30 IV 44
Aneczko – najserdeczniejsza,
czy mi przebaczysz, czy prędko przyjedziesz, abym Cię mogła przeprosić? Od trzech dni nic nie robię, tylko piję wódkę i myślę, czy mi przebaczysz i kiedy wrócisz. Co bym dała za to, żebyś już w tej chwili tu była, modlę się, żebyś podróż miała szczęśliwą. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Śród okoliczności, które się wytworzyły, nie mogłabym w żaden sposób zobowiązać się naprzód z pewnością, że dotrzymam terminu. Marychny nie ma, obiecała, że wróci, ale czy wróci, a jeśli, to w jakim stanie? Ostatnimi tygodniami jej zachowanie się robiło wrażenie wręcz początków obłędu. Marysia Kown[acka] jest ciężko chora, zostawienie jej w domu byłoby dodaniem p. St[anisławowi] (gdyby nie wyjechał) roboty i kłopotów jej pielęgnowania. Zresztą ma, zdaje się, gruźlicę, nie chcę, aby sypiała na Twoim tapczanie. Jadzia ma najlepszą wolę, ale jest sto tysięcy razy bardziej „nieobecna” niż ja, a i dosłownie cały dzień byłaby nieobecna, przy tym jest też chora, namawiano ją, aby na maj wzięła urlop i wyjechała do Heli, która ją zaprasza – ma ciężkie osłabienie mięśnia sercowego, chroniczny bronchit, ogólne przemęczenie, ciągle robi się jej słabo, poważnie się o nią boję. Wyjazd mogłabym tylko zaimprowizować z dnia na dzień, nie jestem w stanie i w możności planować na kilka tygodni naprzód. Nie spodziewałam się i nie przewidywałam, że pobyt mój w Sichowie będzie wymagał tylu nakładów i przygotowań. Szkoda, że mi wcześniej o tym nie doniosłaś, byłabym od razu Cię uprzedziła, że w taki sposób angażować się nie mogę. Ja w swojej naiwności wyobrażałam sobie, że po wyjeździe Twej siostry zamieszkamy po prostu w jej izdebce. Przeraziłam się i wzruszyłam, że poczyniłaś takie nakłady i chcąc za wszelką cenę Ci dogodzić, wysłałam drugą depeszę i list godzący się na wszystko. A potem rozpacz, że jednak nie wydołam, nie wiem, może i stan psychiczny taki zły, że nie jestem w stanie w dzisiejszym czasie sprostać tak trudnej życiowo – bo uczuciem byłabym najchętniej już z Tobą – decyzji. Koszty Ci zwrócę – 500 zł w każdym razie gotówką zaraz, jak wrócisz, resztę goszcząc Cię u siebie, jak długo zechcesz, choćby rok, choć to, co prawda, żaden zwrot, bo uważam mój dom za Twój, a wszystko, co moje, jest i Twoim.
Rączęta Ci całuję i jak mogę, nieszczęsna i skruszona, przepraszam. Nie wytłumacz sobie tego niefortunnego zbiegu okoliczności na Twoją niekorzyść. Strasznie do Ciebie tęsknię i błagam Boga, żebyś już jak najprędzej przyjechała. Powiedziałam, że wykombinujemy coś, aby być tego lata razem i o ile to w ludzkiej mocy – dotrzymam. Jeśli p. St[anisław] wyjedzie, zaproszę Cię do siebie, zajmiesz jego pokój, pomoc mnie w gospodarstwie zastąpi pretekst mrozów. Wyjedziemy na kilka dni do Świdra. Wyjedziemy do Dąbrowy ZduńskiejW Zduńskiej Dąbrowie mieszkali znajomi Dąbrowskiej, Leonilda i Kazimierz Wyszomirscy, którzy prowadzili tam Ludową Żeńską Szkołę Rolniczą im. Jadwigi Dziubińskiej, gdzie pisarka w czasie okupacji miała wykłady i odczyty. na tydzień albo dwa. To blisko, tam czekają mnie i każdego, kogo przywiozę, z otwartymi rękoma. Będziemy miały pokój z elektrycznością całą dobę, jedzenia w bród, wieś piękną i bogatą w rodzaju Sichowa, zobaczysz, będzie świetnie, a jak Ci się spodoba, to będziesz nawet mogła za cenę lekcji dwu dziewczynkom dyrektorki szkoły zostać tam cały rok, a ja bym dojeżdżała, stamtąd to łatwo nawet autem wrócić, bo ciężarówka „Społem” z Łowicza co tydzień jest w Warszawie. Spędzimy też kilka dni u p. Oleńki, zobaczysz, będzie cudnie, nie gniewaj się tylko.
Ach, gdybyś wiedziała, jak mi zależy na Twoim szczęściu, na Twej obecności, na tym, byś prędko wróciła. Wracaj, wracaj, wracaj
M.
[Dopisek na marginesie drugiej strony:]
Nie gniewaj się tylko na mnie – na wszystko błagam, proszę – i wróć prędko. Do nóg Ci upadam i przepraszam, ale na Boga uwierz, będzie dobrze, będę taka, że mnie do rany przyłożysz, koło palca mnie owiniesz, tylko nie gniewaj się, najdroższa, najmilsza, ubij mnie, a nie gniewaj się.