różnych wiedze o człowieku wynikają, więc obstając przy swojej – może i te inne trzeba wziąć pod uwagę.
Ta młoda doktorka robi teraz
p. Stanisławowi zastrzyki dożylne z glukozy, wapna i bromu. Myślę jednak zawsze, że byłoby dobrze, żeby Pani tu do nas przyjechała, a nie tylko do nas, lecz i do
Warszawy.
P. Stanisław b[ardzo] serdecznie przejął się Pani listem i nawet zbiera się do Pani napisać. O
Stasi miałam kartkę od
p. BasiKartkę od Barbary Wolskiej Dąbrowska otrzymała 4 maja 1942 roku. W dzienniku zanotowała: „Wczoraj była niezwykle pomyślna karta od Basi W., donosząca o prawie pewnym zwolnieniu Stasi. Tak jestem już wyschnięta duchowo i uczuciowo, że nawet się tym nie ucieszyłam tak, jak mi się zdawało, że się ucieszę. Trochę mi jednak lżej na duszy” (M. Dąbrowska, Dz., zapis z 5 V 1942)., że jest na wyzdrowieniu, ale widać radość była przedwczesna.
Ściskam Was serdecznie, chciałabym Pani coś bardzo, bardzo dobrego, miłego, ożywczego napisać, ale i w skutek już nie wierzę, i jestem bardzo, bardzo zmęczona
Wasza
Maria D.
25 V
Panu Stanisławowi pogorszyło się dziś znów trochę. A że
Elusia przechodziła przedwczoraj w ubezpieczalni społ[ecznej] operację migdałów – i też leży – mam więc szpital w domu z oddziałem męskim i damskim. A jerzyki za moim oknem latają,
skwirzącymi rojami jak od wieków i cielistej barwy chmurki nikną tak niewinnie w cichym, nadwieczornym, nareszcie ciepłym błękicie. Zielone Świątki.