Sich[ów], 4.4.44.
Maryjko,
jest 10 wieczór. Józio przyniósł: koszulę, cudnie zapakowaną, widzę w tym rękę p. Stanisława (tzn. teczkę), pudełka, sardynkę i herbatę. Za sard[ynki] i herb[atę] się gniewam i zakazuję. Za pudełka i trud b[ardzo] dziękuję. Jak zdrowie p. Stanisława i Twoje?
Dlaczego jesteś uparta? Proszę rozdzielać paczki wedle adresatów i moich wskazań. Psujesz mi zabawę. Tu coraz żywszy ruch nocny, ale łagodny dla cichych i skromnych.
Listu, listu nie ma. Za to przyglądam się adresom pisanym Twoją ręką.
A.